Na szczęście miałam tylko jedne zajęcia. Resztę tygodnia mam wolnego, bo przecież nie będę chodziła na te przedmioty, które mam zaliczone. Tylko w poniedziałki muszę być, bo są to nowe moduły, i w czwartki na seminarium.
Nie wiem, czy pisać odwołanie, bo boję się, że nim dostanę odpowiedź, narobię sobie mnóstwo zaległości a poza tym musiałabym mieć chyba chociaż jeden rozdział pracy magisterskiej napisany a jak na razie jestem na etapie gromadzenia materiałów. A to, co kiedyś już przeczytałam dawno wyleciało mi z głowy. Boję się, że mogłabym zawalić piąty rok a wtedy wyleciałabym z uczelni , bo już nie miałabym szansy powtarzać. A znając siebie to mogłoby być bardzo prawdopodobne, bo zawsze mam pecha.
Wróciłam do domku po 19., głodna, zmęczona tymi emocjami i podróżą. Pociąg jak zawsze był spóźniony, myślałam już, że nie dotrę do domu. Wiało, padało, zmarzłam. Ale jak miło wejść do domku, a tutaj cisza, spokój, ciepło. Dziubek ucieszony, że wróciłam tylko męża brakło, był w pracy całą noc. Jak to mówią wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz