To były cudowne święta. Nie przygotowywałam nic specjalnego, zrobiłam tylko sałatkę i pierogi z serem. Mieliśmy jeszcze barszcz i grzybki. R. był taki poważny, gdy składał życzenia, przejął się tym. Zjedliśmy kolację, zrobiliśmy kilka fotek, wypiliśmy lampkę wina. W pierwszy dzień świąt przyjechali teście. Przywieźli kilka potraw i przepyszne ciasto. Zaskoczeni byli tym, jak u nas zmieniło się. R. też zmienił się. Był radosny, z optymizmem i nadzieją opowiadał o nas, o naszych planach. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, poszliśmy na spacer. Było słonecznie i przyjemnie. Gdy pojechali my usiedliśmy na tapczanie, jedliśmy, rozmawialiśmy przez Skype z moim bratem i siostrą. Mąż zrobił pyszną kawę, której nie piłam od dawna ze względu na odchudzanie. Cudowny zapach, ciepło, spokój, radość, cisza i MY. Czas świąteczny wykorzystaliśmy również na dalekie spacery do lasu.
Żona brata mojego męża jest w ciąży. Ona jest chyba w moim wieku. Czasami im zazdroszczę. Też chciałabym mieć dzidziusia. Wiem, że R. byłby wspaniałym ojcem. Chociaż z drugiej strony, wiem, że oni nie będą mieć tego co my mamy, ponieważ dla nich na pierwszym planie będzie tylko dziecko. Mieszkają jeszcze u jej rodziców, w ciasnym bloku... My możemy jeszcze cieszyć się naszą wolnością, brakiem obowiązków...ale czasami złoszczę się na R., że jest taki rozsądny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz