O mnie

Moje zdjęcie
Trzydzistoparolatka. Żona. Mama dwóch chłopców. Dzięki nim moje życie nabrało barw. Na blogu pragnę uwiecznić naszą (nie)codzienność. Chcesz do mnie napisać? Mój email: madzia435@gmail.com

Obserwatorzy

Online

wtorek, 5 lipca 2016

Narodziny Franka

Z samego rana, 24. czerwca, pojechaliśmy z Romkiem do szpitala. Filipek spał jeszcze a więc nie było bolesnego pożegnania. Nie stresowałam się. Przeciwnie, cieszyłam się, że moje dolegliwości ciążowe skończą się i, że w końcu będę miała Frania w ramionach. Tak długo czekałam na ten moment. 

Zestresowałam się dopiero tuż przed cesarskim cięciem, kiedy szykowano mnie do zabiegu. Źle się czułam. Było mi słabo i duszno. Na dworze było 35 stopni a ja byłam przez dobę bez picia. Myślałam, że umrę tam, zanim wykonają mi cesarkę. Najpierw położne przeprowadziły wywiad zdrowotny. Potem podłączyły mnie do kroplówek. Czułam straszny dyskomfort w związku z moim pęcherzem. Co chwilę mogłabym chodzić do toalety. Nareszcie zjawił się anestezjolog i zaprowadzono mnie na salę operacyjną...

Strasznie dziwne uczucie - iść pod nóż. Czułam się nieswojo. Bałam się, czy wszystko będzie w porządku. Czy nic mi się nie stanie. Dostałam zastrzyk w kręgosłup. Poczekaliśmy parę minut i zaczęło się... Bólu żadnego nie czułam, tylko takie dziwne falowanie. Na sali była cudowna położna. Dzięki niej wiedziałam, co się dzieje. Widziała, jak to wszystko przeżywam i dodawała mi otuchy, wsparcia. Mówiła, że ona już widzi dzieciątko, ale jest jeszcze ono w brzuszku. A ja byłam jakaś oszołomiona. Nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje, że zaraz będzie Franiu. W końcu usłyszałam cichy płacz mojego dziecka!!! I ja popłakałam się, jak go usłyszałam. Ze szczęścia. Pokazali mi Frania tylko przez chwilę. Kiedy przytulili go do mojego policzka, natychmiast przestał płakać. A potem zszywali mnie i zszywali. Zdawało mi się, że trwa to wieki. Kiedy zawieźli mnie już na salę pooperacyjną czekał już tam na mnie Romek z Franiem na rękach. Śliczny, mały chłopczyk. Zaskoczona byłam, że jest taki malutki. Te rączki, paluszki, główka...

Po cesarskim cięciu czułam się całkiem nieźle, dopóki ból nie zaczął nasilać się. Wtedy dostawałam dużą dawkę znieczulenia. Frania zostawiono na sali przy mnie. Gdy płakał nie mogłam wstać do niego. Przychodziły położne i go karmiły, ponieważ pokarmu też nie miałam. Wieczorem położne kazały mi wstać z łóżka. Ledwo to zrobiłam, ale taki ogromny ból poczułam, że znów dali mi środki znieczulające. Na sali leżałam z przemiłą dziewczyną. Kiedy tylko Franiu zająknął, ona non stop, całą noc, wstawała i mi go podawała do łóżka. A ja w ogóle jeszcze nie mogłam poruszać się. Rana strasznie mnie bolała. Nie mogłam wstać z łóżka do Małego, podsunąć się wyżej albo niżej, czy zmienić pozycję. Było mi bardzo ciężko. 

A na drugi dzień załapałam ogromnego doła. Po cichu ryczałam za moim Filipkiem. Tak bardzo mi go brakowało. Nie mogłam oglądać jego zdjęć ani filmów w telefonie, bo tęsknota była nie do zniesienia. Dobrze, że został z moją mamą. Wiedziałam, że jest w dobrych rękach. Jednak, gdy słyszałam, jak krzyczy i płacze przez telefon: "Chcę do mamusi! Do mamusi!" myślałam, że serce mi pęknie.

Kolejnego dnia, kiedy trzymałam małego Frania na rękach, tyłem do siebie, zauważyłam, że nagle ręce tak dziwnie wyprostował. Zrobiły mu się one takie sztywne. Odwróciłam go do siebie, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku a on był już cały siny!!! I z sekundy na sekundę robił się coraz bardziej fioletowy. Spanikowana, wzięłam go do pozycji pionowej, ale to nic nie pomagało. Włączyłam alarm. Wołałam o pomoc, ale nikt nie przychodził!!! W końcu pobiegłam z nim do położnych. Na szczęście były tam u siebie, bo by było po nim. Po moim synku!!! Ja nie umiałabym mu pomóc!!! Chociaż tyle naczytałam się o pierwszej pomocy, ale w panice nie wiedziałam, co robić. Okazało się, że Franiowi źle odbiło się. Zamiast ustami, odbiło mu się przez nosek i całą wydzielinę miał w nosie a noworodki tylko przez nos oddychają. Położne położyły go na brzuch i oklepywały mu plecy. Potem udrożniły mu nos i gardło. Dwie chusteczki żółtej wydzieliny wyjęły mu z nosa i mnóstwo śliny z buzi. Powoli Franuś zaczął nabierać kolorów. Ale i tak byłam przerażona. Potem, bałam się z nim zostać sama. Bałam się go na chwilę spuścić z oczu ani tym bardziej w nocy nie usnęłam tylko czuwałam. A on jeszcze długo po tym charczał i charczał. Nie mógł swobodnie oddychać. Męczył się.

Na następny dzień, w dniu wyjścia, zauważyłam, że mnóstwo szwy wyszło mi z brzucha. Bałam się, że będą musieli jeszcze raz mnie zszywać i mój pobyt w szpitalu przedłuży się, albo po prostu rozpadnę się. Szew powinnam mieć przez tydzień a mi już po trzech dniach zaczął wychodzić. I lekarka jeszcze miała do mnie pretensje z tego powodu. Na szczęście, mogłam wyjść, tylko muszę uważać na siebie. Nie mogę nic dźwigać.

W poniedziałek, 27. czerwca, mogliśmy z Franiem opuścić szpital. Przyjechał po nas Romek z Filipkiem. Filipek dojrzał mnie, kiedy stałam w oknie a on był jeszcze na zewnątrz. Machał mi rączką i nie mógł wzroku ode mnie oderwać. Kiedy przez te trzy dni napatrzyłam się na Frania, Filipek teraz wydał mi się już taki duży i te jego rączki też takie duże. Bardzo się za mną stęsknił, ale na powitanie ledwo mnie przytulił. Zaraz zaczął pytać się o dzidziusia. Przyglądał mu się. Zdziwiony był, że Franiu jest taki malutki, że ma takie malutkie rączki. Podniósł koc do góry i go odkrył, bo chciał zobaczyć, czy nóżki też są malutkie. Od razu zapytał się, czy może pogłaskać dzidziusia. Widać było w jego oczach ogromną radość. Mówił, że jeszcze nie widział takiego dzidziusia, że dzidziuś jest fajny. 

Niestety po przyjeździe do domu nie mogłam poznać Filipka. Zaledwie trzy dni mnie nie było a on tak się zmienił. Do tej pory był grzeczny, spokojny, zawsze się słuchał a teraz piszczał i krzyczał bez powodu. Stał się nerwowy, wszystko negował, nic mu się nie podobało. To, co lubił jeść, nagle przestało mu smakować a ja.... Niestety, nie mogłam poświęcić mu czasu. Brzuch mnie strasznie bolał po cesarce. Nie mogłam za wiele koło niego zrobić a poza tym Franiu ciągle wisiał przy cycu. Zakłócił cały nasz rytm dnia, obowiązki. Zawsze mama karmiła Filipka, myła, przed spaniem mama czytała książeczki i przytulała a teraz tylko Frania trzymałam na ręku, przy cycu. Żal mi strasznie było Filipka. Czuł się odrzucony. Wieczorem leżał i czekał nawet 40 minut, aż odłożę Franka, żeby mnie tylko przytulić.

Na szczęście powoli wszystko wraca do normy. Filipek rozumie, że mama kocha bardzo mocno go i Frania, ale dzidziuś jest jeszcze malutki. I cierpliwie czeka, aż skończę zajmować się Frankiem i wpada w moje objęcia. Poza tym pomaga mi przy Franku. Podaje pieluszki, krem, chusteczki, wyrzuca brudną pieluchę do kosza, pomaga przy kąpieli. Myje Franiowi stópki. Kiedy jestem w łazience a Franiu zaczyna płakać woła mnie do niego. 

Mam jeszcze do pomocy Romka. Trochę boję się, co to będzie od poniedziałku, kiedy będzie on w pracy. 

Franiu ma 1 tydzień i 4 dni
Filipek ma 3 lata, 8 miesięcy, 1 tydzień i 4 dni

4 komentarze:

  1. Filipek miał świadomość, że dzidziuś pojawi się na świecie, ale zupełnie nie miał świadomości, że dzidziuś nie będzie jemu równy wiekiem. Z czasem się wszystko poukłada. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulacje :) Witamy Frania na świecie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje, na pewno trzeba poświęcić wiele czasu aby pierwsze dziecko nie czuło się odrzucone. Ja miałam to szczęście, że czułam się dobrze a i córka świetnie przyjęła brata, ale i tak wykorzystywałam każda wolną chwilę aby z nią spędzić czas bo to bardzo ważne. Wkrótce wypracujecie sobie nowy rytm dnia.

    OdpowiedzUsuń