O mnie

Moje zdjęcie
Trzydzistoparolatka. Żona. Mama dwóch chłopców. Dzięki nim moje życie nabrało barw. Na blogu pragnę uwiecznić naszą (nie)codzienność. Chcesz do mnie napisać? Mój email: madzia435@gmail.com

Obserwatorzy

Online

piątek, 21 grudnia 2012

Najbardziej marzę o tym, aby się wyspać. Żeby chociaż raz, spokojnie, przespać całą noc, żeby nie budzić się co 2-3 godziny i nie musieć wstawać. Jak niegdyś, cierpiałam na bezsenność, tak teraz, zasypiam w kilka sekund. I tego snu jest mi ciągle mało...
Do około 3-4 czwartej nad ranem, Filipek śpi spokojnie. Kiedy, zbliża się właśnie, ta pora karmienia, Romek wstaje pierwszy. Zmienia Filipkowi pieluszkę i podaje mi go, owiniętego w rożku, do karmienia. Podczas karmienia, gdy Filipek zasypia z piersią w ustach, wyciągam pierś i podkładam mu smoczka a Romek kładzie go do łóżeczka. I wtedy, Filipek, co chwilę wypluwa smoczka z buzi a za kilka sekund zaczyna dyszeć jak piesek i łapczywie go szuka. Romek ledwie zdąży się położyć do łóżka i za moment znowu wstaje, żeby podać mu dydka, bo on ciągle go szuka. I tak w kółko, przez godzinę, często nawet dłużej. Z 20-30 razy trzeba do niego wstać. Dlatego też, nagle, polubiłam spać w łóżku, od strony ściany, więc kochany maż, zamienił się ze mną miejscem i teraz ma bliżej do synka :)
Kiedyś, podczas karmienia, Filipek, jak zawsze, usnął z piersią w buźce. Wtedy wyciągnęłam mu cyca z ust i szybko podłożyłam smoczka, ale Filipek od razu wyczuł, że coś jest nie tak, że to nie jego ulubiona pierś. I  głośnym płaczem, zamanifestował swoje niezadowolenie. Więc dałam mu pierś z powrotem a on natychmiast się uspokoił i zasnął w ułamku sekundy. Wtedy ponownie wyciągnęłam mu pierś z ust a on znowu, nagle się obudził i wybuchnął  głośnym płaczem. I tak nieustannie. Co chwilę, gdy zasnął, Romek próbował odłożyć go do łóżka. Udało mu się to dopiero po czterech godzinach. Tak Filipek przywiązał się do mojego cyca :)
W dzień, synuś śpi niezwykle czujnie. Najmniejszy szmer, czy szelest, zaraz go budzi. Podczas jego drzemki, my poruszamy się po mieszkaniu na palcach. Nic nie robimy, bo tak łatwo można Filipka obudzić. Nie myjemy naczyń, nie gotujemy obiadu, nie sprzątamy, jeśli odkręcamy wodę, żeby umyć ręce, to tylko zimną, bo ciepła woda szumi w rurach,  rozmawiamy szeptem i tylko siedzimy.
Dni mijają nie wiadomo kiedy. Zupełnie straciliśmy z Romkiem rachubę czasu. Choinkę ubraliśmy już jakiś czas temu a dopiero dzisiaj zorientowaliśmy się, że w poniedziałek jest Wigilia...
Wesołych Świąt!

sobota, 8 grudnia 2012

Jestem tak pochłonięta opieką nad synkiem, że zupełnie straciłam rachubę czasu. Nie mam zielonego pojęcia, jaki jest dzień tygodnia, bo czas tak szybko mija.
Uwielbiam zajmować się Filipkiem. Uwielbiam karmić go piersią i wpatrywać się w jego spokojną buźkę. Taką malutką, niewinną, bezbronną. Chciałabym zapamiętać, ten jego wyraz twarzy, do końca życia. Uwielbiam słuchać jego spokojnego, miarowego połykania mleka, oddechu. On wtedy, wpatrzony jest w mamę lub ma zamknięte oczka. Mogłabym tak obserwować go godzinami.
Uwielbiam zmieniać mu pieluszkę. Dotykać jego małego, delikatnego ciałka. Całkować jego stópki, rączki.  Uwielbiam go kąpać. Kąpiel dostarcza mu tyle radości i zabawy.
Uwielbiam obserwować jego duże, niebieskie, bystre oczka, rozglądające się po całym pokoju. 

Uwielbiam jego malutkie ustka a najbardziej wtedy, kiedy pojawia się na nich uśmiech. 
Filipek jest bardzo spokojnym dzieckiem. Grzecznie leży w swoim łóżeczku i obserwuje kolorową karuzelę.  Lubi też ręce mamy, kiedy to siadam z nim w fotelu bujanym, jego oczka momentalnie stają się takie senne. Nie mija sekunda a on śpi. Filipek jeszcze przez większość czasu śpi. Budzi się na posiłek co 2-3 godziny, ale już mniej więcej o tych samych porach.
Nasza Kruszynka rośnie nam z dnia na dzień. Waży już  5, 200 kg. Wczoraj byliśmy na pierwszym szczepieniu. Filipek spisał się bardzo dzielnie. W poczekalni spał a gdy go rozbierałam do badania, wszystkim w około rozdawał uśmiechy. Zaczął płakać dopiero wtedy, gdy poczuł ukłucie a kłuli go, aż trzy razy. Tak mi żal było mojej niuni kochanej, ale Filipek szybko się uspokoił i zapomniał o bólu. 

Oczywiście, często odczuwam zmęczenie, ale już wdrożyłam się w nowe obowiązki. Wstawanie co 2-3 godziny w nocy, nie sprawia mi już większego problemu. Ale są dni kiedy  "nie kontaktuję" ze zmęczenia, nie wiem co się dzieje. Zdarza się, że zasypiam w fotelu z dzieckiem albo w nocy, gdy wracam z toalety, nie wiem, czy wstałam, żeby dopiero nakarmić Filipka, czy może już to zrobiłam.
Jednak, opieka nad Filipkiem daje mi dużo satysfakcji i radości. Uwielbiam nim się zajmować i jestem szczęśliwa, że pojawił się w naszym życiu. Taki mały człowieczek a dokonał tyle zmian. Wniósł w nasze życie tyle radości i miłości. 


niedziela, 25 listopada 2012

Filipek przewrócił nasz świat do góry nogami. Nagle, z dnia na dzień, zapanował u nas totalny chaos. Bardzo trudno było mi, wdrożyć się w nowe obowiązki. Tym bardziej, że nie wiedziałam, jak opiekować się Filipkiem. Nie wiedziałam, czego on potrzebuje. Nie potrafiłam nawet wziąć go na ręce, bo był taki malutki i delikatny. Bałam się, że zrobię mu krzywdę i dlatego troszkę go omijałam.
Trudno także było zapomnieć o sobie, o swoim zmęczeniu i być na każde zawołanie maluszka, o każdej porze dnia i nocy. Brakowało mi snu, byłam przemęczona i rozdrażniona. Nie miałam nawet czasu, aby zjeść posiłek a przecież muszę zdrowo się odżywiać, by mieć pokarm dla małego, bo karmię piersią. Wszystko musiałam robić w pośpiechu. 
Teraz, powoli wszystko zaczyna się układać. Mamy z Romkiem dobrze zorganizowany czas, określony rytm dnia, podział obowiązków, więc teraz idzie nam wszystko o wiele sprawniej. Ja większość czasu spędzam z Filipkiem, bo go karmię a Romek zajmuje się domem. Przejął obowiązki gospodyni domowej i robi śniadania, gotuje obiady i kolacje, robi zakupy, wychodzi z psem na spacer. Oprócz tego, pomaga mi także w opiece nad Filipkiem. Zmienia mu pieluszki, dogląda w nocy, nosi na rękach, gdy boli go brzuszek. Wspólnie też kąpiemy Filipka. Pierwszej kąpieli bałam się, jak nie wiadomo co. Bałam się, że nie utrzymam w wanience, na ręku, tak drobnej istotki, że Filipek zapłacze się i wszyscy będziemy tylko zdenerwowani i zestresowani. Jednak wszystko było w porządku. Na początku, Filipek był trochę zaskoczony, gdy poczuł wodę i zrobił na ustach dużą podkówkę, jakby miał zaraz wybuchnąć płaczem, ale nasz spokój uratował sytuację. Filipek tylko wytrzeszczył oczka i przyglądał nam się z wielkim zainteresowaniem. Był spokojny. Widać było, że kąpiel mu się podobała. Wtedy, zdałam sobie sprawę, że jak z kąpielą sobie poradziłam, to już raczej ze wszystkim sobie poradzę.
Filipkowi powoli normują się pory posiłku. W dzień bywa różnie, jednak w nocy je o 22., potem  zazwyczaj o 1., 4. nad ranem i o 6.  Koło południa, wychodzimy z nim na godzinny spacerek do parku. Po spacerze, Filipek jest zazwyczaj głodny jak wilk.  Karmię go wtedy i usypiam. Dopiero po 16. mam chwilę czasu dla siebie. Jednak, gdy ta wolna chwila, trwa trochę dłużej, zaczynam już strasznie tęsknić za moją niunią. Około 18. jest czas na kąpiel i tak w kółko.
Niestety, dopadły nas już problemy z kolką. Często, po posiłku, Filipek zaczyna prężyć się i nagle robi się czerwony jak burak oraz wybucha przeraźliwym płaczem. Czasami, trzeba nosić go na rękach, około dwóch godzin, żeby choć trochę ulżyć mu a czasami wystarczy tylko, położyć go na brzuszku i ból mija.
Jednak, nie zawsze Filipek płacze, gdy jest głodny lub kiedy boli go brzuszek. Często, chce po prostu, poleżeć sobie, przy piersi mamy. Wtedy natychmiast uspakaja się a jego oczka odpływają. Zasypia w jednej sekundzie. Śpi on bardzo czujnie. Kiedy tata bierze go ode mnie i cichutko, na paluszkach, stara się odłożyć go do łóżeczka, on nagle robi wielkie oczy, jak pięć złotych. Już nie śpi. Wtedy z powrotem wędruje do piersi mamy.
Filipek rośnie nam w oczach. Pamiętam, jak przyjechaliśmy ze szpitala, miał takie chudziutkie i długie  paluszki, dosłownie jak zapałki. A pewnego dnia, podczas karmienia, zauważyłam, że paluszki stały się pulchniutkie, że dostaje drugi podbródek. Co za radość.
W chwili urodzenia Filipek ważył 3.540 kg.
W dniu wypisu ze szpitala, tj. 27.10., jego waga spadła. Ważył wtedy 3.360.
W drugim tygodniu życia, dn. 7.11., jego waga skoczyła aż do 4.200 kg :) To 800 g więcej w ciągu jedenastu dni!
Natomiast, w trzecim tygodniu, 14.11., ważył 4.340 :))))
Rośnie nam pociecha kochana. Już, leżąc na brzuszku, podnosi główkę do góry, na kilka sekund, wodzi oczkami za mamą i tatą. Kiedy położyłam go na pleckach, na naszym łóżku i poszłam zamknąć drzwi od pokoju Filipka, ten szybko, odwrócił główkę w moim kierunku. Patrzył, gdzie ja idę :) 
Filipek wniósł dużo zamętu w nasze życie, ale już nie wyobrażam sobie życia bez niego. Jestem szczęśliwa, że mam takiego synka.
A tutaj, pierwszy uśmiech mojego Smerfa.




wtorek, 20 listopada 2012

Poród

Wszystko zaczęło się w poniedziałek, 22. października. Od południa, zaczęłam odczuwać skurcze, ale już nieraz tak miałam, więc nie zwróciłam na to szczególnej uwagi. Wieczorem, skurcze nasiliły się i zaczęła pojawiać się przezroczysta wydzielina. Pomyślałam, że to właśnie odchodzą mi wody płodowe, ale póki skurcze nie były tak intensywne i bolesne, postanowiłam jeszcze trochę poczekać. Nie chciałam panikować i wywoływać fałszywego alarmu. Jednak przeraziłam się, kiedy oprócz wydzieliny, zaczęła pojawiać się także krew. Całą noc oka nie zmrużyłam, ale leżałam i czekałam na to, co będzie działo się dalej.
O 5. rano, postanowiłam obudzić Romka. Zjedliśmy lekkie śniadanie i pojechaliśmy do szpitala. Tam zrobiono mi  badanie KTG, które skontrolowało bicie serduszka mojego dziecka i monitorowało moje skurcze. Jednak, podczas badania, nic nie wskazywało na to, że zbliża się poród. Maluszek spał sobie grzecznie, bo przecież całą noc fikał w moim brzuszku i wystąpił zaledwie jeden skurcz macicy. Potem miałam badanie ginekologiczne i okazało się, że wody płodowe mam nienaruszone, więc odesłano mnie do domu.
Jeszcze w tym samym dniu, obudziłam się przed północą, ponieważ znowu odczuwałam skurcze. O około 1. w nocy usłyszałam tylko: "plum", jakby dźwięk pękającego balonu i poczułam mokro.Szybko wstałam z łóżka i nagle chlusnęły mi wody płodowe. Już nie miałam najmniejszych wątpliwości, że to właśnie rozpoczął się poród. Obudziłam Romka i zaczęliśmy ponownie szykować się do szpitala. Skurcze stawały się coraz silniejsze tak, że nawet nie mogłam ustać. Musiałam uklęknąć na podłodze z szeroko rozstawionymi nogami i odczekać, aż skurcz minie. W szpitalu szybko przyjęli mnie na oddział. Była już 2. w nocy. Najpierw przeprowadzili ze mną krótki wywiad a potem kazali się umyć i przebrać w koszulę szpitalną. Skurcze następowały coraz częściej i były bardzo bolesne. Cały personel medyczny mówił, że u mnie poród bardzo szybko postępuje, jak na pierworódkę i prawdopodobnie za pięć godzin, będzie już po wszystkim. Dla uśnieżenia bólu, przykleili  mi do pleców, jakieś wibrujące akumulatorki, dali także gaz rozweselający. Jednak nic nie pomagało. Ból był nie do wytrzymania. Krzyczałam chyba na cały szpital, aż zdarłam sobie gardło a potem nie mogłam mówić. Byłam przekonana, że już nie wytrzymam, że nie dam rady urodzić. Myślałam nawet, że zaraz umrę z bólu. Bałam się też o maleństwo, czy czasem mu nie zaszkodzę, swoją bezsilnością.
Romek był cały czas ze mną. Ciągle mówił do mnie, przypominał o oddychaniu, trzymał mocno za rękę, podawał wodę do picia. Z tego bólu, podczas parcia, nabrudziłam tam na łóżku a nikt z personelu medycznego, nawet nie fatygował się, żeby to posprzątać. Za to mąż wziął  mnie podniósł, tyle ile mógł, wymienił ceratę, podmył. W takim bólu, człowiek nawet nie myśli o wstydzie, nie jest skrępowany. Mnie już naprawdę było wszystko jedno.
Niestety, w pewnym momencie, akcja porodowa zatrzymała się. Zabrakło tylko 0,5 cm do pełnego rozwarcia i to był najgorszy moment. Kilka godzin czekaliśmy na pełne rozwarcie a tu nic. I tak leżałam na sali pozostawiona sama sobie, w tych bólach, parłam, krzyczałam a personel zajmował się tylko sobą:  plotkowali, oglądali telewizję, jedli kanapki. Godziny mijały a tu nikt nic nie mówił, co będzie dalej. Nikt nie przyszedł sprawdzić, czy jednak poród postępuje, czy nie. I mieli tylko jakieś pretensje, że "nic się nie dzieje" a ja głośno krzyczę. Żeby mnie zagłuszyć, położne włączyły radio na pół regulatora a wyciszyły urządzenie monitorujące bicie serduszka Filipka. Ze sobą też nie były zgodne na temat  porodu. Jedne kazały przeć, jak odczuwam taką potrzebę, inne nie, bo mogę mieć problemy w następnej ciąży itp. Romek w końcu nie wytrzymał. Zaczął szukać lekarzy, bo tyle godzin już minęło, ja jak wrzeszczałam tak wrzeszczę a tu nic się nie dzieje.W końcu przyszedł lekarz i podjęto decyzję o cesarskim cięciu. Wcześniej bałam się tego zabiegu, ale teraz byłam gotowa na wszystko, byle szybko to się skończyło.
Przewieziono mnie na salę operacyjną. Tam dostałam zastrzyk znieczulający w kręgosłup i nagle bóle zaczęły ustępować. Straciłam czucie od pasa w dół. Rozłożono nade mną parawanik i zaczęto mnie kroić. Kiedy wyciągano ze mnie mojego synka, poczułam tylko, przelewające się wody w moim brzuchu i nagle usłyszałam głośny płacz Filipka. Popłakałam się ze wzruszenia. Po chwili, położna pokazała mi moją kruszynkę. Przytuliła mi go do twarzy i szyi. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi wtedy do głowy to to, że jest on taki śliczny i taki malutki. Byłam przekonana, że będzie miał suchą skórkę, jakieś łuski, a on był taki gładziutki i delikatny jak laleczka. I dalej płakałam a Filipek spał grzecznie, owinięty w ciepły kocyk. Lekarze zaczęli żartować, że to mama płacze a nie maluszek. Potem zawieziono mnie na salę pooperacyjną. Tam czekał na mnie Romek a za chwilę, przywieziono nasze maleństwo do karmienia. Byłam potwornie zmęczona i nie miałam najmniejszego pojęcia, jak się zabrać, do karmienia Filipka. W ogóle, nie wiedziałam, czy mam pokarm, czy nie. Romek wziął maluszka, przyłożył mi go do piersi a on już wiedział o co chodzi :) Odruchowo zaczął ssać moją pierś. Byłam w szoku. Potem, gdy maluszek pojadł trochę, spojrzał na mnie, swoimi dużymi, czarnymi oczkami. Myślałam, że zaraz będzie płakał, jak to robią małe dzieci, na widok obcej osoby, ale nie.On tak wpatrywał się we mnie i wpatrywał. I tak spędziliśmy kilka godzin na karmieniu i przyglądaniu się Filipkowi. Później, Romek poszedł do domku a ja próbowałam się zdrzemnąć, bo przecież tyle nocy nie spałam, ale przez te emocje, nie mogłam zasnąć. Pod wieczór przyszedł znowu. Przyniósł mi pyszne kanapki, kupił dla mnie owoce i różne, moje ulubione, przysmaki, jednak ja przez dwie doby nie mogłam nic jeść. Romuś posiedział jeszcze troszkę ze mną i poszedł do domu. A ja cały czas płakałam ukradkiem, bo minęła zaledwie jedna doba a w moim życiu tyle się zmieniło. ZOSTAŁAM MAMĄ! I całą noc nie spałam, tylko przepłakałam, chociaż dostałam leki przeciwbólowe i na sen.
Rano przywieziono mi synka do karmienia a ja jeszcze nie odzyskałam sił. Byłam cała obolała, nie mogłam się ruszać, podnieść nogi, przekręcić na bok, nie mogłam wstać do maluszka, gdy płakał, nie mogłam chodzić.
Na początku, bałam się przebywać sama z Filipkiem. Był on dla mnie jakimś małym stworkiem. Bałam się, że niechcący zrobię mu krzywdę i troszkę go omijałam, ale też byłam jeszcze zbyt obolała, żeby nim się zająć. Poza tym, nie rozumiałam go, nie wiedziałam o co mu chodzi, czego potrzebuje, nie potrafiłam zmienić mu pieluszki a co dopiero wziąć tak kruchą istotkę na ręce. Tak mi żal go było, że nie jestem w stanie nim się zająć, że jak jakiegoś podrzutka, oddaję go w ręce położnych. Ale byłam przekonana, że w domu wszystko się dobrze ułoży.
Po trzech dobach opuściliśmy szpital. Przyjechał po nas Romek z moimi rodzicami. Mama została u nas dwa tygodnie, żeby pomóc nam w opiece nad Filipkiem. I dzięki Bogu, że została, bo my byliśmy zupełnie zieloni w tych sprawach. Pierwsza doba, po wyjściu ze szpitala, była koszmarna. Właściwie nie mieliśmy nocy. Filipek cały czas płakał tak przeraźliwie i płakał. Nie mogłam wytrzymać, słuchając jego krzyku, tego jak on cierpi. Z trudem powstrzymywałam się, aby nie płakać razem z nim. Nie wiedzieliśmy, co mu jest. Był przecież najedzony, miał suchą pieluszkę. Kiedy uspokoił się po 3. nad ranem,  my z Romkiem, tylko znacząco patrzyliśmy na siebie i nasze spojrzenia pytały się nawzajem: czy tak teraz będzie codziennie. Romek był z nami jeszcze kilka dni, potem wrócił do pracy a mama pomagała mi w opiece nad Filipkiem. Pomagała przystawiać mi go do piersi, kąpała go, na rękach nosiła, gdy bolał go brzuszek, po zakupy chodziła, z psem na spacer, gotowała pyszne obiady. Pomoc mamy była nieoceniona. Nie wiem, co byśmy bez niej zrobili.
Jestem pełna podziwu dla Romka. Całą ciąże troszczył się o mnie, opiekował się mną, dbał, żeby niczego mi nie zabrakło, kupował mnóstwo zdrowej żywności. Wspierał w trudnych chwilach, znosił moje dziwne nastroje i humory. Dodawał otuchy i wsparcia. Zawsze o wszystkim mogłam z nim porozmawiać, zawsze mogłam na niego liczyć. I podczas porodu spisał się na medal. Chociaż wcześniej, nie był pewien, czy chce uczestniczyć, bo bał się, że sam tam zemdleje. I nawet na początku porodu, było jemu słabo z nadmiaru emocji, ale kiedy widział mnie w tych bólach, odzyskał siły dla mnie. Dzielnie mnie wspierał. I nie zapomnę tego, że jak jechałam już na salę operacyjną i nie mógł on być już tam ze mną, tak mocno ucałował mnie w usta, w czoło. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Wiem, że Romek będzie ze mną na dobre i na złe.

sobota, 27 października 2012

Narodziny Filipka

24. października o godzinie 11.04 narodził się mój ukochany synek, Filipek.
Ważył 3540 kg, mierzył 57 cm, obwód główki wynosił 33 cm.
Nie da się opisać tych emocji, tego wzruszenia i szczęścia, którego teraz doświadczamy. 
Sam poród był koszmarem, ale pod wpływem tego szczęścia, odchodzi powoli w niepamięć. 
Dzisiaj dopiero wróciliśmy do domku.
Napiszę więcej, jak tylko dojdę do siebie.
Ciocie, dziękuję Wam, że trzymałyście za nas kciuki :***


niedziela, 14 października 2012

W dalszym ciągu oczekujemy na narodziny Filipka, ale jemu, najwyraźniej, wcale nie śpieszy się na świat. Brzuszek rośnie w zastraszającym tempie. Każdego dnia wydaje się coraz większy. Od kilku tygodni, skóra na brzuchu strasznie mnie swędzi a nawet piecze i pęka, pojawiają się duże rozstępy, pomimo tego, że od samego początku ciąży, używałam specjalnych kosmetyków.
Strasznie boję się porodu. Czasami, mam takie silne skurcze, że wydaje mi się, że zaraz będę rodziła, ale za chwilę to mija i następuje, przez dłuższy czas, cisza i spokój. I tak się zastanawiam, jak ja sobie dam radę? Bo już teraz, jak złapią mnie takie silne skurcze, ledwo wytrzymuję ból, chociaż trwają one kilkanaście sekund, to co to dopiero będzie w szpitalu, jak będę musiała leżeć w tych bólach 10, czy 12 godzin? Jak ja to przeżyję?! Dużo się naczytałam o porodzie i im więcej wiem, tym strach jest większy, mam większe obawy.
Ale cieszę się, że mąż jest ze mną. Od zeszłego tygodnia, wziął wolne w pracy i opiekuje się żonką i piesiem. Codziennie rano wychodzi z pieskiem na spacer, potem idzie do sklepu po świeże bułeczki i robi przepyszne śniadanko. Następnie, siedzimy w dużym pokoju, gadamy a ja powoli przygotowuję obiad. W południe wychodzimy na spacer do parku. Porobiliśmy sobie fajne zdjęcia, wśród kolorowych liści. Gdy przychodzimy, jemy  obiadek i leniuchujemy do wieczora w domu, tzn. ja leniuchuję a on robi jeszcze jakieś porządki w domu a potem wychodzi pobiegać. Na kolację, objadamy się jabłkami, opijamy herbatkami z sokiem malinowym. Śpimy osobno, bo ja już nie miałam nawet szansy, przekręcić się na drugi bok a teraz każde z nas ma całe łóżko dla siebie. I tak czas nam mija.
Tak jak pisałam wyżej, boję się bardzo porodu, ale też chciałabym mieć to już za sobą.

czwartek, 4 października 2012

Wczoraj miałam, być może, ostatnią wizytę u ginekologa. Pani doktor powiedziała, że ciąża jest już donoszona, mam rozwarcie szyjki macicy, więc poród może nastąpić w każdej chwili. Kiedy wracałam od lekarza, nagle złapały mnie silne skurcze, że ledwo doszłam do domu.W toalecie zorientowałam się, że krwawię, więc spanikowałam, myślałam, że TO już  się zaczęło. Zadzwoniłam do męża, żeby przybył jak najszybciej a sama zaczęłam biegać i pakować jeszcze jakieś drobiazgi do torby. Kiedy usiadłam na kanapie, pomyślałam, że prawdopodobnie, za kilka godzin, będę trzymała Filipka w ramionach i uśmiechnęłam się do siebie. Jeszcze to wszystko wydaje się takie nierealne. Łóżeczko dla dzidziusia już od kilku dni stoi rozłożone, pościelone, ale puste. Brakuje tej małej istotki...
I tak siedziałam i czekałam na to, co się wydarzy. Nadal czułam skurcze i bóle brzucha, jednak wody płodowe nie odchodziły. Uspokoiłam się  i wtedy przypomniało mi się, co czytałam w książkach. Prawdopodobnie odszedł mi czop śluzowy, zabarwiony krwią, który  poprzedza poród, ponieważ odblokowuje szyjkę macicy, jak również, jego wypadnięcie, może też zdarzyć, na kilka dni przed porodem. Wywołałam więc fałszywy alarm, jednak przez cały wczorajszy dzień, odczuwałam skurcze i bóle. Myślałam, że może w nocy zacznie się poród, ale na razie jest cisza. Nic, nadal czekamy na nasze słoneczko.



środa, 26 września 2012

Termin porodu - 24. października zbliża się wielkimi krokami. Za miesiąc, o tej porze, prawdopodobnie będziemy już we troje. W kalendarzyku, poniżej, mam zaznaczone, że właśnie mija mi 36. tydzień ciąży, jednak lekarka, zawsze dodaje mi, 6 dni do przodu. Więc, według niej, to może już być, nawet 37. tydzień ciąży. Brrr... Teoretycznie, dziecko może urodzić się w każdej chwili i już nie będzie uznane za wcześniaka. Nie mogę doczekać się, kiedy Filipek będzie z nami, ale jednocześnie, im bliżej jest terminu porodu, tym bardziej się boję. A najbardziej boję się tego, że poród  może nastąpić w każdym momencie, w najmniej oczekiwanej chwili, że Romka przy mnie nie będzie, że sama nie rozpoznam, czy to już ten moment, czy to może jest fałszywy alarm. Bo skąd ja mam to wiedzieć? Naczytałam się mnóstwo książek i stron internetowych, ale przecież każda ciąża jest inna i u każdej kobiety może to przebiegać inaczej. Boję się też, że sama będę musiała tarmosić bagaż i pojechać do szpitala, że Romek będzie w pracy i nie zdąży. Jego dojazd, zajmuje 3 godziny, a więc byłabym skazana, sama na siebie! Niby, mamy już wszystko zaplanowane, dopięte na ostatni guzik, ale znając moje "szczęście", jest bardzo prawdopodobne, że wszystko potoczy się zupełnie inaczej. Tydzień przed wyznaczonym terminem, Romek planuje wziąć wolne i tydzień po terminie, żeby być przy mnie w tym momencie. Jednak, czy poród nastąpi akurat w tym czasie? Boję się też samego porodu, bólu i szpitala. Mam nadzieję, że wszystko szybko się potoczy i że na drugi dzień wypiszą mnie.
Po porodzie, przyjedzie do nas mama, na dwa tygodnie.W tym czasie, Romek wróciłby do pracy, ponieważ obliczyliśmy, że po tych dwóch tygodniach, mógłby on wziąć urlop, aż do Nowego Roku. W innym przypadku, musiałby wrócić do pracy, tydzień przed Bożym Narodzeniem i tuż po świętach a wiadomo, że okres przedświąteczny, najbardziej rozleniwia. Chce się już szybko być w domu i spędzać czas z rodziną.
Moje samopoczucie jest coraz gorsze. Z dnia na dzień, mam coraz mniej siły, ciągle jestem zmęczona i chce mi się spać. Boli mnie w krzyżu, wiele wysiłku kosztuje mnie wstanie z łóżka, bo brzuch jest już naprawdę duży, twardy i napięty. W nocy drętwieją mi ręce, łapią kurcze nóg. Odczuwam też, coraz częściej, skurcze macicy, więc wydaje mi się, że może, niedługo, coś zacznie się dziać. Dlatego jestem cały czas czujna i  wsłuchuję się w swoje ciało. Maluszek, z pewnością  ma już mało miejsca, już nie skacze, tylko strasznie się rozciąga i wygina mój brzuch na wszystkie strony. Można już rozpoznać, czy to jest jego główka, czy może wypina pupcię, czy nóżki.
Wczoraj, pakowałam torbę do szpitala. Oprócz swoich rzeczy, pakowałam też rzeczy Filipka: ubranka, wyparzałam smoczki i  butelkę. Dostarczyło mi to wiele wzruszeń i emocji. Pomyśleć, że pojedziemy sami z Romkiem do szpitala a wrócimy z małą, nieznaną nam jeszcze, istotką. Nieznaną a jednak tak bardzo już przez nas kochaną i długo wyczekiwaną. CUD. A Romek, coraz częściej, zamiast mówić o Filipku po imieniu, mówi o nim: "mój syn" a mnie, aż ciarki przechodzą. Niesamowite. Rodzinka tuż-tuż nam się powiększy.
Na pamiątkę, zamieszczam zdjęcia wyprawki Filipka, którą pakowałam do szpitala.










poniedziałek, 17 września 2012

Tak, jak planowaliśmy, w zeszłym tygodniu, pojechaliśmy na wieś, do mojej mamy i brata. Byliśmy tam tylko przez weekend, ale i tak odpoczęliśmy i zregenerowaliśmy siły. Pogoda nam dopisała. Mama, jak zawsze, ugościła nas po królewsku. Zgodnie, z życzeniem córki, zrobiła na obiad rosół, na który od dawna miałam chęć. Zrobiła też bigos z młodej kapusty, mięso w sosie, śledzie dla mojego męża, upiekła pyszne ciasto. Siedzieliśmy, wszyscy razem, w dużym pokoju i gadaliśmy. Mama ma nowego, młodego kotka. Nawet nie myślałam, że koty mogą być takie fajne. Poprzedniego kota mieli kupę lat, dbali o niego, ale on był taki niedostępny, dziki. Nie dał się przytulić, pogłaskać. A z tym kotkiem, jest zupełnie odwrotnie. Sam wskakuje na kolana, łasi się, mruczy. Takie ciepło bije od niego. Śmieliśmy się, bo taki mały a już zaczął ustawiać naszego pieska. Z początku jeden bał się drugiego i omijali się wielkim łukiem a potem kot wyczuł, ze mój piesek ma spokojne usposobienie i zaczął go ganiać i ustawiać. Zaczął psu kraść jedzenie z miski, przepędził też go z legowiska i zajął jego miejsce. Śmiechu z nich było co niemiara.
Mama obiecała, że jak urodzę Filipka, przyjedzie do nas na dwa tygodnie. Chce pomóc nam w opiece nad dzieckiem i trochę zająć się domem, ugotować jakiś obiad. Cieszymy się z tego bardzo, bo wiadomo, początki z małym dzieckiem są najtrudniejsze, a my żadnego doświadczenia ani obycia z małymi dziećmi nie mamy.
Po powrocie, pogoda troszkę się pogorszyła. Od razu lepiej się poczułam. Byłam zrobić badania w laboratorium i u okulisty, żeby określił, czy z moją wadą wzroku, będę mogła rodzić naturalnie. Na szczęście, wadę mam niewielką i nie ma co do tego żadnych przeciwwskazań. Wieczorkiem, wybrałam się z mężem na spacer, niestety zbyt długi. Przeceniłam swoje siły. Ledwo doszłam z powrotem do domu i od razu padłam do łóżka jak zabita.  Całą noc przepłakałam z bólu. Wszystko mnie bolało: plecy, kręgosłup, dół brzucha i całe krocze. Bałam się, że być może, przez moją głupotę, zaraz zacznę rodzić. Byłam przerażona, bo przecież ciągle jeszcze tyle rzeczy w domu jest do zrobienia a ja nawet torby do szpitala nie mam spakowanej. Skutki tego spaceru odczuwałam również przez cały następny dzień.
W miniony weekend, znowu zabraliśmy się z Romkiem za porządki. Można by było sprzątać i sprzątać mieszkanie a końca i tak nie widać. Wystarczy otworzyć na chwilę okno a już całe mieszkanie jest zakurzone.  Planowałam, z ostatecznymi porządkami jeszcze trochę, się wstrzymać, ale zdałam sobie sprawę, że czasu jest coraz mniej i jednocześnie sił. I tak, Romuś wiercił karnisze, mył okna, ja wycierałam kurze, wyprałam firanki i pościel. Wczoraj wieczorkiem rozłożyliśmy już łóżeczko dla dzidziuni. Byliśmy bardzo wzruszeni. Wszystko, coraz bardziej, staje się takie realne :)








środa, 5 września 2012

W weekend, Romek rzekł do mnie: "Madzia, wiesz, że TO już w przyszłym miesiącu?" Trochę mną wstrząsnęło to pytanie, bo tyle czasu czekamy na Filipka a to już coraz bliżej. Rzeczywiście, to już w przyszłym miesiącu, Filipek będzie razem z nami: )) Będziemy już w trójeczkę.
Nasz syneczek, powoli szykuje się, do przyjścia na świat. Coraz częściej czuję, że odwraca się główką w dół. Gdy dostaję od niego kopniaki, to czuję jego nóżki wysoko, tuż pod piersiami, w żebrach. Sprawia to ból, ale jednocześnie daje tyle radości. Dotykam jego nóżek, gładzę maleńkie ciałko. A gdy za długo nie poczuję, jak się rusza, to bardzo brakuje mi tego. Czuję straszliwą pustkę. Tęsknię za nim. Myślę, że pomimo tego, że nie mogę doczekać się, kiedy będę trzymała Filipka w ramionach, to jednak, również będę bardzo tęskniła za brzuszkiem.
Ogólnie nie za dobrze się czuję. Ciągle jest mi słabo i duszno.W nocy wcale nie śpię a w dzień jestem wykończona. Czuję się coraz ciężej, nie mam na nic siły, szybko się męczę. A słoneczna pogoda sprawia, że już w ogóle ledwo żyję. Jak dobrze, że mam kochanego męża. Romuś bardzo troszczy się o mnie i mi cały czas mi pomaga. Zajmuje się wszystkim. O 5. rano wychodzi z psem na spacer, żebym mogła sobie dłużej poleniuchować w łóżku. Potem, jedzie do pracy.  W domu jest z powrotem po godzinie 18. Po drodze robi zakupy. Na kolację szykuje pyszne kanapeczki. O 19. wychodzi na ostatni spacer z psem. Następnie, bierze prysznic a wieczorkiem rozmawiamy i opychamy się owocami: bananami, jabłkami i pijemy herbatkę z sokiem malinowym. Niestety, czasu wspólnego mamy niewiele. Romek jest taki zmęczony, że gdy tylko położy się do łóżka, nie zdąży nawet minąć 10 sekund, a on już śpi. 
W sobotę, od samego rana, robiliśmy porządki w mieszkaniu. Romek trzepał dywan, potem tynkował na zewnątrz okna, malował ściany w kuchni, w przedpokoju i grzejniki. A ja, żeby uczcić zdany przez niego egzamin, zrobiłam gołąbki i pyszne ciasto.  Potem pomagałam w sprzątaniu mieszkania. Na następny dzień, gdy Romek obudził się, miał na całym ciele ogromne, czerwone plamy, pęcherze. Nieźle się wystraszyłam. W poniedziałek poszedł do lekarza i okazało się, że od tych chemikaliów dostał uczulenia. Teraz bierze jakieś tabletki i powoli mu to przechodzi. Dobrze, że zdążył odświeżyć całe mieszkanie.
A ja myślę, że powoli, powinnam zacząć, pakować torbę do szpitala. Nie chcę robić tego na ostatnią chwilę. Muszę tylko kupić piżamę. W przyszłym tygodniu, planujemy z Romkiem, odwiedzić nasz szpital, zarejestrować się tam, zobaczyć salę porodową i dowiedzieć się, co i jak, żeby oszczędzić sobie potem, niepotrzebnego stresu. Chociaż i tak mnóstwo stresu oszczędził mi już Romek, bo weźmie tydzień przed terminem porodu i tydzień po terminie zwolnienie lekarskie. A ja już bałam się, że nie rozpoznam, kiedy zacznie się prawdziwy poród i że będę sama musiała się zabrać do szpitala. Potem, na dwa tygodnie, przyjedzie do nas mama, żeby nam pomóc. W tym czasie, Romek pójdzie do pracy, a gdy mama już pojedzie do siebie, Romek weźmie niewykorzystany urlop i wszystkie dni wolne, które sobie wypracował a wtedy, byłby z nami, w domku, aż do Nowego Roku :))))
Tymczasem,  nadszedł czas, na zasłużony odpoczynek. W piątek, chcemy pojechać na wieś, do mojej mamy. Tym bardziej, że kolejne dwa weekendy, Romek spędzi w pracy a potem lepiej, żebym już siedziała w domu, bo w każdej chwili będę mogła zacząć rodzić :)))

wtorek, 28 sierpnia 2012

Jupi!

Wczoraj był wielki dzień. Romuś osiągnął swój wymarzony cel! Zrealizował kolejne marzenie! Zdał egzamin na prawo jazdy :)))) Droga do tego celu była długa i kręta. Na ten dzień, czekał kupę lat.
Kurs rozpoczął w 2004. roku, ale wtedy jeszcze za bardzo nie angażował się w to. Miał wiele innych planów i pomysłów na życie. Chciał robić wszystko na raz i tak naprawdę nic z jego planów nigdy nie było. Wtedy, zaczęłam mu tłumaczyć, żeby ustanowił sobie jakieś priorytety, żeby zastanowił się, co jest dla niego bardzo ważne a co mniej. Żeby postawił przed sobą tylko jeden cel i wytrwale do tego dążył. Dopiero, gdy go osiągnie, powinien realizować kolejne marzenia. Bo, jak ktoś, zabiera się za wszystko na raz, tak naprawdę, nie angażuje się w 100 % w daną rzecz a potem różne z tym bywa. Nie zawsze wszystko się udaje.
Niestety, potem spadła na nas wiadomość, że będziemy spłacali kredyt jego brata. Przez kilka lat, ledwo wiązaliśmy koniec z końcem, więc nie było nas stać, na wykupienie dodatkowych lekcji a potem egzaminu. Przez lata, bardzo to ciążyło na Romku i gnębiło, zarówno go jak i mnie. Ciężko nam było również pod tym względem, że dojazd do rodziny, komunikacją państwową, mamy fatalny, więc zawsze Romek prosił swojego ojca, żeby przyjechał po nas i nas zabrał. Ale wiadomo, nie nadużywaliśmy tego, dlatego jeździliśmy do rodziny tylko 3-4 razy w roku. Chociaż i tak było nam wstyd, że musimy ciągle prosić o to teścia. A przecież nieraz, kiedy przyszła wiosna, czy lato, tak bardzo tęskniło się za rodziną. Chciało się z nimi spotkać, porozmawiać, posiedzieć w ogrodzie a tu nic z tego. Byliśmy ograniczeni. Nie było dnia, żeby Romek nie czytał ogłoszeń dotyczących kupna-sprzedaży samochodów. A tu w około, wszyscy robili prawko, zdawali egzaminy, kupowali samochody. Nas to strasznie przytłaczało. Marzenia o prawku i samochodzie były dla nas czymś zupełnie nierealistycznym, pozostawały tylko jakąś mrzonką.
Ponownie, wykupiliśmy kurs na prawo jazdy, dopiero w tym roku. Romek zaczął chodzić na zajęcia od marca, czy kwietnia. Bardzo zaangażował się w to. Chciał zdać egzamin jeszcze przed narodzinami syna, aby móc wozić mnie do lekarza, czy Filipka do babci. Prawie codziennie, po pracy, chodził na jazdę. Do domu wracał po 20., czasami później i jeszcze do późna uczył się, czytał kodeksy, rozwiązywał testy. Pomimo zmęczenia nie odpuścił.
W poniedziałkowy poranek obudziłam się z duszą na ramieniu. Serce tak mocno mi waliło, jakby to mnie czekał jakiś egzamin. Leżałam w łóżku z telefonem w ręku i tak patrzyłam na zegarek a Filipek tak radośnie kopał mnie w brzuchu. Gdy wyszłam z psem na spacer, dostałam smsa: "Madziu, nie wierzę. Tyle lat ciągnęło się to za mną. Tyle pieniędzy wydaliśmy. Byłem zdeterminowany i ukierunkowany na cel. Dziękuję ci za te ukierunkowanie na JEDEN CEL".  Zaraz zadzwoniłam do niego. Nie wiedziałam, co się dzieje, czy on sobie żartuje, czy to dzieje się naprawdę, ale kiedy tylko usłyszałam jego śmiech, jego radość, wszystko stało się jasne :)))) Nie mogłam w to uwierzyć :))) Jestem bardzo szczęśliwa, że udało mu się. Romuś ciężko pracował, zasłużył na to.
Teraz, będziemy zastanawiali się nad kupnem jakiegoś samochodu, ale nie chcemy się z tym śpieszyć. Niedługo przecież urodzi się Filipek a potem nadejdzie zima, więc czas będziemy spędzali tylko w domu. Dopiero, na wiosnę, rozejrzymy się za jakimś samochodem. Ale już postanowiliśmy, że nie chcemy jakiegoś luksusowego, tylko taki, na jaki będzie nas stać. Żeby nie brać kredytów, nie zadłużać się. Żeby co tydzień, lub co dwa, było nas stać zatankować bak do pełna i pojechać w  rodzinne strony :))))
Jestem z niego taka dumna :)))))

czwartek, 16 sierpnia 2012

Czas bardzo, bardzo mi się dłuży. Słoneczna pogoda bardzo mnie męczy. Nie czuję się najlepiej. Nie mogę nic zrobić w domu, wyjść po zakupy, czy na dłuższy spacer, bo zaraz opadam z sił, jest mi słabo i duszno. Kilka razy czułam, że za moment stracę przytomność. Szybko zdążyłam położyć się na łóżku z nogami do góry i włączyć wiatrak. Spać też nie mogę. Jestem zmęczona, więc kładę się spać dość wcześnie, ok. 21., jednak jestem na tyle zmęczona, że nie mogę usnąć. Nie mogę znaleźć sobie wygodnej pozycji. Kręcę się z boku na bok. Co chwilę wstaję też do toalety. Zasypiam dopiero nad ranem, ale zaraz muszę wstać, bo trzeba wyjść z psem na spacer. I jestem półprzytomna. I tak w kółko. Jestem przemęczona i sfrustrowana.
Mój mąż bardzo mnie wspiera. Jest bardzo troskliwy i opiekuńczy. Pracuje, codziennie jest w domu po 18. i jeszcze zajmuje się domem, żoną i pieskiem. Robi za mnie prawie wszystko. Robi zakupy, dba aby niczego, przez cały dzień, mi nie zabrakło, żebym nie musiała specjalnie wychodzić i dźwigać zakupów na 4. piętro. Przygotowuje kolacje, myje naczynia, sprząta, prasuje, wychodzi z psem na spacer, a kiedy ma wolne, robi jakieś drobne poprawki po remoncie. Ma też czas, aby wysłuchać mnie i mocno przytulić.
Ale Filipek ma się całkiem dobrze :))) Całą noc buszuje w brzuchu a ja zastanawiam się, skąd on ma tyle siły i dlaczego jeszcze się nie zmęczył. Rano, gdy otwieram oczy, znów czuję kopanie. Czasami kopnie tak mocno, że aż zaboli, ale to jest najmilsze, najprzyjemniejsze uczucie na świecie. Mój brzuch często podskakuje lub kołysze się na boki. Jego akrobacje trwają nawet przez kilka godzin. Gdy maluszek rozciąga się, dotykam brzucha. Staram się odgadnąć, którą częścią ciałka tak się rozpycha. Gdy delikatnie popukam w brzuch on po chwili oddaje mi kopniaka. Piękne chwile.
Pokoik dla Filipka już jest gotowy. Tatuś pomalował ściany, poustawiał meble i posprzątał cały pokój. Mama już wyprała i ułożyła jego ubranka, kosmetyki i bajeczki, w szafkach. Nie pozostaje nam już nic innego, jak tylko czekać na nasze maleństwo.


piątek, 3 sierpnia 2012

Przygotowania, na powitanie Filipka na świecie, ruszyły pełną parą. W zeszłym tygodniu, w sobotę, doglądaliśmy z Romkiem wózek spacerowy, który dostaliśmy od moich rodziców. Zapoznawaliśmy się z jego techniką, rozkładaliśmy go na czynniki pierwsze. Pogoda była upalna, więc wyprałam wszystkie elementy wózka i rzeczy te szybko wyschnęły. Ledwie skończyliśmy zajmować się wózkiem a do drzwi zapukał kurier. Kurier przywiózł nam łóżeczko dziecięce z moskitierą, materac, śliczną pościel. Łóżeczko wybraliśmy drewniane, w kolorze białym. Materac składa się  z naturalnej łuski gryczanej, jest antyalergiczny i ma jeszcze inne właściwości lecznicze, wspomagające zdrowy sen. Pościel i poduszka także jest specjalna dla niemowląt o wrażliwej skórze ze skłonnościami do alergii. Jest puszysta i jednocześnie delikatna i leciutka jak piórko. Poszewki na kołderkę i poduszkę są  stonowane, w kolorze ecri i w brązową kratkę, z haftem misia na chmurce, pośrodku. W słońcu, haft ten mieni się w złoto. Podobnie jak baldachim z wiszącymi serduszkami. Śliczne cudeńka. Do tego zestawu dołączone były także: ochraniacze na szczebelki z hartem, przybornik, rożek z uroczą falbanką. Emocji przy rozpakowywaniu i oglądaniu tych rzeczy było mnóstwo. Buzia cały czas nam się śmiała.
Potem wzięliśmy się za szykowanie pokoju dla Filipka. Zastanawialiśmy się nad najodpowiedniejszym miejscem na łóżeczko i okazało się, że musimy zrobić przemeblowanie. Postanowiliśmy też, że zmienimy kolor ścian w pokoju. Romek od razu więc zaczął malować pokój na biało.
Wieczorem zamówiliśmy zestaw ubranek dla niemowląt: śpioszki, pajacyki, ciepłe, jesienne i zimowe sweterki, spodenki i kombinezon na zimę. Teraz oczekujemy na dostawę.
W tygodniu zrobiłam długą listę kosmetyków, które są niezbędne do pielęgnacji naszego maleństwa: kremy pielęgnacyjne, przeciw podrażnieniom i odparzeniem,  kremy chroniące przed zimnem i wiatrem, odżywki, balsamy, puder, oliwki, chusteczki nawilżające, myjki, smoczki, szampon, nożyczki do paznokci i poszliśmy po te zakupy. Mamy już niemalże wszystko. Brakuje nam już tylko wanienki i pieluszek.
Zdecydowaliśmy się też na kolor ściany w pokoju Filipka. Będzie to "wiosenny deszczyk"  i w ten weekend czeka nas malowanie.
Cieszę się, że Romek  razem ze mną tak to wszystko przeżywa, że jest taki zaangażowany i oddany. Aż wzruszam się, gdy patrzę na niego, jak on się stara, aby nasze maleństwo miało wszystko, aby było mu z nami dobrze. Ciągle mówi o Filipku, że nie może się go już doczekać, dotyka i całuje mój brzuszek. Jestem taka szczęśliwa.
Szczęśliwa i jednocześnie przemęczona. Od początku ciąży, nie przespałam prawie żadnej, całej nocy a od ostatnich trzech tygodni, nie śpię w nocy w ogóle. Cierpię na bezsenność. Wieczór i noc to ulubiona pora Filipka na igraszki. Całą noc jest on bardzo aktywny, kręci się, wypycha mój brzuch na różne strony i tym samym  naciska na mój pęcherz, więc natychmiast muszę pędzić do toalety. W nocy, w ciągu godziny, odwiedzam toaletę chyba z 10 razy a przez całą noc, to już nie jestem w stanie policzyć. Kiedy wracam do łóżka, tylko zdążę się położyć a Filipek znowu zaczyna mocno kopać tak, że znowu muszę biec do toalety. Jestem wykończona. Zasypiam dopiero ok. 4. nad ranem, gdy Romek wstaje już do pracy a wstaję przed 8., bo muszę wyjść z psem na spacer. Upały również mnie bardzo męczą. Jest mi ciężko. Najmniejsza czynność powoduje, że robi mi się słabo i niedobrze. Nie mam siły na nic. Nawet, nie mogę wyjść po zakupy. Ostatnio, zrobiło mi się tak słabo, że myślałam, że zaraz zemdleję, na środku ulicy. Nie wspomnę już nawet o wspinaczce, do mieszkania, na czwarte piętro. Masakra.
W środę miałam wizytę u ginekologa. Wyniki badań moczu i glukozy okazały się prawidłowe. Problem drożdżaków od kilku tygodni jest zażegnany. Teraz mam niedokrwistość i muszę brać jakieś tabletki. Miałam też zrobione usg. Znowu widziałam moje, kochane, maleństwo. Filipek jest już dużym chłopczykiem. Czytałam, że maluszek w 28. tygodniu ciąży powinien ważyć ok. 1 kg, natomiast mój Filipek waży już 1kg i 399 g :)))) Teraz będzie rosnąć 1 cm tygodniowo :))) Obwód jego główki (HC) wynosi 27.46 cm, obwód brzuszka (AC) - 24.66 cm, długość kości udowej (FL) - 5.68 cm. Moje maleństwo, wyjątkowo dobrze ułożyło się do badania. Widziałam go bardzo dokładnie, jak poruszał rączkami i nóżkami, jak mrugał oczkami, otwierał i zamykał buźkę. Mały człowieczek. Nie da się opisać, co czułam.
Poniżej zamieszczam zdjęcia z badania usg.  Na pierwszym zdjęciu widać, jak Filipek leży sobie spokojnie, na pleckach, główkę ma odwróconą w stronę "obiektywu". Widać jego zamknięte oczka, nosek, ustka i uniesione rączki. Na drugim zdjęciu już rozrabia. Leży w tej samej pozycji, co na poprzednim zdjęciu, ale już ma chyba dosyć badania ;) Minkę ma niezadowoloną, zniecierpliwioną. W górze widać jego nóżki, jak rozpycha się. Oczka też ma zamknięte, ale dokładnie widać jego powieki, nosek, otwarte ustka.
Mój synek ukochany :)

środa, 25 lipca 2012

:)))

Za tydzień rozpocznę siódmy miesiąc ciąży. Kiedy to zleciało? Wiadomość o ciąży była dla mnie i dla Romka dużym zaskoczeniem, szokiem i niedowierzaniem, pomimo tego, że od kilku miesięcy staraliśmy się o dzidziusia. Trudno nam było uwierzyć, że to w końcu stało się, bo tyle czasu marzyliśmy o dziecku, ale ciągle odkładaliśmy tę decyzję, ze względu na studia, mieszkanie, pracę. Aż w końcu stał się cud :)
Pierwszy trymestr ciąży to było, jak już napisałam wyżej, niedowierzanie. Wiedziałam, że jestem w ciąży, ale nie docierało to do mnie i do Romka. To także nieopisane szczęście, radość, pomieszane z niepewnością i strachem o moje maleństwo. Już od samego początku pojawiły się rozmowy o maleństwie, plany dotyczące naszego życia we troje. Fizyczne objawy ciąży, jakie pojawiły się wtedy, nie były, aż tak uciążliwe: bolące piersi, częste spacery do toalety, mdłości i przeogromne zmęczenie. Najchętniej całą dobę mogłabym przespać. Schudłam wtedy 1,5 kg.
W drugim trymestrze, około 18. tygodnia, zaczęło coraz bardziej docierać do mnie, że będziemy mieli dziecko. Zaczynałam odczuwać brzuszne rewolucje: jakieś wody, płyny, wszystko we mnie pływało, przelewało się.  Czułam  motylki w brzuchu, pękające bąbelki, aż w końcu poczułam ruchy mojego dzieciątka. Niesamowite wrażenie, te figle, kopniaki, przewroty a nóżkami tak zaczął Filipek się rozpychać, że myślałam, że zaraz mi brzuch rozerwie :) Dopiero wtedy poczułam realną obecność mojej Kruszynki, jego bliskość, poczułam ogromną więź z nim. Zaczęłam rozmawiać z brzuszkiem, gładzić brzuch, wyobrażać sobie jak będzie wyglądać po porodzie ( będzie miał czarną czuprynę po mamie i niebieskie oczy taty). Jednak końcówka drugiego trymestru to okres dużej huśtawki nastroju, raz śmiech a raz płacz, przygnębienie i smutek.
Nawet nie wiem, kiedy to minęło, zanim zorientowałam się, że rozpoczęliśmy trzeci trymestr ciąży. Do tej pory przytyłam tylko 3,5 kg, ale brzuszek jest już pokaźny :) Nie tylko czuję intensywne ruchy maleństwa, ale widzę. Razem z moim Skarbem pulsuje, przemieszcza się, przybiera dziwne kształty, mój brzuch. Nawet, gdy siedzę w przychodni, obserwuję, jak mój brzuch faluje z boku na bok, z góry na dół :))) Ręką wyczuwam jego maleńkie ciałko!!!! Nastroje w dalszym ciągu mam zmienne, ale do tych moich humorków dołączyło jeszcze zniecierpliwienie i oczekiwanie. Rozpoczęliśmy już z mężem intensywne zakupy dla maluszka. Mamy już śpioszki, półśpiochy, kaftaniki, body, wózek i łóżeczko. Już nie mogę doczekać się, kiedy będę moje maleństwo trzymała w ramionach, przytulała, całowała. Nie mogę doczekać się, kiedy zobaczę jego pierwszy uśmiech, kiedy pójdziemy na pierwszy spacerek. Wiem, że nasz Filipek jeszcze bardziej umocni mój związek z Romkiem. Do tej pory byliśmy małżonkami, teraz będziemy także rodzicami. Byliśmy wolni jak ptaki, dużo rzeczy planowaliśmy, ale wiele decyzji podejmowaliśmy też spontanicznie. Mogliśmy robić to, co chcemy, wychodzić z domu, gdzie chcemy i kiedy chcemy. Teraz nasze życie zmieni się. Na naszych barkach będzie spoczywała ogromna odpowiedzialność za te maleństwo, ale jestem przekonana, że poradzimy sobie.

"Małe rączki potrafią ulepić kwiatek z plasteliny,
narysują słońce roześmiane,
zbudują domek z klocków.
Małe rączki potrafią napisać: "mama"
i przynoszą mi jabłko czerwone,
ocierają łzy i splatają się tuż nad szyją.
W małych rączkach mieści się cała miłość". 

czwartek, 19 lipca 2012

Witajcie, po długiej, mojej nieobecności :) Już wróciłam :) Byłam u rodziców, ponieważ oni pojechali do pracy za granicę, ja zostałam u nich, żeby zaopiekować się moim młodszym bratem.

W pierwszym tygodniu dłużyło mi się i nudziło niemiłosiernie. Cały czas padał deszcz, więc siedzieliśmy z bratem w domu. Miałam też sporo stresów przez Romka. Miał on egzamin na prawo jazdy i nie mógł sobie poradzić ze stresem i emocjami, więc wszystko odbijało się na mnie. Bardzo, aż za bardzo, zależało mu na tym, aby zdać, bo wiele lat czekał na to. Wcześniej nie mogliśmy sobie na to pozwolić, bo spłacaliśmy kredyt jego brata i każdy grosz się liczył, więc teraz jego nerwy i emocje, oczekiwania i nadzieje sięgnęły zenitu. A ja podejrzewałam go o najgorsze. Cały czas kłóciliśmy się przez telefon. Niestety, nie powiodło mu się na egzaminie. Byłam przekonana, że przez te nasze kłótnie nie przyjedzie do nas w piątek, na weekend, ale miło mnie zaskoczył. Przyjechał.  Tymczasem, przez ten nerwowy tydzień, tyle negatywnych emocji skumulowało się we mnie, że nie byłam dla niego miła. Mało tego, byłam złośliwa, okrutna, wszystkiego czepiałam się, aż się rozchorowałam. Piątek i sobotę spędziłam w łóżku, źle się czułam, wymiotowałam, miałam gorączkę i łamało mnie w kościach. Po dwóch dniach dolegliwości minęły. W niedzielę mąż z bratem wybrali się na przejażdżkę rowerową a ja wzięłam się za sprzątanie domu i za szykowania obiadu. Pod wieczór zrobiliśmy jeszcze grilla a wieczorem poszłam z Romkiem na koncert Eleni. W poniedziałek, wcześnie rano, Romek dał mi po cichu buziaka i pojechał do pracy.

Drugi tydzień minął o wiele szybciej. Pogoda była piękna, słoneczna, więc czas spędzałam na świeżym powietrzu.  Trochę spacerowałam i leniuchowałam w ogrodzie. Nawet, nie wiem kiedy a już był piątek i przyjechał Romek. W sobotę pomógł mi sprzątać mój pokój u rodziców. Ja pakowałam moje notatki ze studiów do kartonów a Romek nosił je na strych. Przeglądałam też moje pamiątki z dawnych lat. Wiecie, że mój Filipek będzie miał zabawkę, którą jego mama bawiła się w dzieciństwie? Kilka pamiątek postanowiłam wziąć do siebie m.in.: książki, bajki z mojego dzieciństwa, które dostałam od dziadka. Ponad dwadzieścia lat mają te książki, na nich się wychowałam a teraz będę czytała je Filipkowi. Na większości z nich widnieje dedykacja: "Dla kochanej wnusi Madzi, dziadek Zdzichu, 1992r.". Dziadka już z nami nie ma, pozostało tylko jego pismo i wspomnienia. Myślę, że to właśnie dziadek zaszczepił we mnie miłość do literatury. Chciałam pokazać te książki babci, ale nie byłam w stanie. Czułam, jak coś ścisnęło mnie w gardle i na samą myśl o dziadku zaraz poryczę się. Dlatego nie pokazałam ich babci. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się jej pokazać. W kolejnym dniu przyjechała do nas siostra ze swoim synkiem.

Trzeci tydzień, z siostrą i siostrzeńcem, to był istny rozgardiasz. Po raz kolejny miałam okazję przekonać się, ile pracy i obowiązku jest przy takim małym dziecku. Michałek ma 10 miesięcy. Jest bardzo żywym i ruchliwym chłopcem. Gdy tylko zaobserwuje, że na coś, lub gdzieś, mu się nie pozwala iść, to on natychmiast pędzi tam na czworakach, np: do prądu elektrycznego, do kabli od komputera. Trzeba było poświęcić mu 100% uwagi. Grzeczny był tylko wtedy, gdy spał. Niestety, nie bardzo mogłam się nim zająć, nie miałam sił z takim dużym brzuchem, biegać za nim. A z siostrą dobrze dogadywałyśmy się. Raz ja a raz ona chodziłyśmy do sklepu po zakupy, na zmianę gotowałyśmy i czas nam nawet szybko mijał. Tylko, że ja tęskniłam już za swoim domem, za Romkiem, za ciszą i spokojem, jaki mamy u siebie, bo tam, po ich przyjeździe, zapanował istny chaos i bałagan. Dlatego, już w piątek, Romek przyjechał po mnie  i razem wróciliśmy do siebie.

Niestety, mam taką dziwną naturę, że gdy jestem u siebie, tęsknię za rodzinnym domem, za ogrodem, za tamtym miasteczkiem, natomiast kiedy pojadę tam, to już po kilku dniach, chciałabym wracać, bo ciągnie mnie do swojego domu. I tak, po przyjeździe tutaj, strasznie tęskniłam za nimi, za bratem, siostrą i siostrzeńcem. Tam było pełno ludzi w okół mnie a tutaj znowu zostałam sama. Romek cały dzień jest w pracy a ja nie potrafię znaleźć sobie miejsca. Jestem smutna, przybita, rozdrażniona.  Wszystko mnie wkurza. Nie wiem, ile jeszcze, Romek będzie w stanie znieść, mojego nastroju.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Ostatnio nastrój mi nie dopisuje. Jestem przygnębiona, smutna, rozbita. Nie mogę znaleźć sobie miejsca. Nic mi się nie chce. Nawet drobny wysiłek szybko mnie męczy a każdy dzień bardzo się dłuży. Tak bardzo chciałabym, aby Filipek był już z nami...
Romek późno wraca do domu, bo po pracy, chodzi na prawo jazdy a my z pieskiem jesteśmy cały dzień sami. Przed Romkiem teraz trudne dni: badania w poradni onkologicznej, egzamin z wychowania fizycznego i na prawo jazdy.
A ja skończyłam już brać antybiotyk. Zrobiłam ponownie badanie moczu i czekam na wyniki. W środę mam wizytę u lekarza. Strasznie zamartwiałam się tym, że muszę brać ten antybiotyk i to w takiej dużej dawce. Ciągle nasłuchiwałam tylko ruchów dzieciątka, bo martwiłam się, że może mu to zaszkodzić. Ale Filipek jest silnym chłopczykiem, nieustannie szaleje w moim brzuchu. Uwielbiam te nasze poranki, kiedy budzi mnie wierceniem się i pukaniem z wewnątrz brzucha lub kiedy układam się do snu, bo to jest jego ulubiona pora na fikanie koziołków i całkiem mocne kopnięcia. Romek też czuje jego ruchy. Potrafi dokładnie wyczuć, kiedy i gdzie, maluszek przemieszcza się. Dostarcza mi to wielu wzruszeń i czuję przeogromną więź z moim dzieciątkiem. Bardzo się też wzruszam, kiedy dzwoni moja mama i pyta się o Filipka w ten sposób, jakby był on już na świecie. Maleństwo, jeszcze się nie narodziło a już podbiło serca całej rodziny!!!!
Kupujemy już śpioszki dla Filipka. Nie możemy nadziwić się, jakie te rzeczy są malutkie. Romek pomalował duży pokój a ja powoli szykuję mały pokój na przybycie nowego domownika. Pakuję z szafek moje książki, bo chcę zawieźć je do rodziców, ponieważ pragnę zrobić już miejsce na rzeczy Filipka.
W piątek, po południu, jedziemy w rodzinne strony. Moi rodzice wyjeżdżają do pracy za granicę a ja w tym czasie, będę zajmowała się moim, młodszym, bratem. Niestety, czeka mnie rozłąka z Romkiem. On nie będzie brał teraz urlopu, tylko w październiku, jak urodzi się dzidzia. Dlatego, mam nadzieję, będziemy widywali się tylko w weekendy. Na szczęście, podzieliłam się obowiązkami z siostrą. Ustaliłyśmy, że ja zajmę się bratem przez pierwsze dwa tygodnie a potem ona, kolejne dwa. Chyba, że będzie fajnie, tzn. nie będę za bardzo tęskniła i martwiła się tym, co robi Romek, to zostanę tam dłużej. Nie ukrywam, że chciałabym, bo nie ma nic przyjemniejszego, niż lato na wsi, pełen odpoczynek i relaks.
Oczywiście, wszystko zależy od badań w poradni onkologicznej, ale wierzymy, że wszystko będzie dobrze.

środa, 6 czerwca 2012

Będzie synek !!!

Dzisiaj był jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. Mąż wziął wolny dzień w pracy, aby pójść ze mną  do lekarza, na badanie usg. Byłam bardzo podekscytowana, Romek również. Jeszcze wczoraj, wieczorem, gdy rozmawialiśmy w łóżku, mówił on, że ma świadomość tego, że niedługo pojawi się dzidzia, ale jeszcze tego nie czuje, dla niego ciągle wydaje się to takie nierealne. Jednak, po dzisiejszej wizycie, zmienił zdanie. Jego świat przewrócił się do góry nogami, oczywiście, w pozytywnym znaczeniu. Na własne oczy zobaczył naszą dzidzię i poczuł to. Doświadczył tego, małego, CUDU :)
Nasze dzieciątko jest prawidłowo ukształtowane, jest zdrowe jak rybka. Moje małe szczęście waży 356 g, obwód główki ma 18 cm, obwód brzuszka wynosi 14.91 cm, a długość kości udowej 3.33 cm. Poznaliśmy także płeć dziecka. Będziemy mieli synka:))) Chociaż maluszek za bardzo nie chciał nam się ujawnić, na pewno czuł, że coś się dzieje, bo podczas badania był niemalże nieruchomy, albo po prostu był zmęczony i sobie odpoczywał. Fajnie było tak patrzeć na ten monitor i patrzeć. Romek uwiecznił te krótkie chwile na filmiku.
Niestety, wyszły mi złe badania moczu. Lekarka przepisała mi antybiotyki, bo mam jakieś bakterie w moczu i dalej mam brać tabletki dopochwowe, przeciw drożdżakom. Trochę mnie to martwi, ale przecież ona wie, co robi.
Po wizycie, Romek od razu zadzwonił do mojej mamy, powiedzieć jej, że miała rację, że będzie chłopiec. My już z góry, trochę nastawialiśmy się na synka, bo od samego początku, mówiła nam tak moja mama.  Ona twierdzi, że jak kobieta jest w ciąży  i spodziewa się syna to całą ciążę wygląda ładnie, ma gładką cerę. Natomiast, gdy  kobieta spodziewa się córki, to dziewczynka zabiera matce połowę urody i dlatego wtedy u kobiety pojawiają się jakieś krosty na twarzy, przebarwienia ;) Stary przesąd, ale w tym przypadku sprawdziło się.
Po wizycie, poszliśmy jeszcze załatwić sprawy w urzędzie pracy a  potem poszliśmy do sklepu, po pierwsze zakupy, dla naszego maluszka. Kupiliśmy piękne śpioszki, takie malutkie... :)
Już półmetek ciąży za nami. Filipek, od dwóch tygodni, nieustannie szaleje w moim brzuchu. Kopie mnie strasznie mocno, w dzień i w nocy, wierci się, kręci, czasami tak mocno przewraca się, że mam wrażenie, że zaraz mi brzuch rozerwie. A czasami, gdy leżę wieczorem w łóżku, czuję w brzuchu pulsowanie. Wydaje mi się, że to bije jego serduszko. Co za piękne, niezapomniane, przeżycia. Zawsze, gdy tylko poczuję moje maleństwo, na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Wszystko wydaje mi się już takie bliskie i realne. Tyle czasu marzyłam o moim maleństwie a teraz już noszę je w sobie.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Romek zrobił badanie krwi. Po trzech tygodniach zadzwoniła pani z laboratorium i powiedziała, że wykryto u niego komórki rakowe, że jest to rak jądra i powinien jak najszybciej udać się do onkologa. Romek dowiedział się o tym w dniu mojego wyjazdu do rodziców i w przeddzień wyjazdu na poligon. Niczego mi nie powiedział, ze względu na mnie i ciążę. I chyba dobrze zrobił, bo zwariowałabym wiedząc o tym i jednocześnie będąc tak daleko od niego. Jednak, po powrocie, gdy mnie tylko zobaczył, rozpłakał się i powiedział mi, co się stało.  Był to dla mnie szok i niedowierzanie. Pomyślałam sobie, że widocznie za długo byliśmy szczęśliwi, że za dobrze nam się układało, że właśnie teraz  musiało nas to spotkać. Mamy poukładane życie, dzidziuś w drodze, tyle planów i marzeń przed nami a tu miałby nastąpić koniec?!! Pomyślałam, że widocznie człowiek nigdy  nie może doznać w pełni szczęścia i spokoju,  że to życie jest bardzo kruche i nic nie warte. Siedziałam u niego na kolanach i cały czas płakaliśmy, całą noc, cały dzień...
W końcu Romek zadzwonił do poradni onkologicznej i tam mu powiedzieli, że niemożliwe jest to, aby ze zwykłego badania krwi postawić tak jednoznaczną diagnozę. Nie da się opisać, jakiego doznałam wtedy uczucia ulgi, myślałam że zemdleję, cała byłam spocona z nerwów. Pojawiła się nadzieja. Tak, czy inaczej, Romek będzie musiał zrobić szczegółowe badania. Termin ma wyznaczony za dwa tygodnie. Modlę się, aby wszystko było dobrze.

piątek, 1 czerwca 2012

Pomyliłam się. To nie był alkohol, to rak. Romek prawdopodobnie ma raka!!!!!!

wtorek, 15 maja 2012

Jestem  naiwna i głupia. Po raz milionowy zaufałam mu i wyszło jak zawsze. Widocznie to, że ma on żonę i dziecko w drodze, do niczego go nie zobowiązuje.
:((((

poniedziałek, 14 maja 2012

W zeszłym tygodniu byłam u ginekologa. W dalszym ciągu mam zapalenie pochwy, drożdżaki. Lekarka znowu przepisała mi tabletki. Za tydzień mam kolejną wizytę. Będę miała wykonane badanie pod kątem nieprawidłowości w rozwoju dziecka i położenie łożyska. Mam nadzieję, że poznam również płeć maleństwa. A dzieciątko, co wieczór daje o sobie znać. Kręci się i kręci, że nie mogę spać. Czytałam, że maluszek najczęściej uaktywnia się właśnie w nocy, ponieważ w dzień, mama poruszając się, kołysze maleństwo, więc ono wtedy śpi a dopiero w nocy grasuje :) Najlepiej opisuje to wrażenie, porównanie ruchów dziecka, do drżenia skrzydełek motyla. W stu procentach zgadzam się z tym. Odczuwam to identycznie, choć muszę przyznać, że jest to trochę dziwne i stresujące doznanie :)) Często też czuję, jak wszystko pływa mi w brzuchu, przelewa się.
Czeka nas rozłąka, na prawie trzy tygodnie. Romek wyjeżdża na poligon. Już od kilku dni chodzę smutna, płaczę. Na co dzień jesteśmy niemal nierozłączni a teraz tyle czasu będziemy bez siebie. Na szczęście, nie będę sama przez ten czas, bo inaczej zwariowałabym. Już dzisiaj wyjeżdżam do rodziny. Pewnie za trzy tygodnie, gdy Romek wróci, będzie w szoku, kiedy zobaczy, jak bardzo urósł mi brzuszek.

poniedziałek, 7 maja 2012

Majowy weekend bardzo się udał jak również pogoda nam dopisała.  Mieliśmy kilka naprawdę upalnych dni.  A ja relaksowałam się i odpoczywałam na świeżym powietrzu, na leżaczku, w cieniu, pod drzewem. W około cisza, pełno zieleni, krzewów, zapachów, śpiewu ptaków, wieczorami rechot żab. Raj na ziemi :)
Poza  leżakowaniem, spacerowałam z  mamą po miasteczku i urzędowałam w kuchni. Mama dostała nowy przepis na ciasto i tak nam ono posmakowało, że gdy zjedliśmy jedną blaszkę ciasta to zaraz trzeba było  zrobić drugą blachę. Tymczasem mąż z moim bratem szaleli na rowerach. Jednego dnia przejechali nawet 50 km.
U siebie w domu, codziennie, w lusterku, obserwuję swój brzuszek. U mamy nie robiłam tego. I gdy po kilku dniach spojrzałam na niego w lusterku, byłam w szoku, jak szybko, przez te kilka dni, urósł. A w nocy,  w moim brzuchu, dzieje się prawdziwa rewolucja. Gdy kładę się spać, czuję wody płodowe, jak bardzo szybko poruszają się, aż mi w brzuchu bulgocze. Czuję to tak bardzo, że nawet potrafię obudzić się ze snu i do 4. rano nie zmrużyć oka, dopóki to się w brzuchu  nie uspokoi. Bezpośrednio ruchów maleństwa jeszcze nie czuję, ale i tak mam już wrażenie, że wiem, co ono robi :))) A małżonek, codziennie nasłuchuje tego, co się u mnie w brzuchu dzieje, głaszcze i całuje brzuszek.







poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Weekend minął nam bardzo leniwie. W piątek, mąż wrócił trochę wcześniej z pracy, poszliśmy więc na krótki spacer do miasta, kupić drobne upominki dla bliskich.
W sobotę, była piękna pogoda,  dlatego pospacerowaliśmy po mieście a potem z pieskiem w parku. Zrobiliśmy  kilka zdjęć.
W niedzielę pogoda się zepsuła, było pochmurno, cały czas padał deszcz, więc dzień spędziliśmy w domku. Leniuchowaliśmy, trochę oglądaliśmy telewizję, czytaliśmy, drzemaliśmy. Powoli zaczęłam pakować się, ponieważ  już od  środy, wieczorem, rozpoczynamy majowy weekend :))) Wyjeżdżamy w rodzinne strony.
I Wam chciałabym życzyć udanego, długiego weekendu, pięknej, słonecznej pogody :)





Piesek też już jest spakowany i gotowy do podróży :)


środa, 18 kwietnia 2012

Był to czysty przypadek, że poszłam do lekarza. Najpierw, byłam w środę, na comiesięcznej wizycie. Oprócz założenia książeczki ciążowej i badania usg, pani doktor zdecydowała się, zrobić mi także badanie cytologiczne. Przy pobieraniu wymazu, zapytała się, czy mnie czasem nic tam nie swędzi, ale wtedy jeszcze niczego niepokojącego nie czułam i nie dostrzegałam. Miałam troszkę większą wydzielinę z pochwy, ale czytałam, że to jest normalne u kobiet w ciąży. I w zasadzie na tym skończyła się ta wizyta.
Na następny dzień, zadzwonił do mnie telefon z przychodni, że należy powtórzyć moje badanie cytologiczne, bo wprawdzie pani doktor pobrała ode mnie próbkę do badań, ale nie zrobiła wymazu na szkiełku, czy też te szkiełko zaginęło. Są dwie wersje tego. Ponieważ zostałam już wprowadzona do jakiegoś programu, nie mogą zwlekać i dlatego pielęgniarka poprosiła mnie, abym przyszła ponownie, wykonać to badanie. Umówiłam się na poniedziałek. Uporczywe swędzenie poczułam w nocy, dzień przed wizytą. Pani doktor od razu wiedziała, co mi jest. Uspokajała mnie, powiedziała, że to nie zagraża ciąży, ale i tak byłam przerażona. Po części także postawą lekarki. Pomimo tego, że ma 30-letnią praktykę, czasami nie wiem, czy ona sama wie, co robi, bo jest taka zakręcona i roztrzepana. Jak pierwszy razy przyszłam do niej potwierdzić ciążę mówiła, że to jeszcze zdecydowanie za wcześnie pomimo, że okresu nie miałam już od dwóch tygodni. Następnie była ta sytuacja ze szkiełkiem. Potem, sporo czasu, zajęło jej poszukiwanie swojej pieczątki, aż w końcu okazało się, że zmieniła torebkę, więc pieczątka musiała zostać w tamtej torebce. Dlatego poprosiła pielęgniarkę, aby udostępniła jej pieczątkę innego lekarza. Następnie, wypisała mi leki, nie na tej recepcie, co trzeba, jak w końcu znowu wypisała receptę, pomyliła moje nazwisko i napisała na kogoś zupełnie innego. Nie wiedziałam, czy ona wie, co robi, czy nie. Pani doktor przepisała mi 3 tabletki dopochwowe.  Mam je brać po jednej w tygodniu. Byłam przerażona tym zapaleniem i tym, że muszę brać jakieś antybiotyki. Jednak, już po pierwszej tabletce, po niecałych dwóch godzinach, widać było ogromne rezultaty, ale zaoszczędzę Wam szczegółów.  Poczytałam też na różnych stronach internetowych i na forach o infekcjach pochwy w czasie ciąży i trochę uspokoiłam się. Okazuje się, że ten problem dotyczy bardzo wiele kobiet w ciąży i u prawie połowy dolegliwość ta,  nawraca się i ciągnie nawet przez całą ciążę.Wszystko przez hormony.
Dziewczyny, jaki piękny mam już brzuszek. Wydaje mi się, że jak na trzeci miesiąc jest całkiem sporawy. Gdybym nie miała zrobionego badania usg myślałabym, że będą bliźniaki ;) W weekend, planujemy z mężem, zrobić pierwszą, brzuszkową, sesję fotograficzną :)
Czy pisałam już, że wybraliśmy z mężem imiona dla dziecka? Jeśli, będzie to chłopiec, będzie miał na imię Filipek a dziewczynka Maja :)))
Bardzo dziękuję Wam za słowa otuchy i wsparcia :*

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Nabawiłam się jakichś drożdżaków i grzybów pochwowych. Tak bardzo boję się o mojego dzidziusia.
:((((

czwartek, 12 kwietnia 2012

Już dwa dni przed wyjazdem usychałam z tęsknoty za rodziną. Na szczęście, w piątek, Romek wrócił wcześniej z pracy, więc szybciej pojechaliśmy do nich. Przyjechali po nas teściowie, ponieważ Romek chciał przekazać im nowinę a w święta byśmy się z nimi nie widzieli, bo oni wyjeżdżają gdzie indziej. Romek przekazał wiadomość w samochodzie, jeszcze zanim ruszyliśmy. Był bardzo przejęty, jak mówił, ale jednocześnie bardzo dumny i szczęśliwy. Teściowie jakoś nadzwyczaj wylewni nie byli, ale ucieszyli się i pogratulowali nam. Tuż przed wyjazdem Romek powiedział im, że moi rodzice jeszcze o niczym nie wiedzą, że dopiero zamierzamy im powiedzieć i dlatego poprosił ich, że jak przyjedziemy pod dom moich rodziców, żeby im niczego nie zdradzili, bo sami chcemy to zrobić. Jednak wyszło inaczej. Teść nie mógł się powstrzymać. Tylko, gdy wysiedliśmy z samochodu, zaczął dziwnie przyglądać się mojej mamie, z podejrzliwym uśmiechem. Już wiedziałam, co się szykuje, ale byłam tak zaskoczona i zszokowana, że nie wiedziałam, co mam zrobić. Teść powiedział tylko : "młodzi mają dla was nowinę", ale i tak już było wiadomo o co chodzi. Zatkało mnie. Przecież Romek, tuż przed wyjazdem, prosił go o coś. Więc z podzieleniem się tą wiadomością nie czekaliśmy dłużej. Tylko, gdy mama nałożyła nam obiad i podała do stołu,  Romek powiedział, że jestem w ciąży. A oczy momentalnie zaszły mi łzami. Tata szybko wstał z krzesła, podszedł do mnie, mocno mnie przytulił i pogratulował a za chwilę mama. Ich radość była wielka. Gdy dowiedzieli się, że to jest już trzeci miesiąc, byli w szoku, że jak to możliwe, że tyle czasu wytrzymałam i nie wygadałam im się. Tata powiedział, że faktycznie, ciąży jeszcze nie widać, ale już można zauważyć, że wyglądam jakoś inaczej, bardziej kobieco, promieniejąco, że cerę mam jeszcze bardziej delikatniejszą. Mama jest przekonana, że będę miała syna, dlatego, że tak  dobrze wyglądam, bo ponoć, jeśli kobieta spodziewa się córki, to często pojawiają się u niej problemy z cerą. Mama w kółko powtarzała, że jak wnuków długo nie miała to nie miała, a jak pojawił się jeden to teraz drugi, że będzie pełnoetatową babcią. I mówiła, że teraz nie będzie mogła spać z emocji, z wrażenia. Dopiero dzięki rodzinie, dotarło do mnie jeszcze bardziej, że naprawdę jestem w ciąży. Mama była bardzo mną zatroskana. Poszła do sklepu kupić dla mnie wodę, jogurty i owoce. I już mi dała, piękną, ciążową bluzkę. Chciała dać mi jeszcze spodenki różowe na gumce i luźne tuniki, żebym dobrze się czuła w ciąży, ale już tych ubrań nie brałam, bo wydaje mi się to jeszcze za wcześnie. Wieczorem, poszliśmy z Romkiem odwiedzić babcię. Z nią także podzieliliśmy się tą wiadomością. Babia wzruszyła się bardzo, uściskała nas mocno. Opowiadałam jej o dzidzi, babcia wspominała też dziadka.
Na następny dzień, w sobotę, przyjechała siostra z mężem i moim chrześniakiem. Michałka nie widziałam od świąt, to już prawie cztery miesiące. Chłopaczek zmienił się nie do poznania. Bardzo szybko urósł i zrobił się nawet ciężki. W końcu, bez strachu, że mu się jakaś krzywda stanie, można wziąć go na ręce. Poza tym, wcześniej był bardzo podobny do taty a teraz jest podobny do siostry. Ma jej duże oczy i brwi. Gdy wniosłam Michałka do dużego pokoju, wszyscy otoczyliśmy go w kółeczku. Michałek rozejrzał się dookoła i... od razu na jego buźce pojawił się uśmiech. Tylko, gdy siostra usiadła przy stole, przytuliłam ją i powiedziałam jej, że zostanie ciocią. A ona łamiącym się głosem: "naprawdę?...ale naprawdę" i w ryk. Nie mogła powstrzymać łez. Ledwo wydusiała z siebie, żebym pokazała jej zdjęcie z usg. Gdy mama ją zobaczyła, taką zapłakaną, również płakała. Jestem w szoku, jakim Michałek jest grzeczniutkim dzieckiem. Nie było ani chwili, żeby się nie śmiał, chyba że spał, ale gdy tylko obudził się, otworzył oczka i na jego buźce znowu zagościł uśmiech. A wieczorem wszyscy pękaliśmy ze śmiechu przez Michałka. Michaś siedział u dziadzia na kolanach i tak się śmiał w wniebogłosy a my z nim, że nas wszystkich ze śmiechu brzuchy bolały. Misiu, aż zgrzał się ze śmiechu. Niesamowity chłopczyk.
Podczas śniadania wielkanocnego gościliśmy 10 osób. Oprócz nas, były jeszcze dwie babcie. Zrobiliśmy masę zdjęć. Oglądając je, zdałam sobie sprawę, jaką już liczną mamy rodzinkę. A za rok będzie nas jeszcze więcej o jednego brzdąca :) Dzień spędziliśmy przy stole. Tematy rozmów głównie dotyczyły dzieci, ciąży i porodu. Mama z siostrą opowiadały mi o swoich doświadczeniach. Dużo rzeczy dowiedziałam się od nich.
W kolejnym dniu, siostra poszła na strych, bo tam moi rodzice trzymają zabawki, jeszcze z naszego dzieciństwa. Chciała tam poszukać zabawek dla Michałka i przyniosła stamtąd zabawkę, którą ja dostałam od babci i dziadka. Było mi bardzo przykro, bo mam ogromny sentyment do swoich rzeczy, szczególnie, że dostałam ją od babci i dziadka a z nimi byłam bardzo zżyta, tym bardziej, że dziadka już nie ma z nami a to był prezent od niego. To taka moja pamiątka po nim. Chciałabym, żeby moje dziecko miało też zabawkę, którą jego mama bawiła się w dzieciństwie. I powiedziałam Monice, że to była moja zabawka, a ona potwierdziła to i jak gdyby nic, zaczęła ją czyścić, niczego się nie domyślając. Jednak potem chyba zorientowała się, o co mi chodziło, bo zostawiła tą zabawkę.Potem poszłam z Romkiem do babci. Gdy przyszliśmy siostra już odjeżdżała. My zjedliśmy obiad, a potem poszliśmy na spacer do lasu. Wieczorem  zjedliśmy kolację i siedzieliśmy przed Tv. A w kolejnym dniu, pakowaliśmy się  i przyjechaliśmy do domu. Szkoda, że święta tak szybko minęły.
A wczoraj miałam wizytę u ginekologa. Wszystkie badania wyszły mi prawidłowo, poza moczem. Na monitorze znów widziałam moje maleństwo. Pani doktor nie mogła go dokładnie obejrzeć ani zmierzyć, bo maleństwo odpychało się od czegoś nóżkami i skakało.  Fikało koziołki i fikało. To był cudny widok.  Później maluszek odwrócił się do nas pleckami i już nic nie można było dojrzeć. A pani doktor pukała w brzuch z jednej strony i z drugiej, żeby maluszek się odwrócił, ale nic z tego. Uparty, chyba po mamie ;) Co za niezwykłe uczucie.

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Tydzień jakoś wyjątkowo szybko minął. Chociaż nawet nie pamiętam, co robiłam. Pogoda zepsuła się, jest zimno, nieprzyjemnie, wieje silny wiatr. Musiałam z powrotem wyciągnąć zimowy płaszczyk :(
W weekend, jak nigdy, leniuchowaliśmy z Romkiem w łóżku do 9., czy nawet do 10. Rozmawialiśmy o dzidzi, planowaliśmy, co jeszcze powinniśmy zrobić w domu,  co kupić, jak urządzić mieszkanie, aby było nam wygodnie. Ustaliliśmy, gdzie dzidzia będzie spała :) W sklepach powoli rozglądamy się już za różnymi artykułami dla niemowląt, żeby zorientować się, co trzeba będzie kupić i ile to kosztuje, choć jeszcze wszystko wydaje się takie nierealne.
Jestem trochę w szoku, ponieważ spodnie jeansowe zrobiły się ciasne w pasie, gdyż pojawił się już u mnie mały brzuszek. Często staję przed lusterkiem w bieliźnie i podziwiam brzuszek z każdej strony. Zastanawiam się, czy to ciążowy, czy może przytyłam dlatego, że przestałam ćwiczyć ;))  Zbliża się wizyta u ginekologa. Ciekawa jestem, jak rozwija się moje maleństwo. Mam nadzieję, że dzidziuś ma się dobrze. Trochę się niepokoję, bo w tygodniu, znowu kłuło mnie w podbrzuszu. Jeszcze ten tydzień i w następnym będzie już pierwszy trymestr za nami.
Ten tydzień na pewno również szybko minie. Muszę wybrać się na zakupy. Chcę kupić kilka rzeczy do mieszkania, kupić też coś dla rodziców i dla mojego chrześniaka. W środę lub w czwartek zacznę się powoli pakować, a w piątek po południu, wyjazd.
Wesołych Świat!