W końcu nadchodzi ten długo oczekiwany dzień. To już jutro na świecie pojawi się Franiu!!! Nie mogę w to uwierzyć. Prawie półtora roku staraliśmy się o niego, walczyliśmy. Potem dziewięć dłuuugich miesięcy oczekiwań, aż w końcu spełni się nasze marzenie. I Filipka. Ciekawe, jak będzie on wyglądał? Jakie będzie miał oczka? Czy będzie podobny do Filipka? Czy będzie grzeczny i spokojny jak on a może odwrotnie? Na pewno wniesie dużo miłości i radości do naszego domu. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie gładko i że szybko wrócimy do domu.
Również bardzo cieszę się z tego powodu, że w końcu skończą się moje męki, że powoli zacznę wracać do formy, bo teraz tak mi ciężko...
Już we wtorek 21. czerwca odszedł mi brązowy czop śluzowy. Spanikowałam, bo byłam przekonana, że lada moment pojawią się się skurcze i zacznę rodzić. Tak było z Filipkiem. Rano odszedł mi czop a wieczorem byłam już na porodówce. A ja jednak byłam nastawiona psychicznie na piątek. Wykąpałam się i zadzwoniłam do szpitala a tam pomimo tego, że mam wskazania do cesarskiego cięcia kazali czekać mi do rozpoczęcia akcji porodowej. Zupełnie inaczej, niż zalecił mi mój ginekolog. On nie kazał czekać na skurcze tylko po prostu 24. miałam jechać. A że w szpitalu kazali czekać, więc nie miałam innego wyjścia. Godzinę czasu zajmie nam dojazd do szpitala. W szpitalu nim mnie przygotują do cięcia pewnie minie następna godzina. A ja panicznie boję się bóli porodowych. Nie wiem, jak ja to wytrzymam. Zmuszają mnie do tego, żebym jednak "trochę" pocierpiała.
W dzień, po odejściu czopa, nie działo się nic niepokojącego. Dopiero o 1. w nocy wszystko zaczęło mnie boleć: macica, miednica, biodra, nie mogłam spać z tego bólu. Bałam się, że zaraz pękną mi wody płodowe i zacznę rodzić. A o tej porze jechać do szpitala to masakra. Na szczęście nic się nie stało, chociaż jeszcze na drugi dzień wszystko mnie bolało. Koło południa ból minął i wszystko było w porządku aż do 4. w nocy, ale to już nie były takie silne bóle. No i tak w niepewności i strachu dotrwałam w dwupaku do dziś. Mam nadzieję, że Maluszek jeszcze tę jedną noc jakoś wytrzyma w brzuszku. I że jutro rano pojedziemy do szpitala, zgodnie z planem.
38. tydzień i 6. dzień ciąży
Myślę, że nikt nie chce, żebyś "trochę", ani w ogóle cierpiała. Zobaczysz, że wszystko się poukłada. Powodzenia Ci życzę!
OdpowiedzUsuń