O mnie

Moje zdjęcie
Trzydzistoparolatka. Żona. Mama dwóch chłopców. Dzięki nim moje życie nabrało barw. Na blogu pragnę uwiecznić naszą (nie)codzienność. Chcesz do mnie napisać? Mój email: madzia435@gmail.com

Obserwatorzy

Online

sobota, 31 grudnia 2016

Chorowicie

Cały grudzień minął nam na wizytach u lekarzy. Filipek dopiero co skończył brać antybiotyk i w poniedziałek poszedł do przedszkola a w czwartek znowu był chory! I tak w kółko. A my od niego zarażaliśmy się. Średnio dwa razy w tygodniu byłam u lekarza. Niestety pediatra nie potrafił pomóc Filipkowi. Cały czas twierdził, że to tylko alergia i non stop przepisywał ziółka. Nawet normalnie kazał mu chodzić do przedszkola i biedny chodził, chociaż źle się czuł. Miał katar, suchy kaszel. Był bady jak ściana i cały czas było czuć od niego ropę. Ta wydzielina spływała mu do gardła. Przez to nie mógł spać. Dusił się. A doktor nawet dał zaświadczenie do przedszkola, że dolegliwości Filipka występują na tle alergicznym! I tak cały miesiąc pan doktor leczył go na alergię a tu było z nim coraz gorzej. W ogóle to na alergię leczy go od pięciu miesięcy a od miesiąca twierdził, że po prostu ten stan nasilił się i trzeba zwiększyć dawki. Od połowy grudnia Filipek nie chodził do przedszkola. Widziałam, że coraz gorzej z nim, że nie możemy dłużej czekać więc zadzwoniłam do miasta i ubłagałam panią doktor, aby przyjęła nas prywatnie. Lekarka mówiła, że dałaby nam lanie, że tyle czasu dziecko tak męczy się.  Okazało się, że Filipek jest ciężko chory. Ma oskrzela. Na oskrzelach nagromadziło się mnóstwo flegmy przez co na plecach ma stwardnienia, które można wyczuć dotykając go delikatnie. I cała góra pozatykana, zatoki. On od tygodni nie mógł oddychać przez nos. Lekarka dała Filipkowi potrójną dawkę antybiotyku i zaleciła jeszcze wiele innych lekarstw do inhalacji, oklepywanie, maści. Filipek strasznie wyglądał. Na buzi był biały jak ściana, pod oczami siny. Był wycieńczony. Pojechaliśmy jeszcze z nim do alergologa, żeby dowiedzieć się, czy rzeczywiście Filipek ma alergię czy nie. Bo tak jak pisałam, od pięciu miesięcy przyjmuje leki dla alergików, ale nie wiemy, czy faktycznie jest na coś uczulony. Jednak Filip musi najpierw  wyzdrowieć. Aby zrobić testy na tydzień musimy odstawić lekarstwa. Na następny dzień R. pojechał z Filipkiem do szpitala na oczyszczenie zatok, ale  na szczęście okazało się to niepotrzebne. Jednak w szpitalu stwierdzono, że ma przerośnięty migdał i powinniśmy skonsultować to w poradni. 
Na szczęście do świat, Filipek poczuł się lepiej. I tylko Bogu dziękować, że pomimo tylu chorób, które panoszyły się u nas w domu, Franiu ciągle jest zdrowy. U nas żadnej przedświątecznej gorączki nie było. Wszystko to, co zaplanowałam porobiłam. R. dużo mi pomógł, bo był chory, więc zajmował się w domu dziećmi. Dlatego mogłam na spokojnie wszystko szykować. Największym zmartwieniem było to, co kupić Filipkowi, pod choinkę, bo przecież wszystko ma. Na ostatnią chwilę wpadliśmy na pomysł, że kupimy pług śnieżny Brudera i podczas gdy jechaliśmy do lekarza planowaliśmy mu kupić. Jednak zbiegałam się w mieście i nigdzie tego nie było. Wtedy R. postanowił pojechać do dużego miasta i tam też zbiegał się i nie kupił a żeby zamówić przez internet to było już za późno. Na pewno paczka nie doszłaby na czas. 
Filipek nie mógł doczekać się Mikołaja. Stale wypatrywał pierwszej gwiazdki na niebie. W końcu Mikołaj przyszedł. Filipek dostał motorówkę, ubrania, mały pług śnieżny, duży ciągnik z łychą, którą sam podnosi i sam opuszcza, grę i słodycze (raz do roku można). Natomiast Franek dostał ubranka, kostkę interaktywną i interaktywny ciągnik ze zwierzętami. Ale Filipek cieszył się, że Mikołaj przyszedł do Frania. Ja dostałam dwa złote pierścionki, tata koszulki i rózgę (hihihi!) a pies kosteczkę. Filipek zasypiał bardzo szczęśliwy. Mówił, że kocha Mikołaja i dostał to, o czym marzył. 
Filipek ma 4 lata, 2 miesiące i 1 tydzień
Franiu ma 6 miesięcy, 1 tydzień

środa, 14 grudnia 2016

Mikołajki

Filipek dzień przed Mikołajkami sprawdzał, czy nie ma prezentu pod poduszką. Natomiast w Mikołajki zupełnie o tym zapomniał. Przypomniała mu o tym babcia. Kiedy przyszła do nas dała mu prezent. Tłumaczyła, że jak jechała do nas, po drodze, spotkała Mikołaja. Jechał on samochodem, bo śniegu nie było i prosił, żeby babcia dała Filipkowi prezent, bo on spieszy się do innych dzieci. Wtedy Filipkowi przypomniało się, co dzisiaj jest za święto. Zajrzał pod poduszkę a tam leżał kolejny prezent. Filipek dostał książkę z ulubionej bajki - Psi Patrol, auto i kilka słodyczy. Potem powiedziałam Filipkowi, żeby zajrzał do Frania pod poduszkę, bo on jest malutki i nie wie, co trzeba zrobić. Okazało się, że Franiu też miał prezent. Dostał grzechotkę. Filipek ucieszył się, że Mikołaj i o Franiu pamięta. Filipek stwierdził, że: "Franiu nie mógł spać całą noc, bo chyba widział Mikołaja".
Potem Mikołaj przyszedł także do przedszkola. Synek opowiadał, że Mikołaj mówił, że jemu broda nie rośnie tylko brzuch. W paczce w przedszkolu również było auto i góóórrraaaa(!) słodyczy. Byłam w szoku, że rodzice takie niezdrowe rzeczy kupują swoim dzieciom. U nas bardzo rzadko kupuję coś słodkiego i wybieram "mniejsze zło", coś oryginalnego a nie takie badziewie. Filipek większość słodyczy po raz pierwszy na oczy widział. Cukierków, gum, waty cukrowej, czekolady, kulek, groszków i tym podobnych nie kupuję. Filipek nigdy w życiu tego nie jadł. Najgorsze słodycze wyrzuciłam. Pozostałe pozwoliłam zjeść. Tylko dlatego, że to od Mikołaja. Ani jednej zdrowej rzeczy nie było, ani mandarynki czy choćby banana. Masakra. Pomimo tego, że to słodycze paczuszka Filipka stoi do tej pory. Filipek nie je tego. Okazuje się, że nie wszystkie dzieci uwielbiają słodycze. Gdy poszłam po niego do przedszkola Filipek pytał mnie się: "Dlaczego przyszedł do mnie Mikołaj? Przecież byłem niegrzeczny". Po przedszkolu zawsze spacerujemy. Koło sklepu odzieżowego, Filipek zaczął mnie prosić, żebyśmy poszli tam kupić coś tatusiowi. Nalegał, żebyśmy powiedzieli tacie, że to od Mikołaja i że to będzie nasza tajemnica. Nie chciałam wchodzić do sklepu, bo Franiu już się obudził, ale on prawie rozpłakał się. Więc kupiliśmy czapkę. W domu Filipek szybko schował tatusiowi prezent pod poduszkę. Gdy R. wrócił z pracy Filipek mówił, że Mikołaj też przyszedł do taty i coś mu kupił. I podkreślił: "TO NIE MY". Tatuś bardzo ucieszył się z prezentu. 
Filipek ma 4 lata, 1 miesiąc, 2 tygodnie i 6 dni

środa, 7 grudnia 2016

Diabełek

Niedawno w poście zatytułowanym Aniołek opisywałam mojego młodszego synka. Teraz czas najwyższy, napisać coś o starszym, bo wszystko to, co napisałam o nim do tej pory jest nieaktualne. Od pięciu miesięcy. A dokładnie od momentu, kiedy pojawił się na świecie młodszy brat. Filipek zmienił się nie do poznania. Już nie jest tym samym grzecznym, niewinnym, bezbronnym, spokojnym chłopcem. To przeszłość. 
Tak jak wspomniałam, nie mogę go poznać od dnia, kiedy przyjechałam z Franiem ze szpitala. Wcześniej nie było między nami żadnych kłótni, płaczu i krzyków. Zawsze miło i wesoło spędzaliśmy czas. Filipek potrzebował dużo czułości i bliskości. Lubił trzymać się blisko mnie, rozmawiać, przytulać się. Na spacerku trzymał mnie za rękę. Byłam jego "mamusią". Rozumieliśmy się bez słów. Nie przechodziliśmy żadnego okresu buntu. Wszystko przebiegało spokojnie. Bez nerwów. Bez emocji. Czasami zdarzył się gorszy dzień, ale to trwało tylko przez moment, przez chwilę.
Natomiast teraz kłótnie, płacz, histeria, krzyki, wymuszanie są na porządku dziennym. Każdy dzień to wojna, walka. Filipek zupełnie przestał mnie się słuchać. Chce rządzić. Krzykiem i płaczem próbuje wszystko wymusić. Chciałby robić tylko to, na co ma ochotę. Uwielbia robić mi na złość, biegać po całym mieszkaniu i krzyczeć, skakać po łóżku, wygłupiać się i... budzić Frania! Wcale nie patrzy na to, że Franiu boi się tych wrzasków. Robi wszystko, żeby być w centrum uwagi i udaje mu się to.
Zrobił się cwany i przebiegły jak lisek. Działa na dwa fronty. Prosi tatusia, żeby kupił mu wafelka i żeby tylko nic mamusi nie mówić. I ze mną robi to samo. Też chce wafelka i prosi, żeby tylko tatuś nic nie wiedział. Przy stole nie umie normalnie usiąść i zjeść posiłku tylko wiecznie wygłupia się. Zawsze pół obiadu ląduje na podłodze a picie wylewa po stole. Gdy usypiam Frania specjalnie głośno zachowuje się, tupie nogami, skacze, wygłupia się i głośno śmieje się. Kiedy widzi, że jestem zła, wtedy ma najlepszy ubaw. Żadne prośby ani groźby nie uspakajają go. Biorę go wtedy do małego pokoju i mówię, że to jest jego pokój i tu może robić co chce. I nawet możne wykrzyczeć się do woli, ale nie w naszym pokoju, bo tam jest Franio a on jest malutki i boi się. Ale na nic moje tłumaczenia. Kiedyś byłam dla niego "mamusią" a teraz jestem "brzydką mamuchą". 
Najgorzej jest wieczorem, kiedy trzeba go umyć. Ciężko zagonić go do kąpieli. Wtedy milion razy ucieka tacie z łazienki i skacze po łóżku, na którym usypiam Frania. Tatę wyzywa od: "tatuchów", "Romuchów", "chamuchów". Moje zdanie jeszcze, jako tako, liczy się dla niego, ale dla Romka nie ma już najmniejszego szacunku. Romek poświęca mu każdą wolną chwilę. Cały czas bawi się z nim, ale i tak jest tym złym. Ciągle musi tylko siedzieć w tym miejscu, które Filipek wskaże, czyli na dywanie. Gdy usiądzie na łóżko, albo pójdzie zrobić sobie kawę już są wrzaski. Filipek stał się bardzo nerwowy. Bije mnie i Romka. Gdy tak krzyczy na cały blok to czasami boję się, że ludzie pomyślą sobie, że znęcamy się nad nim, albo coś takiego. Ale przecież nie można we wszystkim mu ustępować, bo inaczej nas wykończy. Jednego wieczoru, potrafi Frania obudzić cztery razy, albo i więcej. Najpierw budzą go Filipka wrzaski z łazienki. Potem jak przychodzi do pokoju i otwiera drzwi to specjalnie głośno szarpie klamkę. Za jakiś czas zachce mu się pić i gdy wraca z powrotem do łóżka to rzuca się na nie tak, że omal Franio z rąk mi nie wypadnie. A po jakimś czasie musi przecież odkaszlnąć sobie. A ja siedzę sobie i siedzę z tym Franiem z dwie godziny go lulam i tak czekam, aż w końcu Filip zaśnie. Wtedy dopiero jest nadzieja, że i w końcu Franiu trochę sobie spokojnie pośpi. I tak jest co wieczór. 
W ogóle Filip nie umie pobyć na chwile sam. Cały czas trzeba z nim przebywać. I gada i gada i nagadać się nie może. Od tego jego gadania to już nieraz głowa boli. Jeszcze, gdy jest sam ze mną w domu to jest w miarę grzeczny. Bywa przesłodki, przytula się, mówi: "kochana mamusia, ładniusia" a za moment, coś mu nie podpasuje i znowu jest to samo. Kiedy przychodzi do nas babcia to Filipek stale ją przedrzeźnia i neguje wszystko, co powie. Gdy wraca tata to dopiero zaczyna się sajgon. Czasami  naprawdę trudno z nim wytrzymać. Dlatego cieszę się, że chodzi do przedszkola. Mam wtedy spokój i chwilę dla siebie.
Tak sobie myślę, że to był mój błąd, że za dużo czasu mu poświęcałam a teraz nie potrafi się przez chwilę sam sobą zająć. Jestem też przekonana, że złe zachowanie Filipka jest także wynikiem zazdrości o brata. Ale niestety, jeszcze nie da się ich równo traktować, bo Franiu jest za malutki. Wymaga większej opieki, troski, noszenia, cały czas jest przy mnie, bo karmię go piersią itd. Poza tym, Filipek nie przechodził żadnego okresu buntu ani tzw. buntu dwulatka, ani trzylatka, możne to teraz taki wzmożony bunt czterolatka, ponieważ wszystko, co czytam na ten temat, to jakbym o Filipku czytała. 
Boże, daj mi sił! I niech ten okres jak najszybciej się skończy, bo nie wytrzymam!
Filipek ma 4 lata, 1 miesiąc, 1 tydzień i 6 dni

czwartek, 1 grudnia 2016

Pasowanie na przedszkolaka

Filipek jest bardzo zadowolony z tego, że chodzi do przedszkola. Codziennie wraca uśmiechnięty, szczęśliwy. Opowiada, jak minął mu dzień, co robili. I nie może doczekać się następnego dnia. Chociaż chodzi do przedszkola dopiero trzy tygodnie ja już widzę ogromne postępy. Filipek nuci piosenki, używa nowych zwrotów po angielsku, robi przepiękne prace plastyczne. Gdy przychodzi do domu, zaraz idzie do swojego pokoju, do stoliczka. Bierze nożyczki do rączek i próbuje wycinać karteczki tak, jak w przedszkolu. 
Filipkowi od samego początku bardzo spodobało się przedszkole. Nie stwarzał żadnego problemu. Nie szukał wymówek, żeby zostać w domu. Dwa lub trzy pierwsze dni, posiedziałam z nim w przedszkolu godzinkę a po tygodniu tylko wprowadziłam go do sali i wychodziłam. Filipek był w wyjątkowo trudnej sytuacji, ponieważ dzieci już doskonale znały się. Potworzyły się liczne, małe grupki do zabaw a on nikogo nie znał. Do żadnej grupy nie przynależał. I tylko raz miał kryzys, kiedy dzieci rozrabiały i rzucały zabawkami. Filipek trochę wystraszył się, bo w domu jest on sam i rządzi a tam jest przecież zupełnie inaczej. Dlatego po tym zdarzeniu, na następny dzień, nie chciał sam zostać. Ale nie miałam wyjścia, musiałam iść do Frania i zostawiłam go zapłakanego. Ale kiedy tylko schowałam się za ścianę zauważyłam, że natychmiast uspokoił się. Przed godziną 13., pełna obaw poszłam go odebrać a ten miał do mnie pretensje, dlaczego tak szybko przyszłam. :) I tak jest codziennie. Nawet wychowawczyni twierdzi, że Filipek już zaadoptował się w przedszkolu a nawet nieco rozbrykał się. Czasami trzeba uspokoić go i kolegów, żeby nie rozrabiali. I to jest prawda. Ostatnio, kiedy przychodzę po niego, Filipek jest cały spocony. Mówi, że "szalał" z Mateuszem. 
17. listopada w przedszkolu mieli zdjęcia. Natomiast 22. listopada, Filipek został uroczyście przyjęty w poczet przedszkolaków. Na imprezkę poszłam z babcią (moją mamą) a dziadek woził Frania w wózku. Filipek cieszył się z naszej obecności i co rusz na nas spoglądał. Był ciekawy, czy obserwujemy go. Byłam mile zaskoczona, że Filipek tak łatwo odnalazł się w grupie, że tak dobrze się czuje, że nie jest skrępowany. Po chwili zaczęła się uroczystość. Muszę przyznać, że martwiłam się, że Filipek będzie odstawał od reszty, że nie będzie nic umiał, ponieważ dzieci przygotowywały się do tej uroczystości przez trzy miesiące a on zaledwie przez dwa tygodnie. Bałam się, że nie będzie chciał brać udziału i nie będzie śpiewał. Trochę w domu ćwiczyliśmy, ale nie za dużo, bo nie miałam czasu. A mój synek, po raz kolejny, mnie zadziwił. Był bardzo zaangażowany, słuchał uważnie tego, co się dzieje. Śpiewał, tańczył w kółeczku a po występie bardzo nisko ukłonił się. Potem grzecznie stał i czekał, aż pani wicedyrektor przyłoży ołówek do ramienia a na końcu dzielnie podszedł do niej po dyplom. Och! Buzia mi i babci uśmiechała się od ucha do ucha. Byłam z Filipka bardzo dumna. Obie z mamą myślałyśmy, że jak nas zobaczy to schowa się gdzieś między nami i nie wyjdzie do dzieci a tu dał taki występ. Do tego był pięknie wystrojony: w białą koszulę z muchą. Wyglądał cudnie. To była niezapomniana chwila. 
25. listopada odbył się Dzień Pluszowego Misia. Filipek nie mógł doczekać się tego dnia, ponieważ tak bardzo chciał zabrać do przedszkola swoich "przyjaciół". Ma dwa ukochane misie: Zuzie i Arka. To są jego dzidziusie. Filipek bardzo się o nie troszczy. Naśladuje mnie w wychowywaniu i pielęgnacji "dzidziusiów".  
Niestety, od wtorku 29. listopada, siedzi w domu. Pochodził tylko trzy tygodnie i strasznie rozchorował się. Już od tygodnia nie mógł spać, bo jakaś wydzielina spływała mu do gardła i dusił się. Jednak lekarka mówiła, że wszystko jest ok, że nic nie dzieje się. Ale potem było już tylko gorzej. Po trzech dniach znowu poszłam do lekarza i dostał antybiotyk, ale było już z nim naprawdę źle. Ta wydzielina strasznie wymęczyła go. Chłopak bardzo się wycierpiał. Masakra. I z tego powodu ominęły go Andrzejki. Bardzo żałuję, bo dopiero wtedy poszalałby sobie no, ale co zrobić. 
Teraz my wszyscy jesteśmy chorzy, bierzemy antybiotyki. Tylko jeszcze jakoś Franiu nam się trzyma. Jak nie zarazi się od nas to będzie to cud. 
Filipek w domu płacze... za przedszkolem. Mówi, że chce iść do przedszkola już teraz i codziennie wieczorem pyta się, czy jutro pójdzie do przedszkola a gdy mówię nie, to on znów w płacz. Cieszę się, że tak mu się tam spodobało. Mam nadzieję, że tak już zostanie. :)
Filipek ma 4 lata, 1 miesiąc i 1 tydzień

sobota, 19 listopada 2016

Aniołek

Franiu jest prawdziwym Aniołkiem. Jest bardzo grzeczny, pogodny i zawsze uśmiechnięty. Wystarczy tylko, że dojrzy mnie albo Filipka a on już się cieszy. Popiskuje z tej radości, wzdycha sobie. Kocham ten szczerbaty uśmiech. 
Franiu uwielbia przyglądać się twarzom i dotykać je. Lubi gdy chwycę jego rączkę i dotykam tą rączką moją twarz. Oczka ma takie bystre i rączki zwinne. 
Uwielbia swoją karuzele w misie. Czasami uda mu się złapać misia a wtedy tak mocno go ciągnie, że mało karuzeli nie połamie. A na widok grzechotek czy zabawek, aż się trzęsie z radości.
Franiu jest spokojnym chłopcem. Nie trzeba nosić go na rękach, ani poświęcać mu całej uwagi. Potrafi sam poleżeć grzecznie jakiś czas w swoim łóżeczku a ja spokojnie mogę przygotować obiad. Płacze tylko wtedy, gdy chce jeść albo spać. Takich dzieci jak Franiu mogłabym mieć pięcioro :) 
Franuś kocha Filipa całym serduszkiem a Filipek go. Maluszek ciągle obserwuje starszego brata i zaczepia go. Gdy Filipek przychodzi z przedszkola, zawsze najpierw wita się z bratem. Mówi do niego czule, pieszczotliwie i przytula się do niego bardzo mocno, aż nie można go od niego odkleić. A Franiu odwzajemnia te uczucia uśmiechem i popiskiwaniem. Mam ważenie, że bardzo stęsknił się za nim, gdy on był w przedszkolu. 
Filipek dba o brata, pilnuje, aby mu nic nie stało się. Gdy Franiu dziwnie ułoży się w łóżeczku zaraz mi o tym mówi albo kiedy słyszy, że Franiu zrobił kupę. Gdy płacze woła mnie, żebym przyszła do Frania. Pilnuje, aby Maluszek nie brał rączek do buźki. Pododaje mu grzechotki. Ale nam razem jest wesoło. Jak miło obserwować braterską miłość. Tę więź, która się tworzy między nimi.
Niestety, w nocy Franiu budzi mnie, co dwie godziny. I podobnie jak kiedyś Filip, nauczył się pić mleko tylko z lewej piersi. Właśnie częściej podawałam mu tę pierś, bo po prawej zaraz był głodny i tak już zostało.
Filipek ma 4 lata, 4 miesiące i 3 tygodnie
Franek ma 4 miesiące, 3 tygodnie

czwartek, 10 listopada 2016

Przedszkolak!

Mój kochany Filipek od wtorku 8. listopada jest przedszkolakiem! To nie była moja decyzja tylko jego. Ja i mąż chcieliśmy, żeby był w domu, ze mną. Jednak on miał inne zdanie na ten temat. Mówił, że chce chodzić do przedszkola, że chce mieć kolegów. A my zrobimy wszystko, żeby był szczęśliwy. I stało się...

Pewnego wieczoru, gdy zasypialiśmy, Filipek miał dziwną, ponurą minę. Nagle zaczął pytać się mnie: "Mamusia, dlaczego ja nie mam żadnego kolegi? Nie mam, z kim się bawić". Gdy to mówił był bardzo smutny i rozżalony. Nie spodziewałam się takich pytań. Myślałam, że on dalej jest na etapie "mamusia". Zaczęłam tłumaczyć, że przecież ma kolegów, ale teraz nie spotykamy się z dziećmi, ponieważ dzieci chodzą do przedszkola a my mamy Frania. Myślałam, że on ma po prostu gorszy dzień, że zaraz mu przejdzie. Jednak Filipek drążył temat. Kolejnego wieczoru było to samo i następnego też. Widać, że bardzo to przeżywał.

Postanowiłam natychmiast działać. Nie chciałam czekać do następnego roku szkolnego, postanowiłam teraz go zapisać. A żeby zwiększyć jego szanse na przyjęcie wysłałam męża na rozmowę do dyrektora. Nie minęły dwa tygodnie a tu zadzwoniła pani wicedyrektor, że Filipek już jutro może przyjść do przedszkola. Byłam w szoku. Nie sądziłam, że sprawy tak szybko się potoczą. Gdy powiedziałam Filipkowi, że jutro pójdzie do przedszkola mina mu zrzedła. Wystraszył się, że to już koniec jego marudzenia, że w końcu przedszkole stanie się faktem. Zaczęłam opowiadać Filipkowi, jak fajnie jest w przedszkolu, że teraz będzie miał dużo kolegów, że będzie bawił się z nimi, śpiewał, malował, tańczył, że po prostu będzie wesoło. I gdy Filipek to wszystko usłyszał, chciał już teraz iść do przedszkola. Zaraz poszliśmy kupić wyprawkę. Wieczorem spakowaliśmy się. 

Budzik zadzwonił o 6.30. Na dworze było jeszcze ciemno. Zaczęłam budzić Filipka. Myślałam, że zaraz zacznie się płacz i lament, że obudzi Frania, ale on bez problemu wstał i szedł do kuchni. Był jeszcze tak zaspany, że wpadł na ścianę. I jeszcze patrzył w te okno jak na dworze jest ciemno. Gdy jadł śniadanie mówił: "Mama zmęczony jestem". Jednak wszystko przebiegało bardzo spokojnie. Dopiero, gdy zaczęliśmy szykować się do wyjścia, zaczął wypytywać się, czy zostanę z nim. Mówiłam, że tak. Do przedszkola mamy blisko - po drugiej stronie ulicy. W przedszkolu najpierw pokazałam mu toaletę a potem weszliśmy do klasy. Filipek trzymał się mnie kurczowo. Zapoznaliśmy się z panią wychowawczynią a potem poszliśmy do dzieci bawić się. Stopniowo wychodziłam z sali i spacerowałam po korytarzu a Filipek był pochłonięty zabawą. Nie oglądał się za mną. Potem podeszłam do niego i powiedziałam, że już muszę iść nakarmić Frania a on powiedział: "dobrze". Dałam mu całusa i szybko wyszłam, żeby czasem nie zmienił zdania. W pierwszym dniu postanowiłam odebrać go wcześniej. Gdy go dojrzałam minę miał niewyraźną. Jednak pani zapewniała mnie, że wszystko było dobrze, że Filipek wcale za mną nie płakał. Synuś nie chciał za bardzo opowiadać, co działo się w przedszkolu. Był trochę oszołomiony, bo w domu jest on sam, jest cicho i spokój a tam mnóstwo dzieci i bardzo głośno. Ale gdy spytałam, czy jutro pójdzie do przedszkola odpowiedział, że pójdzie. Później rozkręcił się. Opowiadał, jak minął mu dzień. Mówił, że w przedszkolu jest fajnie, że malowali farbkami, że poszedł sam zrobić siku, że przyszedł pan dyrektor i ołówkiem dotykał każdego dziecka po ramieniu i mówił, że od dzisiaj jest przedszkolakiem. Na szczęście Filipka dużo imprez i zabaw nie ominęło. Przed nami pasowanie na przedszkolaka, zdjęcia, kolorowe dni, dzień pluszowego misia, święto przedszkolaka, mikołajki, bal karnawałowy itd., itd. 

Na drugi dzień Filipek obudził się już przed budzikiem. Również chętnie wstał, zjadł śniadanie i poszliśmy. Jednak w przedszkolu cały czas mnie pilnował. Nie pozwalał odejść mi nawet na krok. Czas rozstania przedłużaliśmy i przedłużaliśmy a ja już nie mogłam dłużej zwlekać, bo Franiu czekał na mnie w domu głodny. Potem dzieci poszły myć ręce. On chciał ze mną umyć a kiedy dzieci szły na śniadanie, nie miałam innego wyjścia, uciekłam. Kątem oka dojrzałam, że on idzie za mną, ale wychowawczyni go zawróciła. Gdy przyszłam pani opowiadała, że Filipek nie płacze, że jest grzeczny, wykonuje polecenia, ładnie bawi się z dziećmi. Prosiła, żebym jeszcze nie pokazywała mu się, bo właśnie kończy jeść obiad. Zupkę trochę pochlipał a kopytka wszystkie zjadł. Potem Filipek opowiadał, że obiad był smaczny. Natomiast na śniadanie był chleb z paprykarzem a on nigdy tego nie jadł, wiec poszedł zapytać się pani, czy jest ser biały.

Trzeciego dnia, po drodze do przedszkola, powiedział mi, że jutro będzie płakał. Zapytałam dlaczego a on odpowiedział, bo jutro nie idzie się do przedszkola :) W przedszkolu znów trzymał się mnie kurczowo, ale powiedziałam, że pójdę tylko do sekretariatu, zapłacić wszystkie składki i, że zaraz wrócę, wiec został. Kiedy przyszłam, zobaczyłam, że ładnie bawił się z kolegami. Postanowiłam nie przeszkadzać i wyjść po cichu. Jednak kolega krzyknął do Filipka, że tam jestem i Filip przyszedł do mnie. Zapytał się tylko gdzie idę. Okłamałam, że babcia dzwoniła, bo Franiu płacze i muszę już iść. Dałam mu buziaka a on szybko pobiegł do kolegów. Schowałam się trochę za słupkiem i obserwowałam, jak się bawi. A w domu ni stąd, ni zowąd Filipek mówi dużo słówek po angielsku, nuci piosenki. 

Cieszę się, że wszystko tak dobrze mu idzie, że tak szybko odnalazł się w nowej sytuacji. Jest taki odważny. Łatwo nawiązuje kontakt z innymi dziećmi. Jestem dumna i szczęśliwa. Nie spodziewałam się po nim, że tak szybko będzie chciał "wyfrunąć" z gniazda, ponieważ 24 godziny na dobę spędzał ze mną. Myślałam, że to będzie maminsynek a tu proszę... :)
Filipek ma 4 lata, 2 tygodnie i 3 dni

czwartek, 20 października 2016

Chrzest Święty i Urodziny

W niedzielę, 16. października, odbyły się dwie uroczystości. Franiu przyjął sakrament Chrztu świętego a Filipek miał czwarte urodziny. Do urodzin jeszcze czas, ale postanowiliśmy połączyć te wydarzenia.
Przygotowania do chrztu nie były takie proste. Wszyscy rozchorowaliśmy się, poczynając od Filipka. Następnie Franiu zaczął mieć katar i kaszel. Potem mnie bolało gardło i głowa a później naszego tatusia. Z mamą zaplanowałam, że uroczysty obiad będzie u niej ja natomiast wszystko przygotuję. I ulżyło mi, bo wiedziałam, że nie będę z tym wszystkim sama. Tym bardziej, że Franiu co chwilę chce do piersi. 
Pięknie było w Kościele. Dzieciaczki ładnie śpiewały. Franiu całą mszę przespał. Nawet nie wie, co się stało, że już jest Aniołeczkiem. Filipek był bardzo grzeczny. Po mszy pojechaliśmy do moich rodziców na poczęstunek. Obiad zjedliśmy w gronie najbliższych: moich rodziców, chrzestnych i siostry.
Filipek tylko pilnował babci, czy zjadła obiad, bo nie mógł doczekać się prezentu. Od dawna wymarzył sobie hulajnogę. Następnie był tort. Filipek nie mógł zdmuchnąć świeczek. Potem ja z babcią próbowałyśmy mu pomóc i też nie mogłyśmy. Na końcu dołączył się dziadek a świeczki wcale nie chciały zgasnąć. Babcia musiała ugasić je wodą:) 
Od mamy i taty Filipek dostał zegarek z podświetlaną tarczą i książkę z bajkami. Od babci i dziadka hulajnogę. Niestety prababcia nie mogła być z nami w tym dniu, chociaż tak bardzo chciała. Niedawno miała operację. Jest bardzo słaba i nie może chodzić. Ale przekazała Filipkowi 100 zł. Natomiast Franiu, od babci, dziadka i chrzestnego dostał 600 zł. Od chrzestnej piękny, święcony obrazek, grzechotki i 100 złotych.
Filipek szalał u babci z kuzynem, aż był cały mokry. Potem z wujkiem grał w Playstation. Franiu pomimo tylu osób czuł się dobrze. Nie marudził. Tylko uśmiechał się a potem zmęczony usnął i smacznie spał sobie kilka godzin. To był miły, rodzinny dzień. Od kilku miesięcy jest bardzo mało takich dni przez prababcie, bo się strasznie pochorowała. A Filipkowi bardzo brakuje rodziny. 
Gdy przyjechaliśmy do domu zasuwał na hulajnodze z pokoju do pokoju. Był bardzo szczęśliwy. 
Filipek ma 3 lata, 11 miesięcy 3 tygodnie i 5 dni
Franiu ma 3 miesiące, 3 tygodnie i 5 dni

poniedziałek, 10 października 2016

Bracia

Filipek bardzo mocno kocha swojego brata. Okazuje mu dużo czułości i troski. Przytula się do Frania i głaszcze po główce. Zwraca się do niego pieszczotliwie. Pilnuje, żeby nie stała mu się krzywda. Co róż sprawdza co robi i nasłuchuje czy płacze. Już zna doskonale Frania. Wie, kiedy i czego potrzebuje i spieszy z pomocą. Albo mnie woła, albo sam podaje mu grzechotkę lub smoczka. Zagaduje brata. A Franiu wyciąga rączki do grzechotki. Roztwiera dłoń, aby ją chwycić. I mocno grzechotką macha na wszystkie strony. Gdy Filipek zauważa, że Franiu ślini się, zaraz biegnie po pieluszkę tetrową i delikatnie wyciera mu buźkę. Podczas kąpieli Franiu wymachuje nóżkami i chlapie na wszystkie strony. Filipek cieszy się z tego a potem wyciera po nim podłogę.
Filipek jest bardzo zżyty z bratem. A Franiu, pomimo tego, że ma dopiero trzy miesiące, uwielbia Filipka. Widać to gołym okiem. Gdy leżeliśmy i czytaliśmy książki, Franiu odwrócił główkę i zadarł ją tak wysoko w stronę Filipka, żeby dobrze go widzieć i zaczepiał. Mówił: "eeeeeeee, eeeeeeee" i cały czas na niego patrzył. A my nie mogliśmy dalej czytać, bo Franiu mnie zagłuszał. A poza tym, nie mogliśmy z Filipkiem przestać się śmiać. Gdy Franek troszkę już naje się mleka, zaraz zaczyna rozglądać się za Filipkiem. Wtedy oczy ma dookoła głowy, kręci się i wypatruje Filipka. A kiedy go dojrzy, mruży oczka i śmieje się od ucha do ucha. Jeden i drugi. 
Filipek obserwuje mnie, jak troszczę się o Frania i tak samo opiekuje się swoimi misiami. Mówi, że są to jego dzidziusie. Jeden misiu nazywa się Arek a drugi Zosia. Filipek karmi je (w ten sam sposób jak mama), przytula, nosi na rączkach, myje, zmienia im pieluszkę i bierze na spacer. A wieczorem układa do snu. 

- Mamusia, Franiu jest głodny.
- Nie jest.
- Zobacz, je rączkę.
- Masz racje.

- Filipku, daj buziaka.
- Nie, bo nie ogoliłem się.

-Załóż buty od pana doktora.
- O jeeeeeezuuuuuuuu.

Filipek ma 3 lata, 11 miesięcy, 2 tygodnie i 2 dni
Franiu ma 3 miesiące, 2 tygodnie i 2 dni

środa, 21 września 2016

Szczęście

Moje serce przepełnia ogromna radość, miłość, błogość. Jestem szczęśliwa, że mam ich - moich kochanych synów.
Franiu jest kochany, słodki, cudowny. Ciągle uśmiecha się od ucha do ucha. Wystarczy tylko, że zobaczy kogoś koło łóżeczka i śmieje się. Cudny ma ten szczerbaty uśmiech. Radośnie wymachuje rączkami i nóżkami, gaworzy, wzdycha. Nie można go nie kochać. Gdy byłam w ciąży, Franiu dał mi się we znaki. Nieraz myślałam, że umrę. A teraz wynagradza mamusi ten trud i znoje ;) Muszę się pochwalić, że w nocy czasami wstaję tylko raz albo dwa razy. Franio przesypia nawet 6 godzin. Ale kiedy pośpi sobie tak długo, zdaje mu się, że jest dzień i o 3. nad ranem zaczyna wymachiwać rączkami i gaworzyć. Spojrzy na mamę i śmieje się. Często wtedy tatuś bierze go do siebie.
Drugie macierzyństwo przeżywa się zupełnie inaczej. Tak na spokojnie. Głębiej. Z pierworodnym synkiem oczekiwałam tylko, aż skończy pół roku, aż zacznie raczkować potem, aż zacznie chodzić, bo myślałam, że będzie lżej.  A teraz delektuję się każdą chwilą. Chcę zatrzymać czas! Chcę, aby Franiu zawsze był taki malutki.
Niestety, mieliśmy też kilka problemów.
Męczyliśmy się z kolkami. Do tej pory męczymy się z pleśniawkami. Nic skutecznie nie pomaga :/ Byliśmy na pierwszym szczepieniu, które przebiegło całkiem dobrze. Zdecydowaliśmy się na szczepionkę 6 w 1 i na rotawirusy, żeby oszczędzić bólu i jestem zadowolona. Franiu tylko trochę zapłakał, ale kiedy tylko go przytuliłam uspokoił się. A więc oboje całkiem nieźle to znieśliśmy. Potem miałam kryzys laktacyjny. Piersi zrobiły mi się takie małe. Czułam, że są puste. Co chwilę przykładałam Frania do piersi a on i tak był głodny. Mocno ciągał je i denerwował się. Po dwóch dniach kupiłam mleko modyfikowane a on płakał wniebogłosy. Nie chciał butli. Wiec dalej przykładałam go do piersi i po kilku dniach w końcu dostałam pokarm. Później wszyscy po kolei chorowaliśmy. Najpierw ja, potem R. i na końcu Filipek a Franiu nasz maleńki jakoś uchował się. Miał tylko wodnisty katar, ale po inhalacji przeszło mu.
Filipek uwielbia młodszego brata a Franio uwielbia go. Rozgląda się za nim i obserwuje jak się bawi. Filipek co chwilę podbiega, głaszcze go po główce i całuje. Przynosi mu grzechotki. Gdy Franiu płacze, zaraz mi melduje. Kiedy jesteśmy na dworze a ja na chwilę wrócę się po coś do domu Filipek buja wózek, żeby Franiu nie płakał. Gdy gotuję zupę a Franio marudzi zaraz Filipek idzie do niego z grzechotkami. Gdy podejdzie do Frania ten zaraz uspokaja się a ja w tym czasie mogę dokończyć przygotowywać obiad. Filipek interesuje się tym, czy Franiu zrobił mało siusiu czy dużo, czy duża jest kupa. Wyrzuca brudne pieluszki. Podaje mi smoczka i pieluszki. 
Nieraz, gdy przytulam Frania do piersi, albo gdy wspólnie coś robimy z Filipkiem, zatrzymuję się na chwilę i myślę sobie, jakie ja to mam szczęście. Spełniły się moje marzenia. 
Filipek ma 3 lata, 10 miesięcy, 4 tygodnie
Franiu ma 2 miesiące, 4 tygodnie

poniedziałek, 12 września 2016

Przykro :(

Wbrew wielu opiniom na temat pojawienia się drugiego dziecka na świecie, stwierdzam, że wcale nie jest tak źle i ciężko, jak słyszałam. Oczywiście jest dwa razy więcej pracy, dwa razy więcej obowiązków, sprzątania, prania. Trzeba bardziej się poświęcać. Trzeba włożyć więcej uwagi i troski w opiekę i wychowanie. Jest mniej czasu dla siebie, albo w ogóle brak tego czasu - jak w moim przypadku. Samo przygotowanie do wyjścia na spacer pochłania mnóstwo czasu. Najpierw muszę nakarmić młodszego i zmienić mu pieluszkę, potem wyszykować starszego, potem znów małemu zmienić pieluszkę i ewentualnie jeszcze raz nakarmić, żeby dobrze spało mu się podczas spaceru. W międzyczasie sama muszę zjeść i w coś się ubrać.
Ale jestem bardzo, bardzo szczęśliwa. Kocham to, co robię! Kocham moje dzieci! I jestem dumna, że wszystko robię SAMA, że nikt mi w niczym nie pomaga. Potem nikt mi niczego nie wygada. Bo często tak było, że gdy mama raz wzięła Filipka na spacer to potem przeżywała jakby nieustannie z nim spacerowała. Gdy Filipek był jeszcze niemowlakiem obiecywała, że w każdy piątek będzie z nim spacerowała a na jednym razie skończyło się. Gdy byłam w ciąży z Franiem mama znów obiecywała, że w każdą sobotę będzie do siebie go brała i też na jednym razie skończyło się. A teraz znów padały obietnice, że jak urodzę, będzie pomagać, ale ja nie robiłam sobie żadnych nadziei. I słusznie. Gdybym nie pojechała do szpitala rodzić Frania to przez cztery lata nie miałaby okazji wziąć Filipka do siebie. O teściach już nawet nie wspomnę. Ich wnuki wcale nie interesują. Trzy lata nie widzieli starszego, młodszego ani razu, pomimo tego, że nieraz mijamy się w mieście. Udają, że nas nie widzą, że nie znają. W przyszłym miesiącu planujemy chrzciny. Nie zamierzam ich zapraszać. Bo niby z jakiej racji? Nie biorą żadnego udziału w życiu moich dzieci.
Nie mam o to pretensji do nikogo. Sama doskonale sobie radzę. Tylko żal mi Filipka, bo tęskni za babcią, za moją mamą. A ona teraz nawet wcale nas nie odwiedza. Zajmuje się swoją chorą mamą, prababcią Filipka, no ale bez przesady, żeby w ogóle czasu nie mieć i nie przyjść na chwilę. Franiu wcale jej nie zna. Kiedy spotykamy ją na mieście robi podkówkę na jej widok. Przykro mi jest, że każdy ma moje dzieci w dupie!!!!!!!!!!!! Że mama jest, kiedy chce a nie, kiedy jej się potrzebuje. A przecież fajne mam dzieciaczki: Filipek taki grzeczny, mądry, ułożony; Franiu, wiecznie uśmiechnięty, ciekawy świata.
Jedynie na męża mogę liczyć, ale on i tak całe dnie jest w pracy. Gdy wróci zajmuje się starszym synem, szykuje mu kolację, kąpie. Wieczorem robi jakieś zakupy, wychodzi z psem na spacer i sprząta kuchnię. A ja postawiłam sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Mam duże wymagania i oczekiwania wobec siebie. Wcale nie idę na łatwiznę, że dam dziecku tablet, czy włączę telewizję. Żyjemy bez tego. Nie posyłam starszego do przedszkola, żeby było mi lżej. Sama angażuję się we wszystko na maksa. Mam wszystko poukładane, zaplanowane. Mamy czas, żeby zjeść wspólnie z Filipkiem posiłek, pójść na spacer i poczytać książkę. Chodź i tak Filipek może czuć się trochę opuszczony, zaniedbany, bo teraz wszystko kręci się wokół Frania.

sobota, 6 sierpnia 2016

Starszy brat

O tym, że Filipek będzie wspaniałym bratem, wiedziałam od samego początku. Filipek jest bardzo troskliwym i opiekuńczym bratem. Bardzo pomaga mi w opiece nad Franiem. Nie wiem, co bez niego zrobiłabym ;)
Od samego początku Filipek uczestniczył w przygotowaniach do narodzin Frania. We wszystko go angażowaliśmy: najpierw w przygotowania do narodzin Frania a potem w opiekę nad nim. Chcieliśmy, żeby był na wszystko przygotowany. Aby nie czuł się samotny ani odrzucony. Przeciwnie, chcieliśmy, żeby czuł się bardzo ważny i potrzebny. 
Jeszcze jak Franiu był w brzuszku dużo opowiadaliśmy mu, jak to będzie, gdy pojawi się na świecie, co trzeba będzie robić. Filipek zadawał mnóstwo pytań a my staraliśmy się na wszystkie odpowiedzieć. Wspólnie kupowaliśmy rzeczy dla maluszka. Filipek wybierał z nami, decydował np. o kolorze. Razem z tatusiem rozkładał łóżeczko. Mył grzechotki dla Franka. Bardzo nie mógł doczekać się brata.
Teraz również pomaga mi w opiece nad Franiem. Gdy zmieniam dzidziusiowi pieluszkę on mi ją podaje. Moczy płatki kosmetyczne, żebym dobrze wytarła Franiowi pupę. Podaje krem i wyrzuca do kosza brudną pieluszkę. Kiedy poproszę podaje mi smoczek i inne przedmioty. Gdy gotuję w kuchni obiad, Filipek przybiega i melduje, że Franiu płacze. I mówi błagalnym tonem: "Mamusia, daj Franiowi jeść". Czeka cierpliwie, aż go nakarmię, bo już wie, że wtedy znajdę też trochę czasu dla niego. Kiedy wychodzimy na spacer Filipek przytrzymuje mi drzwi, żebym wyjechała wózkiem z klatki. Po powrocie otwiera drzwi i wnosi lekkie zakupy do domu. Filipek lubi przytulać się do brata i głaskać go po główce. Mówi, że takiego małego dzidziusia to jeszcze nie widział. Nieustanie powtarza: "jaki ładny jest Franiu", "bardzo cieszę się, że mamy Frania". Pewnego razu, kiedy myślałam, że będziemy musieli jechać z Frankiem do lekarza, Filipek wystraszył się i omal nie zaczął płakać. Mówił: "ale ja chcę, żeby Franiu był z nami". Często stawia sobie pufę koło łóżeczka Franka i obserwuje młodszego brata.Wieczorem wszyscy razem myjemy Franka. Każdy ma przydzielone zadanie: ja myję Frania od pasa w górę, tata jajka a Filipek nóżki. 
Pojawienie się Frania zapoczątkowało wiele zmian w Filipku: "wydoroślał" i zrobił się bardzo samodzielny. Do tej pory był skromny i nieśmiały a teraz przestał się wstydzić. Jest pewnym siebie chłopcem. Jeszcze niedawno ja go karmiłam, bo Filipek w tym czasie miał inne ważne zajęcie - najczęściej rysował. Teraz tylko szykuję posiłek i Filipek sam musi zjeść, ponieważ zaraz muszę wrócić do Franka, bo płacze. Chodziłam z nim do toalety. Dotychczas nie umiał bawić się sam tylko ze mną a teraz sam musi znaleźć sobie zajęcie i okazuje się, że jednak cudownie potrafi bawić się sam. Z osobą, której dobrze nie znał, nie porozmawiał na ulicy. Chował się za mnie. Natomiast teraz rozmawia z każdym. Filipek jest bardzo szczęśliwy i dumny z tego, że ma braciszka. I to właśnie o nim opowiada: że braciszek nazywa się Franiu, ale można też mówić Franciszek, że jak przyjechał do szpitala to był taki malutki a teraz jest już trochę duży, że Franiu tylko chce cyca, cyca i cyca, w dzień cyca, w nocy cyca i na spacerze, że płacze, że ma dużo grzechotek i karuzelę z misiami, że ciocia A. kupiła dla Frania pieluszki itd. Gada i gada, że czasami nawet nie ma jak odejść od kogoś. Zagadałby na śmierć :)
Filipek ma 3 lata, 9 miesięcy, 1 tydzień i 6 dni
Franiu ma 1 miesiąc, 1 tydzień i 6 dni

sobota, 30 lipca 2016

Pierwszy miesiąc w czwórkę

I zleciał nam miesiąc. Z dwojgiem dzieci wcale nie jest tak ciężko, jak słyszałam. Może tylko na początku, zanim ustali się nowy porządek dnia.

Pierwszy miesiąc z Franiem wcale nie był taki trudny i stresujący, jak to było z Filipkiem. Przeciwnie, jest mi teraz dużo łatwiej. Pamiętam, jak urodził się Filipek, wszystkiego bałam się, ponieważ nie miałam żadnego doświadczenia. Nie wiedziałam, co mnie czeka. Bałam się wziąć go na ręce, gdyż był taki drobniutki i delikatny. Zupełnie nie wiedziałam, jak przykładać go do piersi, żeby go nakarmić. Bałam się go wykąpać, żeby mu krzywdy nie zrobić. W ogóle bałam się przebywać z nim sama, gdyż byłam przekonana, że nie będę wiedziała, co zrobić, jak będzie płakał. I wstawanie w nocy... Byłam tak bardzo zmęczona, że jak wróciłam z toalety, nie pamiętałam, czy go już nakarmiłam, czy dopiero mam to zrobić. Byłam zestresowana i trochę sfrustrowana. Poza tym miałam jakieś swoje przyzwyczajenia. Trudno było zrezygnować ze swoich pasji. Nie mogłam z tym pogodzić się.

Teraz jest zupełnie inaczej. Wiem, że najważniejsze jest dziecko i jego potrzeby. Jeśli ono będzie szczęśliwe ja też będę szczęśliwa i będę czuła się spełniona. Gdy urodził się Franiu, nie czułam lęku, żeby zajmować się nim. Choć, gdy zdjęłam mu pieluszkę zdziwiłam się, że jest on taki malutki i delikatny. W rożku nie było widać drobniutkiego ciałka. Od samego początku, zupełnie sama, zajmowałam się Franiem.

Franiu rośnie jak na drożdżach. Gdy urodził się ważył 3500 kg. Masa ciała w dniu wyjścia ze szpitala, dnia 27.06.2016, wynosiła 3.410 kg. Podczas drugiej wizyty położnej 4.07.2016 ważył 3605 a po czterech dniach, 8.07., ważył aż 3875 kg. Przez pięć czy sześć dni karmiłam go mlekiem modyfikowanym, ponieważ nie miałam pokarmu. Ssał i ssał moją pierś, ale i tak wydawało mi się, że jest głodny. Jednak po sztucznym karmieniu bardzo dużo ulewało mu się. Ile zjadł, tyle ulało mu się. Na szczęście, dostałam pokarm. Dużo pokarmu. Piersi mam takie ciężkie i twarde, że aż mnie bolą, ale jak ma nie być dużo pokarmu, jak Franiu je z jednego i drugiego cyca. Filipka karmiłam rok i miesiąc tylko jedną piersią. Drugiej wcale nie chciał.

Przez pierwsze dni Franek tylko jadł i spał... przy mojej piersi. Byłam strasznie uwiązana. Franiu nie potrafił usnąć bez piersi. W dzień i w nocy ciągle był przy cycu. Ssał pierś nawet trzy godziny. A ja nie mogłam nic w domu zrobić. Nawet nie miałam jak przygotować posiłku dla Filipka, bo cały czas trzymałam Frania. Potem starałam się podmieniać pierś na smoczek, ale ten cwaniaczek od razu wiedział, że coś jest nie tak i budził się. Nawet nie potrafił trzymać smoczka w buzi. Ciągle mu wypadał. Jednak musiałam być konsekwentna. Kiedy pojadł podawałam mu smoczka non stop. Minęła wtedy dobra godzina zanim usnął.  
W trzecim tygodniu życia zaczęły się kolki. Franiu robił się czerwony na buźce, głośno płakał i nerwowo kurczył nóżki. Gdy ból minął od razu spał wyczerpany, gdy ból wrócił znów trzeba było go nosić i tulić. Potem kupiliśmy w aptece zioła na kolkę i trochę mu pomogło. Nadal Frania boli brzuszek, ale już nie tak często. Jednak mam wrażenie, że przez to noszenie i tulenie Franiu nie potrafi zasnąć sam w łóżeczku. Gdy jest sam zaraz zaczyna płakać. Wystarczy, że zobaczy, że już ktoś jest przy jego łóżeczku uspakaja się. A potem tylko czeka, aż weźmie się go na ręce. Na rękach od razu wycisza się. Leży i obserwuje. W nocy nie jest tak źle. Czasami Franiu budzi się co dwie godziny a czasami co cztery. Miej więcej w nocy budzi się już o stałych porach: o 22. potem o 2. w nocy i o 6. rano. Jestem zadowolona, gdyż do Filipka wstawałam co dwie godziny i tak przez rok. Franiu przez większą część dnia wciąż tylko je i śpi, ale teraz coraz częściej lubi trochę poleżeć i porozglądać się. Coraz bardziej tymi ciemnoniebieskimi przygląda mi się, marszczy brwi, jakby był trochę zdziwiony. Czasami już na mój głos, albo Filipka, delikatnie uśmiecha się. I to w zasadzie tyle.

Natomiast dla Filipka ten miesiąc był bardzo trudny. Do tej pory był naszym oczkiem w głowie a teraz ktoś zajął jego miejsce. Nie miałam dla niego czasu, bo cały czas siedziałam z Frankiem przy piersi. Filipek czuł się zaniedbany i odrzucony i niestety faktycznie tak było. Przez to zachowywał się okropnie. Nie można było z nim wytrzymać. Wcale nie słuchał się nas. Celowo wszystko robił nam na przekór. W stosunku do Franka był bardzo nieostrożny. Krzyczał, wrzeszczał, szalał po mieszkaniu, wygłupiał się, biegał, skakał po łóżku, gdy Franiu na nim leżał, podstawiał mi nogi, gdy szłam trzymając Franka na rękach, wszystko negował. Gdy zwracałam mu uwagę na złe zachowanie, śmiał się ze mnie i jeszcze gorzej zachowywał się. Zrobił się zły i nerwowy. Robił to, co chce. Nie mogliśmy nad nim zapanować. Zupełnie nie poznawałam mojego syna. Do tej pory ZAWSZE był grzeczny, spokojny, pogodny. Przez jego zachowanie złościłam się na niego. Myślałam, że nerwowo nie wytrzymam. Filipek czuł się odrzucony. Z załzawionymi oczami zasypiał sam a mi serce pękało. Tak mi go szkoda było. Do tej pory robiłam wszystko z Filipkiem. Bawiłam się z nim, karmiłam, kąpałam, wieczorami czytaliśmy książki i przytulaliśmy się a gdy zasypiał trzymałam go za rączkę. Teraz trzymałam Franka. W domu panował totalny chaos. Filipek niby wiele razy mówił, że kocha Frania, ale przez miesiąc nie mógł pogodzić się z nową sytuacją.
Filipek ma 3 lata, 9 miesięcy i 6 dni
Franiu ma 1 miesiąc i 6 dni

wtorek, 5 lipca 2016

Narodziny Franka

Z samego rana, 24. czerwca, pojechaliśmy z Romkiem do szpitala. Filipek spał jeszcze a więc nie było bolesnego pożegnania. Nie stresowałam się. Przeciwnie, cieszyłam się, że moje dolegliwości ciążowe skończą się i, że w końcu będę miała Frania w ramionach. Tak długo czekałam na ten moment. 

Zestresowałam się dopiero tuż przed cesarskim cięciem, kiedy szykowano mnie do zabiegu. Źle się czułam. Było mi słabo i duszno. Na dworze było 35 stopni a ja byłam przez dobę bez picia. Myślałam, że umrę tam, zanim wykonają mi cesarkę. Najpierw położne przeprowadziły wywiad zdrowotny. Potem podłączyły mnie do kroplówek. Czułam straszny dyskomfort w związku z moim pęcherzem. Co chwilę mogłabym chodzić do toalety. Nareszcie zjawił się anestezjolog i zaprowadzono mnie na salę operacyjną...

Strasznie dziwne uczucie - iść pod nóż. Czułam się nieswojo. Bałam się, czy wszystko będzie w porządku. Czy nic mi się nie stanie. Dostałam zastrzyk w kręgosłup. Poczekaliśmy parę minut i zaczęło się... Bólu żadnego nie czułam, tylko takie dziwne falowanie. Na sali była cudowna położna. Dzięki niej wiedziałam, co się dzieje. Widziała, jak to wszystko przeżywam i dodawała mi otuchy, wsparcia. Mówiła, że ona już widzi dzieciątko, ale jest jeszcze ono w brzuszku. A ja byłam jakaś oszołomiona. Nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje, że zaraz będzie Franiu. W końcu usłyszałam cichy płacz mojego dziecka!!! I ja popłakałam się, jak go usłyszałam. Ze szczęścia. Pokazali mi Frania tylko przez chwilę. Kiedy przytulili go do mojego policzka, natychmiast przestał płakać. A potem zszywali mnie i zszywali. Zdawało mi się, że trwa to wieki. Kiedy zawieźli mnie już na salę pooperacyjną czekał już tam na mnie Romek z Franiem na rękach. Śliczny, mały chłopczyk. Zaskoczona byłam, że jest taki malutki. Te rączki, paluszki, główka...

Po cesarskim cięciu czułam się całkiem nieźle, dopóki ból nie zaczął nasilać się. Wtedy dostawałam dużą dawkę znieczulenia. Frania zostawiono na sali przy mnie. Gdy płakał nie mogłam wstać do niego. Przychodziły położne i go karmiły, ponieważ pokarmu też nie miałam. Wieczorem położne kazały mi wstać z łóżka. Ledwo to zrobiłam, ale taki ogromny ból poczułam, że znów dali mi środki znieczulające. Na sali leżałam z przemiłą dziewczyną. Kiedy tylko Franiu zająknął, ona non stop, całą noc, wstawała i mi go podawała do łóżka. A ja w ogóle jeszcze nie mogłam poruszać się. Rana strasznie mnie bolała. Nie mogłam wstać z łóżka do Małego, podsunąć się wyżej albo niżej, czy zmienić pozycję. Było mi bardzo ciężko. 

A na drugi dzień załapałam ogromnego doła. Po cichu ryczałam za moim Filipkiem. Tak bardzo mi go brakowało. Nie mogłam oglądać jego zdjęć ani filmów w telefonie, bo tęsknota była nie do zniesienia. Dobrze, że został z moją mamą. Wiedziałam, że jest w dobrych rękach. Jednak, gdy słyszałam, jak krzyczy i płacze przez telefon: "Chcę do mamusi! Do mamusi!" myślałam, że serce mi pęknie.

Kolejnego dnia, kiedy trzymałam małego Frania na rękach, tyłem do siebie, zauważyłam, że nagle ręce tak dziwnie wyprostował. Zrobiły mu się one takie sztywne. Odwróciłam go do siebie, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku a on był już cały siny!!! I z sekundy na sekundę robił się coraz bardziej fioletowy. Spanikowana, wzięłam go do pozycji pionowej, ale to nic nie pomagało. Włączyłam alarm. Wołałam o pomoc, ale nikt nie przychodził!!! W końcu pobiegłam z nim do położnych. Na szczęście były tam u siebie, bo by było po nim. Po moim synku!!! Ja nie umiałabym mu pomóc!!! Chociaż tyle naczytałam się o pierwszej pomocy, ale w panice nie wiedziałam, co robić. Okazało się, że Franiowi źle odbiło się. Zamiast ustami, odbiło mu się przez nosek i całą wydzielinę miał w nosie a noworodki tylko przez nos oddychają. Położne położyły go na brzuch i oklepywały mu plecy. Potem udrożniły mu nos i gardło. Dwie chusteczki żółtej wydzieliny wyjęły mu z nosa i mnóstwo śliny z buzi. Powoli Franuś zaczął nabierać kolorów. Ale i tak byłam przerażona. Potem, bałam się z nim zostać sama. Bałam się go na chwilę spuścić z oczu ani tym bardziej w nocy nie usnęłam tylko czuwałam. A on jeszcze długo po tym charczał i charczał. Nie mógł swobodnie oddychać. Męczył się.

Na następny dzień, w dniu wyjścia, zauważyłam, że mnóstwo szwy wyszło mi z brzucha. Bałam się, że będą musieli jeszcze raz mnie zszywać i mój pobyt w szpitalu przedłuży się, albo po prostu rozpadnę się. Szew powinnam mieć przez tydzień a mi już po trzech dniach zaczął wychodzić. I lekarka jeszcze miała do mnie pretensje z tego powodu. Na szczęście, mogłam wyjść, tylko muszę uważać na siebie. Nie mogę nic dźwigać.

W poniedziałek, 27. czerwca, mogliśmy z Franiem opuścić szpital. Przyjechał po nas Romek z Filipkiem. Filipek dojrzał mnie, kiedy stałam w oknie a on był jeszcze na zewnątrz. Machał mi rączką i nie mógł wzroku ode mnie oderwać. Kiedy przez te trzy dni napatrzyłam się na Frania, Filipek teraz wydał mi się już taki duży i te jego rączki też takie duże. Bardzo się za mną stęsknił, ale na powitanie ledwo mnie przytulił. Zaraz zaczął pytać się o dzidziusia. Przyglądał mu się. Zdziwiony był, że Franiu jest taki malutki, że ma takie malutkie rączki. Podniósł koc do góry i go odkrył, bo chciał zobaczyć, czy nóżki też są malutkie. Od razu zapytał się, czy może pogłaskać dzidziusia. Widać było w jego oczach ogromną radość. Mówił, że jeszcze nie widział takiego dzidziusia, że dzidziuś jest fajny. 

Niestety po przyjeździe do domu nie mogłam poznać Filipka. Zaledwie trzy dni mnie nie było a on tak się zmienił. Do tej pory był grzeczny, spokojny, zawsze się słuchał a teraz piszczał i krzyczał bez powodu. Stał się nerwowy, wszystko negował, nic mu się nie podobało. To, co lubił jeść, nagle przestało mu smakować a ja.... Niestety, nie mogłam poświęcić mu czasu. Brzuch mnie strasznie bolał po cesarce. Nie mogłam za wiele koło niego zrobić a poza tym Franiu ciągle wisiał przy cycu. Zakłócił cały nasz rytm dnia, obowiązki. Zawsze mama karmiła Filipka, myła, przed spaniem mama czytała książeczki i przytulała a teraz tylko Frania trzymałam na ręku, przy cycu. Żal mi strasznie było Filipka. Czuł się odrzucony. Wieczorem leżał i czekał nawet 40 minut, aż odłożę Franka, żeby mnie tylko przytulić.

Na szczęście powoli wszystko wraca do normy. Filipek rozumie, że mama kocha bardzo mocno go i Frania, ale dzidziuś jest jeszcze malutki. I cierpliwie czeka, aż skończę zajmować się Frankiem i wpada w moje objęcia. Poza tym pomaga mi przy Franku. Podaje pieluszki, krem, chusteczki, wyrzuca brudną pieluchę do kosza, pomaga przy kąpieli. Myje Franiowi stópki. Kiedy jestem w łazience a Franiu zaczyna płakać woła mnie do niego. 

Mam jeszcze do pomocy Romka. Trochę boję się, co to będzie od poniedziałku, kiedy będzie on w pracy. 

Franiu ma 1 tydzień i 4 dni
Filipek ma 3 lata, 8 miesięcy, 1 tydzień i 4 dni

sobota, 2 lipca 2016

Cud!

Po raz drugi w moim życiu doświadczyłam Cudu!!! Mój maleńki synek - Franiu nim jest. Franek przyszedł na świat 24. czerwca o 12.23. Ważył 3,550 a mierzył 52 cm. Dostał 10 punktów w skali Apgar. Jest piękny, cudowny, kochany. Nie mogę uwierzyć, że ten Skarb przez dziewięć miesięcy nosiłam pod sercem! Ta jego maleńka główka, ten jego cudowny zapach noworodka, maleńkie paluszki i stópki, ciemnoniebieskie oczy, uszy malutkie jak muszelki - jestem zakochana!!!! Jestem bardzo szczęśliwa!
Franiu 1 tydzień, 1 dzień

czwartek, 23 czerwca 2016

To już jutro!

W końcu nadchodzi ten długo oczekiwany dzień. To już jutro na świecie pojawi się Franiu!!! Nie mogę w to uwierzyć. Prawie półtora roku staraliśmy się o niego, walczyliśmy. Potem dziewięć dłuuugich miesięcy oczekiwań, aż w końcu spełni się nasze marzenie. I Filipka. Ciekawe, jak będzie on wyglądał? Jakie będzie miał oczka? Czy będzie podobny do Filipka? Czy będzie grzeczny i spokojny jak on a może odwrotnie? Na pewno wniesie dużo miłości i radości do naszego domu. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie gładko i że szybko wrócimy do domu. 
Również bardzo cieszę się z tego powodu, że w końcu skończą się moje męki, że powoli zacznę wracać do formy, bo teraz tak mi ciężko...
Już we wtorek 21. czerwca odszedł mi brązowy czop śluzowy. Spanikowałam, bo byłam przekonana, że lada moment pojawią się się skurcze i zacznę rodzić. Tak było z Filipkiem. Rano odszedł mi czop a wieczorem byłam już na porodówce. A ja jednak byłam nastawiona psychicznie na piątek. Wykąpałam się i zadzwoniłam do szpitala a tam pomimo tego, że mam wskazania do cesarskiego cięcia kazali czekać mi do rozpoczęcia akcji porodowej. Zupełnie inaczej, niż zalecił mi mój ginekolog. On nie kazał czekać na skurcze tylko po prostu 24. miałam jechać. A że w szpitalu kazali czekać, więc nie miałam innego wyjścia. Godzinę czasu zajmie nam dojazd do szpitala. W szpitalu nim mnie przygotują do cięcia pewnie minie następna godzina. A ja panicznie boję się bóli porodowych. Nie wiem, jak ja to wytrzymam. Zmuszają mnie do tego, żebym jednak "trochę" pocierpiała. 
W dzień, po odejściu czopa, nie działo się nic niepokojącego. Dopiero o 1. w nocy wszystko zaczęło mnie boleć: macica, miednica, biodra, nie mogłam spać z tego bólu. Bałam się, że zaraz pękną mi wody płodowe i zacznę rodzić. A o tej porze jechać do szpitala to masakra. Na szczęście nic się nie stało, chociaż jeszcze na drugi dzień wszystko mnie bolało. Koło południa ból minął i wszystko było w porządku aż do 4. w nocy,  ale to już nie były takie silne bóle. No i tak w niepewności i strachu dotrwałam w dwupaku do dziś. Mam nadzieję, że Maluszek jeszcze tę jedną noc jakoś wytrzyma w brzuszku. I że jutro rano pojedziemy do szpitala, zgodnie z planem. 
38. tydzień i 6. dzień ciąży

niedziela, 19 czerwca 2016

5 dni do... Brrr

Odliczam... Za 5 dni będziemy już wszyscy razem. Na 24. czerwca mam zaplanowane cesarskie cięcie. Fajnie, ponieważ tego dnia urodził się też Filipek. Nie mogę doczekać się tego momentu, ale jednocześnie im bliżej, tym większy czuję strach. Bardzo boję się cesarki, ale porodu naturalnego bałabym się milion razy bardziej. Zastanawiam się, jak to będzie? Jak poradzę sobie z bólem po operacji? Czy dam radę w szpitalu wstać z łóżka i nakarmić synka? Czy szybko dojdę do siebie?
I będę martwiła się i bardzo tęskniła za moim Filipkiem. Wcześniej zapewniał mnie, że nie będzie za mną tęsknić, bo będzie z babcią, ale gdy miałam jechać do szpitala, tylko na parę godzin, zrobić wyniki, tak strasznie za mną płakał u babci na rękach. Pomachałam mu z samochodu i on też mi pomachał zalany łzami. Szybko odjechaliśmy, żeby tego nie przedłużać.
Rozmawiałam z nim wcześniej o wszystkim, tłumaczyłam, że mamusia pojedzie do szpitala urodzić Franka i za trzy dni przyjedzie i chyba niepotrzebnie. Chciałam, aby wszystko wiedział, żeby był na wszystko przygotowany a on po prostu jest jeszcze na to wszystko za malutki. Nigdy nie będzie gotowy na rozłąkę z mamą. A jeszcze rano, ni stąd ni zowąd, zapytał mnie się, czy będę dzisiaj spała w szpitalu. Jak bardzo ucieszył się, kiedy wróciłam. Nie odstępował mnie na krok. Ciągle powtarzał, że płakał za mamusią i pytał, dlaczego tak długo mnie nie było. Kupiliśmy Filipkowi narzędzia i samolot do składania w nagrodę, że był taki dzielny bez mamy. Nie wiem, jak to będzie, jak nie będzie mnie trzy dni. Jak on to zniesie i jak ja to wytrzymam?! Na pewno będzie bardzo tęsknił za mną. Dobrze, że w szpitalu mam być już o 7.30. Wyjedziemy ok. 6. rano, jak Filipek będzie jeszcze spał. Nie będzie więc pożegnania, płaczu. Mam nadzieję, że nie będzie miał o to do mnie żalu. Boję się także, żebym nie urodziła przed terminem. Bo wtedy, tak z zaskoczenia, trudno będzie rozstać się z synkiem. 
A mnie ciągle wszystko boli w dole i kłuje. Czuję, jakby przez moje ciało przechodziły prądy. Ten ból mnie paraliżuje. Nogi i ręce drętwieją mi. Nie mogę się ruszyć, bo wszystko boli. Gdy położę się na łóżku, boli mnie cała miednica. Czuję się tak, jakby jakiś ogromny ciężar, zgniótł mi nogi. A brzuch tak dziwnie opada mi na łóżko, że przez to nie mogę odwrócić się na drugą stronę a wstanie z łóżka to jakiś koszmar. Kiedy chce mi się siku, idę do łazienki zgięta w pół. Boli mnie kręgosłup i brzuch, tak jak przed miesiączką. Wieczorami Maluszek tak strasznie wypina się, że boję, żeby nie przyszedł wcześniej na świat. 
Strasznie jestem zmęczona ciążą. Jest mi już bardzo ciężko. Nie mogę doczekać się, kiedy wszystko wróci do normy.
38. tydzień i 2. dzień ciąży
Filipek ma 3 lata, 7 miesięcy, 3 tygodnie i 5 dni

piątek, 17 czerwca 2016

Rozmówki

- Jest Romek?
- Nie ma. Jest w pracy.
- Po co?! Kiedy będzie ta niedziela?! (Ostatnio tata ma wolne tylko w niedziele).

- W sobotę rozłożymy łóżeczko dla Franka.
- Mamusia to w sobotę będzie już z nami Franek???

- Jak ci minął dzień?
- Nie musisz wszystkiego wiedzieć.

"Franek mi powiedział, że jutro urodzi się".

"Tatuś, nie uciekaj" - kiedy tata zjadł obiad, chciał wstać i odejść od stołu, wtedy Filipek złapał go za dłoń i powiedział: "Tatuś, nie uciekaj". Przed obiadem wspólnie uzgodniliśmy, że tata pomoże nam przygotować truskawki do ciasta. 

"Chciałbym, żeby ciocia M. i Michał mieszkali tutaj". 

Filipek ma 3 lata, 7 miesięcy, 3 tygodnie i 3 dni

niedziela, 12 czerwca 2016

Końcówka ciąży

Cieszę się, że to końcówka ciąży. Nie mogę doczekać się, kiedy Franiu będzie już z nami. Porządki mamy zrobione, łóżeczko rozłożone, wszystko przygotowane. Tylko czekamy. 
Jestem zmęczona tym wszystkim. Fizycznie czuję się dużo lepiej niż wcześniej, ale i tak nie mam siły na nic. A w  domu zawsze jest coś do zrobienia! Rano wstaję, szykuję śniadanko i gotuję obiad. Potem wychodzimy z Filipkiem na spacer. Idziemy na plac zabaw a po drodze robię zakupy. Upały strasznie mi doskwierają. Ledwo żyję. Gdy przychodzimy do domu, jemy zupkę a potem robię koktajl truskawkowy. Chwila odpoczynku na balkonie i zabieram się za przygotowywanie drugiego obiadu. W międzyczasie trzeba ogarnąć mieszkanie. Sprząta się i sprząta a i tak za chwilę jest bałagan! Po 16. wraca Romek i ok. 17. jeździliśmy na działkę. Tam też zawsze jest coś do zrobienia. Teraz już nie jeżdzę z nimi codziennie. Zostaję w domu. Szykuję kolację i kąpię się. Przyjeżdżają oni ok. 19. Filipek je kolacje, bierze kąpie i koło 20. już śpi. I dopiero wtedy mam czas, żeby po całym dniu trochę usiąść i odpocząć. Tradycyjnie, w nocy znów nie mogę spać, sypiam po 3-4 godziny na dobę. I jak tu mam normalnie funkcjonować?!
Filipek nie może doczekać się braciszka. Jest we wszystko zaangażowany i bardzo to przeżywa. Pięknie pomył i schował zabawki dla braciszka. Kiedy w radiu usłyszał, że już jest czerwiec zaczął się pytać: "Mamusia jest już czerwiec? Teraz urodzisz Franka?" Gdy byliśmy w aptece i kupiliśmy grzechotkę dla Dzidziusia nie chciał jej oddać. Całą drogę niósł ją do domu i w każdym sklepie pokazywał sprzedawcom tę grzechotkę i mówił, że to dla Frania. I całą drogę przytulał się do brzucha. Filipek opowiada babci: że Franek będzie malutki, że będzie pił mleczko, że go ząbki będą bolały i dlatego będzie gryzł gryzaka-grzechotkę, że jak Maluszek będzie spał to trzeba być cicho...itd. Kiedy powiedziałam, że w sobotę rozłożymy łóżeczko on aż podskoczył z wrażenia i zapytał się zdziwiony: "Mamusia, to w sobotę będzie z nami Franek???". Na ogrodzie również przygotowuje różne rzeczy dla Franka. Tacie kazał zrobić w pracy tabliczkę z imieniem Franka, żeby powiesić na szopce, bo z imieniem Filipka już mamy. Filipek będzie wspaniałym bratem.
Cieszę się, że będę miała cesarkę, bo do rodzenia to się nie nadaję. Nie jestem wytrzymała na ból. Jednak obawiam się trochę, jak to będzie. Mam nadzieję, że Dzidziuś nie pośpieszy się i nie zaskoczy nas tylko, że wszystko odbędzie się tak, jak zaplanujemy to z lekarzem. Jutro wizyta. 
Filipek mówi, że jak mama będzie w szpitalu to nie będzie za mamą tęsknił, bo będzie z babcią L. Mam nadzieję, że tak będzie. Boję się rozłąki z synem, ale pocieszam się tym, że w szpitalu poleżę trzy dni plackiem i trochę odpocznę. Potrzebuję tego, żeby trochę oderwać się od tej codzienności, od obowiązków, od sprzątania, gotowania, spacerów z psem i dzieckiem. W ogóle to był trudny rok dla nas: problemy z ciążą, zmiana pracy Romka i przez to problemy finansowe, ale już wychodzimy na prostą. Dlatego jesienią planujemy wyjazd rodzinny, pierwszy we czwórkę. 
Nasze życie znów się zmieni, oczywiście na lepsze. Na początku będzie trudno, ale wiem, że wszystko ułoży się. Filipek tak bardzo chce braciszka, chce przyjaciela i będzie miał. Mam nadzieję, że ja również poradzę sobie z Maleństwem. Trzy i pół  roku temu Filipek był taki malusi, więc to niby nie było tak dawno, ale człowiek był wtedy taki zmęczony, że połowę rzeczy nie pamięta się. Zapomina się. Teraz wszystko sobie przypomnimy. Cesarkę będę miała wykonaną tydzień przed planowanym terminem porodu, więc kto wie, może za tydzień wszyscy będziemy już razem? Będziemy już całkiem sporą rodzinką :)
37/38 tydzień ciąży
Filipek ma 3 lata, 7 miesięcy, 2 tygodnie i 5 dni

niedziela, 5 czerwca 2016

Rozmówki

"A po co ty na Dzień Dziecka pojechałeś do pracy??? Chciałem cię przytulić a ty praca, praca i praca". 

- Filipku, jak babcia daje ci pieniążki to trzeba brać.

- Ale ja mam dużo pieniędzy.
- To będziesz miał jeszcze więcej i kupisz sobie dużo zabawek.
- Mamusia, ale przecież mamy małe mieszkanie. 
(Kiedyś w sklepie, gdy chciał kupić dużą zabawkę tłumaczyłam, że mamy małe mieszkanie i nie będziemy mieli na nią miejsca).

- Filipuś a wiesz, że tatuś jutro jedzie do pracy?

- Tatusiu musisz pojechać, bo musimy mieć na zakupy, ale szybko przyjedziesz.

- Będziesz pilnował Maluszka?

- Tak i będę też pilnował, żeby mówił: "poszedłem" a nie: "poszłem".

- Mama, a babcia L. nie będzie już do nas przychodziła? (Gdy nie było u nas babci zaledwie dwa dni)

- Będzie.

"Mamusia no, przestań się już wygłupiać".


Filipek ma 3 lata, 7 miesięcy, 1 tydzień i 5 dni

sobota, 28 maja 2016

Krótkie podsumowanie

To już 35/36 tydzień ciąży. Nie mogę uwierzyć, że to już końcówka. Tak naprawdę to był bardzo trudny okres w moim życiu. Było mi niezwykle ciężko i fizycznie, i psychicznie. 
Przez dwa trymestry miałam okropne mdłości, spałam przez dwie lub cztery godziny na dobę. Byłam przewlekle zmęczona, rozdrażniona a poza tym żyłam w ciągłym strachu i niepewności. Wyniki nie były zbyt ciekawe: niedoczynność tarczycy, mięśniaki macicy, drożdżaki, zagrożenie cukrzycą ciążową i bóle macicy. Bałam się, że nie dotrwam do 30. tygodnia. Każdego dnia drżałam o życie Maluszka a także o swoje. Myślałam, że nie dam rady, że wykończę się. 
I tak strasznie żal mi było Filipka, że mamusia nie poświęca mu tyle czasu i uwagi co zawsze, że nie mam tyle siły, żeby z nim pobawić się i w ogóle na co dzień brakowało mi cierpliwości:(
Dopiero ostatni trymestr mija mi całkiem spokojnie. Pomimo tego, że mam ogromny brzuszek i ledwo poruszam się, mam dużo siły i energii. 
Zdecydowałam się na poród przez cesarskie cięcie. Lubię, gdy wszystko jest zaplanowane i zorganizowane. A tak sen spędzało mi z powiek to, że poród może zacząć się w każdej chwili, w najmniej spodziewanym momencie. Bałam się, że będę sama, że nie będę miała z kim zostawić Filipka. A potem szybko trzeba będzie pędzić 35 km do szpitala a ja już teraz nie mogę jeździć samochodem, bo czuję wtedy straszny ból brzucha. Poza tym, ja do rodzenia nie nadaję się. Boję się bólu i nie wiem, czy starczyło by mi sił, żeby urodzić naturalnie. A może męczyłabym się przez wiele godzin a i tak poród znów zakończyłoby się cesarką? Do szpitala mam zgłosić się w 39. tygodniu ciąży. Cieszę się. I bardzo, ale to bardzo nie mogę doczekać się Frania. I reakcji Filipka na małego braciszka. Filipek też oczekuje braciszka i także nie może go się doczekać. Stale rozmyśla o braciszku. Pyta się, co robi Franuś, czy lubi to czy to, czy czegoś boi się. Planuje, że jak urodzi się to będzie z nim "łobuzował", że na spacerze pokaże mu to i tamto. Mówi o nim: "nasz Franio". 
35 tydzień ciąży i 1 dzień 
Nasz Franio

piątek, 20 maja 2016

Troskliwy syn

Mój syn pomimo swojego młodziutkiego wieku jest nad wyraz troskliwy i opiekuńczy. Jest ze mną bardzo zżyty, Bardzo dba i troszczy się o swoją mamusie, pilnuje, żeby mi nic nie stało się. Tatusia również uwielbia, ale mamusia to mamusia. 
Kiedy bawię się z nim na dywanie i nie mogę się podnieść od razu zauważa to i przychodzi z pomocą. Podaje rączkę i pomaga wstać. To nawet tata nie dostrzegł, że potrzebuję pomocy. Kiedy zawołam: "oła", bo coś mnie w brzuchu zaboli natychmiast przybiega i pyta się: "Mamusia, co się stało?". Kiedy dostrzeże moje łzy pyta: "Mamusia, czemu się smucisz?" i pociesza: "Mamusia, nie płacz", " Uśmiechnij się". Gdy byliśmy na spacerze z babcią, Filipek zauważył, że źle się czuję, zdenerwował się na mnie i krzyczał: "Mamusia, idź do domu! Idź, bo źle się czujesz!" Na ogródku również mnie pilnuje. Nie każe mi ani pielić, ani kopać. Mówi: "Mamusia zostaw to, bo jesteś w ciąży, odpocznij". 
Uwielbiam nasze wspólne wieczory. Rozmawiamy o mijającym dniu, albo o jego "pracy", albo o maszynach. Są buziaki, przytulanie, głaskanie. W ciągu dnia nie zawsze mamy na to czas, ale wieczorem nadrabiamy zaległości. 
Filipek ma 3 lata, 6 miesięcy, 3 tygodnie i 5 dni
Można powiedzieć: "kocham cię"
na milion sposobów, np:
"zapnij pasy",
"załóż szalik jest zimno",
"musisz odpocząć".
Trzeba po prostu słuchać.

poniedziałek, 16 maja 2016

Już przygotowana. Tylko czekam...

Przygotowania do powitania Frania na świecie ruszyły pełną parą. Franiu ma już przygotowaną swoją szafkę z ubrankami i akcesoriami. Ma wszystkie ubranka wyprane i wyprasowane. Pamiętam, że gdy pakowałam ciuchy Filipka do kartonów ryczałam, bo nie wiedziałam, czy będzie nam dane jeszcze raz je otworzyć. Jaka radość była, gdy je wyciągałam i zdziwienie, że nasz Filipek nosił takie maleńkie ubranka, że był taki malutki. A Filipek także był podekscytowany. Stale krzyczał: "ale ładne", "mamusia zobacz, jakie to ładne". Do tej pory wiedział, że będzie miał braciszka, ale to wszystko było takie nierealne a teraz nareszcie urzeczywistnia się. Byłam w szoku, ile ubranek kupowałam, jak dużo pieniędzy marnotrawiłam. Do pół roku ma chyba z 40 sztuk spodni. Większość nie nosił, ponieważ używałam tylko kilka ulubionych sztuk. Miałam siedem automatów prania. Rano przyszła mama i wszystko mi wyprasowała. Łącznie prasowała ponad 6 godzin. 

Byliśmy na dużych zakupach w mieście i kupiliśmy Franiowi nowy wózek z gondolą, spacerówką i fotelikiem do samochodu. Po raz pierwszy, nie miałam żadnego problemu z wyborem. Ten wózek od razu rzucił mi się w oczy. Nie mogłam napatrzeć się jaki jest śliczny, duży, praktyczny, wygodny i po prostu fajny. Żałuję, że Filipek nie miał takiego "dyliżansu". Kupiliśmy także kosmetyki i wiele innych akcesoriów. A babcia z dziadkiem kupili Maluszkowi wanienkę, gąbeczki, pieluszki i kaftaniki. Filipek był przeszczęśliwy, że teraz także kupuje się rzeczy dla Franka, nie tylko dla Filipka. Pokazywał nam w sklepie wiele rzeczy dla braciszka, pomagał wybierać.  

Pewnego wieczoru zaczęło strasznie boleć mnie krocze, nie mogłam nic robić ani ruszyć się, ani zrobić małego kroku. Myślałam, że w nocy urodzę. Dwa miesiące przed terminem. Ciągle czułam ból, ciągnięcie w dół. Na następny dzień wcale nie przeszło. Byłam przerażona. Na szczęście po kolejnej nocy ból ustąpił.

Myślałam, że jeszcze mam czas a tu jednak nigdy do końca nic nie wiadomo dlatego spakowałam już torbę do szpitala. Gdy tylko poczułam się lepiej, wrzuciłam ręczniki do prania i powoli zaczęłam pakować się. Martwi mnie tylko jedno, ale najważniejsze. Z kim zostanie Filipek jak pojadę rodzić. Naprawdę nie mam z kim go zostawić. Romek musi być ze mną. Nie ma innej opcji. Bez niego nie poradzę sobie. Zresztą, gdyby nie on nie wiem, czy Filipek urodziłby się zdrowy, bo źle byłam traktowana w szpitalu i przez wiele godzin byłam pozostawiona bez opieki. To było traumatyczne przeżycie. Nie chcę o tym pamiętać. Dlatego teraz też nie chcę być sama. Termin porodu mam wyznaczony na koniec czerwca a jednocześnie w tym okresie moja rodzina wyjeżdża za granicę. Teoretycznie jakby przesunęli wyjazd o tydzień nic by się nie stało, ale chyba raczej nie chcą tego robić. Moja prababcia jest za stara. Nie dałaby rady zająć się nim. A na teściów nie mam co liczyć i nawet NIE CHCĘ. Filipek ich nie zna a oni nie znają go. Boję się, że będę zmuszona rodzić sama. Że Romek będzie musiał zostać z Filipkiem. Jedynym chodź marnym pocieszeniem jest to, że prawdopodobnie będę mogła zdecydować czy chcę urodzić naturalnie, czy przez cięcie cesarskie. Jeśli Romek będzie przy mnie zdecyduję się rodzić naturalnie a jak będę sama będę raczej za cesarką. Boję się strasznie o Filipka :( Pierwszy raz w życiu taka ważna sprawa i nie mam na kogo liczyć!!!!!!!!!!

A tak w ogóle znów miałam złe wyniki z cukru. Ginekolog po raz kolejny chciał mnie wziąć do siebie do szpitala na badania, ale odmówiłam ze względu na Filipka. Już jest na mnie wkurzony. Umówiłam się więc z diabetologiem. Stwierdził on, że jestem na granicy cukrzycy ciążowej. Zalecił dietę cukrzycową i dwa razy w tygodniu badanie poziomu cukru we krwi glukometrem. Na początku, strasznie bałam się kłucia w palce, ale w końcu musiałam wiedzieć na czym stoję. Jednak nie jest to takie straszne. Na szczęście, wtedy kiedy odżywiam się prawidłowo mam dobre wyniki. Jestem zdziwiona, że tak niewiele potrzeba żebym miała prawidłowy wynik. Wystarczyło rzucić słodycze, przerzucić się na chude mleko, naturalne twarożki i w sumie to wszystko.

W końcu zaczęłam sypiać w nocy, dzięki czemu czuję się wypoczęta. Mam więcej siły i chęci do zabawy z Filipkiem, aby posprzątać mieszkanie, czy ugotować obiad. Końcówka ciąży mija mi dobrze. 
33/34 tydzień ciąży

czwartek, 21 kwietnia 2016

Rozmówki

"Ja już chcę teraz dzidziusia. Teraz! Ja chcę już się z nim bawić".
"Franuś wychodź już z brzuszka.Wychodź!". 
"Ulepię Frankowi głaz z plasteliny. Będzie się cieszył".

- Mamusia a dzidziuś urodzi się latem?
- Tak.
- Na koniec czerwca?
- Tak Filipku. 

- Jak nazwiesz braciszka?
- Marek (pan z książeczki o koparce ma na imię Marek). 

- Oddaj tą poduszkę. Ona jest dla Franka.
- Oddam jak się urodzi.

- Mamusia pójdziemy zobaczyć "wodospad?"
- Ok.
- Nóżki mnie bolą. Nie musimy tam chodzić. 

- Nie bierzcie rowerka na spacer, bo jest zimno.
- Babciu a dlaczego przyjechałaś rowerem?

"Babciu, język będzie cię bolał". 
"Babcia zjedz kiełbaskę, bo przyjdzie pan i ci zje". 
"Moja nowa praca jest za Arktyką, za wodospadem Niagara i tam skręcić trzeba koło Lewiatana". 

Filipek ma 3 lata, 5 miesięcy, 4 tygodnie