O mnie

Moje zdjęcie
Trzydzistoparolatka. Żona. Mama dwóch chłopców. Dzięki nim moje życie nabrało barw. Na blogu pragnę uwiecznić naszą (nie)codzienność. Chcesz do mnie napisać? Mój email: madzia435@gmail.com

Obserwatorzy

Online

środa, 29 kwietnia 2015

O nowej pracy i przedszkolu

Romek ukończył kurs i zdobył nowy zawód! Na drugi dzień pojechał do firmy w naszym miasteczku i dostał pracę!!!!! Jestem bardzo szczęśliwa i do dziś do mnie nie dociera, że będzie pracował na miejscu. Wreszcie koniec z dojazdami! Wcześniej, żeby dojechać do pracy na 7. rano musiał wstawać o 3. w nocy i po 18. był z powrotem. Nie było czasu na nic. A teraz ma pół godziny drogi w jedną stronę na piechotę. Będzie pracował od 7. do 15. a o 15.30 będzie w domu. Będzie czas na pracę i na odpoczynek, na czas z dzieckiem i na działkę, działkę, na realizowanie swoich pasji.
Ostatnio zewsząd czuję presję, żeby posłać syna do przedszkola. Ludzie dziwią mi się, że nie chcę. Mówią, że źle postępuję i na siłę próbują przekonać mnie do swoich poglądów. Śmieszy mnie ta dziwna moda na przedszkola. Uważam, że to jest bezsens, żebym posyłała dziecko do przedszkola, jeżeli nie pracuję i będę w domu. Przecież sama mogę i chcę zająć się dzieckiem. Nikt nie zajmie się lepiej moim dzieckiem niż ja sama. Rozumiem, kiedy matka pracuje czy zajmuje się w domu młodszym dzieckiem, ale często jest tak, że matkom nie chce się zajmować dzieckiem. Wolą posłać do przedszkola i mieć spokój. Poza tym uważam, że skończyłby się pewien etap w życiu Filipka: dzieciństwa, swobody i beztroski. Zaczną się obowiązki, codzienne przygotowywania, poranne wstawanie, stres itd. Od małego wyścig szczurów. On ma jeszcze na to czas. Jeszcze zdąży nauczyć się życia. Tak wiem, że w przedszkolu jest także zabawa, są koledzy, koleżanki, ale trzylatek nie potrzebuje ani kolegów, ani koleżanek. Nadal na tym etapie rozwoju najważniejsi są rodzice, przede wszystkim matka.
2 lata, 6 miesięcy i 5 dni

niedziela, 12 kwietnia 2015

O Filipusiu, świętach i o nowym koledze

Nie Filip, nie Filipek tylko Filipuś - tak każe na siebie mówić. O sobie samym mówi w trzeciej osobie np: "cio tam Filipuś ma?", "cio tam Filipuś robi?", "Filipuś buduje tirusia", "Filipuś jedzie daleko", "Filipuś jeśt mechanikiem", "Filipuś ma duzio placy", "Filipuś nie ma czasu". Do nas również zwraca się pieszczotliwie. Rzadko powie: "mamo", zazwyczaj mówi: "mamusiu" a na Romka "tatusiu" czasami: "mamo Adziu" lub: "tata Nomek".
Filipek bardzo często nas komplementuje. Do Romka ostatnio powiedział: "Tata ładny jesteś", gdy zauważył moją nową torebkę mówił: "ładna torba", a kiedy na mieście minęła nas elegancka kobieta powiedział: "ładna pani". Innym razem dostrzegł, że "ładne pani ma bucki" i że "ładny wujek Arti".
Od kilku tygodni, Romek dojeżdża do pobliskiego miasta na szkolenie. Zanim kupił bilet miesięczny, codziennie wołał ode mnie pieniądze na bilet jednorazowy. Aż któregoś wieczoru Filipek przyniósł Romkowi swoje pieniądze i powiedział: "masz tatuś".
Ostatnio mówi, że: "tatuś jeśt be, bo nie bawi się autami z Filipusiem", chociaż nie wiadomo, ile mógłby się z nim bawić to i tak, tak mówi. A gdy jestem w kuchni i gotuję obiad, przybiega do mnie i mówi: "mamusia odpocznij". Chce, abym położyła się w pokoju na łóżku i przygadała się, jak Filipek bawi się samochodami. Na ogrodzie cały czas obdarowuje mnie kwiatkami. 
Filipek po raz pierwszy w życiu malował jajka do święconki. Był bardzo zaangażowany i szczęśliwy. Na drugi dzień poszliśmy do Kościoła poświęcić święconkę. Filipek miał swój malutki koszyczek z kogutkiem a ja swój. Dzielnie niósł go całą drogę. W Kościele byliśmy dwadzieścia minut przed czasem. Trochę martwiłam się, jak Filipek wysiedzi tyle czasu w jednym miejscu. Jednak wszystko było w porządku. Filipek siedział ze mną grzecznie w pierwszej ławce. Był bardzo zaciekawiony tym, co się dzieje. W pierwszy dzień świąt przyjechał do nas szwagier z żoną i dzieciakami. Pomimo tego, że mamy z nimi mały kontakt, gdyż mieszkają daleko, Filipek nie mógł doczekać się ich. W kółko powtarzał, że przyjedzie ciocia Asia i dzieci, że J. jest taki duży (ma 6 lat), a K. (1,5 roku) jest taki malutki. Trochę Filipek wstydził się ich, ale nie było tak źle. Ładnie bawił się z J., rozwiązywał zagadki zadane przez wujka. Dał dzieciom w prezencie piękne samochody. Starszy kuzyn bardzo imponował mu. Stale przyglądał mu się, naśladował go i powtarzał po nim słowa.
Gdy jest piękna, słoneczna pogoda, spędzamy czas na działce. Filipek bierze z domu jakieś zabawki, a to "tirka" albo traktor i grzecznie bawi się w piaskownicy. Rozpoczęliśmy już sezon grillowy i Filipkowi bardzo posmakowała kiełbaska z grilla (zjadł dwa pętka) oraz chlebki. Koło nas ma działkę młode małżeństwo z dwójką dzieci. Kiedy Filipek zobaczył tam chłopczyka, zaczął go wołać: "Chłopćiku chodź się bawić! Chodź się bawić!" Tamten chłopczyk szybko schował się, ale za moment wyszedł jego tata i zaprosił Filipka do nich. A Filipek poszedł jakby znał ich od dawna. Zdziwiłam się, że Filipek nie miał żadnych oporów, nikogo nie wstydził się ani nie bał się, gdyż przez całą zimę, nie miał kontaktu z dziećmi. Okazało się, że Hubert skończył pięć lat a od dwóch chodził do przedszkola, ale i tak bardzo wstydził się Filipka. Filipek cały czas mówił do niego: "Chłopćiku, cio to jeśt? Chłopćiku, zobać" a tamten nic się nie odzywał. Filipek gadał i gadał, zagadałby go na śmierć a chłopczyk tylko cichutko bawił się w piasku. Ale to dobrze, że Hubert jest taki grzeczny i spokojny, bo nie muszę bać się, że zrobi Filipkowi krzywdę. Na następny dzień, jak tylko Filipek zobaczył, że Hubert przyszedł na działkę, natychmiast pobiegł do nich. Za Filipkiem poszła do sąsiadów prababcia. Po jakimś czasie, prababcia wróciła sama a ja zapytałam się jej, gdzie jest Filipek. Na to babcia, że został, nie chciał iść. Po jakimś czasie poszłam po niego a on mówił: "mama jeście nie". Tak mu tam spodobało się.
2 lata, 5 miesięcy, 2 tygodnie i 5 dni