O mnie

Moje zdjęcie
Trzydzistoparolatka. Żona. Mama dwóch chłopców. Dzięki nim moje życie nabrało barw. Na blogu pragnę uwiecznić naszą (nie)codzienność. Chcesz do mnie napisać? Mój email: madzia435@gmail.com

Obserwatorzy

Online

poniedziałek, 26 marca 2012

Nadeszła prawdziwa wiosna. Staram się wykorzystywać słoneczną pogodę. Czas spędzam na świeżym powietrzu. Spaceruję po mieście i w parku. Dzięki temu, mam lepszy nastrój i samopoczucie. Gdy Romek wraca z pracy, je obiadokolację a potem jeszcze wychodzimy razem na spacer. W drodze powrotnej zahaczamy o sklep spożywczy i kupujemy owoce i... słodycze :( Tak, właśnie mam pierwsze zachcianki ciążowe. Od początku roku, praktycznie wcale nie jadłam słodyczy a teraz nie mogę bez nich żyć! Raz dziennie zjem coś słodkiego, ale i tak mam ogromne wyrzuty sumienia z tego powodu.
Niestety, całe dni spędzam sama. Romek wraca późno a od tego tygodnia będzie jeszcze później, po 20. Zaczął chodzić na kurs prawa jazdy, więc z pewnością przez kilka najbliższych tygodni, będziemy widywali się dopiero wieczorami. Dlatego też, zastanawiałam się, czy czasem, jak pojedziemy do rodziców na święta, nie powinnam zostać u nich, aż do maja. Spędziłabym tam dużo czasu z rodziną, z bratem a tutaj jestem ciągle sama, nie mam nikogo bliskiego. Wtedy, w majowy weekend, Romek przyjechałby do nas i wrócilibyśmy razem do domu. Jednak tak jest źle i tak niedobrze. Nie wyobrażam sobie trzech tygodni bez niego. Chyba uschnęłabym z tęsknoty. A tak milutko jest wieczorem przytulić się do jego ciepłych plecków, czuć jego zapach i słyszeć spokojny oddech...No i jest jeszcze coś... boję się zostawić go samego. Chyba domyślacie się dlaczego, bo ja nie chcę już o tym pisać i do tego wracać.
Oby do świąt szybko zleciało!

poniedziałek, 19 marca 2012

Ostatnio, gdy wyszłam od ginekologa,  ledwo powstrzymywałam się, żeby nie zadzwonić do domu i nie powiedzieć rodzicom, że zostaną dziadkami. Jednak myślę, że przekazanie takiej wiadomości przez telefon, byłoby trochę dziwne. Poza tym, chciałabym zobaczyć ich minę, ponieważ  tak naprawdę nie wiem, jaka będzie ich reakcja i czego mogę się spodziewać. Rodzice na pewno liczyli na to, że jak skończyłam studia, to teraz znajdę pracę w zawodzie. Oni zawsze wymagali ode mnie więcej, musiałam być lepsza od innych, wróżyli dla mnie nie wiadomo jaką "karierę". Oni są przekonani o tym, że jak skończy się studia i ma się wyższe wykształcenie to to jest gwarancją do lepszej pracy, lepszej przyszłości. Tymczasem wiadomo, jak teraz jest w ogóle, z jakąkolwiek pracą. Sami rodzice nie pracują. Tata wyjeżdża tylko, na sezonową pracę, za granicę i w wakacje mama również do niego dołącza.  I żyć z tego muszą przez cały rok.
Tymczasem, gdy moja siostra, zaszła w ciążę, nie miała ( i nadal nie ma poza mężem) męża, mieszkania, wykształcenia ani pracy a oni nie widzieli żadnego problemu. Wszystko dla nich było ok. Gdybym to była ja...
Ale staram się nie myśleć o tym, co powiedzą inni. Jestem szczęśliwa, cieszę się ciążą, dzidzią. Jestem bardzo pozytywnie nastawiona do macierzyństwa, do przyszłości. Mój mąż  również jest szczęśliwy. I to jest najważniejsze. Długo na to czekaliśmy a teraz nasze marzenie spełnia się.
Czuję się bardzo dobrze, dolegliwości ciążowych nie mam, poza zmęczeniem i bólem piersi. Często ogarnia mnie takie zmęczenie, że na nic nie mam siły. A tak poza tym, gdybym nie wiedziała, że jestem w ciąży, nie wiem, czy czułabym ten stan. Może dlatego, że ciąża, jeszcze nie jest widoczna, że nie czuć ruchów maleństwa. Ale już zakupiłam sobie całą gamę kosmetyków dla kobiet w ciąży :)
Romek bardzo mnie wspiera, dba o mnie i pomaga na co dzień. Przejął niektóre moje obowiązki. Przede wszystkim, robi teraz zakupy, bo włazić z torbami pełnymi zakupów, na 4. piętro, to była dla mnie prawdziwa  masakra. Lodówkę całą wyposażył w przeróżne jogurty, serki, soczki naturalne, warzywa, kupuje pyszności na obiad i owoce na deser. Zawsze, gdy rano wstaję, naczynia są już umyte, kuchenka jest wypolerowana, aż błyszczy i cała kuchnia jest wysprzątana. I gdy tyko jest w domu, wychodzi z psem na spacer, żebym sobie odpoczywała. Co wieczór robi pyszną kolacyjkę, na deserek obiera jabłka i pijemy, pyszne, gorące kakao. Już tradycyjnie, spać chodzimy bardzo wcześnie.
A tu Dzióbulek, śpi zmęczony po naszej, weekendowej, wędrówce do lasu :)

poniedziałek, 12 marca 2012

Wow !!!

Uśmiech wcale nie schodzi z mojej twarzy. Jestem przeszczęśliwa.  Dzisiaj byłam u ginekologa i pani doktor potwierdziła moją ciążę :) Dzieciątko jest ledwie widoczne, ale pomimo to, widziałam na monitorze, malutkie, bijące serduszko! Nie do wiary! Bardzo się wzruszyłam. Dopiero do mnie dotarło, że naprawdę jestem w ciąży, że naprawdę będę miała dzidzię. Dopiero uwierzyłam. Jest to ósmy tydzień, wszystko przebiega prawidłowo. Przewidywalny termin porodu to 23. października. Brakuje mi  słów, żeby opisać moją radość.
Kolejna wizyta za miesiąc. Muszę zrobić badania: morfologię, mocz, cukier, wr i grupę krwi.
W weekend trochę się martwiałam, bo czułam ból w podbrzuszu, kłucie i takie ciągnięcie w dół, ale wyczytałam, że to dlatego, że powiększa mi się macica. Z tego wszystkiego zapomniałam zapytać się pani doktor, czy  rzeczywiście jest to normalne.
A tak ogólnie to czuję się bardzo dobrze. Nie mam wymiotów, tylko czasami nudności, piersi mam bardzo obolałe i cały czas kręcę się do toalety. W nocy wstaję chyba z 6 -7 razy. Cały czas jestem zmęczona i senna.  Mam wrażenie, że usnę nawet na stojąco. Dlatego, ostatnio, przede wszystkim odpoczywam :) A spać chodzę tuż po 19 :)

poniedziałek, 5 marca 2012

W zeszłym tygodniu pogoda była bardzo wiosenna. Jednak ja nie byłam w radosnym nastroju. Czułam znużenie, zmęczenie. Od kiedy zrobiłam testy ciążowe, musiałam zweryfikować wszystkie plany.  Przestałam ćwiczyć. Dlatego dni zaczęły mi się tak bardzo dłużyć. Byłam nieco przygnębiona. W parku zaczęło pojawiać się coraz więcej ludzi, z wózkami, z dziećmi, z rodzinami, a ja spacerowałam sama z Dzióbkiem i czułam się taka samotna. I na co dzień też jestem ciągle sama. Romek wraca z pracy dopiero przed 18. A ja tutaj nie mam nikogo bliskiego, nikogo znajomego. Nie mam z kim pogadać, pospacerować.  Nie mam z kim, podzielić się moim szczęściem, zapytać się o radę. Nikt mnie nie odwiedza, nie zapyta  się, jak się teraz czuję, jak sobie radzę, czy może mi w czymś pomóc. Byłam  sfrustrowana i bardzo tęskniłam za moją rodziną.
W czwartek, z tego powodu, pokłóciliśmy się z Romkiem. Wiem, że on nie jest niczemu winien, ale stało się. Romek dla świętego spokoju poszedł spać do drugiego pokoju. Zabolało mnie to. Podjęłam decyzję, że tak łatwo nie dam mu się przeprosić. W nocy wyłączyłam komórkę i przez cały następny dzień, kiedy on był w pracy,  miałam wyłączony telefon.
W piątek, gdy przyjechał z pracy, wszedł do mieszkania, uklęknął w przedpokoju i wyciągnął zza pleców, piękną, czerwono-żółtą różę :) i zaczął  przepraszać mnie za wczorajsze zachowanie. Śmiesznie to wyglądało. Oczywiście, nie mogłam już dłużej się gniewać, mocno wyściskałam go. Romek mówił, jak bardzo tęsknił, za mną, nie mogąc porozmawiać ze mną, chociaż przez chwilę, przez telefon.  Po powrocie, miał takie uczucie,  jakby nie widział mnie, przez kilka dni. Następnie, zaprosił mnie na pizzę :) Chyba sto lat nie jadłam pizzy, bardzo, bardzo mi smakowała.
W sobotę rano, wzięliśmy Dzióbka i poszliśmy na spacer do parku a potem do weterynarza, na szczepienie przeciwko wściekliźnie, parwowirozie a także odrobaczyć Dzióbka. Romek trzymał Dzióbka a ja musiał się odwrócić, bo nie mogłam patrzeć, jak lekarz wbija igłę w Dzióbka. A Dzióbeczek na stole trząsł się jak galareta, jednak zastrzyku wcale nie poczuł. W nagrodę, dostał od weterynarza, medal za odwagę. Po powrocie szykowałam obiad. Zrobiłam paszteciki z mięsem i kapustą a Dzióbeczek, jak zwykle, na progu kuchni, obserwował swoją panią. Po obiedzie, trochę odpoczywaliśmy przed telewizorem a potem znowu poszliśmy z Dzióbkiem na spacer do parku i po mieście. Po spacerze zrobiliśmy się tacy zmęczeni i senni, więc leniuchowaliśmy w łóżku. Wieczorem znowu byliśmy na spacerze. Potem zaczęliśmy oglądać jakiś film, ale nie dotrwaliśmy nawet do połowy, tylko poszliśmy spać.
W niedzielę, pojechaliśmy do miasta, na zakupy. Kupiliśmy od razu bilet powrotny, więc na zakupy nie mieliśmy zbyt wiele czasu. Zresztą nie chcieliśmy wracać późno, bo przecież na następny dzień, Romek wcześnie wstaje do pracy a chciał jeszcze wykorzystać trochę niedzieli, na odpoczynek i na przygotowanie się do pracy. Najpierw poszliśmy do KFC na frytki, surówkę i kurczaka. Potem chodziliśmy po sklepach w poszukiwaniu wiosennych ubrań. Romek kupił dla siebie 3 koszule i bluzkę a ja sobie kupiłam 1 koszulę w kolorową kratkę i trzy bluzki z krótkim rękawkiem oraz kolorową, wiosenną, apaszkę. A potem szybko poszliśmy na pkp. Gdy wróciliśmy, Romek wyszedł od razu z Dzióbem na spacer a ja zrobiłam kawę i przygotowałam surówkę z pomidorów, cebuli  i z jogurtem naturalnym. Po tej podróży byłam tak zmęczona, że przewrotnie, nie mogłam zdrzemnąć się, tylko leżałam. Potem miałam zachciankę na  kakao, niestety nie mieliśmy w domu. Romek wyskoczył do sklepu. Napiliśmy się ciepłego kakao, zjedliśmy jabłka i poszliśmy spać. Tym razem, spałam jak zabita.
Ze względu na mnie, Romek wziął w tym tygodniu służbę 24-godzinną, z czwartku na piątek. W piątek, po służbie, będzie wcześniej w domu i chce, żebyśmy od razu pojechali na weekend do moich rodziców. A ja, jak zawsze, widzę jakieś problemy. Z jednej strony chcę tam pojechać, bo tęsknie za nimi a z drugiej strony nie chcę jeszcze dzielić się z rodziną, wiadomością o ciąży, bo jeszcze nie byłam u lekarza. A wizyta dopiero w przyszłym tygodniu. Wydaje mi się, że głupio będzie, powiedzieć im o tym, dopiero jak wrócimy od nich, ale za nim nie będę miała potwierdzenia od lekarza, nie chcę z nikim dzielić się tą wiadomością. Poza tym, jestem przekonana, że będzie tak, że zanim ja otrzymam potwierdzenie od lekarza, już całe moje rodzinne miasteczko, będzie wiedziało o tym, że jestem w ciąży. Bo mamie coś powiedzieć, to zaraz wszyscy ludzie o tym wiedzą. W sumie, ona powie tylko babci a babcia dalej... Nie chcę robić z tego żadnej tajemnicy, ale najpierw chcę pójść do lekarza. Dlatego nie wiem, czy jechać do nich, czy nie.