O mnie

Moje zdjęcie
Trzydzistoparolatka. Żona. Mama dwóch chłopców. Dzięki nim moje życie nabrało barw. Na blogu pragnę uwiecznić naszą (nie)codzienność. Chcesz do mnie napisać? Mój email: madzia435@gmail.com

Obserwatorzy

Online

czwartek, 15 grudnia 2011

Dziewczyny, ten kredyt w rzeczywistości wziął mój mąż dla swojego brata. Chciał mu pomóc, aby ten ułożył sobie życie w mieście, na drugim końcu Polski. Oczywiście, dogadali się, że tamten będzie płacił  raty, ale tylko, kiedy otrzymał te pieniądze, wszystko się zmieniło. Mojego męża, zaczął  traktować jak śmiecia.  Cały czas oszukiwał, że płaci, podrabiał dokumenty itp., aż po latach zapukał do nas komornik...
W międzyczasie szwagier ze swoją nową rodziną byli na naszym ślubie.  Oczywiście, żadnego prezentu od nich nie otrzymaliśmy, tylko zapewnienie szwagra pod Kościołem, że "najlepszy prezent jaki nam może dać, to będzie spłata tego kredytu". Zapomniał chyba, że to był jego kredyt a nie nasz. A po ślubie, żądał od męża pieniędzy na bilet powrotny PKP dla jego całej rodzinki. Natomiast pół roku po ślubie, ukradł jeszcze mojemu mężowi obrączkę.
No i właśnie przez niego mamy taki kontakt z całą rodziną męża. A raczej, nie mamy tego kontaktu.
W mieście, nie powiodło się szwagrowi, wrócił do teściów. Pracuje na czarno, w domu nie dokłada się im do niczego.  Tyle, ile zarobi, ma tylko na własne wydatki. A teściowie niczego od niego nie wymagają. Nie postawią mu żadnego ultimatum, że na przykład: skoro nie płacisz tutaj za nic, to masz chociaż Romkowi płacić np. 500 zł a jak nie to wypier...stąd!  My do teściów  nie jeździmy, bo on tam jest a cała rodzinka spotyka się tam, czy na święta i tak normalnie, gadają, śmieją się, udają szczęśliwych, tak jakby nic się nie stało. Wydaje mi się, że im jest na rękę, że nie przyjeżdżamy, bo wtedy nie trzeba rozmawiać na trudne tematy, mają święty spokój. Na święta nie byliśmy u nich, jeśli dobrze liczę, od sześciu lat. Jeśli policzyć święta w tym roku, będzie to już siedem lat. I nigdy, nie zadzwonią zapytać się, co planujemy, czy przyjedziemy. Ale jak oni potrzebują pomocy, to wiedzą, gdzie Romka szukać. Nawet jak mieszkaliśmy od nich 70 km, to potrafili w każdej chwili zadzwonić, żeby Romek przyjechał, bo trzeba przecież drzewo na zimę szykować. I nie ważne, czy mieliśmy, jakieś palny, czy nie. Nie mówię, żeby rodzicom nie pomagać, ale ludzie, szanujmy się. Poza tym, mają oni jeszcze dwóch synów a dzwonili zawsze tylko do Romka.
Od teściów czuję chłód, szczególnie od jego matki. Bo kiedy Romek mieszkał z nimi, utrzymywał ich, robił zakupy, płacił rachunki, remontował im mieszkanie, wymienił wszystkie okna, dach a  gdy tylko zamieszkał ze mną, to wszystko się skończyło. Choć oni nadal traktowali go jak swoją własność. A z teściową to w ogóle nie mamy tematów do rozmów. Jakieś tylko płytkie wymiany zdań o pogodzie itp. a potem zapada niezręczna cisza... W ogóle nie jestem pewna, czy uważa mnie za swoja synową.
Mnie już wcale nie chodzi o te pieniądze, bo pogodziłam się z tym.  Wiem, że ich nie odzyskamy, ale chodzi mi o szacunek. Nie jesteśmy niczemu winni a czujemy się odrzuceni, wykluczeni, nierozumiani.  Chodzi mi jedynie o postawę teściów, że wolą on mieć święty spokój i udawać, że nic się nie stało niż porozmawiać, że  udają szczęśliwą, katolicką rodzinę a nas mają gdzieś.
W te wakacje, przełamałam się dla męża i ciągle nalegałam, żebyśmy do nich pojechali. I pojechaliśmy a oni od razu sypią teksty, że mają tyle ziemi, że trawa już taka długa, że skosić trzeba. Po prostu, sugerowali, żeby zrobił to Romek. No k... po latach przyjechaliśmy do nich a oni od razu wynajdują mu jakieś zajęcie. A czemu szwagier tego nie zrobi, przecież mieszka tam.
Ale jak już pisałam, na szczęście spłaciliśmy kredyt.  Mamy już to za sobą.  Chcę już o tym, zapomnieć, bo inaczej człowiek oszalałby.
A tak poza tym u nas w porządku. Byliśmy w tygodniu u księdza, po zaświadczenie, że mogę być matką chrzestną a Romek świadkiem pana młodego. Byłam też zarejestrować się w urzędzie pracy. Wczoraj wybrałam się do stomatologa.  Chcę wyleczyć wszystkie zęby, bo w przyszłym roku chcemy z mężem starać się o dzidzię :) A teraz robię porządki w mieszkaniu, powoli pakuję się, ponieważ w przyszłym tygodniu, w czwartek, jedziemy już na święta, do moich rodziców. Za tydzień, w niedzielę, będzie ślub siostry i chrzciny Michałka.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Odwiedziny

Zdążyłam trochę pożalić się, że mało się ruszam a jeszcze tego samego dnia poszliśmy z Romkiem na stadion pobiegać. Ciężko biegało się, ale włączyłam głośną muzykę w słuchawkach, w telefonie, i jakoś udało mi się przebiec 5 okrążeń stadionu. Byłam z siebie bardzo zadowolona. 
W piątek pojechałam do mojej uczelni odebrać dyplom. Szłam tą znienawidzoną przeze mnie drogą  i ciągle sobie w głowie powtarzałam: "to już ostatni raz tam idę, ostatni raz".  Jak fajnie to brzmi: "pani mgr Magdalena X"  :) Nie myślałam, że kiedyś osiągnę to, że powiedzie mi się.
Potem postanowiłam pójść do nowo otwartej galerii handlowej, żeby kupić coś sobie na ślub siostry. Tak się złożyło, że w zeszłym miesiącu zapłaciliśmy ostatnią ratę kredytu, najstarszego brata Romka. Przez lata liczyliśmy grosz do grosza, płacąc za coś, czego nigdy na oczy nie widzieliśmy. Wiem, że teraz, też na pewno będziemy liczyć pieniądze, że nagle nie przestanie nam ich brakować, ale to już zawsze 1000 zł więcej i co najważniejsze, to będą nasze, własne wydatki. Tyle na to czekaliśmy.
W galerii tyle czasu chodziłam, oglądałam ciuchy, ale nic mi się nie podobało a poza tym, jakieś zwykłe bluzki kosztowały nawet 400 zł. Byłam już zrezygnowana, nie mogłam chodzić, bo tak mnie nogi bolały. Po kilku godzinach dołączył do mnie Romek i poszliśmy do restauracji na frytki i kurczaka a potem udaliśmy się do starej, sprawdzonej galerii. Tam, od razu, w drugim sklepie, do którego zaszliśmy, kupiłam sobie sukienkę.  Sukienka jest jasnoróżowa z delikatną, czarną koronką. Potem poszliśmy jeszcze do sklepu dziecięcego kupić prezent dla dziecka, młodszego brata Romka. Ceny zabawek w tamtym sklepie również były przerażające. Nie było zabawek poniżej 100 zł,  może kilka i to naprawdę bardzo małych. Ale kupiliśmy małemu piękny, duży,  wóz strażacki. Kiedy szliśmy z tym wozem do kasy, pomyślałam, żeby Romek zadzwonił do brata, zapytać się, czy mały nie ma takiej zabawki, bo szkoda wydać tyle kasy na coś, co on może ma. Jednak szwagier powiedział, żebyśmy czasem nie kupowali betoniarek i śmieciarek, bo mały tego ma pełno a żebyśmy kupili może wóz strażacki. A my w śmiech, bo właśnie w ręku trzymaliśmy tą zabawkę. Potem okazało się, że mamy mnóstwo czasu do pociągu to jeszcze raz wróciliśmy się do nowej galerii, kupiłam sobie kolczyki, pierścionek i czapkę a dla Romka  marynarkę. Kupiliśmy też koszulę na prezent świąteczny dla mojego brata. 

Na następny dzień spodziewaliśmy się gości: teściów,  młodszego brata mojego męża, jego żonę i synka. Ich chłopiec jest naprawdę fajnym dzieckiem. Niczego się nie wstydził, gaduła niesamowity, cały czas uśmiechał się. I ciocię cały czas przytulał i wujka, za zabawkę wycałował. A potem zaglądał do miejsca, skąd wyciągnęliśmy zabawkę, czy czasem jeszcze nie ma tam dla niego niespodzianki. Kiedy zaczął wygłupiać się i trochę rozrabiać to szwagier zabrał mu zabawkę. A on spuścił oczka i mówi: "tatusiu przepraszam, przepraszam, będę już grzeczny". A gdy odjeżdżali to zapytał się, czy tą zabawkę, którą dostał od nas, może wziąć do domu. Nie wiedział, czy to jest już jego. I mnie się o to pytał, potem Romka. Naprawdę, uroczy chłopak. Ma niespełna trzy latka a taki już mądry.
Po ich wizycie załapałam doła. Szwagier i jego żona stwarzają obraz IDEALNEJ rodziny. Oboje bardzo się kochają i nie kryją się z okazywaniem uczuć.  Mają mieszkanie, co prawda niewłasnościowe, ale są samodzielni, są też bardzo religijni. On pracuje i ona. Mają wspaniałego synka. Dzieckiem zajmuje się teściowa. My mamy własne mieszkanie, też jesteśmy samodzielni, ale nikt nam w niczym nie pomaga. Romek pracuje ja nie. Pomimo tego, że przez lata spłacaliśmy kredyt ich najstarszego brata, jakoś sobie radziliśmy. W naszym związku też jest wszystko w porządku, ale do szczęścia brakuje nam jeszcze maleństwa. Tymczasem oni planują już drugie. Mam żal do nich wszystkich, że my tyle lat spłacaliśmy kredyt ich brata a tymczasem oni obchodzą się z nim jak z jajkiem. Szwagier, ten, którego płaciliśmy kredyt,  zamieszkał z teściami a oni w ogóle zachowują się tak, jakby nic się nie stało. A on nawet nie raczył zadzwonić, przeprosić, czy jakąkolwiek pomoc zaoferować, przy spłacie tego kredytu. Przecież to nie był nasz kredyt tylko jego. I właśnie przez niego mamy zepsute relacje z całą ich rodzinką, bo nie mam do nikogo najmniejszego zaufania. I z bólem to muszę przyznać, bo wiem, że Romek ich kocha, ale ja czuję czuję awersję do tej rodziny. Tymczasem oni zgrywają szczęśliwą rodzinkę a to my, najbardziej pokrzywdzeni, JESTEŚMY WYKLUCZENI, nikt nie liczy się z naszymi uczuciami.
Dziewczyny, co myślicie? Może powinnam zapomnieć o tym kredycie? I udawać się, że nic się nie stało? Że wszyscy się kochamy i jest nam bardzo dobrze ? I może powinniśmy zajeżdżać do teściów, pomimo obecności tam szwagra? Kilka lat tam nie zajeżdżaliśmy, dopiero w tegoroczne wakacje, zrobiłam to dla Romka i pojechaliśmy tam, jak szwagier był w pracy. Ale to chyba on powinien nas unikać a nie my jego?