Znowu była kłótnia, jeśli tak to można nazwać. Nie wracał z pracy, mówił, że musi zostać dłużej. Wierzyłam mu, ale mimo to wywierałam presję na nim mając nadzieję, że przyjedzie szybciej. Byłam wkurwiona, bo poprzedni dzień nic nie robiłam tylko czekałam, aż wróci " z nocki", a teraz mówił, że będzie później! Krzyczałam na niego, a kiedy palnął tekst, że nie przyjedzie nie wytrzymałam już. Rozłączał telefon, groziłam, że jeszcze raz rozłączy się rozwalę telefon, tak też zrobiłam, rzuciłam o ścianę, miałam go 2 dni. To już drugi w ciągu miesiąca. Potem zaczęłam grozić, że zabiję się jak nie odbierze tel. Nie odbierał. Miałam już dość wszystkiego. Pisałam do niego, obrażałam go, wyzywałam, groziłam śmiercią i prosiłam o pomoc. Nic. Sięgnęłam do szuflady po leki. Wycisnęłam wszystkie tabletki, tak mi było źle, ale bałam się połknąć wszystkich! W końcu odebrał tel., mówił, że postara się zdążyć na pociąg. Zdążył. Przyjechał, śmierdziało od niego alkoholem. Mówił, że wiedział że mi nic nie będzie , bo wszystkie leki psychotropowe zabrał do pracy a piwo kupił, bo był już '' na granicy". Ryczał, ja ryczałam. Nie wierzę w nas! Tak się cieszyliśmy powrotem do domu a teraz takie coś!!! Zdawałam sobie sprawę, że to przeze mnie, ale on mnie nakręcał i nakręcał. Zarzucałam mu to, że ma 30 lat, jest moim mężem a nie zachowuje się jak mąż, tylko jak dupek. Nie chce porozmawiać, rozwiązać problemu. Mówiłam jemu, że nie nadaje się na ojca, bo mi spokoju i bezpieczeństwa nie umie zapewnić a co dopiero dzieciom! Gdy ma jakieś drobne niepowodzenie to mu już żyć się nie chce. Zastanawiam się za co go jeszcze kocham??? Za ciągłe kłótnie i stres?! Za poniżanie mnie i obrażanie?! Za jego nerwy i agresję?!Za moją samotność w małżeństwie?! Za jego słabości?! Za brak ciepła, miłości, ufności, szacunku, stabilności?!!! Nie wiem czy to jest miłość, czy tylko przywiązanie i to, że jestem od niego uzależniona nie tylko emocjonalnie, ale także finansowo. Nie wiem co byłoby gdybym była niezależna... Ryczałam, chciałam z nim porozmawiać a on był agresywny, płakałam pół nocy, on leżał odwrócony. Nie umiemy żyć razem, osobno także. Żeby zwrócić jego uwagę powiedziałam, że następnym razem podetnę sobie żyły. Chyba to podziałało, bo ...
Było cudownie... Nie wiem kiedy usnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz