O mnie

Moje zdjęcie
Trzydzistoparolatka. Żona. Mama dwóch chłopców. Dzięki nim moje życie nabrało barw. Na blogu pragnę uwiecznić naszą (nie)codzienność. Chcesz do mnie napisać? Mój email: madzia435@gmail.com

Obserwatorzy

Online

środa, 31 grudnia 2008

Podsumowanie 2008 roku - SCHUDŁAM 20 KG !!!

Ten rok był tragiczny.
Jeśli chodzi o studia to była totalna porażka. Jedna wredna suka, jeden egzamin i koniec. Zamiast być na ostatnim roku, zalazłam się znowu na trzecim.
W sprawach rodzinnych było bardzo, bardzo ostro. Problem tkwi w tym, że moja mama, dziadkowie nie uważają mnie za osobę dorosłą. Latem miałam z mamą ostre spięcie, zwracała się do mnie jak do gówniary, bez żadnego szacunku, obarczyła mnie całym złem tego świata. Gdy rodzina pojechała na wczasy ja z R. zostaliśmy u moich rodziców, żeby przypilnować domu. Wtedy swoje ja pokazali dziadkowie. 100 razy dziennie telefony od nich żebym przyszła do nich rano. Co porabiam? Co mam na obiad? Czy już jestem w domu? Gdzie byłam? Czemu nie odbierałam telefonu? O której R. przyjedzie z pracy? To wyłącz kuchenkę i przyjedź, zrób tak a nie inaczej. Gdy przestałam odbierać telefony to babcia przyjeżdżała nawet dwa razy dziennie skontrolować co robię. Was dopiero na takie wczasy będzie stać za 5 lat(...), to tyle się pracuje, Magda ty mu nie wierz. O mało nie zwariowałam.
W sprawach towarzyskich było ok. Miałam zgraną grupę, pomagaliśmy sobie na kolokwiach, na piwko od czasu do czasu chodziliśmy, kiedy trzeba było uciec z zajęć nie było problemu. Zawsze można było liczyć na kogoś. A pod koniec roku akademickiego pojechaliśmy na wycieczkę. To były moje najpiękniejsze dni. Nigdy z taką grupą nie spotkałam się, brakuje mi ich.
W tym też roku dostaliśmy mieszkanie, wreszcie zakończył się długi okres życia na walizkach.
W sprawach miłosnych bywało różnie, były lepsze chwile i gorsze, jednak w najtrudniejszych chwilach mąż nie zawiódł mnie. A od kiedy nasze życie ustabilizowało się, po przeprowadzce, jest cudownie jak w bajce.
I kończy się ten rok małym sukcesem, SCHUDŁAM 20 KG (jeszcze 2 kg mniej i będę ważyła prawidłowo :) ) i polubiłam sport. Dzięki temu zmieniło się moje nastawienie do życia. Znowu zaczynam podobać się sobie. Zakupy robię bezstresowo, już nie zamartwiam się, czy znajdę coś odpowiedniego dla siebie. Mam nadzieję, że to będzie daleka przeszłość.
Postanowienie noworoczne: uprawiać sport, zdrowo odżywiać się, kochać jeszcze mocniej R., jeszcze bardziej zdystansować się od mojej rodziny, żeby nie mieli okazji do ciągłego wymądrzania się.

poniedziałek, 29 grudnia 2008

Złota cisza

To były cudowne święta. Nie przygotowywałam nic specjalnego, zrobiłam tylko sałatkę i pierogi z serem. Mieliśmy jeszcze barszcz i grzybki. R. był taki poważny, gdy składał życzenia, przejął się tym. Zjedliśmy kolację, zrobiliśmy kilka fotek, wypiliśmy lampkę wina. W pierwszy dzień świąt przyjechali teście. Przywieźli kilka potraw i przepyszne ciasto. Zaskoczeni byli tym, jak u nas zmieniło się. R. też zmienił się. Był radosny, z optymizmem i nadzieją opowiadał o nas, o naszych planach. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, poszliśmy na spacer. Było słonecznie i przyjemnie. Gdy pojechali my usiedliśmy na tapczanie, jedliśmy, rozmawialiśmy przez Skype z moim bratem i siostrą. Mąż zrobił pyszną kawę, której nie piłam od dawna ze względu na odchudzanie. Cudowny zapach, ciepło, spokój, radość, cisza i MY. Czas świąteczny wykorzystaliśmy również na dalekie spacery do lasu.
Żona brata mojego męża jest w ciąży. Ona jest chyba w moim wieku. Czasami im zazdroszczę. Też chciałabym mieć dzidziusia. Wiem, że R. byłby wspaniałym ojcem. Chociaż z drugiej strony, wiem, że oni nie będą mieć tego co my mamy, ponieważ dla nich na pierwszym planie będzie tylko dziecko. Mieszkają jeszcze u jej rodziców, w ciasnym bloku... My możemy jeszcze cieszyć się naszą wolnością, brakiem obowiązków...ale czasami złoszczę się na R., że jest taki rozsądny.

wtorek, 23 grudnia 2008

Smutno mi

Święta tuż, tuż, choinka już stoi a ja jakoś nie czuję nastroju świątecznego. Smutno mi. Ciekawe czy tam w Anglii tęsknią za mną??? Wątpię. Może tylko brat. Nie obchodzę ich. 

środa, 17 grudnia 2008

Zerwane więzi

Mój brat poleciał dzisiaj do Anglii. Poleciał z mamą na święta do taty i mojej siostry.
Całą noc denerwowałam się tak bardzo, jakbym to ja miała lecieć. Wyszłam do parku patrzeć jak startuje samolot, ale nic nie widziałam, było pochmurno. Przyjechali na chwilkę moi dziadkowie, bo byli odwieźć ich na lotnisko. Dostałam od nich prezenty. Wylałam im wszystkie moje żale, które mam do mamy oni mnie rozumieją. Z nimi zawsze rozmawiałam więcej niż z rodzicami...
...Tata... z nim nigdy nie miałam dobrego kontaktu, to nie ja byłam córeczką tatusia. Jednak w każdej chwili można na niego liczyć, zawsze pomoże tylko, że ja nie chcę tej pomocy, bo tak naprawdę nie mamy o czym gadać. Dziwnie i nieswojo czuję się przy nim.
...Mama... kiedyś łączyła nas więź, ale to było tak dawno temu, że ledwo pamiętam. Ona nie pracuje zawodowo, zajmuje się domem i młodszym bratem, a jest w każdej dziedzinie najmądrzejsza. Wie lepiej jak jest na studiach, choć nigdy nie studiowała, zna się lepiej od R. na medycynie, choć to on jest medykiem i tak jest ze wszystkim. Uważa się za osobę oczytaną a czyta tylko gazety typu Życie na gorąco. Jej ulubione temat to ploty o tej, o tym, o tamtym. Więc jeśli spędzi się z nią więcej czasu, ma się już jej dość. A jeśli zapytać się jej coś o moją siostrę, to mówi: jej się zapytaj. Trzyma język za zębami. Bo to z nią może poplotkować o innych. A co do czego, to ona ma ze mną same problemy, mimo iż 6 czy 7 lat nie mieszkam z rodzicami, nie zawracam jej dupy moimi problemami, mimo że studiuję, wyszłam szczęśliwie za mąż i dobrze mi się wiedzie.
...moja siostra... Moje relacje z nią są sztuczne. Nie gadamy za wiele. Kiedyś porządnie pokłóciłyśmy się i nawet pobiłyśmy się, potem przez ponad rok nie gadałyśmy ze sobą. Od tamtej pory wszystko zmieniło się. M. zaczęła jedne studia prywatnie, po czym je rzuciła. Zaczęła drugie studia prywatnie, też je rzuciła. Wyjechała do Anglii, przyjechała z facetem, obcokrajowcem, który mieszkał pod dachem moich rodziców przez ponad 4 miesiące i tylko jadł i oglądał tv. Rodzice nic jej nie powiedzieli, a on żył za ich kasę. Aż w końcu zrobił dziecko jej przyjaciółce, ukradł mojej siostrze całą kasę, na którą harowała w Anglii, ukradł nowiutkiego laptopa i uciekł do tamtej. A ponoć on, taki bogacz był, taki porządny, tak ładnie pachniał. A ona mogła wiedzieć, co się święci, ale za wszelką cenę chciała faceta utrzymać przy sobie. Po pól roku od rozstania poleciał do M. jej były facet i żyją, mieszkają razem, jakby nigdy nic się nie stało. A ten były, tzn. teraz już obecny facet , był takim brudasem i śmierdzielem. Skończył tylko szkołę podstawową, robił w polu i tylko imprezki i alkohol były mu w głowie. Nie wiem, co ona w nim widzi...fuj!
Ale to ze mną ma same problemy, tak twierdzi.
...Brat...jest 13 lat młodszy ode mnie, chodzi do szkoły podstawowej i jest najlepszym uczniem. Wiadomo jak to wiek dojrzewania, ma różne humory, ale jego kocham najbardziej. Jest osobą dojrzałą jak na swój wiek i odpowiedzialną. Lubię z nim rozmawiać.
W te święta będę sama, bez nich, bez mojej rodziny.

wtorek, 9 grudnia 2008

10 kg mniej

Czuję się świetnie, w ogóle nie sądziłam, że uda mi się, nigdy nie odchudzałam się.
A jednak... Początki, jak to początki, zawsze są ciężkie, więc zaczęłam najpierw od szybkiego marszu codziennie, a teraz biegam w poniedziałki, środy i piątki. Potrafię biec już ponad pół godziny bez przerwy. R. też robi olbrzymie postępy, tak jak ja, schudł 10 kg i wczoraj biegł przez godzinę bez przerwy. Super, że oboje polubiliśmy to. Dzięki bieganiu człowiek myśli inaczej, bardziej optymistycznie.

Jest mi przykro przez moją rodzinę... Nie dzwonią do mnie, kiedy ostatnio rozmawiałam z mamą zapytałam się , kiedy przyjedzie do nas a ona, że nie przyjedzie, dlaczego? BO NIE. Niby przejmuje się naszą sytuacją, moimi studiami,
a nie chce przyjechać, zobaczyć jak sobie radzimy. Myśli, że jak da trochę kasy to wszystko będzie ok ?!!! To nie o to chodzi!!! Chodzi o coś cenniejszego, o uczucia, o wsparcie, o zainteresowanie, ona przecież jest moją matką!!!!!!!

sobota, 29 listopada 2008

Coś czuwa

Dalej odchudzam się i chudnę, chociaż są małe utrudnienia w bieganiu, śnieg. Ciągle urządzamy mieszkanie, kupujemy nowe rzeczy, mimo iż połowe pensji płacimy za długi innych ludzi... Ale Coś czuwa nad nami, zawsze zajdujemy jakieś rozwiązanie. Mamy o połowę mniej pensji a kupujemy o wiele więcej rzeczy. Jestem zadowolona i wdzięczna za to co mam: spokojny, piękny dom, kochającego i troskliwego męża, który spełnia wszystkie moje pragnienia i zachcianki ...szkoda, że jeszcze nie wiedzie mi się na studiach.

poniedziałek, 17 listopada 2008

Malutka pupcia :)

Nic nie robię. Czas wykorzystuje myśląc o sporcie.Gdyby jakiś czas temu, ktoś powiedział mi, że będę lubiła sport, wyśmiałabym. A teraz... codziennie biegam, chodzę relaksować się w saunie i jem dużo owoców, surówek, piję pyszne koktajle. Lubię to. Między mną a R. też jest super, jest troskliwy, opiekuńczy i czuły. Lubię jak powtarza w kółko, że jestem piękna, że mam piękne kobiece kształty, że mam malutką pupcię:) Kiedy w lusterku zobaczyłam, że rzeczywiście moja ciężka praca daje niesamowite efekty, jeszcze bardziej i bardziej zaczęłam dążyć do tego,by schudnąć.

wtorek, 28 października 2008

Nowy cel

Powiedziałam... Nie było to łatwe... Nie jest mi łatwo...
Zaczęłam odchudzać się, może to, oraz zdrowe odżywianie będzie lekarstwem na mój stres. Od dwóch tygodni ćwiczę, biegam, zdrowo odżywiam się. Efekty... już widoczne, zawsze bolały mnie plecy i gdy cokolwiek zrobiłam kuło mnie na dole w boku, to minęło! Poza tym mogę dłużej biec. Początki nie były łatwe, ale poprzez odpowiednią literaturę i programy w telewizji zmotywowałam się. Z mężem oboje wspieramy się w tym. W ciężkiej sytuacji, którą przeżywamy, dostrzegliśmy nowy cel.

wtorek, 21 października 2008

SZOK !!!

Tyle wydarzyło się w moim życiu, że nie bardzo wiem od czego zacząć. Byłam i jeszcze jestem w szoku. Nie przypuszczałam, że tak się wszystko potoczy, nie wiedziałam, że w ludziach może być tyle złośliwości i zawiści...Zostałam niesłusznie oskarżona... i... czeka mnie powtarzanie semestru...(cofnęli mnie z V roku na III rok!!! ), ale to nie była kwestia egzaminu, tylko wykładowcy widzimisię!!!!! Ponadto miałam jeszcze praktyki w technikum. Pierwszej nocy przed prowadzeniem lekcji oka nie zmrużyłam, a w głowie cały czas myśl, żeby zrezygnować, żeby dać sobie spokój, że nie nadaję się do tego, ani do niczego. Nie miałam już sił, by zmagać się z tym wszystkim. Ale z natury jestem osobą sumienną i obowiązkową, więc poszłam do szkoły. Zajęta praktykami nie miałam czasu zastanawiać się co tak naprawdę stało się... Praktyki odbyłam i utwierdziłam się w przekonaniu, że chcę być nauczycielką!

środa, 24 września 2008

Rezygnacja z marzeń

Oblałam, nie zdałam. Nie mam już sił. Babsztyl uwziął się, tyle razy co uczyłam się, tyle razy podchodziłam do tego egzaminu i nic. Czy ona ma czyste sumienie?!! Jedni zdają bez żadnych podstaw wiedzy a inni na ostatnim zakręcie muszą rezygnować z marzeń!!!!!!! Jestem strzępkiem nerwów, żyję w olbrzymim stresie, jestem wyczerpana psychicznie. Jutro chcę złożyć podanie o "komisa", lecz nie wiem czy podołam temu, czy jeszcze to wytrzymam. Po raz nie wiem już który, powtarzać do egzaminu w kółko to samo i to samo. W pewnych momentach mam chęć poddać się, zrezygnować, byle mieć odrobinę spokoju, ale jak pomyślę o tych wszystkich latach, mojej ciężkiej pracy wkładanej w te studia, moim zaangażowaniu i oddaniu temu co robię... ryczeć mi się chce...

poniedziałek, 22 września 2008

Porządki w życiu

Czas szybko mija... W domu porządki: w szafie, w mieszkaniu, w życiu. Egzaminy mam już za sobą, jeden zdałam a z drugiego czekam na wyniki i stresuję się, bo nie poszło mi dobrze. Zaczęłam dziś praktyki w szkole, polonistka ma zwolnienie, więc mam jeszcze 2 dni wolnego. Mąż miał prawie tydzień wolnego, przyjemnie było budzić się rano koło niego. Sto lat chyba nie spędzaliśmy wspólnego poranka. Miałam pyszne śniadanka, robiliśmy obiadki a codziennie wieczorkiem zaczeliśmy chodzić na spacery. Przyjemnie relaksowaliśmy się, mogliśmy przemyśleć wiele spraw, uspokoić się, wesprzeć. Planowaliśmy, co jeszcze mamy w domu zrobić, co dokupić, gdzie spędzimy święta. Inaczej rozmawia się przy włączonej telewizji a inaczej na spacerku. R. chce żebyśmy Sylwester spędzili w Paryżu. Jest nam razem dobrze. Kocham go.

czwartek, 11 września 2008

Nigdy !!!

Jest słodki, kochany. Dużo rozmawiamy, spacerujemy, robimy sobie miłe niespodzianki. Wczoraj, leżeliśmy nadzy, wygłupialiśmy się i rozmawialiśmy. Czułam się taka odprężona i szczęśliwa. Zapomniałam o całym świecie. Pomyślałam, że to o czym marzyłam jako mała dziewczyka spełniło się. I po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, jak dużo czasu i życia zmarnowaliśmy na głupie kłótnie, na znęcanie się na sobie psychiczne i fizyczne. Niestety, musieliśmy oboje spaść na dno, doświadczyć zła i odczuć pustkę, żebym w końcu zrozumiała, że nie tylko ja cierpię ale też osoba, którą kocham najbardziej na świecie. Mam nadzieję, że do końca życia będę pamiętała, kiedy tego pamiętnego dnia usiadł przy oknie, skulił się, twarz trzymał w dłoniach i przeraźliwie płakał, szlochał, cały trząsł się. Właśnie on, mogłoby się wydawać taki twadry, zimny mężczyzna... płakał jak dziecko... przeze mnie. Nie sądziłam... Paradoksalnie, sama unieszczęśliwiałam osobę której chciałam dać szczęście. Już nigdy go tak nie skrzywdzę! Nigdy!!!

niedziela, 7 września 2008

Jak sen

Cudowne dwa tygodnie. Mam nadzieję, że nie obudzę się ze snu. Moje samopoczucie jest kiepskie, ale cieszy mnie to, że R. jest bardzo dobry dla mnie. Wspiera mnie, daje mi otuchę, dba o mnie. Okazuje dużo uczucia. Żeby tak było zawsze. Ostatnio przyjechał do domu z kwiatkiem, kupił mi czerwoną różę. Byłam zaskoczona. Wczoraj zaprosił mnie na pizzę, chodziliśmy po sklepach, kupił mi dwa piękne sweterki i buty. Gdy wracaliśmy był zachwycony mną, przytulał mnie w pociągu i całował co chwilę, zachowywał się tak jak kiedyś, gdy zaczynaliśmy spotykać się. Jest to bardzo miłe, dawno tak nie czułam się.

wtorek, 2 września 2008

Przyjdzie czas

Nie jestem w ciąży. Chyba dobrze się stało, ale mam mieszane uczucia. Marzenia o dziecku dalej będą tylko marzeniami... Wiem, wiem, przyjdzie na to czas.

niedziela, 31 sierpnia 2008

Będę mamą ???

Będę mamą czy nie będę??? Nie mogę uwierzyć, żeby to było prawdą,ale moje objawy na to wskazują. Marzyłam o dzidzi, ale teraz czuję większy strach niż radość. Nie wiem jak wytrzymam te dni niepewności, chciałabym już wiedzieć. Boję się zarówno tego jak okaże się, że jestem w ciąży i jak okaże się, że był to fałszywy alarm, ponieważ wtedy mogę być rozczarowana. Nie wiem... Muszę kupić test. Gdy R. powiedziałam, że jest to bardzo prawdopodobne, miał niesamowity uśmiech na twarzy, taki słodziudki, zrobił się czerwony i taki jakby troszkę zawstydzony, ale wiem, że to ze szczęścia. Wczoraj byli też u nas teście, posiedzieliśmy trochę, było miło, potem poszłam na spacer z mężem, zjedliśmy kolację, oglądaliśmy tv i rozmawialiśmy. Ostatnio jest on taki ciepły i spokojny, pragnie więcej miłości, czułości, częściej mówi " kocham cię" i brzmi to inaczej niż jakiś czas temu. Jestem w ciąży, czy to tylko moje urojenia??? Serce bije mi jak oszalałe..

piątek, 29 sierpnia 2008

Tyle w nim serdeczności, miłości...

Ten tydzień jest wyjątkowy. Mąż wraca z pracy, uśmiecha się, pragie czułości. Spacerowaliśmy, chodziliśmy na zakupy, leżeliśmy, oglądaliśmy telewizję wtuleni w siebie, zasypialiśmy w swoich ramionach i tak też budziliśmy się. Jest spokojny, tyle w nim serdeczności, miłości i dobroci dla mnie. Zmęczony przyjeżdza z pracy i robi dla nas pyszny obiad. Mówi, że to dlatego, że nie krzyczę na niego, ale ja nie krzyczę dlatego, bo to on inaczej zachowuje się. Nie chcę go zmieniać, chcę tylko żeby mnie szanował, wtedy będzie tak, jak w tym tygodniu. Też trochę źle się czułam, miałam straszne nudości, to na tle nerwowym, chociaż żartowaliśmy, że mogę być w ciąży. Fakt, bardzo chciałabym być, marzę o tym, lubię z nim o tym rozmawiać, marudzić pytając " kiedy??? " , ale myślę, że tak się dzieje dlatego, że to jest mój temat zastępczy. Myślę o dziecku, żeby nie myśleć o moich studiach, o czekających mnie praktykach w szkole, o egzaminach poprawkowych, o tym całym stresie. Wiem, że kiedy znajdę się w swoim gronie, wszystko znajdzie się na swoim miejscu, ale najpierw...te nieszczęse poprawki...

sobota, 23 sierpnia 2008

Nie jestem szczęśliwa, więc jak on może być szczęśliwy?!!!

Gdy coś wspólnie robimy, wszystko jest dobrze, normalnie. Nic nie robienie , apatia, nieuchronnie prowadzą do braku wewnętrznej satysfakcji, a to z kolei wysysa energię. Robiliśmy wczoraj porządki, poszliśmy na spacerek i na zakupy, na kolację zjedliśmy frytki i rozmawialiśmy. Otworzyłam się przed nim i mówiłam o moich obawach, zmartwieniach, o tym co działo się ostatnio. O wielu rzeczach nie zdawał sobie sprawy, cieszę się, że pozwolił mi wyjaśnić to co ja czuję, w jaki sposób myślę. Wiem, że to jest chore, moje podejście do życia i do niego. Każdy dzień to obawa, strach, czy nic złego się nie stanie, czy znowu nie pokłócimy się, czy przyjedzie do domu... itd. Nie czuję się atrakcyjna i pewna siebie, jak wtedy kiedy zaczynaliśmy się spotykać. Boję się, że może mnie zostawić, a ja przecież jestem taka słaba, nie poradziłabym sobie bez niego. Może dlatego tak jest, ponieważ zbyt dużo przykrych rzeczy mówi mi o mnie, oczywiście podczas kłótni. Krytykuje mój wygląd, charakter ( nazywa mnie " tyranicą" ), oskarża, porównuje, osądza. Nigdy nie spotkałam się z taką dezaprobatą, jak od mojego męża. Ciężko mi o tym zapomnieć i żyć jakby nic się nie stało. Straciłam wiarę w siebie, siły i chęci do życia. Poza tym, on nie ma już takiej potrzeby bliskości jak na początku naszego związku. Ja z pewnością też nie jestem bez winy. Najbardziej przykre jest to, że na moje pytanie,czy jest szczęśliwy, odpowiada pod wpływem teraźniejszości. Kiedy pokłócimy się, wszystkie chwile, dobre i złe, wrzuca do jednego worka. A co ja myślę, czy on jest ze mną szczęśliwy??? NiE! Ja nie jestem szczęśliwa, więc jak on może być szczęśliwy ze mną?!!! Nie mogę go uszczęśliwić?!!! Nie mogę!!! Bo sama nie potrafię. Przytyłam, stałam się bierna, wytyczyłam sobie już dawno jakieś cele w życiu, ale wszystko ciężko mi przychodzi. Niedługo sesja poprawkowa a ja już dołuję się, martwię, po nocach nie mogę spać, ale nic nie robię.

czwartek, 21 sierpnia 2008

Dość życia

Znowu była kłótnia, jeśli tak to można nazwać. Nie wracał z pracy, mówił, że musi zostać dłużej. Wierzyłam mu, ale mimo to wywierałam presję na nim mając nadzieję, że przyjedzie szybciej. Byłam wkurwiona, bo poprzedni dzień nic nie robiłam tylko czekałam, aż wróci " z nocki", a teraz mówił, że będzie później! Krzyczałam na niego, a kiedy palnął tekst, że nie przyjedzie nie wytrzymałam już. Rozłączał telefon, groziłam, że jeszcze raz rozłączy się rozwalę telefon, tak też zrobiłam, rzuciłam o ścianę, miałam go 2 dni. To już drugi w ciągu miesiąca. Potem zaczęłam grozić, że zabiję się jak nie odbierze tel. Nie odbierał. Miałam już dość wszystkiego. Pisałam do niego, obrażałam go, wyzywałam, groziłam śmiercią i prosiłam o pomoc. Nic. Sięgnęłam do szuflady po leki. Wycisnęłam wszystkie tabletki, tak mi było źle, ale bałam się połknąć wszystkich! W końcu odebrał tel., mówił, że postara się zdążyć na pociąg. Zdążył. Przyjechał, śmierdziało od niego alkoholem. Mówił, że wiedział że mi nic nie będzie , bo wszystkie leki psychotropowe zabrał do pracy a piwo kupił, bo był już '' na granicy". Ryczał, ja ryczałam. Nie wierzę w nas! Tak się cieszyliśmy powrotem do domu a teraz takie coś!!! Zdawałam sobie sprawę, że to przeze mnie, ale on mnie nakręcał i nakręcał. Zarzucałam mu to, że ma 30 lat, jest moim mężem a nie zachowuje się jak mąż, tylko jak dupek. Nie chce porozmawiać, rozwiązać problemu. Mówiłam jemu, że nie nadaje się na ojca, bo mi spokoju i bezpieczeństwa nie umie zapewnić a co dopiero dzieciom! Gdy ma jakieś drobne niepowodzenie to mu już żyć się nie chce. Zastanawiam się za co go jeszcze kocham??? Za ciągłe kłótnie i stres?! Za poniżanie mnie i obrażanie?! Za jego nerwy i agresję?!Za moją samotność w małżeństwie?! Za jego słabości?! Za brak ciepła, miłości, ufności, szacunku, stabilności?!!! Nie wiem czy to jest miłość, czy tylko przywiązanie i to, że jestem od niego uzależniona nie tylko emocjonalnie, ale także finansowo. Nie wiem co byłoby gdybym była niezależna... Ryczałam, chciałam z nim porozmawiać a on był agresywny, płakałam pół nocy, on leżał odwrócony. Nie umiemy żyć razem, osobno także. Żeby zwrócić jego uwagę powiedziałam, że następnym razem podetnę sobie żyły. Chyba to podziałało, bo ...

Było cudownie... Nie wiem kiedy usnęłam.

niedziela, 17 sierpnia 2008

Jak szmata

Rzeczywiście czułam się jak szmata, kiedy wieczorem dałam mu dupy. Przyjechaliśmy do domu, nie byłam tutaj od dawna. Byłam pod wrażeniem naszego mieszkanka, mamy tak ślicznie. Rozmawialiśmy swobodnie, ale wczorajszej nocy coś we mnie pękło. Trochę inaczej do niego podchodzę, inaczej o nim myślę. Zapewnia mnie o swojej miłości, ale i tak zasiał pewne ziarenko niepewności, podkopującej wiarę w trwałość naszego związku i sens.

piątek, 15 sierpnia 2008

Miłość umarła

Moja intuicja nie zawiodła mnie. Pił. Rano darł się na mnie, od szmat wyzywał, od najgorszych, obrażał całą moją rodzinę. Mówił, że nienawidzi mnie, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego, że do sądu pójdziemy po rozwód. Po co to wszystko?! Co on wygaduje?! Po 5 latach bycia razem, tak mówi bez żadnych skrupułów, bez żalu. Jakby to nic dla niego nie znaczyło. Czy tak mówi dojrzały i odpowiedzialny facet?!! On chce mieć dzieci i być głową rodziny?!!! Jak on sam ze sobą nie może sobie poradzić!!!!!!!!! Obarcza mnie całym złem tego świata. Nie wierzę już w nic, w nas, w siebie, w te durne książki, które czytałam. Nie mam od niego żadnego wsparcia, bezpieczeństwa, boję się tego człowieka, on jest nieobliczalny. Poniża mnie, wyzywa, zdarza się, że mnie bije. Może jutro będę u siebie w domu wtedy będę mogła wypłakać się, bo tutaj ukrywam moje emocje, łzy. Wstydzę się tego. Nie wiem co mam robić.

czwartek, 14 sierpnia 2008

Boję się

Z pracy pojechał do naszego domu, niby wszystko jest ok, ale ja ledwo się trzymam! Moja intuicja mówi mi, że jest inaczej. Na 100 % wiem, że śpi teraz, ale nie wiem dlaczego jestem zdenerwowana. Nie mogłam siedzieć z rodziną, bo nie chciałam żeby widzieli to. Boję się zawsze, gdy jest sam w domu, wyobrażam sobie wtedy najgorsze rzeczy. Kiedyś dawał mi powody, żebym się martwiła i teraz stale martwię się. Boję się, że będzie pił alkohol, że zrobi coś złego, że potem będę wstydziła się tego, że znowu pokłócimy się... Ja nie chcę tego, nie zniosę tego więcej!!!!!!!!! Dlaczego nie mogę mu znowu ufać?!!!! Dlaczego gdy jesteśmy osobno nie potrafię zająć się własnymi sprawami, tylko ciągle dzwonię do niego i sprawdzam co on robi!!!! To jest chore!!!!! Jest mi z tym źle!!!!

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

On jest oszustem !!!

Wczoraj był koszmarny dzień. Miał przyjechać wcześniej, niestety. Gdy był u swoich rodziców, zadzwoniłam do niego, wydarł się: " zamknij mordę", wszystkimi swoimi problemami mnie obarczył, krzycząc w niebogłosy. Nie wiem ile osób to słyszało, nie wiem co teraz o mnie sobie myślą, bo od początku nie mieli o mnie dobrego zdania. To przeze mnie skończyły się czasy, kiedy to ich dorosły syn oddawał im całą wypłatę, załatwiał za nich wszystkie sprawy, był zawsze na zawołanie, pomagał im ...zawsze i we wszystkim!
Nie jestem ideałem, wręcz przeciwnie, mam dużo wad, nie mówię, że zawsze postępowałam dobrze, ale ostatnio po trudnych doświadczeniach, nieszczęściu, które na nas spadło chciałam wszystko zmienić, przede wszystkim zmienić siebie. Chciałam być inna dla męża. Chciałam ufać jemu, nie wywierać na nim presji, pozwolić by pewne rzeczy robił po swojemu, tak jak on chce, by wieczory spędzać też tak jak on tego chce, nie być taka zaborcza o niego, szanować... To nie było łatwe, bo przez tyle lat było odwrotnie, ale wierzyłam, że uda się.
Przyjechał, zachowywał się tak jakby nic się nie stało, chciał buziaka. Bolało mnie, że po tylu moich walkach samej ze sobą, te wszystkie moje wysiłki poszły na marne. Obrażaliśmy się ,wyzywaliśmy się od najgorszych, krytykowaliśmy, krzyczeliśmy na siebie, wszystko wypominaliśmy sobie. Dostał ode mnie po buzi, potem znowu, nie oddał mi pewnie dlatego, że moja mama była obok. Nie rozumiem, po co nam kłótnie przy wszystkich!!! Potem gdy złapał mnie mocno za ręce, żeby się bronić, porządnie ugryzłam go. Płakaliśmy oboje. Siedział sam w naszym pokoju. W nocy próbowaliśmy pogodzić się, ale każdy widział tylko swoje racje. Usnęliśmy z silnym bólem głowy.
Teraz jest w pracy, niby już wszystko ok, stwierdził, że powinniśmy o wszystkim zapomnieć i spróbować jeszcze raz. Skoro sam przejawił się taką inicjatywą jestem jak najbardziej za. Jest mi przykro, że takie błahostki urastają aż do takiej rangi. On jest taki, jaki jest, ale kocham go bardzo, bardzo mocno. Bez niego nie mam po co żyć. Nie wiem jak będzie, mam nadzieję, że moje marzenia kiedyś się spełnią. Bo nie jestem złym człowiekiem, kieruję się tylko sercem.

sobota, 9 sierpnia 2008

Odrobina namiętności

Gdy małżonek przyjechał z pracy, czas i dzionek miło nam minął. Zaskoczył mnie bardzo pozytywnie jak ni stąd ni zowąd powiedział, że w przyszłym roku " zrobi mi " dziecko. Marzę o tym, by być mamą, by mieć maleńką namiastkę naszej, mojej miłości. Często mu o tym mówiłam a on ciągle: " nie teraz", "jeszcze nie". Myślałam, że tylko ja tego chcę, że on nie czuje w sobie instynktu ojcowskiego a takie zapewnienia, że też tego pragnie, ale...najpierw moje studia, bo " nie po to tyle lat męczę się, żeby to zaprzepaścić" , potem praca " trzeba mieć pieniądze, żeby dzidzi wszystko zapewnić" , mi nie wystarczały. On wszystko musi przemyśleć, a ja nie chcę myśleć. Chcę postąpić czasami spontanicznie. Po co tyle myśleć? Żeby zgłupieć?!
Noc była namiętna...

czwartek, 7 sierpnia 2008

Poczuć się wolną

Moje życie jest szalenie nudę. Tylko dom i dom, 24 godziny na dobę, jedynie na 5 minut wyjdę do sklepu. Co robię w domu? Nic, tylko żyję od weekendu do weekendu, czekam, aż mąż przyjedzie. A potem? Nic, dom,tv, dom,tv. Można oszaleć! Albo jadę na uczelnię i do domu, studia, dom. Nic więcej. Jeszcze pół roku temu, gdy mieszkaliśmy w mieście to na zakupy codziennie chodziliśmy, na pyszną pizzę, często wychodziliśmy. Brakuje mi tego. Chciałabym gdzieś wyjść, potańczyć, wypić piwo, oderwać się od szarej rzeczywistości, poczuć się wolna... Jestem młoda a żyję tak jakbym była w jakimś więzieniu, nie mogę korzystać z uroków życia, wszystko jest poukładane, monotonne, męczy mnie to. Chciałabym trochę zaszaleć, ale mąż jest chyba na to już za stary. Ciągle myśli o przyszłości, pytam, a co z teraźniejszością?!!

wtorek, 5 sierpnia 2008

Małżeńska nuda

Po tych rozmowach, poczułam się niewiarygodnie zmęczona, poszłam spać. Weekend spędziliśmy nic nie robiąc, nie miałam na nic ochoty, pogoda dobijała mnie. Mąż zrobił śniadanko, pyszny obiadek i siedzieliśmy przy tv. W poniedziałek pojechał do pracy, wróci może w czwartek albo piątek. A ja nic nie robię, oglądam tv, siedzę przed laptopem i jem.

piątek, 1 sierpnia 2008

A działo się

Przyjechał mój Kochany. Boże, jaki on jest przystojny, ślicznie wyglądał, choć po twarzy widać było, że miał ciężkie dni. Nie gniewałam się, przebaczyłam to co było. Przeżywa teraz trudny okres, tłumaczyłam mu, że jestem z nim i że zawsze będę, tylko musi pozwolić sobie pomóc. Wspierałam go, długo rozmawialiśmy, potem poszliśmy na długi spacer, na dworze było duszno. Wróciliśmy, tv był wyłączony a my rozmawialiśmy i rozmawialiśmy o wszystkim. Opowiadałam, co działo się u mnie gdy go nie było. A działo się...

czwartek, 31 lipca 2008

Żeby miłość mogła trwać musi jej towarzyszyć głęboki szacunek do drugiego człowieka

"Spieprzaj szmato" - Tak usłyszałam w słuchawce telefonu od męża na dzień dobry. Miałam nie odzywać się do niego, wyłączyć telefon, ale nie mogłam. Słyszałam jego płacz w telefonie, serce mi zmiękło, zresztą ja tak nigdy nie mogę.
Jestem uzależniona od niego, moje życie nie ma sensu bez niego. Kiedy nie ma go przy mnie, popadam w rozpacz. On jest jedynym źródłem i warunkiem mojego szczęścia . Dlatego, gdy jest coś nie tak między nami, myślę o najgorszym...
Był agresywny, wrzeszczał i wrzeszczał, ranił mnie słowami a ja odpłacałam mu się smsami.
Boże! Jesteśmy dorośli, czy musimy oboje dołować się wzajemnie i krytykować. Czytałam dziś mądrą książkę, mogłoby wydawać się to oczywiste, jednak nie do końca dla mnie było: "żeby miłość mogła trwać musi jej towarzyszyć głęboki szacunek do drugiego człowieka". My się nie szanujemy. Do tej pory widziałam tylko jego winę, teraz wiem, że mojej winy jest również dużo. Tak książka chyba coś zmieni..., bo chcę tego. Chcę go kochać, szanować, troszczyć się o niego, dotykać, głaskać, całować, przytulać, czuć jego zapach...
Dla tego wszystkiego warto zrobić coś z sobą.