O mnie

Moje zdjęcie
Trzydzistoparolatka. Żona. Mama dwóch chłopców. Dzięki nim moje życie nabrało barw. Na blogu pragnę uwiecznić naszą (nie)codzienność. Chcesz do mnie napisać? Mój email: madzia435@gmail.com

Obserwatorzy

Online

środa, 29 kwietnia 2009

Dylemat

Kochane, nie wiem co mam robić. Może to śmieszne, ale nasz wyjazd do rodziców ostatnio wiąże się z ogromnymi kalkulacjami. Nim pojedziemy, chyba ze 100 razy zastanawiamy się nad tym. I właśnie teraz, też tak jest. Czytałam wszystkie Wasze komentarze i wiem co o tym sądzicie. Ale teraz jest troszkę inna sytuacja. Wróciła moja siostra z UK, nie było jej przez ponad rok. Mój tata znowu wyjeża do pracy za granicę i szybko nie wróci. Poza tym bardzo tęsknię za moim bratem . Chciałabym z nimi porozmawiać, zobaczyć co słychać u M., dowiedzieć się jakie ma plany. Chciałabym poprzytulać się do brata. Chciałabym zrobić grilla... Dawno nie było naszej rodziny w komplecie... Jedyną przeszkodą jest mama. Od tamtej pory nawet nie zadzwoniła powiedzieć, że M. wróciła i w ogóle nic. Myślę, że nas przyjazd mogłaby odbierać jako: " a gdzie oni przyjadą, jak nie do nas?" I dalej wszystko będzie wyglądało tak jak było: tak jakby nic się nie stało, jakby nie bolało mnie, że mnie tak ignoruje. I właśnie, nie wiem co mam robić????? Pojechać???????? Wtedy byśmy już w czwartek wieczorem jechali. Bardzo proszę Was o radę.
Dzisiaj obchodzimy 3. rocznicę naszego ślubu :)
-------------------
Dopisek dn.30.04. :
Myślę, że macie rację. Dzisiaj późnym popołudniem jedziemy do moich rodziców. Na pewno bez Waszej pomocy nie zdecydowałabym się pojechać. Dziękuję:*****

piątek, 24 kwietnia 2009

Odpowiedni moment?

Siedzę w parku, jest piękna, słoneczna pogoda i mnóstwo młodych kobiet spacerujących z wózkami. Niedaleko mnie, jedna wzięła maleństwo na ręce. Maluszek ledwo samodzielnie trzyma główkę, a jednak rozgląda się, ciekawy świata, uśmiecha się, wymachuje rączkami…
Zastanawiam się, kiedy ja będę mamą. Wcześniej R. mówił, że chce być tatusiem, ale jeszcze nie teraz, bo moje studia, praca, bo mamy ciasne mieszkanie ( typowa kawalerka), bo musimy jeszcze kilka lat spłacać długi jego brata…
Ostatnio bardzo dużo o tym rozmawiamy. Wydaje nam się, że jeśli będziemy myśleć tak jak do tej pory, to nigdy może nie nastąpić ten „ odpowiedni ” moment. Wstępnie zaplanowaliśmy, że pod koniec czerwca będziemy starać się o maleństwo. Teraz gdy już mniej więcej wiem, kiedy to będzie, boję się czy podołam nowym obowiązkom. Ale obawy to chyba coś naturalnego. I zastanawiam się, czy jednak to nie jest za wcześnie: mam 25 lat, nie skończyłam jeszcze studiów i prawdę pisząc, nie wiem kiedy to nastąpi, ale przecież chcę tego i R. również.

sobota, 18 kwietnia 2009

Jestem zagrożeniem dla mojej mamy

Jest mi przykro, znowu przez moją " kochaną" rodzinkę. Oczywiście, na ich pomoc zawsze mogę liczyć, jeśli chodzi o finanse lub jeśli potrzebuję czegoś z domu, zawsze dają teściom, aby nam przywieźli. Natomiast jeśli chodzi o wsparcie psychiczne, emocjonalne, uczuciowe to nigdy. Czasami mam wrażenie, że mama nawet źle mi życzy i czeka tylko na to, żeby powiedzieć: "a nie mówiłam".
Gdy chwaliłam się, że chudnę, ona od razu do mnie, że na pewno będę miała efekt yoyo. Gdy oddawałam moje ciuchu, mówiła po co to robię, bo jeszcze przytyję!!! Ok, może przytyję 2 kg, 3 kg, 5 kg, ale nie przytyję 20 kg !!!
Zamiast wesprzeć, dać nadzieję, wiarę jaką matka powinna dać córce, ona mnie dołuje. Tylko czekam, aż kiedyś powie mi w końcu , że jestem taka "mądra "a nie potrafię studiów skończyć. I cały czas gada mi kto z miejscowości, z której pochodzę, skończył studia. Ona nie widzi różnicy między studiami a studium, miedzy licencjatem a magisterką, między dziennymi a zaocznymi.
Kiedy powiedziałam jej, że nie zaliczyłam semestru była oburzona na mnie i pytała: " dlaczego nie chodziłam za babą, czemu nie zaliczałam? " (!!!) Przecież nie siedziałam w domu, nie piłam piwa, nie oglądałam TV. I mówi, że ona NIE MUSI STUDIOWAĆ, BY WIEDZIEĆ JAK JEST NA STUDIACH !!!! Czyli wszystko jest łatwe, proste, wszystko da się załatwić a ja po prostu miałam to gdzieś!!!! Ona wszystko wie.
A o co dzisiaj poszło ???Gadam z nią pół godziny a ona ani słowa nie powiedziała mi, że moja siostra wraca z UK!!! M. nie było w domu przez ponad rok a ona siedzi cicho!!! Dopiero tata mi powiedział. Wtedy mama tłumaczyła się, że nie mówiła bo to nie jest nic pewnego!!!!! I co z tego?!!! Poza tym jestem przekonana, że chodziło jej o coś innego. Dziwne, bo jak przyjeżdża do nas ( rzadko, bo rzadko)to o sąsiadach mogłaby gadać cały czas. Kto komu pracę załatwił, jaką, za ile, wszystko wie. A ją tylko o M. zapytać to gada: "pytaj się jej!!!! Bo jak kiedyś ja się o coś ciebie pytałam, to też mi tak powiedziałaś" . Pewnie, że tak powiedziałam, bo pytała się o zupełnie obcych dla niej ludzi a ja przecież pytam się tylko o moją siostrę!!!!
Jestem przekonana, że ona uważa, że ja źle życzę M., bo jak obcy facet (obcokrajowiec) wprowadza się do nich do domu i ja coś zapytam się, o co nie powinnam pytać się to znaczy, że życzę źle M.!!! A pytałam o to: " ile jeszcze będzie ten gościu żył za pieniądze moich rodziców? Dlaczego on niczym nie zajmuje się? Dlaczego niby ma firmę, interesy i te sprawy, siedzi od rana do wieczora, przez 4 miesiące, w naszym domu przed TV ??? " Człowiek pracujący zgłupiałby siedząc tyle przed TV i absolutnie nic nie robiąc ( nawet obiad przynoszono mu pod nos!!!!!) Nie dostałam żadnej odpowiedzi. Mama była dumna, że M. ma takiego przystojnego faceta, obcokrajowca itd. (poprzedni jej facet był brudasem i strasznie śmierdział). Dodam tylko, że ten obcokrajowiec mieszkając w naszym domu, okradł ją i zrobił dziecko jej przyjaciółce. Mama nie chce mówić nic o M., bo ja chcę dla niej źle a to taka wrażliwa dziewczyna. Ja też jestem wrażliwa.
A w ogóle to była gra słów lub nagła zmiana tematu, jakbym idiotką była. Myślę, że nie ma między nami dobrych relacji dlatego, że ja też mam coś do powiedzenia. Nie będę pozwalała by robiła ze mnie idiotkę. Moja siostra i tato zawsze gdy ich coś boli siedzą cicho, nic jej nigdy nie powiedzą. Ja jestem inna, mówię o tym co mnie boli, mówię prawdę. Ona jakby bała się tej prawdy, bała się tego, że nie ma racji, bo chce być najmądrzejsza i zawsze być w centrum uwagi.
Przed świętami sypnęła tekstem, żebym przyjechała do domu pomóc jej myć okna. Chętnie pomogłabym, ale wkurza mnie jej gadanie, ile to ona narobi się!!! Przecież nie pracuje, cały dzień siedzi w domu, nie jest od nikogo ani niczego zależna. Jej jedynym obowiązkiem jest wysłanie brata do szkoły, zrobienie mu śniadania i obiadu.
A w zeszłym roku, gdy pojechałam do mamy, opalałam się trochę na trawniku i czytałam książkę. Ona jak na złość kręci się koło mnie w tę i z powrotem, aż w końcu mówi do mnie żebym coś zrobiła. Powiedziałam, że za chwilkę to ona, zaczęła specjalnie trawę kosić i kręcić mi się przed nosem. Potem zaczęła okno myć z tej strony co się opalałam, żebym napatrzała się, ile to ona ma roboty i żeby głupio mi było. Zawsze jak widzi, że czytam książkę zaczyna wynajdować mi mnóstwo zajęć tak jakbym nudziła się. Zero szacunku!!! Już od 7 lat nie mieszkam z nimi, od 3 lat jestem mężatką a ona traktuje mnie jak gówniarę!!!! Z moją siostrą dobrze dogaduje się, bo są takie same.
Pamiętam nawet, gdy mieszkałam w domu czułam się tak jakbym była intruzem, gadały o czymś a jak wchodziłam do kuchni, nagle była cisza. Wszystko zależało od humoru mamy, czasami nawet było tak, jakby spiskowały przeciwko mnie. To, że wyrażę swoje zdanie, to według nich, chcę źle.
Przykro jest mi z tego powodu, przejmuję się tym, nie mogę spać. Czuję się źle we własnej rodzinie, niby wszystko jest tak pięknie a to są tylko same pozory. W naszym domu nie rozmawiało się, nigdy nie było szczerej rozmowy. Zawsze tylko:" cicho, przestań " . Czuję się obco. Zauważyłam, że nawet gdy moi rodzice mają do nas przyjechać, to więcej stresuję się z tego powodu niż cieszę…

poniedziałek, 13 kwietnia 2009

I po świętach

Święta minęły, chociaż dla mnie nie miało większego znaczenia, że to były święta. Najważniejsze jest to, że R. nie musiał jechać do pracy i mogliśmy ten czas spędzić wspólnie. Przygotowań świątecznych też żadnych nie robiłam, nawet nie malowałam jajek, tylko zrobiłam trochę więcej zakupów i po raz kolejny porządki w szafie. Musiałam oddać znowu za duże ciuchy. Schudłam 20 kg, cały czas wymieniam garderobę i mam z tym olbrzymi problem. Ubrania, które teraz kupuję, po miesiącu znów robią się luźne. Od kilku tygodni ruszam się jeszcze więcej, ponieważ pogoda jest cudowna i cały czas chudnę :))
A do Kościoła nie chodzę, nawet w święta. Mam pomieszane w głowie, mam mnóstwo wątpliwości i pytań na które muszę znaleźć odpowiedź. Kiedyś byłam osobą bardzo religijną, w każdą niedzielę chodziłam do Kościoła a latem na piesze pielgrzymki do Częstochowy. Wszystko zmieniło się. A kiedy jeszcze miałam pisać pracę magisterską na temat związany z Kościołem i zaczęłam zbierać materiały, wgłębiać się w lektury, doznałam szoku. Zdałam sobie sprawę jaki Kościół jest obłudny, zakłamany, pełen nienawiści i zawiści do osób które mają inne zdanie. Nie chodzę do Kościoła, ponieważ nie wierzę w Kościół, w księży. Wierzę w Boga.
Święta spędziłam odpoczywając, oczywiście aktywnie. Spacerowaliśmy bardzo dużo z mężem po lesie, biegaliśmy, jeździliśmy rowerami. Wieczorami oglądaliśmy filmy, co zdarza nam się bardzo rzadko, bo zazwyczaj po bieganiu od razu bierzemy prysznic i szybko zasypiamy ze zmęczenia. Byli także u nas moi rodzice z bratem i miło spędziliśmy czas. A Wam Kochane jak minęły święta? Pozdrawiam Was słonecznie :))

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

W Kołobrzegu

W sobotę byliśmy nad morzem. Pogoda była prześliczna: słońce, delikatny wiaterek. Spacerowaliśmy po plaży wpatrując się w bezkresną dal. Szum morza, szmer piasku, krzyk mew, cudowna jodowa woń. Spokój… cisza… ale cisza wewnętrzna.
Przy okazji opaliliśmy się tak mocno, że aż skóra piekła :) Ja opalam się od razu na brązowo, ponieważ mam ciemną karnację a R. jest cały buraczkowy:)))
A to widok, który podziwialiśmy :)

środa, 1 kwietnia 2009

Ciężkie dni za mną

Za mną ciężkie dni. Przez dwa tygodnie miałam doła psychicznego. Mnóstwo spraw i problemów napiętrzyło się. Mąż wziął tydzień wolnego a ja zamiast cieszyć się wspólnymi chwilami przepłakałam cały ten czas.
Chodzi o to samo co zawsze, o studia. Byłam bardzo przygnębiona tym, ile lat będę musiała jeszcze to wszystko znosić. Na wykładzie , tak mi smutno było i przykro . Było mnóstwo osób a ja czułam się taka samotna. Ludzie ci, są tacy niedostępni tak jakbym była kimś gorszym tylko dlatego, że powtarzam. Moi znajomi z poprzedniego roku są już nauczycielami a ja... ! W ogóle już same, potężne, mury uczelni napawają mnie strachem. Kiedyś chodziłam na uczelnię z wielką chęcią i zaangażowaniem, teraz nienawidzę tego miejsca!
Mężuś przez cały tydzień opiekował się mną, robił śniadanka, przepyszne obiadki i kolacje, zmywał naczynia, sprzątał, prał. Pod koniec tygodnia to również zaczęło męczyć mnie psychicznie, bo on tak starał się, żeby było mi dobrze a ja przez to, czułam się jeszcze gorzej. Byłam do niczego.
Poza tym bardzo dużo rozmyślałam o mojej rodzinie. Przeczytałam kilka blogów, które wzruszyły mnie do łez i zaczęłam trochę inaczej patrzeć na wszystko. Uświadomiłam sobie, jak wiele czasu zmarnowałam, skupiając się tylko na tym co wkurza mnie w mojej mamie. Rozpamiętywałam tylko złe chwile i to jak mnie raniła. Mój tata przyjechał niedawno na krótki urlop, potem znów wyjeżdża do pracy, za granicę. Zdałam sobie sprawę z tego jak mało czasu z nim spędzam, że nie daj Boże, coś złego by się stało, nie miałabym czego wspominać...
Od dawna również, ciągle odkładałam wizytę u dentysty. I jeszcze ginekolog… Od jakiegoś czasu coraz częściej myślę o maleństwie a jeszcze nigdy nie byłam… Coś mnie tknęło, że muszę w końcu pójść. Całą noc oka nie zmrużyłam, nastawiałam się psychicznie do tej wizyty. Poszłam dzisiaj, choć sama jeszcze rano nie wiedziałam czy to zrobię. A na poczekalni nie wierzyłam, że zarejestrowałam się i czekam. Było ok. Pani dr była bardzo przyjazna, spokojna a samo badanie było bezbolesne. Wszystko jest w porządku, muszę poczekać tylko na wyniki cytologii. Nie sądziłam, że będę tak dobrze wspominała tą wizytę. Chociaż tyle.