O mnie

Moje zdjęcie
Trzydzistoparolatka. Żona. Mama dwóch chłopców. Dzięki nim moje życie nabrało barw. Na blogu pragnę uwiecznić naszą (nie)codzienność. Chcesz do mnie napisać? Mój email: madzia435@gmail.com

Obserwatorzy

Online

wtorek, 29 grudnia 2009

Święta


Święta chociaż nie tak białe, jednak były wspaniałe. Pełne ciepła i radości, życzliwości i miłości. Jak co roku były proste, serdeczne i radosne. Z mamą miałam cudowny kontakt, po raz pierwszy od dawna tak dobrze nam się rozmawiało. Było gotowanie, pieczenie ciast, ubieranie choinki, potem prezenty. Były kolędy, życzenia, objadanie się, błogie lenistwo. Chociaż szybko minęły w sercu pozostały.
Jednak święta miały przykry akcent, oddałam moją kochaną papugę. Teraz myślę o niej i tęsknię. Była ze mną od ślubu, w najtrudniejszych chwilach. Była, ona jedna. Niestety, od kiedy mamy pieska, przestaliśmy poświęcać jej czasu i uwagi, tyle ile chciałaby ona, więc krzyczała i krzyczała, że nie mogliśmy już tego znieść. Na razie została u mamy, choć mamy osobę, która chce ją wziąć. Nie wiem, co mam robić.
Dopisek dn. 30.12.
Moja papuga zostanie jednak u mamy. Mama ma zbyt miękkie serce, by ją oddać. Gdy żegnałam się z ptaszkiem sama płakała. Jestem przekonana, że nigdzie lepiej papużka nie będzie miała :)

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Rozkład dnia mojego męża

04:45 pobudka

05:39 pociąg
06:17 jest już w mieście, ale ma jeszcze 4 km, w jedną stronę, do pracy chodzi pieszo
07:00-15:00 praca, z końcem roku jest coraz więcej papierów, dokumentów do zrobienia a w związku z tym jest mnóstwo chaosu i stresu
15:00 wychodzi z pracy, znowu pędzi 4 km na pociąg
15:43 pociąg
17:00 jest już w domu, do rzadkości należą dni, kiedy pociąg ten nie jest opóźniony, je kanapki przyszykowane przez żonkę, pije kawkę, opowiada o pracy
17:30 bawi się z pieskiem lub szykuje dokumenty do pracy, przegląda internet, ja w tym czasie mam maraton filmowy: Klan, Brzydula, czasemi Detektywi
18:30 lub 19:00 ciągnie mnie na stadion, żeby pobiegać
20:10 wracamy ze stadionu, idzie na spacer z psem
20:30 kąpiel
20:45 pijemy herbatkę koniecznie z soczkiem malinowym i jemy kolację, zazwyczaj są to owoce: jabłka, mandarynki, pomelo
21:00 czas dla nas
22:00 śpimy
W weekendy różnie to bywa, albo pracuje, albo nie. W zeszłym tygodniu był w pracy do 14, natomiast w tym tygodniu musi być w pracy z soboty na niedzielę, całe 24 godziny! Służba nie drużba.
Jeśli weekend ma wolny obowiązkiem jest dla nas poranny marsz do lasu, idziemy na 2, 3 godziny. Potem robimy wspólnie obiadek, po obiedzie pijemy kawkę i leniuchujemy. Po południu idziemy jeszcze na dłuższy spacerek z psem. Potem do wieczora znowu leniuchujemy, oglądamy tv, buszujemy w internecie.
Nie wiem, skąd on ma tyle siły i energii. Jestem pełna podziwu dla niego, że daje radę tak funkcjonować, że nie odpocznie, nie zdrzemnie się a jeszcze chce iść pobiegać. Znajdzie też czas, żeby mnie wysłuchać i jeśli jest taka potrzeba pomóc w czymś. Sama jestem zmęczona jego pracą, zestresowana, przytłacza mnie to. Odliczam już dni do świąt, chcemy wyjechać i odpocząć od tego wszystkiego. Jak dobrze pójdzie, pojedziemy już w tą niedzielę, po pracy.
Dopisek:
Zmieniono rozkład jazdy PKP, teraz R. ma pobudkę o 04:30.

środa, 9 grudnia 2009

...

Czasami mam taki nastrój, że nawet bieganie mi nie pomaga. Jest to uczucie pustki, przygnębienia, bezsensu wszystkiego. Mam mieszkanko, kochającego męża, pieniędzy też nam wystarcza na jakieś małe zachcianki. Mimo to, wciąż mi czegoś brakuje. Nie wiem czego. Może życia normalnego. Bo ten etap, który przeżywam teraz, nie należy do normalnych. Tylko raz w tygodniu jeżdżę na uczelnię i nic poza tym nie robię. Jest mi źle z tym. Chciałabym w końcu skończyć te studia, choć nie wiem czy kiedyś to nastąpi. Oczywiście, jakaś nadzieja tli się jeszcze, ale nie jest to już płomień. Chciałabym w końcu pracować i być trochę samodzielna i niezależna. Chciałabym mieć już swoją rodzinę, dzieci, codziennie o tym myślę. Wiem, że gdybym teraz zaszła w ciążę, to na pewno nie skończyłabym studiów a zmarnować te 7 lat mojej ciężkiej pracy, byłoby głupotą. Już dawno mieliśmy się starać, ale zawsze z powodu studiów odkładamy to. Tak więc musimy jeszcze poczekać dwa lata. Nie wiem jak to wytrzymam. Poza tym co miałabym dziecku do zaoferowania? ...

niedziela, 6 grudnia 2009

O bieganiu


Kondycja już nie ta. Nie ma się co dziwić, dawno nie biegałam. Przebiegłam 2 okrążenia na stadionie i nogi zrobiły mi się miękkie jak z waty. Następne okrążenie przemaszerowałam a potem rozkręciłam się i przebiegłam jeszcze 3 okrążenia. Następnego dnia mogłam przebiec już 6 okrążeń stadionu. W piątak było podobnie. Chociaż miałam pokusę, żeby przestać dalej biec, bo zwyczajnie nie chciało mi się. Pokonałam jednak te myśli i moje słabości. Byłam bardzo zadowolona z siebie i dumna. W sobotę i niedzielę był dwugodzinny marsz do lasu. Dawno nie byłam tak przyjemnie zmęczona . Jak NIEWIELE TRZEBA ŻEBY BYĆ SZCZĘŚLIWYM. Przez cały dzień uśmiecham się sama do siebie, bez żadnego powodu i nucę coś pod nosem.
Mężusiowi kupiłam pod choinkę odzież termoaktywną do biegania :)

środa, 2 grudnia 2009

Takie tam


Mimo że, siedzę w domu i raczej nic nie robię czas szybko mija. Wydaje mi się, że tak niedawno była Wigilia, a już niedługo znowu będzie. Odczuwa się już atmosferę świąteczną, widać lampki, ozdoby świąteczne, choinki w sklepach.
Święta planujemy spędzić u mojej rodziny. Prezenty świąteczne mamy już zakupione: dla mamy i siostry kupiliśmy gruby naszyjnik, dla brata zegarek sportowy, dla taty szalik i jeszcze pozostało coś kupić dla nas.
A tak w ogóle to nie najlepiej się czuję, dołuję się moją wagą. Jeszcze w styczniu ważyłam 63 kg, teraz ważę prawie 69. Muszę zrzucić ok. 10 kg. Nogi już nas nie bolą dlatego od dzisiaj zaczynamy znowu biegać. A tu zbliżają się święta, na pewno będzie leniuchowanie i objadanie się… Nie wiem jak to zrobiłam, że wtedy schudłam tak dużo.

poniedziałek, 23 listopada 2009

Po wypadku

Jeszcze bolą nas nogi, ale już funkcjonujemy. Pojawiły się nowe lęki: strach przed wyjściem z domu, przed samochodami, przed piskiem opon, strach przed przejściem na drugą stronę ulicy. Mieszkam w dużym miasteczku, bardzo tłocznym, niestety nie ma świateł. Chociaż kierowcy wykazują kulturę jazdy, zawsze zatrzymują się przed pasami, ustępują pieszym, ale jak doświadczyłam, nie wszyscy. Ten, który nas potrącił nie chciał udzielić pomocy. Nie chciał zadzwonić po pogotowie, bo jak krzyczał ma prawo jazdy dopiero od 1,5 roku! Telefon trzymał w ręku, nie zadzwonił. Gdyby to było gdzieś na uboczu, pewnie uciekłby i nas tak zostawił. Dostał 6 punktów karnych i 500 zł mandatu. A my staramy się wrócić " do normalności", ale jest to trudne…

wtorek, 17 listopada 2009

Wypadek


13.11.2009. W piątak, wracaliśmy z mężem do domu, z wieczornego biegania. Byliśmy już na środku pasów… Z zza zakrętu, szybko wyjechał samochód. Zobaczyłam tylko jego światła, jechał prosto na nas. Dalej wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie.
Nie wiedziałam gdzie znajduję się. Zastanawiałam się co się dzieje i czy to dzieje się naprawdę ? Czy może oglądam jakiś film, czy to dzieje się na filmie??? Nagle, uświadomiłam sobie: „ Boże to dzieje się naprawdę, on w nas wjedzie! ” Trwało to ułamki sekund, nie zdążyłam w żaden sposób zareagować, nic zrobić .
Zobaczyłam męża turlającego się po masce samochodu, za moment ja poczułam uderzenie, ból, upadek.
Na szczęście skończyło się to tylko potłuczeniem lewego uda, bólem nóg, zawrotami głowy, bólem szyi, brzucha oraz ogólnym bólem wnętrzności, ale powoli wracamy do zdrowia.
„Człowiek żyje dopóki nie umrze”. Życie jest takie kruche, szliśmy , mieliśmy tysiące planów, marzeń, rozmawialiśmy właśnie o tym , a tu nagle mogłoby nas nie być. Gdyby jechał trochę szybciej bylibyśmy tylko liczbami, statystykami.
Przeżyj ten dzień tak,
jak gdyby miał być ostatnim
w Twoim życiu.

czwartek, 12 listopada 2009

Moje uzależnienie

Książki, których naczytałam się o zdrowym odżywianiu i zasady których przestrzegałam, to wszystko, czego nauczyłam się poszło w las. Teoria sobie i praktyka sobie. Zaczęło się chyba od mojej sesji egzaminacyjnej, nie mogłam poradzić sobie ze stresem. Na pocieszenie zaczęłam kupować sobie ptasie mleczko, deserki, słodycze no i moje ukochane frytki. Nie wiem, kiedy to wszystko wymknęło się spod kontroli. Nie mogę się powstrzymać, żeby nie zjeść przepysznych frytek z sosem czosnkowym Winiary , z cebulką lub jakąś surówką. Objadam się tym prawie codziennie i nie mogę przestać. A kiedy zjem je już, mam ogromny dół psychiczny i ogromne wyrzuty sumienia. Mężowi przysięgam, że już więcej nie kupię a po kryjomu robię to. Chociaż wybieram mniejsze zło, bo nie smażę ich w głębokim oleju, tylko w mikrofalówce, ale i tak zdążyłam przytyć 3 kg (?), widać że moje niektóre spodnie zrobiły się przyciasne. Poza tym od lata bardzo ciężko jest zmobilizować mi się do biegania, nawet na wieczorny marsz mąż musi nieźle natrudzić się, żebym poszła z nim. Mam gorszy nastrój, stałam się bardziej nerwowa i ostatnio cierpię na bezsenność. Nie chce ruszyć mi się tyłka, wychodzę tylko na spacer z psem. Wolę siedzieć w domu i czytać książki. Na pewno stąd biorą się częstsze kłótnie, kłócimy się czasami nawet bez żadnego powodu. To moja wina.

niedziela, 1 listopada 2009

Zdołowana

Dół psychiczny trwa… Kłócimy się ciągle. Miał pięć dni wolnego i zamiast cieszyć się tym, że możemy pobyć razem, kłóciliśmy się . Wrócił temat moich teściów i tak się zaczęło. On nagle wybuchał, bo na ich temat nie wolno mi nic złego powiedzieć i w odwecie mieszał z błotem mnie i moją rodzinę. Dziecinada! Wie co mnie najbardziej boli, zna moje czułe punkty, nie pominął więc niczego. Potem godziliśmy się po to, żeby po chwili znowu się pokłócić. I tak w kółko. A teraz jest, chyba pierwsza tak poważna, cisza…

sobota, 17 października 2009

Więcej ludzi utonęło w kieliszku niż w morzu


Zawiódł mnie, bardzo mocno. Nie wiem, czy mogę jeszcze jemu ufać.
Pokrótce pisząc, kiedyś nadużywał alkoholu, nasze życie było koszmarem, ile wtedy przeżyłam nerwów, strachu, stresu i wstydu przez niego... Drżałam na samą myśl, że mógłby wypić piwo. Ten okres jest już za nami, przynajmniej tak wydawało mi się…
Pojechał w tę swoją podróż, stresował się bardzo, bo jechał zeznawać do sądu(!) i kupił sobie piwo! Nie wiem, chyba jedno, ale nie o to chodzi.
Wie o tym, że boję się tego, że boję się, że mogłoby być tak jak kiedyś, że pogubi się w tym wszystkim. Tyle pracowaliśmy nad sobą, żeby się wzajemnie zrozumieć, żeby dotrzeć do siebie, żeby zbudować zaufanie, a on tą ciężką pracę chce zniszczyć. Niedawno wyznał mi, że dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego ,jak bardzo mnie krzywdził i ile musiałam wtedy znosić, ale to go nie powstrzymało!!!
Wrócił, nic złego nie stało się, ale „na kilometr” wyczuwałam od niego alkohol, nie przyznawał się. Po dwóch dniach, rano rozpłakał się i powiedział, że nienawidzi siebie za to.
Nie wiem co mam robić. On nie pije alkoholu od dawana i to nie jest tak, że musi zmuszać się do tego. Po prostu nie chce. Boję się, że zawsze w sytuacji stresowej będzie sięgał po to, że ten koszmar wróci!!!!!! Boże, ja tu planowałam urządzenie nowego mieszkania, które może będziemy mieli, miałam nadzieję, że wtedy być może niedługo zostanę mamą, ale teraz… nic nie wiem… wszystko runęło!
Czy może robię z igły widły??? Jak myślicie??? Co mam zrobić??? Zapomnieć o tym??? W końcu to jedno(?) piwo.

środa, 14 października 2009

Śniadanko

Wstał o 4:30 nad ranem, do pracy, żeby zrobić mi to:



Wiedział, że rano będę jechała na uczelnię, chciał żebym dłużej sobie pospała. Chociaż to on bardziej potrzebuje snu, bo po pracy jedzie w daleką podróż i całą noc spędzi w pociągu.

wtorek, 13 października 2009

Nowe M-4 ?

Na uczelni wszystko pozałatwiane, wszystkie zaliczenia będę miała przepisane, więc chodzę tylko na te przedmioty w ramach których, muszę uzupełnić różnice programowe ( w poniedziałek 2 zajęcia). Jeszcze nie wiem, co będzie z czwartkowym seminarium. Niestety, już wczorajszy dzień musiałam opuścić, bo pociąg miał spore opóźnienie. Jestem zła na siebie, że dopiero początek roku akademickiego a już tak się zaczyna! Na nudę jak na razie nie narzekam.
Nawet nie miałam pojęcia jakim mądrym piesiem jest mój Dzióbek, z jaką łatwością uczy się poleceń. Fakt, z toaletą wydawało mi się oczywiste, że tak szybko nauczył się załatwiać swoje potrzeby na dworze, ale jednak nie każdy mały piesek tak robi. Jak chce jeść od dawna też już pokazuje. Teraz nauczyłam go siadać na komendę, leżeć, podawać łapkę i dawać głos :) Mąż nauczył jego, że jak wracamy ze spacerku, mówimy ” szybko do domu” a on tak szybko biegnie pod drzwi klatki, że tylko uszy ma z tyłu i ledwo można go dogonić :)
Instynkt macierzyński znowu o sobie daje znać, troszkę Dzióbek go stłumił, ale gdy na przystanku widziałam młodą matkę z takim malutkim, może 2 lub 3 – miesięcznym szkrabem, nie mogłam oderwać oczu od dziecka. Ale co od czego, gdy zabieramy się " do rzeczy ", ta myśl mnie przeraża!
Być może nawet do końca roku będziemy mieli większe mieszkanie. Uwielbiam urządzać mieszkanie, planować co trzeba kupić, wybierać, malować :) Pojawiła się też kwestia, gdzie będziemy mieszkać : w dużym mieście, czy w dużym miasteczku. Zdecydowaliśmy się na miasteczko, bo są ogromne szanse na to, by mieć mieszkanie wkrótce, żeby mieć w mieście musielibyśmy jeszcze kilka lat poczekać. Zawsze, gdy jestem w tym mieście zastanawiam się, czy chciałabym tam jeszcze raz mieszkać. Oczywiście, największym plusem mieszkania w mieście jest praca. Pamiętam, że jak przez 6 lat mieszkałam w mieście nie wyobrażałam sobie, że mogłabym wrócić do małego miasteczka. Jednak w tym miasteczku, w którym obecnie mieszkam, jest wyjątkowo. Ogromnym plusem jest to, że do tego miasta jadę 40 minut pociągiem. Poza tym, jest to miejscowość bardzo rodzinna, jest mnóstwo pięknych parków, placów zabaw, pięknych zakątków, a nawet ludzie są inni , inna kultura osobista. Ci ludzie właśnie nas zmienili i nasze myślenie. Na każdym kroku można zobaczyć sportowców, ktoś biega, ktoś chodzi z kijkami. A gdy pójdzie się do lasu na spacer, jest tam tak tłoczno prawie jak na ulicy. To nas zmotywowało do tego, żeby zacząć uprawiać sport. Udało się nam schudnąć. Wszędzie też widać ludzi spacerujących z psami, jest ich mnóstwo, więc i my zachcieliśmy mieć pieska. Jest to miasteczko, ale ma sporo do zaoferowania: nowoczesny basen, kluby fitness, szkoła tańca, szkoły muzyczne, kino, jakieś puby, więc każdy może znaleźć coś dla siebie. Żyje się tutaj spokojnie, bez pośpiechu. Pokochałam tę miejscowość. Nie trzeba mieszkać w mieście by móc rozwijać się i przyjemnie spędzić czas.

wtorek, 6 października 2009

Powiedzieć czy nie powiedzieć?


W piątek byłam u fryzjera i na małych zakupach. Umówiłam się z R. w mieście, tam gdzie kiedyś mieszkaliśmy. Kupiłam sobie przepiękny płaszcz zimowy, chociaż nie planowałam, ale zrobił na mnie olbrzymie wrażenie. R. kupił sobie piękny sweter, koszulę, spodnie i pasek. Kupiliśmy też dla niego płaszcz zimowy, ale już w Internecie, bo taki sam, ale jest o połowę tańszy niż w sklepie. Weszliśmy też do sklepu zoologicznego, by popatrzeć za jakimiś zabawkami dla Dzióbka i wyszliśmy zszokowani. W naszej miejscowości kupiliśmy mu ostatnio zabawkę za 5 zł. a tam taka sama była za 44,99 zł.! Ja wim, że to miasto, no ale bez przesady.
Odwiedzili nas moi rodzice z bratem. Przyjechali zaledwie na 2, 3 godziny, bo dzień wcześniej dopiero co, tata wrócił z zagranicy. Mój brat rośnie jak na drożdżach, nie widziałam go zaledwie kilka tygodni a on już mnie przerósł no i jeszcze bardziej zmężniał. Rodzicom nic nie powiedziałam o studiach, bo sama wiem zaledwie o tym od tygodnia. A dzisiaj dowiedziałam się oficjalnie, że niestety, ale muszę powtarzać i IV rok. Rodzice myślą, że jestem na V roku. Nie wiem, czy w ogóle powinnam mówić im o tym, bo: po pierwsze nie chcę, żeby zaraz wszyscy z mojej rodziny ( i nie tylko z rodziny) o tym wiedzieli ( a tak z pewnością byłoby), a po drugie nie chcę ich martwić. Poza tym jestem dorosła, to są moje studia, moje życie i moja sprawa. Nie chcę odpowiadać na ich pytania, bo to jest zbyt skomplikowane i nie chcę słuchać rad, bo nie mają pojęcia o tym jak jest na studiach, chociaż z pewnością prędzej czy później będę musiała im powiedzieć. Zresztą i tak będzie na to, że nie uczę się, ale tutaj nie chodzi tylko o to, trzeba też mieć ogromne szczęście. Po raz kolejny ich zawiodę, pamiętam jacy byli dumni i szczęśliwi z tego, że dostałam się na te studia…

wtorek, 29 września 2009

Pierwszy dzień na uczelni

Mnóstwo ludzi, same obce twarze. Mojego rocznika już dawno nie ma, mojej drugiej grupy także nie ma. Jestem tylko ja, sama. O, jak się źle z tym czuję! Było mi smutno i przykro.
Na szczęście miałam tylko jedne zajęcia. Resztę tygodnia mam wolnego, bo przecież nie będę chodziła na te przedmioty, które mam zaliczone. Tylko w poniedziałki muszę być, bo są to nowe moduły, i w czwartki na seminarium.
Nie wiem, czy pisać odwołanie, bo boję się, że nim dostanę odpowiedź, narobię sobie mnóstwo zaległości a poza tym musiałabym mieć chyba chociaż jeden rozdział pracy magisterskiej napisany a jak na razie jestem na etapie gromadzenia materiałów. A to, co kiedyś już przeczytałam dawno wyleciało mi z głowy. Boję się, że mogłabym zawalić piąty rok a wtedy wyleciałabym z uczelni , bo już nie miałabym szansy powtarzać. A znając siebie to mogłoby być bardzo prawdopodobne, bo zawsze mam pecha.
Wróciłam do domku po 19., głodna, zmęczona tymi emocjami i podróżą. Pociąg jak zawsze był spóźniony, myślałam już, że nie dotrę do domu. Wiało, padało, zmarzłam. Ale jak miło wejść do domku, a tutaj cisza, spokój, ciepło. Dziubek ucieszony, że wróciłam tylko męża brakło, był w pracy całą noc. Jak to mówią wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.

piątek, 25 września 2009

Zaczęło się!

MAJĄC ZALICZONY 4. ROK cofnęli mnie na 3., bo miałam zaległy egzamin z tegoż roku. OK, w końcu nie zdałam egzaminu. Zapłaciłam za swoje, poniosłam wszystkie tego konsekwencje. Teraz, gdy już jestem " na czysto", gdy już wszystko zaliczyłam muszę powtarzać także 4. rok! Dlaczego?! Przecież zdałam wszystkie egzaminy z tego roku, więc po co mam zdawać jeszcze raz to samo?!!!! Ponadto, w regulaminie uczelni wyraźnie napisane jest, że nie mam obowiązku zaliczenia przedmiotów, z których uzyskałam pozytywną ocenę!!!!! Dlatego istniała możliwość żebym studiowała jednocześnie 4. i 5. rok, jednak nie wyrażono na to zgody. Normalnie jakaś PARANOJA!!!!! Drobny szczegół tego wszystkiego to to, że podanie złożyłam pod koniec maja a dziś dostałam dopiero odpowiedz i to jeszcze ustną! Sama musiałam im się przypominać, bo inaczej zapomnieliby! A w poniedziałek rozpoczynają się zajęcia i nawet planu zajęć nie ma w Internecie!!!! Będę odwoływała się od tej decyzji, ale czarno to widzę, bo nigdy jeszcze nikt nie udzielił mi żadnej pomocy i rady!!! Nie wiem, czy ktoś z tego co napisałam rozumie to, bo ja sama nie potrafię zrozumieć tej sytuacji!

czwartek, 17 września 2009

Przygotowania


Mam nadzieję, że kto chciał, to znalazł do mnie drogę. Stwierdziłam, że nadszedł czas na małą zmianę mojego bloga, bo od kiedy założyłam bloga, moje życie zmieniło się o 360 stopni, więc niektóre treści były już dawno nieaktualne.
Ostatnie dni czasu wolnego mijają bardzo szybko. Czas ten spędzam bardzo przyjemnie i aktywnie. Z Dzióbkiem obowiązków mi nie brakuje. Codzienne czesanie i pielęgnacja, częste spacery, mnóstwo przytulania i głaskania, bo cały czas domaga się miłości i do tego trzeba go pilnować jak małe dziecko. Można powiedzieć, że jest szalony, jak to szczeniak, dużo biega, wygłupia się, trzeba uważać, żeby sobie krzywdy nie zrobił. Cały czas domaga się siedzenia na kolanach lub szczeka, żeby tylko dostać się do naszej pościeli. Mamy więc z nim bardzo wesoło.
I właśnie po części z tego powodu, nie miałam czasu na zakupy, a przecież trzeba powoli szykować się na uczelnię. Garderoby jesiennej i zimowej w ogóle nie mam, bo oddałam wszystkie ubrania, ponieważ były na mnie za duże. Kupiłam więc sobie na allegro piękną skórzaną kurtkę, buty skórzane i jedną apaszkę w panterkę. Mam na oku jeszcze kilka innych apaszek, ale muszę się jeszcze powstrzymać. Zaopatrzyłam się też w siedem sweterków, na razie przysłali mi dwa, są bardzo eleganckie. Cieszę się, że już niedługo skończy się laba, przecież trzeba być wśród ludzi i zająć się czymś konkretnym, ale też trochę martwię się o Dzióbka, bo całe dni będzie musiał być sam a on jest jeszcze taki malutki.
Poza tym passa do sportu powróciła. Co prawda, biegamy z mężem dopiero od kilku dni, ale motywację mamy ogromną. Latem miałam wyrzuty sumienia, zupełnie niepotrzebnie, że odpuściłam bieganie, ale przecież było tak gorąco i zwyczajnie nie chciało się a teraz to jest prawdziwa przyjemność. Pod wieczór chodzimy na stadion, mnóstwo ludzi jest o tej porze, też biegają, więc w większym gronie raźniej się biega. Głupio po kilku okrążeniach poddać się, więc trzeba dalej biec ;) Biegam ok. 4 km. W zeszłym roku, 13. października, zaczynałam od marszu, trwało to kilka tygodni, nawet jednego okrążenia stadionu nie byłam w stanie zrobić. Co ja piszę?! Nawet pół okrążenia nie mogłam przebiec! Wtedy też przywiozłam do domu moje ulubione, stare spodnie, które miałam na sobie zaledwie kilka razy, ale przytyłam, więc leżały przez kilka lat w szafie. Na początku moim celem było schudnąć tak, abym włożyła te spodnie, nawet przez biodra nie mogłam ich wcisnąć. Myślałam sobie, że jak będę w stanie je kiedyś założyć, to już nie będę chciała więcej schudnąć, że ten rozmiar mi wystarczy. Dziś i te spodnie mi zjeżdżają z tyłka a ja chcę jeszcze schudnąć, ok. 8-10 kg. Wierzę, że się uda.

niedziela, 13 września 2009

Mój Dzióbuś :)))))




" Szczęście to ta chwila co trwa
Niepewna swojej urody
To zieleń drzew, to dzieci śmiech
Słońca zachody i wschody
Więc nie patrz w dal,
Bo szczęście jest tuż obok w nas
W zwyczajnym dniu, w zapachu domu
Wśród chmur, w ciszy traw
Jest blisko nas, blisko tak, blisko tak..."

poniedziałek, 7 września 2009

Historia lubi się powtarzać?


W środę wieczorem zadzwoniła mama. Po rozmowie z nią, na następny dzień postanowiliśmy pojechać do niej. Czas spędziliśmy bardzo przyjemnie, na rozmowach, grillowaniu, zabawach z naszym pieskiem. Zrozumiałam, że też ma własne sprawy na głowie i zmartwienia a ja obwiniałam ją, że zapomniała o mnie. A mój brat staje się powoli młodym mężczyzną., chociaż i tak jest bardzo mądry i dojrzały jak na swój wiek. Jest niesamowity, nie tylko bawił się z Dziubkiem, ale też opiekował i co chwilę wychodził z nim na spacerek.
Okazało się, że moja siostra znowu nie jest w „zaciekawym” związku. Po jakimś czasie wróciła do swojego byłego, byli razem w Anglii, przyjechali i w naszym domu zaczęli wić sobie gniazdko. On poczuł się tak pewnie, że na każdym kroku wykorzystuje ją a ona jest osobą cichą i spokojną, więc się daje. On od kiedy wprowadził się do mamy, ani razu nie posprzątał po sobie, nie odkurzył w ich pokoju, ani razu nawet jednej szklanki nie umył. A obiadu żąda od siostry z dwóch dań, bo nauczony został, że jeśli w domu jadł placki ziemniaczane, to koniecznie do placków musi mieć zupę ogórkową, bo inaczej nie zje itp. Źle ją traktuje i nawet dla mamy zaczął być chamski. Mnie od samego początku nie podobał on się: skończył tylko szkołę podstawową, był zaniedbany, brudny, często śmierdział (!!!), zero obycia, a poza tym oszukiwał moją mamę i siostrę .One są naiwne i wierzyły w jego bajki a dla mnie było to śmieszne. Zresztą był to związek na odległość , mimo małej odległości. Potem rozstali się. Zeszli się ze sobą w Anglii, po bolesnych rozczarowaniach miłosnych mojej siostry. Każdy miał nadzieję, że on trochę zmienił się a tu niestety. Mama zaczęła widzieć to jak on ją traktuje i mówiła swoje uwagi, żeby M. przestała aż tak koło niego chodzić, wtedy mama stała się jej wrogiem. Wyprowadzili się od niej, ze swojego gniazdka.
Historia lubi powtarzać się, bo z ostatnim jej facetem było podobnie, mimo iż był przeciwieństwem obecnego: był przystojny i elegancki. Też M. koło niego skakała, robiła wszystko co on zechciał a on mieszkając pod dachem naszych rodziców spotykał się z jej przyjaciółką i zrobił tamtej dziecko. Dodam, że to było w małej miejscowości a na koniec… okradł M. Myślałam, że nie pozbiera się. Martwię się o nią, że rozczaruje się, że znowu będzie płakać.
Ps. Przepraszam, że nie odpowiedziałam na Wasze komentarze, jednak na tamten temat nie potrafię rozmawiać. Wybaczcie.

niedziela, 30 sierpnia 2009

Znowu to samo!


Znowu uderzył mnie i szarpał za włosy, mój własny mąż. Bo coś nie tak powiedziałam o jego rodzinie, jak zawsze bronił ich, usprawiedliwiał, nie da nic powiedzieć na ich temat. Według niego to zawsze ja jestem wszystkiemu winna. A myślałam, że to już jest za nami!!!!!!!!!!! Czuję się tą drugą, bo na pierwszym miejscu jest jego mamusia, mimo iż ostatnio nie utrzymujemy zbytnio z nimi kontaktu. Dobrze tylko jest, jak on obraża moją rodzinę a jego słowa są zupełnie bezpodstawne, dlatego to jeszcze bardziej boli. Oni by dla niego serce oddali w przeciwieństwie do jego rodziny. Od nich, od samego początku czułam niechęć, chłód, bo dobrze wiedzieli jaka jest kolej rzeczy, że niedługo stracą największe źródło swoich dochodów-mojego męża!!!! A mój mąż do dzisiaj i jeszcze kilka lat będzie spłacał ich zachcianki! A mi nie wolno nic powiedzieć na ich temat, nie wolno mieć pretensji, żalu!!!!!!! Nienawidzę ich. Może nie tyle oni są powodem tego, tylko mój mąż i jego reakcja, jeśli nie daj Boże, powiem swoje zdanie na ich temat. Jestem zupełnie sama, w tej kwestii nawet na męża nie mogę liczyć.
A moja rodzina??? R. planował w przyszłym tygodniu wziąć piątek wolny, żeby pojechać do nich na weekend. Dałam im to do zrozumienia, nie wprost, a od nich żadnej reakcji nie było. Nie zadzwonią, jak do nich napiszę, to mają to gdzieś, albo odpowiedzą, albo nie. I tak zastanawiam się dlaczego ja za nimi tak bardzo tęsknię i po co miałabym tam jechać??? Z mamą przecież nie lubię rozmawiać, bo zaraz wszyscy wszystko o mnie wiedzą, z siostrą żadnej więzi nie mam a mój brat...hmmm . Dzisiaj skasowałam mój numer GG, Skype, żeby ciągle nie oczekiwać na rozmowę z nimi. Nie rozumiem siebie, z jednej strony chcę z nimi rozmawiać i przykro mi jest jak nie dzwonią a z drugiej strony nie lubię z nimi gadać, bo mama potem wszystko innym gada, dosłownie wszystko. Poza tym nie czuję od niej żadnej empatii, zrozumienia, współodczuwania tego co ja czuję. Powiecie, że to ze mną jest coś nie tak, bo to nie możliwe żeby wszyscy byli nie fair w stosunku do mnie, żeby wszyscy mylili się a tylko ja miałabym rację, że wina jest we mnie, że w taki a nie inny sposób patrzę na innych ludzi. Być może tak jest, być może ze mną jest coś nie tak. Nigdy nie sądziłam, że nie będę miała do kogo się zwrócić o radę, o zwykłą rozmowę, o wsparcie, o zrozumienie.
Moje dni pochłania cisza...
Moje myśli ogarnia płacz...
Moje słowa są bezdźwięczne...
Moje ciało czuje Twej obecności brak...
Moje życie przeszywa dreszcz...
Dreszcz, który spływa po mnie, aż do stóp...
Serce bije coraz wolniej...
Tracąc magię swoich nut...
Wszystko straciło sens, straciło barwę swą...
Zanikło w oddali gdzieś...
Gubiąc się bezpowrotnie...
Brak Ciebie, Twoich słów..

poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Tęsknota


Tęsknię za rodzinnym domem,
za moim bratem,
za naszymi rozmowami, żartami, spacerami...
A najgorsze jest to, że oni nie tęsknią za mną wcale!!!

wtorek, 11 sierpnia 2009

Lenistwo


Jak ten czas szybko mija. Mężowi już urlop minął, dzisiaj pierwszy dzień jest w pracy a ja już tęsknię za nim! Dobrze, że mam jeszcze Dzióbka :) Mnóstwo czasu spędzamy razem, wychodzimy już na pierwsze spacerki.
W zeszłym tygodniu trochę chorowałam, miałam gorączkę. Przestaliśmy też biegać, bo jest za gorąco a ja już zdążyłam przytyć 4 kg! We wrześniu trzeba będzie wziąć się za siebie, bo teraz nic się nie chce.

wtorek, 28 lipca 2009

Jakże wiele ludzkiego w każdym zwierzęciu

Od 22. lipca stałam się posiadaczką najcudowniejszego pieska na świecie, Dzióbka ( Shih Tzu). Dzióbek jest uroczy, wesoły, zabawny. Ma w sobie coś z tygryska, potrafi czaić się, by upolować naszą rękę. Uwielbia wygłupiać się i bawić , przy tym okazuje nam mnóstwo miłości i czułości. Nieustanie też prosi, aby go głaskać, przytulać, błagalnymi oczkami i jękami domaga się spania w naszym łóżku. Jest słodki i ma niesamowity wygląd maskotki-przytulanki.


A to drugie nasze zwierzątko. 

wtorek, 21 lipca 2009

Kolejne szczyty zdobyte

Zakopane...
Ach... jak ten czas szybko minął... Spędziłam go z osobami, które kocham :))))





czwartek, 9 lipca 2009

To już rok w blogowym świecie


To już rok w blogowym świecie. Widzę sens tego pisania, bo czas tak szybko mija a pamięć jest taka krótka…
Pierwszy pamiętnik dostałam od babci ( może w 6. lub 7. klasie szkoły podstawowej) był to „ Kalendarz szalonego małolata”. Pisanie w nim bardzo wciągnęło mnie, prowadziłam go jeszcze przez całe liceum. Przestałam na studiach, kiedy zamieszkałam w akademiku, bo nie było możliwości, żeby go pisać. W zeszłym roku przypadkiem odkryłam blogi, założyłam więc swojego, żeby ukoić mój ból i moje nerwy. Te stare pamiętniki, leżą ukryte w moim rodzinnym domu i zastanawiam się co z nimi zrobić. Jeśli przywiozłabym je do siebie, boję się, że mąż mógłby przeczytać a ja byłam bardzo szaloną nastolatką i dziś trochę wstydzę się pewnych rzeczy. Może je przepisać i wrzucić na bloga??? Tylko byłoby to bardzo pracochłonne. Nie wiem co z nimi zrobić, może Wy macie jakiś pomysł??? A nie chciałabym ich niszczyć, bo to jednak kawał mojego życia, dorastania, pierwszych miłości, poznania mojego męża… .
Nie czytałam ich od około 8 lat a tych starszych to w ogóle, ale myślę, że miło byłoby powspominać.
Ps. Czy Wasi mężowie, narzeczeni, wiedzą o Waszych blogach? Czy czytają je?

piątek, 3 lipca 2009

ZDAŁAAAAAAAM


Jestem przeszczęśliwa. Zdałam egzamin. Pierwszy raz będę miała prawdziwe, spokojne, wakacje. Bez nauki, bez poprawek, bez praktyk, bez stresu. Wszystko wreszcie zaczyna układać się, jest tak jak powinno być. Dla R. też to nie był łatwy okres, mnóstwo czasu spędzał w pracy, kończył mu się kontrakt, ale mimo to bardzo mnie wspierał. Pomagał we wszystkim, przejął obowiązki domowe, żebym mogła spokojnie uczyć się, rozpieszczał mnie. Nie wiem skąd brał on tyle siły. I nadal ciągle jej ma. Jest zupełnie innym człowiekiem niż kiedyś, pełnym energii, życia, wiary, pogody ducha. Mam prawdziwy Skarb. Aby tylko przeżyć jakoś do niedzieli, bo jutro ma nockę a potem będziemy już przez cały czas RAZEM.
KOCHAĆ i KOCHANYM być, to cel dla którego warto żyć!