O mnie

Moje zdjęcie
Trzydzistoparolatka. Żona. Mama dwóch chłopców. Dzięki nim moje życie nabrało barw. Na blogu pragnę uwiecznić naszą (nie)codzienność. Chcesz do mnie napisać? Mój email: madzia435@gmail.com

Obserwatorzy

Online

środa, 27 lutego 2013

Ale mnie dziś synek zaskoczył i jednocześnie wystraszył. Rano, położyłam synka w rożku na kocyku, na dywanie. Filipek uwielbia tam leżeć, bo to jest dobre miejsce, aby obserwować cały pokój. Dałam mu grzechotki i poszłam do kuchni robić gołąbki. W kuchni włączyłam muzykę i nic nie słyszałam... Za chwilę zaglądam do synka a on leży o krok poza kocykiem, przewrócony na brzuszku i cały chwieje się pod ciężarem główki, wydając przeróżne dźwięki. Mój mały siłacz! Już przewraca się z plecków na brzuszek!
A piesio schowany pod stołem, bo nie wie co się dzieje. Tylko z daleka przygląda się zmaganiom Filipka.

poniedziałek, 25 lutego 2013

Wczoraj pojechaliśmy z Filipkiem na nocny dyżur do szpitala. Lekarstwa brał w zasadzie od pięciu dni, od środy, a tu nie było widać u niego żadnej poprawy. Przeciwnie, wszystko wskazywało na to, że jego stan pogorszył się. Filipek zaczął strasznie kaszleć, kichać, oczy miał spuchnięte, załzawione, był zakatarzony, charczał i miał spore trudności w oddychaniu. Ledwo pił mleczko, bo nie mógł swobodnie oddychać. Nie spał, bo ciągle budził go kaszel i jeszcze pojawiły się zielone kupki. Bałam się. Nie wiedziałam, jak to będzie do rana.
W szpitalu dokładnie zbadano Filipka. Pani doktor włożyła mu patyk do buźki tak głęboko, żeby wywołać kaszel. Wywołała przeogromny płacz u Filipka i u mamy. Biedny Filipek. Jeszcze nigdy nie widziałam u niego tyle łez. Czasami jedna, czy dwie pojawiały się na policzkach a wczoraj była cała buźka skąpana we łzach. Chyba nawet podczas szczepienia tak nie płakał jak wczoraj. Kiedy tuliłam go w ramionach on zapłakany odwrócił główkę i spojrzał na panią doktor. Wiedział, że to ona wyrządziła mu krzywdę. Wtedy lekarka powiedziała do niego: "tak, to ta pani jest niedobra". Filipek popatrzył na nią chwilkę i odwrócił główkę od niej. Patrzał przed siebie i płakał. 
Pani doktor uspokoiła nas. Zapewniła, że Filipek wraca do zdrowia a te charczenie wynika stąd, że jest malutki i nie potrafi sobie porządnie odkaszlnąć tak jak dorosły i jak leży na pleckach to mu wszystko spływa do gardełka, stąd te trudności w oddychaniu.
Jak widać, to nie reguła, że dzieci karmione piersią nie chorują.

piątek, 22 lutego 2013

Filipek zachorował :((( Po nim wcale nie było widać, że jest chory. Jak zawsze, był uśmiechnięty, gaworzył, wymachiwał łapkami, przebierał nóżkami. Dopiero we wtorek, podczas kąpieli, był strasznie marudny, płakał a on przecież tak bardzo lubi się kąpać. Po kąpieli położyłam go do łóżeczka a Filipek od razu usnął. Jęczał przez sen. Myślałam, że może jest tak wyczerpany po całym dniu. O drugiej w nocy, kiedy brałam go do karmienia, był gorący jak ogień. Zmierzyłam mu temperaturę, miał aż 39,6 stopni!!! Szybko dałam mu czopek. Podczas każdej zmiany pieluszki, mierzyłam mu temperaturę a ona powoli spadała. Rano Filipek uśmiechał się, aż dołeczki miał w policzkach, machał rączkami, apetycik dopisywał, więc myślałam, że wszystko jest już ok. Nie wiedziałam, czy powinnam pójść do lekarza czy nie, bo nie chciałam, żeby czasem nie zaraził się w poczekalni. Jednak zdecydowałam, że pójdziemy. Do lekarza weszliśmy bez kolejki, pierwsi. Pan doktor zajrzał w gardełko, posłuchał bicia serduszka. Filipek był bardzo dzielny. Rozglądał się dookoła, wcale nie zapłakał. Okazało się, że Filipek ma zapalenie gardła. Wczoraj źle Filipek wyglądał, oczka miał szklące i spuchnięte, stracił apetyt, dużo spał. Ale mimo to, ciągle się uśmiecha.
Romek od miesiąca nie może się wyleczyć, ciągle kaszle. Mnie zaraził, brałam antybiotyki, wyzdrowiałam i po tygodniu, znowu gardło mnie boli i z nosa cieknie. Więc jak synek ma być zdrowy, jak my ciągle chorujemy? 

Postanowiliśmy sprzedać nasze mieszkanie. Dzisiaj będziemy mieli kolejną prezentacje naszego mieszkania a okazuje się, że jeśli sprzedamy mieszkanie, sami nie będziemy mieli gdzie mieszkać. Chcieliśmy kupić mieszkanie w naszej, rodzinnej, miejscowości. Rozmowy były już bardzo zaawansowane a w ostatniej chwili sprzedający zmienili zdanie i nie chcą sprzedawać mieszkania. Innych, atrakcyjnych ofert w naszej miejscowości nie ma i raczej nie będzie, bo to bardzo mała miejscowość, więc chyba zostaniemy bez dachu nad głową :((((

czwartek, 14 lutego 2013

Mamusi najcenniejszy Skarb !!!

Właśnie rok temu, zobaczyliśmy na teście ciążowym dwie kreseczki. Dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli dziecko. Cały czas płakałam ze szczęścia i nie dowierzałam, bo przecież tyle lat marzyłam o dzieciątku. Pamiętam, że nie mogłam się doczekać, kiedy będę tuliła moje maleństwo w ramionach. I oto jest! Mamusi najcenniejszy Skarb!
Nie ma dnia bez uśmiechu :)









środa, 13 lutego 2013

To się dzieje zbyt szybko... Wystawiliśmy mieszkanie na sprzedaż. Myśleliśmy, że sprzedaż mieszkania zajmie nam przynajmniej rok czasu a to już na następny dzień rozdzwoniły się telefony... Mamy już zdecydowanego klienta... 
A ja zastanawiam się, czy słusznie robimy? Mamy już na oku, mieszkanie w naszej rodzinnej miejscowości. Mieszkanie jest na pierwszym piętrze, trzypokojowe, z balkonem, działką, sadem owocowym, altanką lecz do kapitalnego remontu. Pieniądze na remont mielibyśmy, bo ze sprzedaży tego mieszkania zostałoby nam parę groszy, ale martwię się jak to będzie?
Zastanawiam się, co wybrać? Miasto, czy wieś? Jak byłam nastolatką marzyłam o tym, aby się stamtąd wybić a teraz mam tam wracać? Gdy przyjeżdżaliśmy tam, na wakacje, już po kilku dniach, mieliśmy dosyć tamtej miejscowości i chcieliśmy wracać do domu. Czas tam tak strasznie dłużył się.
Często też, bałam się tam, że Romek... nie wróci. Teściowie wykorzystywali go na każdym kroku. Z najmniejszym problemem dzwonili do niego, jakby mieli tylko jednego syna a mają trzech. A on był z nimi zżyty, chyba bardziej niż ze mną. Ciekawe, czy w tej kwestii będzie teraz inaczej?
Jednak tutaj mnie nic nie trzyma. Nie mam tu znajomych, rodziny, całe dnie spędzam sama. 
Mieszkam na 4. piętrze i z synkiem coraz ciężej jest wychodzić na spacerki, bo on rośnie z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc. A tam jest rodzina, zawsze by pomogli.
Myślę sobie, że już nic nie będzie, tak jak przedtem. Koniec już z wolnością, z robieniem, co się chce i kiedy się chce. Teraz mamy synka, mnóstwo obowiązków, więc na nudę nie będziemy mogli narzekać :)

piątek, 8 lutego 2013

Dziewczyny, dziękuję za słowa wsparcia i otuchy! Fajnie, że mogę  wygadać się Wam szczerze, wyżalić się i że chcecie mnie słuchać! Dziękuję też za liczne e-maile! Dziękuję za to, że jesteście! 
Czasami, chciałabym gdzieś wyjechać, na tydzień czasu i odpocząć, ale nie mam zamiaru odchodzić od męża. Owszem, czasami Romek potrafi być chamem, numer jeden na świecie, ale w głębi serca jest naprawdę bardzo dobrym człowiekiem i kilka kłótni niczego tu nie zmienia. Nie przekreśla wielu wspaniałych chwil i lat. A ja naprawdę, czasami, potrafię być bardzo zrzędliwa i myślę tylko o sobie i swoim zmęczeniu a zapominam, że Romek też ma prawo tak się czuć. 
On od półtora roku nie miał żadnego dnia wolnego od pracy. Dopiero, kiedy narodził się synek, wziął urlop. A Filipek przewrócił nasz świat do góry nogami. Trudno nam było odnaleźć się w nowych rolach... Romek żyje w ogromnym pędzie. Życie przecieka mu miedzy palcami. Do pracy wstaje po 4. rano. Codziennie, robi mi pyszne śniadanie: bułeczki a z boku, na talerzyku, poobiera mi jabłka ze skórki i pokroi w ósemki mimo, że setki razy mówiłam mu, aby nie szykował mi żadnych śniadań tylko, żeby zrobił dla siebie śniadanie i je zjadł.
Pracę ma bardzo odpowiedzialną. Sprawuje nadzór nad pięciuset osobami. Zdarza się, że śniadanie, które szykuje sobie do pracy, zjada dopiero, kiedy wraca do domu, w pociągu, po godzinie 17. Po drodze do domu, robi jeszcze zakupy. Gdy wpada do domu, zostawia tylko torby z zakupami i od razu wychodzi z psem na spacer, bo od rana nie był. Gdy wraca ze spaceru, jest już grubo po 18. i od razu wspólnie kąpiemy syna, bo jest on już marudny i chce spać. I to jest jedyny ich czas, spędzony razem, bo po kąpieli, ja karmię syna i usypiam już na noc. W tym czasie, Romek robi dla nas kolację i idzie się kąpać. Chwilę dla siebie mamy po 19. a przed 21. idziemy spać, bo po 4. rano, znów trzeba wstać. W nocy, Romek też wiele razy wstaje do Filipka, by podać mu smoczka, czy zmienić pieluszkę. I tak cały czas w pędzie. Dzień za dniem, tydzień za tygodniem... Stąd te stresy, stąd te nerwy. Byle do wiosny...

Dziewczyny, planujemy kolejną, życiową rewolucję. Chcemy sprzedać nasze mieszkanie i kupić mieszkanie w naszej, rodzinnej miejscowości. Zawsze byłam przekonana, że tutaj, gdzie obecnie mieszkamy jest "te" nasze miejsce na ziemi. Jednak, odkąd pojawił się Filipek, nie jestem wcale tego taka pewna. Tutaj, nie mamy nikogo: zero znajomych, zero przyjaciół, zero rodziny. Romek wraca późno z pracy i sami z Filipkiem, całe dnie, bylibyśmy skazani tylko i wyłącznie na siebie. A dziecko potrzebuje do prawidłowego rozwoju rodziny, babci, dziadka. Jetem przekonana, że Filipek byłby szczęśliwszy, gdyby oni uczestniczyli w jego życiu, tak jak w moim uczestniczyli moi dziadkowie, bo spotkanie raz w miesiącu to zdecydowanie za mało.  I ja tutaj, teraz, jestem zupełnie uziemiona. Nawet na chwilkę, nie mam z kim, zostawić synka. Mamy pieska a to też jest obowiązek. Mieszkamy na 4. piętrze i ten tłok, hałas za oknem. To właśnie przed naszym blokiem, samochód potrącił mnie i Romka, na przejściu dla pieszych. A tam, życie toczy się spokojnym rytmem... Myślę, że tam, byłoby mi lżej. A planujemy przecież jeszcze drugie dziecko :)
U nas ostatnio chorowicie. Zaczęło się od Romka. Potem przyjechała do nas mama, na kilka dni i zaraziła się od niego a na samym końcu ja. Biorę antybiotyk. Dobrze, że pomimo tego, synkowi nadal smakuje moje mleczko. Mam nadzieję, że Filipek jakoś uchowa się od choroby.