Filipek bardzo polubił swoje przedszkole, ale niestety od września nawet przez tydzień nie był zdrowy. Pójdzie do przedszkola i po paru dniach jest chory. Najgorsze jest to, że w domu zaraża swojego małego braciszka. Najpierw z Filipkiem jeździmy do lekarza a za kilka dni z Franiem i tak bez końca. Od września Franek ciągle jest chory. Zaledwie tydzień był zdrowy, ale kiedy Filipek wrócił do przedszkola zaczęło się od nowa. Franio już ponad dwa miesiące bierze leki. W tym cztery antybiotyki. Od tych lekarstw miał brzuszek tak strasznie wydęty jak u dzieci w Afryce. Poza tym wizyta u lekarza plus apteka kosztowała nas 500 zł tygodniowo. Szkoda i zdrowia i pieniędzy. Dlatego teraz Filipek nie będzie przez jakiś czas chodził do przedszkola. Żałuję bardzo, ponieważ on lubił chodzić do przedszkola. Z dnia na dzień stał się taki samodzielny. Zaprzyjaźnił się z Kubą. Wszystko robili razem. Kiedyś Filipek opowiadał mi, że Kuba powiedział mu, że Filipek jest "pięknym kolegą" a Filip odpowiedział, że Kuba jest "najpiękniejszym chłopczykiem". Miło było wejść do sali i widzieć ich razem zadowolonych w ławce. Rozmawiali. Mieli już jakieś swoje tematy, swoje sprawy. No ale niestety. Najbardziej cierpi Franuś. Serce mi pęka z żalu...
24. października Filipek skończył 5 lat! Impreza urodzinowa odbyła się w sobotę. Filipek był bardzo przejęty. Od samego rana wypatrywał gości. Pomógł nakrywać do stołu. Pięknie się ubrał. Od nas dostał wojskową rolnetkę i słodycze. Od cioci M. bezprzewodowy głośnik. Od babci i dziadka otrzymał Lego. Od wujka A. pieniądze.
Franuś nasz to taki fajny chłopczyk. Macha "papa", przesyła buziaki, pokazuje jak dużo ma kłopocików. Uwielbia kotki i jak każdy chłopiec samochody. Podobnie jak Filipek lubi muzykę. Wieczorami włączamy sobie na you tube piosenki: "Oczy zielone", "Ruda tańczy jak szalona", albo "Gangam style" i wszyscy tańczymy. Filipek dużo mi pomaga przy Franiu. Przypilnuje go, żeby krzywdy sobie nie zrobił i pobawi się. A nieraz jeden i drugi łobuzują. Coś rzucają, albo ganiają się. Nie cierpię tego, bo wtedy zawsze któryś może się uderzyć. Jeden rozśmiesza drugiego. Mamy wesoło.
O mnie
- Magda
- Trzydzistoparolatka. Żona. Mama dwóch chłopców. Dzięki nim moje życie nabrało barw. Na blogu pragnę uwiecznić naszą (nie)codzienność. Chcesz do mnie napisać? Mój email: madzia435@gmail.com
Obserwatorzy
Online
poniedziałek, 30 października 2017
piątek, 6 października 2017
Sezon chorobowy
Wraz z początkiem przedszkola rozpoczął się u nas sezon chorobowy. Filipek cały pierwszy tydzień był zdrowy i trzy dni. To i tak rekord. Jednak miałam nadzieję, że po wakacjach Filipek będzie odporniejszy i że dzieci wrócą zdrowe. Niestety, zaraz po powrocie z przedszkola, Filipek narzekał na ból gardła. Po dwóch dniach Franuś rozchorował się. Gdy wyzdrowiał wrócił do przedszkola, ale tylko na trzy dni, ponieważ znów zachorował. W nocy dostał wysokiej gorączki. Ciągle jeździmy do lekarza. Najpierw z jednym a potem z drugim. Mnie też dzieci zaraziły. Najgorzej to jest z naszym maluszkiem. Od miesiąca jest chory. Obecnie bierze trzeci antybiotyk z rzędu. Wygląda tragicznie. Czuje się okropnie: ciągle marudzi, chce na rączki. Po drugim antybiotyku zdawało się, że już jest znaczna poprawa. Ale któregoś dnia obudził się z przerażającym kaszlem. Kaszlał co chwilę. Dzień i noc. Kaszel był suchy, męczący a przy tym boleśnie jęczał. Niemal dusił się. Franio nie miał ani chwili wytchnienia. Niby to alergia, ale także zaraził się ode mnie zapaleniem uszu. Na początku gdy robiliśmy mu inhalacje był taki zadowolony. Sam buźkę podstawiał pod maskę. Ale po trzech tygodniach nieustających inhalacji tak bardzo tego nienawidzi. Na sam widok maski płacze. Trzeba go mocno trzymać. A potem jeszcze trzeba dać mu całą serię leków. I tak od miesiąca.
W tym trudnym okresie miało miejsce ważne wydarzenia w życiu Frania: postawił pierwsze samodzielne kroki a od tygodnia już śmiało chodzi. Od dawna Franiu chodził, jednak nie miał odwagi, by chodzić samodzielnie. Zawsze podchodził do mnie i chwytał mnie za rękę, żebym z nim spacerowała. I tak ganiałam z nim, aż w końcu zaczęłam chować ręce, żeby ich nie chwycił. Wtedy spróbował pójść sam. I również tydzień temu, ostatni raz karmiłam Frania piersią! Równo rok i trzy miesiące.
W tym trudnym okresie miało miejsce ważne wydarzenia w życiu Frania: postawił pierwsze samodzielne kroki a od tygodnia już śmiało chodzi. Od dawna Franiu chodził, jednak nie miał odwagi, by chodzić samodzielnie. Zawsze podchodził do mnie i chwytał mnie za rękę, żebym z nim spacerowała. I tak ganiałam z nim, aż w końcu zaczęłam chować ręce, żeby ich nie chwycił. Wtedy spróbował pójść sam. I również tydzień temu, ostatni raz karmiłam Frania piersią! Równo rok i trzy miesiące.
Przez tyle wolnego Filipek stęsknił się za przedszkolem. Cały czas pyta, kiedy pójdzie do przedszkola. Bardzo mu się tam spodobało. Polubił Kubę. Wszystko robią razem. Raz Kuby nie było a ja martwiłam się o Filipa, bo wrócił do przedszkola z myślą o zabawie z tym chłopcem. Jednak, kiedy wrócił do domu był zadowolony. Opowiadał, że Kuby nie było, więc bawił się z Błażejem, ale gdy Kuba wróci to znowu będzie z nim bawił się. W każdej sytuacji mój kochany Filipek umie odnaleźć się.
Filipek ma 4 lata, 11 miesięcy
Franiu ma 1 rok, 3 miesiące i 1 tydzień
Filipek ma 4 lata, 11 miesięcy
Franiu ma 1 rok, 3 miesiące i 1 tydzień
czwartek, 7 września 2017
Powrót do przedszkola
Może i dobrze, że wakacje minęły, bo co to za wakacje, kiedy pogoda nas nie rozpieszcza? Nie nacieszyliśmy się słońcem, bo codziennie padał deszcz. Nie naładowaliśmy akumulatorów. Nie nacieszyliśmy się naszym ogródkiem. Nie posiedzieliśmy na placu zabaw. Nie pospacerowaliśmy sobie tyle, ile byśmy chcieli. Nie odpoczęliśmy. R. jak zwykle bez urlopu a ja ciągle sama z dziećmi.
Cały czas skupialiśmy się na nowym mieszkaniu. Praktycznie do tej pory wozimy jeszcze rzeczy ze starego mieszkania. Meblujemy, planujemy, ciągle coś kupujemy do mieszkania. Poszczęściło nam się i w ciągu trzech miesięcy sprzedaliśmy stare mieszkanie. Teraz mamy w planach kuchnie na zamówienie i już wszystko byłoby idealnie.
Nasz Filipcio poszedł do przedszkola. W wakacje, kiedy dowiedział się, że zapisałam go do przedszkola, miał kiepskie nastawienie. Mówił, że będzie mocno trzymał się grzejnika i nigdzie nie pójdzie. Ale oswajałam go z tą myślą aż w końcu on cały czas zaczął pytać się, kiedy pójdzie do przedszkola. Myślałam, że tak bardzo stresuje się, lecz gdy zapytałam się, dlaczego tak ciągle pyta o przedszkole odpowiedział, że nie może już doczekać się. W pierwszy dzień poszedł chętnie, chociaż zauważyłam, że trochę jest zagubiony. Ale nie pilnował mnie, nie trzymał się kurczowo za rękę wiec dałam mu buziaka i poszłam. A on wcale nie płakał. Tym bardziej, że trafił do nowej grupy. Jednak gdy przyszedł do domu był strasznie zły. Na wszystkich krzyczał, aż w końcu wybuchnął płaczem, że kolega go zbił! Pierwszy dzień w przedszkolu a tu taka akcja. Kiedy obiecałam, że porozmawiam z panią i zapewniłam, że rozwiążemy każdy problem, Filipek odczuł ogromną ulgę. Zaczął bawić się, śmiać. Oczywiście porozmawiałam z wychowawczynią i babcią tego chłopca. Widać nauczycielka załagodziła sytuację, bo następnego dnia Filipek wrócił szczęśliwy. Mówił, że kocha przedszkole tylko, że tęskni za Franuniem :) Filipek zaprzyjaźnił się z nowym kolegą, Kubą. Jak się okazało, Kuba to nasz sąsiad. Do przedszkola chodzi bardzo chętnie. Filipek jest taki odważny. Zawsze był tylko ze mną a jednak nie bał oderwać się od mojej spódnicy i pójść do przedszkola. Jestem z niego taka dumna.
Filipek ma 4 lata, 10 miesięcy
Cały czas skupialiśmy się na nowym mieszkaniu. Praktycznie do tej pory wozimy jeszcze rzeczy ze starego mieszkania. Meblujemy, planujemy, ciągle coś kupujemy do mieszkania. Poszczęściło nam się i w ciągu trzech miesięcy sprzedaliśmy stare mieszkanie. Teraz mamy w planach kuchnie na zamówienie i już wszystko byłoby idealnie.
Nasz Filipcio poszedł do przedszkola. W wakacje, kiedy dowiedział się, że zapisałam go do przedszkola, miał kiepskie nastawienie. Mówił, że będzie mocno trzymał się grzejnika i nigdzie nie pójdzie. Ale oswajałam go z tą myślą aż w końcu on cały czas zaczął pytać się, kiedy pójdzie do przedszkola. Myślałam, że tak bardzo stresuje się, lecz gdy zapytałam się, dlaczego tak ciągle pyta o przedszkole odpowiedział, że nie może już doczekać się. W pierwszy dzień poszedł chętnie, chociaż zauważyłam, że trochę jest zagubiony. Ale nie pilnował mnie, nie trzymał się kurczowo za rękę wiec dałam mu buziaka i poszłam. A on wcale nie płakał. Tym bardziej, że trafił do nowej grupy. Jednak gdy przyszedł do domu był strasznie zły. Na wszystkich krzyczał, aż w końcu wybuchnął płaczem, że kolega go zbił! Pierwszy dzień w przedszkolu a tu taka akcja. Kiedy obiecałam, że porozmawiam z panią i zapewniłam, że rozwiążemy każdy problem, Filipek odczuł ogromną ulgę. Zaczął bawić się, śmiać. Oczywiście porozmawiałam z wychowawczynią i babcią tego chłopca. Widać nauczycielka załagodziła sytuację, bo następnego dnia Filipek wrócił szczęśliwy. Mówił, że kocha przedszkole tylko, że tęskni za Franuniem :) Filipek zaprzyjaźnił się z nowym kolegą, Kubą. Jak się okazało, Kuba to nasz sąsiad. Do przedszkola chodzi bardzo chętnie. Filipek jest taki odważny. Zawsze był tylko ze mną a jednak nie bał oderwać się od mojej spódnicy i pójść do przedszkola. Jestem z niego taka dumna.
Filipek ma 4 lata, 10 miesięcy
czwartek, 27 lipca 2017
Wakacje
Całą rodzinką wybraliśmy się na tydzień nad morze. Pierwszy raz we czworo. Było bardzo przyjemnie i wesoło. Pogoda także dopisała.
Filipek bardzo przeżywał nasz wyjazd. Był bardzo zadowolony i szczęśliwy. Wszystko podobało mu się. Nieraz skorzystał z kąpieli w morzu, płynął promem, jeździł kolejką turystyczną. Odwiedziliśmy także planetarium i oceanarium. Na jeden dzień zrobiliśmy sobie wycieczkę do innego nadmorskiego miasta. Po długim spacerze, przepiękną plażą, dotarliśmy do wyznaczonego celu- Wiatraka. Niestety nie zdążyliśmy pójść do latarni morskiej, bo Franiu był głody i miał już dość siedzenia w wózku, ale za rok na pewno nam się uda. Codziennie chodziliśmy na plac zabaw. Plac był bardzo duży. Kiedyś jak tu byliśmy, Filipek nie mógł wszędzie wchodzić, bo był za malutki a teraz bez problemu poradził sobie z każdą przeszkodą. Na placu był także jego ukochany pociąg. Całe dni tylko przespacerowaliśmy. Chodziliśmy kupować pamiątki i na pyszne lody. Do hotelu chodziliśmy tylko jeść i spać. Jedzenie było pyszne. Filipkowi wszystko smakowało. Po posiłku uwielbiał ścigać się do pokoju. Ale to nie jedyne powody dzięki którym, Filipek był taki szczęśliwy. Cieszył się, że tata był z nami, że wszyscy razem spędzaliśmy czas, bo zazwyczaj Filipek jest tylko ze mną, bo tata pracuje.
Franiu pierwszy raz widział morze. Wcale nie bał się wody. Zasuwał do niej na czworakach. Chodź i tak dopiero w przed ostatnim dniu naszej wizyty zobaczył morze. Najwięcej atrakcji przespał. Morskie powietrze mu służyło. Na początku naszego pobytu przysporzył nam sporo zmartwień. Już pierwszego wieczoru obudził się na cycusia gorący jak ogień. Miał bardzo wysoką gorączkę a my nie mieliśmy termometru, ani leku. Dopiero rano mąż poszedł do apteki. Apetyt także miał kiepski. Gdy gorączkę zbiliśmy zachowywał się normalnie, ale w nocy męczył się. Często budził się i płakał. Mieliśmy już rezygnować z urlopu i wracać. Na szczęście, po trzech dniach, gorączka minęła. I dalej nasz urlop przebiegał spokojnie.
Fajnie było tak oderwać się od wszystkiego. Ciężki i pracowity okres za nami. Trzeciego czerwca mieliśmy przeprowadzkę do nowego mieszkania... Zdążyliśmy się wprowadzić i w miarę urządzić a już trzeba było się pakować... Dobrze było oderwać się od codzienności.
Filipek ma 4 lata, 9 miesięcy i 3 dni
Franek ma 1 rok, 1 miesiąc i 3 dni
Filipek bardzo przeżywał nasz wyjazd. Był bardzo zadowolony i szczęśliwy. Wszystko podobało mu się. Nieraz skorzystał z kąpieli w morzu, płynął promem, jeździł kolejką turystyczną. Odwiedziliśmy także planetarium i oceanarium. Na jeden dzień zrobiliśmy sobie wycieczkę do innego nadmorskiego miasta. Po długim spacerze, przepiękną plażą, dotarliśmy do wyznaczonego celu- Wiatraka. Niestety nie zdążyliśmy pójść do latarni morskiej, bo Franiu był głody i miał już dość siedzenia w wózku, ale za rok na pewno nam się uda. Codziennie chodziliśmy na plac zabaw. Plac był bardzo duży. Kiedyś jak tu byliśmy, Filipek nie mógł wszędzie wchodzić, bo był za malutki a teraz bez problemu poradził sobie z każdą przeszkodą. Na placu był także jego ukochany pociąg. Całe dni tylko przespacerowaliśmy. Chodziliśmy kupować pamiątki i na pyszne lody. Do hotelu chodziliśmy tylko jeść i spać. Jedzenie było pyszne. Filipkowi wszystko smakowało. Po posiłku uwielbiał ścigać się do pokoju. Ale to nie jedyne powody dzięki którym, Filipek był taki szczęśliwy. Cieszył się, że tata był z nami, że wszyscy razem spędzaliśmy czas, bo zazwyczaj Filipek jest tylko ze mną, bo tata pracuje.
Franiu pierwszy raz widział morze. Wcale nie bał się wody. Zasuwał do niej na czworakach. Chodź i tak dopiero w przed ostatnim dniu naszej wizyty zobaczył morze. Najwięcej atrakcji przespał. Morskie powietrze mu służyło. Na początku naszego pobytu przysporzył nam sporo zmartwień. Już pierwszego wieczoru obudził się na cycusia gorący jak ogień. Miał bardzo wysoką gorączkę a my nie mieliśmy termometru, ani leku. Dopiero rano mąż poszedł do apteki. Apetyt także miał kiepski. Gdy gorączkę zbiliśmy zachowywał się normalnie, ale w nocy męczył się. Często budził się i płakał. Mieliśmy już rezygnować z urlopu i wracać. Na szczęście, po trzech dniach, gorączka minęła. I dalej nasz urlop przebiegał spokojnie.
Fajnie było tak oderwać się od wszystkiego. Ciężki i pracowity okres za nami. Trzeciego czerwca mieliśmy przeprowadzkę do nowego mieszkania... Zdążyliśmy się wprowadzić i w miarę urządzić a już trzeba było się pakować... Dobrze było oderwać się od codzienności.
Filipek ma 4 lata, 9 miesięcy i 3 dni
Franek ma 1 rok, 1 miesiąc i 3 dni
sobota, 24 czerwca 2017
Roczek Frania!!!!
Dziś nasz kochany Franiu skończył roczek. Franuś niczego nie był świadomy. Nie wiedział, że dziś był taki wyjątkowy dzień. Natomiast Filipek od dawna na to czekał. Przeżywał. Śpiewał Franiowi:"Sto lat" i "Dziś są twoje urodziny". Nie mógł doczekać się tortu i kiedy da Franiowi prezent.
Franiu jest cudowny, radosny, mądry chłopczyk. Uwielbiam jego szczerbaty uśmiech (ma tylko cztery ząbki: dwie dolne jedynki i górną jedynkę i dwójkę). Jest bardzo szybki i silny. Wszędzie gdzie chce dotrze. Jeszcze na brzuszku, ale już też wstaje. Ze stołu wszystko zabierze.
To był bardzo dynamiczny rok i trudny. Z jednej strony łatwiej mi było opiekować się Franiem, bo już jakieś doświadczenie miałam, ale te choroby Frania wykańczały mnie i go. Bałam się o jego życie. Zawsze coś. I dwoje dzieci to już w ogóle zero czasu dla siebie. Nie wiem, kiedy ten czas minął. Najtrudniej chyba jednak było Filipkowi. Zawsze był moim oczkiem w głowie a ja byłam tylko jego mamusia. Zawsze wszystko robiliśmy razem: czytaliśmy, bawiliśmy się, przytulaliśmy się, spaliśmy a tu ktoś nagle zajął jego miejsce. A ja bardzo dużo czasu musiałam poświęcić małemu człowieczkowi a Filipek był sam i sam. Czuł się niekochany. Było ciężko, ale w końcu Filipek odnalazł się w roli starszego brata. Teraz nie wyobraża sobie życia bez Frania.
Kiedy mam coś do zrobienia, daję Frania do pokoju Filipka a oni fajnie się bawią. Filipek pilnuje braciszka, aby nie wziął nic do buźki, żeby nie uderzył się i aby nie przyciął sobie paluszków. Gdy coś się dzieje natychmiast mnie woła jak wtedy, gdy zobaczył pierwszy raz, że Franiu stoi. Filipek był przerażony. Z całych sił trzymał brata, żeby nie upadł i mnie wołał. Muszę przyznać, że Filipek jest bardziej troskliwy i opiekuńczy niż tata. Bo gdy tata pilnuje to Franio zawsze gdzieś się uderzy a pod opieką Filipka nigdy. Gdy raz Franio mocno się uderzył to i Filipek płakał, bo tak szkoda mu było braciszka. Filipek w dalszym ciągu podaje mi kremy dla Frania, wyrzuca brudne pieluszki, szuka Franusia grzechotek. Na spacerze zawsze otwiera drzwi, żebym mogła wózkiem wjechać do sklepu i zamyka. Jego pomoc jest nieoceniona.
Uwielbiam oglądać moje dzieci, jak razem siedzą, bawią się, śmieją. Kiedy Filipek wygłupia się Franio, aż cały trzęsie się ze śmiechu. Podobają mu się żarty Filipusia. Filipek zwraca się do Frania: "dzidziusiu piękny". Niemal codziennie słyszę: "mamusia dziękuję ci, że urodziłaś mi takiego pięknego dzidziusia", "mamy najpiękniejszego dzidziusia na świecie", "jaki Franuś jest ładny, kochany", "piękny dziadziuniu". Często głaszcze brata po główce, przytula. Nie do opisania jest to, jaka silna więź ich łączy.
Franek ma 1 rok
Filipek ma 4 lata, 8 miesięcy
Franiu jest cudowny, radosny, mądry chłopczyk. Uwielbiam jego szczerbaty uśmiech (ma tylko cztery ząbki: dwie dolne jedynki i górną jedynkę i dwójkę). Jest bardzo szybki i silny. Wszędzie gdzie chce dotrze. Jeszcze na brzuszku, ale już też wstaje. Ze stołu wszystko zabierze.
To był bardzo dynamiczny rok i trudny. Z jednej strony łatwiej mi było opiekować się Franiem, bo już jakieś doświadczenie miałam, ale te choroby Frania wykańczały mnie i go. Bałam się o jego życie. Zawsze coś. I dwoje dzieci to już w ogóle zero czasu dla siebie. Nie wiem, kiedy ten czas minął. Najtrudniej chyba jednak było Filipkowi. Zawsze był moim oczkiem w głowie a ja byłam tylko jego mamusia. Zawsze wszystko robiliśmy razem: czytaliśmy, bawiliśmy się, przytulaliśmy się, spaliśmy a tu ktoś nagle zajął jego miejsce. A ja bardzo dużo czasu musiałam poświęcić małemu człowieczkowi a Filipek był sam i sam. Czuł się niekochany. Było ciężko, ale w końcu Filipek odnalazł się w roli starszego brata. Teraz nie wyobraża sobie życia bez Frania.
Kiedy mam coś do zrobienia, daję Frania do pokoju Filipka a oni fajnie się bawią. Filipek pilnuje braciszka, aby nie wziął nic do buźki, żeby nie uderzył się i aby nie przyciął sobie paluszków. Gdy coś się dzieje natychmiast mnie woła jak wtedy, gdy zobaczył pierwszy raz, że Franiu stoi. Filipek był przerażony. Z całych sił trzymał brata, żeby nie upadł i mnie wołał. Muszę przyznać, że Filipek jest bardziej troskliwy i opiekuńczy niż tata. Bo gdy tata pilnuje to Franio zawsze gdzieś się uderzy a pod opieką Filipka nigdy. Gdy raz Franio mocno się uderzył to i Filipek płakał, bo tak szkoda mu było braciszka. Filipek w dalszym ciągu podaje mi kremy dla Frania, wyrzuca brudne pieluszki, szuka Franusia grzechotek. Na spacerze zawsze otwiera drzwi, żebym mogła wózkiem wjechać do sklepu i zamyka. Jego pomoc jest nieoceniona.
Uwielbiam oglądać moje dzieci, jak razem siedzą, bawią się, śmieją. Kiedy Filipek wygłupia się Franio, aż cały trzęsie się ze śmiechu. Podobają mu się żarty Filipusia. Filipek zwraca się do Frania: "dzidziusiu piękny". Niemal codziennie słyszę: "mamusia dziękuję ci, że urodziłaś mi takiego pięknego dzidziusia", "mamy najpiękniejszego dzidziusia na świecie", "jaki Franuś jest ładny, kochany", "piękny dziadziuniu". Często głaszcze brata po główce, przytula. Nie do opisania jest to, jaka silna więź ich łączy.
Franek ma 1 rok
Filipek ma 4 lata, 8 miesięcy
niedziela, 30 kwietnia 2017
Bracia koala
Franiu skończył 10 miesięcy. Nie wiem, kiedy to zleciało. Jest dużym, fajnym chłopcem. Jest bardzo grzeczny. Wcale nie płacze, nie marudzi. Sam potrafi zająć się zabawą. Nie potrzebuje ciągłej mojej obecności. Filipek oczywiście cały czas go pilnuje i jak Franiu ciągnie jakieś kable, albo wśliźnie się pod stół zaraz mi o tym mówi. Franiu uwielbia bawić się tirem i otwierać jego przyczepkę. A najbardziej uwielbia na brzuszku zwiedzać całe mieszkanie. Nie wiem jak, ale sam nauczył się robić "papa". Tak zabawnie, wysoko, wyciąga rączkę do przodu i macha na pożegnanie. Na powitanie podaje rączkę. Cały czas mówi: "ba, ba, ba, ba". Jak każde dziecko uwielbia kąpać się.
Filipek bardzo mocno kocha brata. Wymyślił dla nich pseudonim: "Bracia koala". Cały czas go pilnuje, troszczy się, aby nic mu się nie stało. Non stop potrzebuje bliskości brata: głaszcze go po główce, trzyma za rączki, przytula. Kocha go, aż za mocno. Franiu odwzajemnia to uczucie. Stale obserwuje Filipka i śmieje się z niego. Widać, że Filipek mu imponuje. Franiu ma tylko trzy ząbki. Nie przesypia całej nocy. Budzi się co dwie lub trzy godziny. Dzień najczęściej zaczynamy o godzinie 6. rano. Wieczorem dzieci zasypiają między 19. a 20. My z R. mamy więc trochę czasu dla siebie. Jednak po całym dniu z dziećmi jestem zmęczona, że nie mam na nic siły. Pogoda też nieciekawa, więc siedzimy cały czas w domu :(
A Filipek już od dawna marzy o tym, aby być żołnierzem. Ciągle tylko słucha i śpiewa piosenki wojskowe i pieśni patriotyczne. Ostatnio polubił także pociągi i metro. Ciągle mógłby się w to bawić.
A ja tak bardzo nie mogę doczekać się przeprowadzki.
Filipek ma 4 lata, 6 miesięcy i 6 dni
Franek ma 10 miesięcy i 6 dni
Filipek bardzo mocno kocha brata. Wymyślił dla nich pseudonim: "Bracia koala". Cały czas go pilnuje, troszczy się, aby nic mu się nie stało. Non stop potrzebuje bliskości brata: głaszcze go po główce, trzyma za rączki, przytula. Kocha go, aż za mocno. Franiu odwzajemnia to uczucie. Stale obserwuje Filipka i śmieje się z niego. Widać, że Filipek mu imponuje. Franiu ma tylko trzy ząbki. Nie przesypia całej nocy. Budzi się co dwie lub trzy godziny. Dzień najczęściej zaczynamy o godzinie 6. rano. Wieczorem dzieci zasypiają między 19. a 20. My z R. mamy więc trochę czasu dla siebie. Jednak po całym dniu z dziećmi jestem zmęczona, że nie mam na nic siły. Pogoda też nieciekawa, więc siedzimy cały czas w domu :(
A Filipek już od dawna marzy o tym, aby być żołnierzem. Ciągle tylko słucha i śpiewa piosenki wojskowe i pieśni patriotyczne. Ostatnio polubił także pociągi i metro. Ciągle mógłby się w to bawić.
A ja tak bardzo nie mogę doczekać się przeprowadzki.
Filipek ma 4 lata, 6 miesięcy i 6 dni
Franek ma 10 miesięcy i 6 dni
niedziela, 9 kwietnia 2017
Nowe mieszkanie
Plany zmieniają nam się tak szybko, że za nami nikt nie nadąży. Czasami nawet sama nie nadążam. Praktycznie od roku myśleliśmy o zmianie mieszkania: kupnie nowego albo o budowie. Cały czas zastanawialiśmy się, analizowaliśmy, przeglądaliśmy oferty. Mieliśmy w życiu ponad 10 przeprowadzek (potem przestałam już liczyć) i dlatego teraz nie chcieliśmy popełnić żadnego błędu. W końcu znaleźliśmy, te jedyne, idealne, wymarzone. Szukaliśmy daleko a ono było bardzo blisko. Dobrze, że mój R. czuwał. Do poprzednich mieszkań nigdy nie byłam przekonana, ale kupowaliśmy z konieczności, bo nie było wyboru. A teraz nam się poszczęściło. Po świętach rozpoczynamy kapitalny remont a w czerwcu czeka nas przeprowadzka. Jestem przekonana, że tam już zostaniemy na długie lata.
piątek, 24 marca 2017
Jesteśmy bracia
Odpukać, ale już jesteśmy zdrowi. Po długiej, chorowitej, stresującej, depresyjnej zimie, nadeszła upragniona wiosna. W końcu wychodzimy na spacerki, do ludzi. Oddychamy świeżym powietrzem, łapiemy promyki słońca, ładujemy akumulatory.
Franio już taki fajny, duży chłopczyk. Skończył dziewięć miesięcy. Późno, bo dopiero w ósmym miesiącu, zaczął przekręcać się z pleców na brzuszek, zaczął pełzać i siedzieć, ale to te choroby go osłabiły, spowolniły rozwój. Gdy tylko wyzdrowiał natychmiast zaczął zdobywać nowe umiejętności. Z dnia na dzień coraz więcej i więcej. Teraz nawet próbuje już wstawać.
Franiu jest takim pogodnym, spokojnym, radosnym dzieckiem. Nie trzeba nim się zajmować. Nie trzeba przy nim stale być. On sam potrafi znaleźć sobie jakieś zajęcie. Ma już dwa ząbki, dolne jedynki. Fajnie wygląda z tymi ząbkami, gdy się uśmiecha. Franio na brzuszku dotrze tam gdzie chce. Nic nie stanie mu na drodze, aby dotrzeć do upragnionego celu. Na brzuszku mamusie odnajdzie w całym mieszkaniu. Nawet w toalecie mnie odnajdzie. I do kuchni przypełza i do Filipka pokoju. Rządzi się. Gdy zobaczy Filipka dużego tira z przyczepką, aż trzęsie się ze szczęścia. Zaraz sunie do pojazdu i w kółko otwiera i zamyka drzwi. Filipek nie robi problemu i pożycza bratu swoje zabawki.
Filipek jest kochającym i bardzo opiekuńczym bratem. Umie już przewidzieć zagrożenia i pilnuje, żeby Franiowi nie stała się krzywda. Pilnuje Franka, żeby nie zszedł z dywanu na podłogę, bo zmarznie. Trzyma drzwi, żeby nie przyciął sobie paluszków. Gdy zauważy, że Franiu ciągnie kabelek od lampki i lampka możne na niego spaść, natychmiast mnie woła. Kiedy otworzę okno w mieszkaniu to Filipek troszczy się, aby Franiowi nie było zimno. Nie dosięgnie okna, więc zamyka drzwi od pokoju, żeby Franiowi nie wiało. Uwielbia przy Franku wygłupiać się, szaleć, bo Franiu zawsze się z tego śmieje. A ja mogę spokojnie przygotować obiad, bo oboje razem pobawią się. Jestem szczęśliwa, kiedy do kuchni dociera do mnie ich śmiech. Mamy wesoło. Myślę, że najpiękniejszy prezent jaki mogliśmy dać Filipkowi to właśnie BRAT. Filipek nieustannie przytula brata, ściska, całuje po rączkach. Uwielbiam gdy mówi: "Franiu my jesteśmy bracia. Musimy trzymać się razem". Na spacerze również bardzo pilnuje brata. Kiedy zapinam Frania w śpiworku, Filipek nie każe chować jednej ręki Frania, bo chce go trzymać za rączkę i tak cała drogę mocno trzyma dłoń brata, gładzi ją.
Fajnie będzie, gdy Franiu zacznie chodzić. Oj, Filipek nie będzie już miał tak lekko ;)
Filipek ma 4 lata, 5 miesięcy
Franiu ma 9 miesięcy
Franio już taki fajny, duży chłopczyk. Skończył dziewięć miesięcy. Późno, bo dopiero w ósmym miesiącu, zaczął przekręcać się z pleców na brzuszek, zaczął pełzać i siedzieć, ale to te choroby go osłabiły, spowolniły rozwój. Gdy tylko wyzdrowiał natychmiast zaczął zdobywać nowe umiejętności. Z dnia na dzień coraz więcej i więcej. Teraz nawet próbuje już wstawać.
Franiu jest takim pogodnym, spokojnym, radosnym dzieckiem. Nie trzeba nim się zajmować. Nie trzeba przy nim stale być. On sam potrafi znaleźć sobie jakieś zajęcie. Ma już dwa ząbki, dolne jedynki. Fajnie wygląda z tymi ząbkami, gdy się uśmiecha. Franio na brzuszku dotrze tam gdzie chce. Nic nie stanie mu na drodze, aby dotrzeć do upragnionego celu. Na brzuszku mamusie odnajdzie w całym mieszkaniu. Nawet w toalecie mnie odnajdzie. I do kuchni przypełza i do Filipka pokoju. Rządzi się. Gdy zobaczy Filipka dużego tira z przyczepką, aż trzęsie się ze szczęścia. Zaraz sunie do pojazdu i w kółko otwiera i zamyka drzwi. Filipek nie robi problemu i pożycza bratu swoje zabawki.
Filipek jest kochającym i bardzo opiekuńczym bratem. Umie już przewidzieć zagrożenia i pilnuje, żeby Franiowi nie stała się krzywda. Pilnuje Franka, żeby nie zszedł z dywanu na podłogę, bo zmarznie. Trzyma drzwi, żeby nie przyciął sobie paluszków. Gdy zauważy, że Franiu ciągnie kabelek od lampki i lampka możne na niego spaść, natychmiast mnie woła. Kiedy otworzę okno w mieszkaniu to Filipek troszczy się, aby Franiowi nie było zimno. Nie dosięgnie okna, więc zamyka drzwi od pokoju, żeby Franiowi nie wiało. Uwielbia przy Franku wygłupiać się, szaleć, bo Franiu zawsze się z tego śmieje. A ja mogę spokojnie przygotować obiad, bo oboje razem pobawią się. Jestem szczęśliwa, kiedy do kuchni dociera do mnie ich śmiech. Mamy wesoło. Myślę, że najpiękniejszy prezent jaki mogliśmy dać Filipkowi to właśnie BRAT. Filipek nieustannie przytula brata, ściska, całuje po rączkach. Uwielbiam gdy mówi: "Franiu my jesteśmy bracia. Musimy trzymać się razem". Na spacerze również bardzo pilnuje brata. Kiedy zapinam Frania w śpiworku, Filipek nie każe chować jednej ręki Frania, bo chce go trzymać za rączkę i tak cała drogę mocno trzyma dłoń brata, gładzi ją.
Fajnie będzie, gdy Franiu zacznie chodzić. Oj, Filipek nie będzie już miał tak lekko ;)
Filipek ma 4 lata, 5 miesięcy
Franiu ma 9 miesięcy
poniedziałek, 27 lutego 2017
Nic nowego. Dalej chorujemy
Po wielu miesiącach chorób, strachu, przygnębienia i niemocy powoli zaczynaliśmy wychodzić na prostą. Filipek w końcu czuł się dobrze. Dolegliwości ustąpiły, choć nadal był blady jak ściana. Postanowiłam zrobić wyjątek i jeden raz, ostatni, puścić go do przedszkola na bal karnawałowy. Mundur od miesiąca wisiał w szafie. Krawcowa skróciła. A Filipek tak bardzo się cieszył. Cały czas w domu chodził w tym przebraniu. Uległam. Pozwoliłam pójść na bal. W południe go odebrałam, więc niby długo nie był. Ale i tak to wystarczyło, żeby znowu przynieść chorobę do domu. Wieczorem Filipek znów dostał katar. Pojawił się suchy kaszel. I już mija drugi tydzień jak jest chory. Kończy brać antybiotyk a poprawy nie ma.
Najgorzej jest z naszym Franusiem. Niedawno skończył brać 12 zastrzyków. Potem był antybiotyk. Niespełna tydzień był zdrowy i zaraził się od Filipka. Bracia tak bardzo się kochają, że wszystkim się dzielą. Niestety też chorobami. Franiu znów jest na kolejnym antybiotyku. Tyle czasu męczy się a poprawy nie ma żadnej. Ma takie straszne napady suchego kaszlu, że gdy zakaszle to, aż jęczy z bólu. I może tak kaszleć kilka godzin i końca nie widać. W nocy także nie śpi. Od 19. do 1. w nocy tulę go w ramionach. Niby śpi, ale jęczy przez sen. Kurczy nóżki. Zwija się z bólu. Boli go brzuszek od tych antybiotyków. W dzień, gdy obudzi się, zaledwie przez godzinę pobawi się i znów chce spać. Jest wykończony. Antybiotyk nie pomógł. Dostał kolejny. To już trzeci w ciągu miesiąca (nie licząc jednego, czyli czwartego, po którym wymiotował). Nad nami wisi widmo szpitala... ://///
A ja też jestem chora i przemęczona. Mam zapalenie gardła, zapalenie uszów i powiększone migdały. Psychicznie też ledwo się trzymam. Od czterech miesięcy tylko siedzę w domu. Zwariować można. Tylko dzieci i choroby. Jak nie jeden to drugi. I ciągłe wyjazdy do lekarzy. Ze wszystkim sama. Lekarka też straszyła, że Franiu mało się rusza, że nie siedzi, że ma brzydką główkę, że krzywica, że itp. I ciągle coś. Jest mi ciężko. Gdyby nie mój R. to zginęłabym. Nawet jak jeździmy do lekarza to nie ma nam kto pomóc i chwilę przypilnować Filipka. Tylko wszędzie z nami tuła się ten chłopczyk. Kiedy wreszcie to się skończy?!!!!
Filipek ma 4 lata, miesiące i 3 dni
Franek ma 8 miesięcy i 3 dni
Najgorzej jest z naszym Franusiem. Niedawno skończył brać 12 zastrzyków. Potem był antybiotyk. Niespełna tydzień był zdrowy i zaraził się od Filipka. Bracia tak bardzo się kochają, że wszystkim się dzielą. Niestety też chorobami. Franiu znów jest na kolejnym antybiotyku. Tyle czasu męczy się a poprawy nie ma żadnej. Ma takie straszne napady suchego kaszlu, że gdy zakaszle to, aż jęczy z bólu. I może tak kaszleć kilka godzin i końca nie widać. W nocy także nie śpi. Od 19. do 1. w nocy tulę go w ramionach. Niby śpi, ale jęczy przez sen. Kurczy nóżki. Zwija się z bólu. Boli go brzuszek od tych antybiotyków. W dzień, gdy obudzi się, zaledwie przez godzinę pobawi się i znów chce spać. Jest wykończony. Antybiotyk nie pomógł. Dostał kolejny. To już trzeci w ciągu miesiąca (nie licząc jednego, czyli czwartego, po którym wymiotował). Nad nami wisi widmo szpitala... ://///
A ja też jestem chora i przemęczona. Mam zapalenie gardła, zapalenie uszów i powiększone migdały. Psychicznie też ledwo się trzymam. Od czterech miesięcy tylko siedzę w domu. Zwariować można. Tylko dzieci i choroby. Jak nie jeden to drugi. I ciągłe wyjazdy do lekarzy. Ze wszystkim sama. Lekarka też straszyła, że Franiu mało się rusza, że nie siedzi, że ma brzydką główkę, że krzywica, że itp. I ciągle coś. Jest mi ciężko. Gdyby nie mój R. to zginęłabym. Nawet jak jeździmy do lekarza to nie ma nam kto pomóc i chwilę przypilnować Filipka. Tylko wszędzie z nami tuła się ten chłopczyk. Kiedy wreszcie to się skończy?!!!!
Filipek ma 4 lata, miesiące i 3 dni
Franek ma 8 miesięcy i 3 dni
niedziela, 19 lutego 2017
Odeszła moja najukochańsza
Dzień po Walentynkach zmarła moja najukochańsza Babcia. Nie mogę uwierzyć, że jej nie ma z nami i już nigdy nie będzie.
Babcia była najbliższą osobą mojemu sercu. Od zawsze miałam z nią doskonały kontakt. W ogromnej mierze to właśnie dzięki niej miałam wspaniałe dzieciństwo i nigdy niczego mi nie brakowało. Z moją mamą nigdy nie miałam wspólnego języka. Jest nerwowa. Ciągle tylko krzyczy, krytykuje i rozkazuje. Nigdy nie potrafiłyśmy ze sobą rozmawiać. U babci czułam się jak u siebie w domu. Może nawet lepiej. Czułam się kochana i rozumiana. Babcia zawsze miała dla mnie czas. Ciepło ugościła. Pamiętam "czwartkowe obiady" jak to dziadek mawiał. W każdy czwartek przychodziłyśmy z kuzynką do dziadków na obiad a później nie miałyśmy sił iść na angielski, bo byłyśmy przejedzone.
Babcia nie krzyczała jak moja mama. Nie krytykowała. Była powierniczką mojego serca. Zawsze dbała o mnie, kupowała prezenty, opłacała szkołę, dawała kieszonkowe. Nieraz jeździłyśmy autobusem do miasta na zakupy dla mnie. Kupowała mi ubrania, buty. Dzięki niej nie czułam się gorsza od innych. Nieraz w wakacje chodziłam do nich spać i wcale nie chciałam wrócić do domu. Do dziś, kiedy nie mogę w nocy spać i włączam po cichu muzykę, przypominają mi się tamte chwile. Jakbym była tam, u nich. Kiedy rano budziłam się u babci i dziadka oni szeptali sobie coś tam w kuchni i właśnie po cichuteńko mieli włączone radio, żeby mnie nie obudzić. Jakoś do dziś siedzi to w mojej głowie. Babcia zaraziła mnie pasją do robienia na drutach i miłością do kwiatów. Marzyłam, żeby to ona była moją mamą.
Gdy wyjechałam na studia raz w tygodniu dzwoniła do mnie z dziadkiem a gdy wracałam zawsze do nich kierowałam swoje pierwsze kroki. W rodzinnej miejscowości nie było mnie 10 lat. Dziadek odszedł 5 lat temu. Po śmierci dziadka, babcia załamała się. Często powtarzała, że nic nie ma dla niej sensu, że nie chce żyć. Czuła się bardzo samotna. Po roku od śmierci dziadka, a więc 4 lata temu, wróciliśmy do rodzinnej miejscowości z półrocznym Filipkiem. Babcia oszalała na jego punkcie.
Wiedziała, o której godzinie, wychodzimy z Filipkiem na spacer i codziennie czekała na nas na ławce, na ryneczku. Tam obok w sklepiku kupowała prawnuczkowi zabawki albo otwierała swój czerwony portfel i kazała Filipkowi pozbierać wszystkie drobniaki. Nieraz miał kieszenie wypchane pieniędzmi, że aż portki mu spadały. Filipek lubił jej laskę. Brał ją i chodził jak babcia. Pilnował też, żeby babcia jej nie zgubiła, bo często o niej zapominała. Babcia z nami spacerowała. Chodziła do parku, na plac zabaw. Potem dostaliśmy od babci ogródek i tam spędzaliśmy czas. Babcia ze swojego domu widziała kawałek ogrodu i kiedy tylko nas dojrzała zaraz do nas przychodziła. Cały czas przesiadywaliśmy na ogrodzie od wiosny do jesieni. Grillowaliśmy, piliśmy kawę. Od rana do wieczoru. Babcia uwielbiała obserwować naszego synka. Jak pracuje w piaskownicy, albo jak coś tam w szopce robił. Nieustannie powtarzała, jaki on ładny chłopak, jaki mądry, pracowity, że ciągle coś musi robić. Romka chwaliła, że jest dobry i pracowity. I ze mnie była taka dumna. Cieszyła się, że studia skończyłam. Chwaliła, że ładnie wyglądam, ładnie się uczesałam, za wyniki w nauce, że dobrze sobie radzę, że dbam o Filipka. Albo, gdy spacerowaliśmy po miasteczku a ona czuła się gorzej i nie miała jak wyjść do nas to w oknie ciągle za nami wyglądała lub na balkonie. Z kimkolwiek ona nie spotkała się, czy jak ciocia do niej dzwoniła, opowiadała tylko o Filipku. Była za nami całym sercem. Jak nikt inny. Muszę przyznać, że czasami obecność babci trochę mnie męczyła, bo nawet nie mieliśmy jak z Romkiem porozmawiać, bo ona zawsze była. Nogi ją strasznie bolały a tak bardzo chciała do nas przychodzić. Zimą to ja ją odwiedzałam w każdą sobotę. Nie zamykała drzwi, bo czekała na mnie w swoim fotelu. Wiedziała, że przyjdę. My sobie tak zawsze pogadałyśmy...
Babcia nie pozwoliła nikomu mnie skrzywdzić. Kiedyś zalana łzami opowiedziałam jej jak teściowa mnie traktuje, jak mnie wyzywa. A ona, pewnego dnia, dojrzała ją przypadkiem przez okno i wyszła do niej, choć ledwo chodziła i dała jej kosza. Moja matka nigdy za mną nie wstawiła się. Jeszcze tamtej kłaniała się, czym mnie dodatkowo raniła a właśnie babcia broniła mnie!!!
Babcia nie krzyczała jak moja mama. Nie krytykowała. Była powierniczką mojego serca. Zawsze dbała o mnie, kupowała prezenty, opłacała szkołę, dawała kieszonkowe. Nieraz jeździłyśmy autobusem do miasta na zakupy dla mnie. Kupowała mi ubrania, buty. Dzięki niej nie czułam się gorsza od innych. Nieraz w wakacje chodziłam do nich spać i wcale nie chciałam wrócić do domu. Do dziś, kiedy nie mogę w nocy spać i włączam po cichu muzykę, przypominają mi się tamte chwile. Jakbym była tam, u nich. Kiedy rano budziłam się u babci i dziadka oni szeptali sobie coś tam w kuchni i właśnie po cichuteńko mieli włączone radio, żeby mnie nie obudzić. Jakoś do dziś siedzi to w mojej głowie. Babcia zaraziła mnie pasją do robienia na drutach i miłością do kwiatów. Marzyłam, żeby to ona była moją mamą.
Gdy wyjechałam na studia raz w tygodniu dzwoniła do mnie z dziadkiem a gdy wracałam zawsze do nich kierowałam swoje pierwsze kroki. W rodzinnej miejscowości nie było mnie 10 lat. Dziadek odszedł 5 lat temu. Po śmierci dziadka, babcia załamała się. Często powtarzała, że nic nie ma dla niej sensu, że nie chce żyć. Czuła się bardzo samotna. Po roku od śmierci dziadka, a więc 4 lata temu, wróciliśmy do rodzinnej miejscowości z półrocznym Filipkiem. Babcia oszalała na jego punkcie.
Wiedziała, o której godzinie, wychodzimy z Filipkiem na spacer i codziennie czekała na nas na ławce, na ryneczku. Tam obok w sklepiku kupowała prawnuczkowi zabawki albo otwierała swój czerwony portfel i kazała Filipkowi pozbierać wszystkie drobniaki. Nieraz miał kieszenie wypchane pieniędzmi, że aż portki mu spadały. Filipek lubił jej laskę. Brał ją i chodził jak babcia. Pilnował też, żeby babcia jej nie zgubiła, bo często o niej zapominała. Babcia z nami spacerowała. Chodziła do parku, na plac zabaw. Potem dostaliśmy od babci ogródek i tam spędzaliśmy czas. Babcia ze swojego domu widziała kawałek ogrodu i kiedy tylko nas dojrzała zaraz do nas przychodziła. Cały czas przesiadywaliśmy na ogrodzie od wiosny do jesieni. Grillowaliśmy, piliśmy kawę. Od rana do wieczoru. Babcia uwielbiała obserwować naszego synka. Jak pracuje w piaskownicy, albo jak coś tam w szopce robił. Nieustannie powtarzała, jaki on ładny chłopak, jaki mądry, pracowity, że ciągle coś musi robić. Romka chwaliła, że jest dobry i pracowity. I ze mnie była taka dumna. Cieszyła się, że studia skończyłam. Chwaliła, że ładnie wyglądam, ładnie się uczesałam, za wyniki w nauce, że dobrze sobie radzę, że dbam o Filipka. Albo, gdy spacerowaliśmy po miasteczku a ona czuła się gorzej i nie miała jak wyjść do nas to w oknie ciągle za nami wyglądała lub na balkonie. Z kimkolwiek ona nie spotkała się, czy jak ciocia do niej dzwoniła, opowiadała tylko o Filipku. Była za nami całym sercem. Jak nikt inny. Muszę przyznać, że czasami obecność babci trochę mnie męczyła, bo nawet nie mieliśmy jak z Romkiem porozmawiać, bo ona zawsze była. Nogi ją strasznie bolały a tak bardzo chciała do nas przychodzić. Zimą to ja ją odwiedzałam w każdą sobotę. Nie zamykała drzwi, bo czekała na mnie w swoim fotelu. Wiedziała, że przyjdę. My sobie tak zawsze pogadałyśmy...
Babcia nie pozwoliła nikomu mnie skrzywdzić. Kiedyś zalana łzami opowiedziałam jej jak teściowa mnie traktuje, jak mnie wyzywa. A ona, pewnego dnia, dojrzała ją przypadkiem przez okno i wyszła do niej, choć ledwo chodziła i dała jej kosza. Moja matka nigdy za mną nie wstawiła się. Jeszcze tamtej kłaniała się, czym mnie dodatkowo raniła a właśnie babcia broniła mnie!!!
W sierpniu, kiedy późnym popołudniem Romek poszedł do niej zastał ją leżącą na podłodze. Nie mogła wstać i od tamtej pory już nie chodziła. Mama z ciocią opiekowały się nią. Raz wyglądała dobrze a raz była taka słaba, że nieraz myśleliśmy już o najgorszym... Strasznie wycierpiała się. Potem pojechała na rehabilitację. Głęboko wierzyła, że przyjdzie jeszcze do nas na ogródek, popatrzeć na naszych chłopców. Nie wróciła...
Kiedy Filipkowi powiedziałam, że babcia jest w niebie zaczął zadawać mnóstwo pytań: a jak poszła do nieba? Kiedy wróci? Czy latem przyjdzie do nas? Kiedy powiedziałam, że nie wróci stwierdził, że mogła tam nie iść. Potem dalej dociekał a gdzie jest w niebie czy w kosmosie? A jak tam poszła po chodniczku czy schodami? A jak weszła po schodach przecież ją nogi bolały...
Tak ładnie wyglądała w trumnie. Twarz miała taką spokojną, jakby spała. Nareszcie jest już z dziadkiem. Tak bardzo za nim tęskniła. Filipek ma dopiero cztery lata a już pierwszy raz w życiu uczestniczył w pogrzebie. Najpierw poszedł ze mną do Kościoła na mszę a potem na cmentarz. Widział trumnę, wieńce. Myślę, że babcia cieszyła się, że on też był.
Nie mogę uwierzyć, że nie będzie jej już na ryneczku, że nie będzie za nami czekała, że nie przyjdzie na ogród.
Boże jesteś niesprawiedliwy! W tak krótkim czasie straciłam wszystkie osoby, które mnie kochały, które zawsze mnie wspierały. Najpierw prababcia, pięć lat temu dziadek, potem wujek i teraz babcia. Nie mam już nikogo poza rodzicami (?) i mężem. Jakie to niesprawiedliwe!!!!!!!!!!!!
Filipek 4 lata
Franiu 8 mies.
Filipek 4 lata
Franiu 8 mies.
piątek, 17 lutego 2017
wtorek, 14 lutego 2017
Gwiazdeczka
- Daj buziaka.
- Nie pójdę, bo mnie nogi bolą.
- A dziesięć to jest dużo?
- Dużo.
- Chciałbym mieć dużo pieniędzy.
- A co byś z nimi zrobił?
- Kupiłbym mamusi pierścioneczki.
- Dobrą mamusia zupkę zrobiła???
- Przepyszną.
"Mamusia ładniutka, kochaniutka".
"Ładną mam mamusię".
"Jesteś przepiękna mama".
- Mamusia, zgadnij kto jest najładniejszy na świecie?
- Mamusia?
- Nie, Franiu.
"Kocham cię dzidziusiu z całego serduszka".
" Nie mogę doczekać się, jak pójdziemy na ogród. Tam wszyscy będziemy się przytulać i to będzie najpiękniejszy dzień w życiu".
"Mamusia jest słoneczkiem, ja gwiazdeczką, Franiu kwiatuszkiem a tatuś księżycem".
" Mamusia jesteś piękna i tatuś jest piękny".
"Tatusiu dzisiaj nic mi nie kupuj tylko przyjedź szybko do domku".
"Kocham wszystkich z całego serduszka".
Filipek ma 4 lata, 3 miesiące
- Nie pójdę, bo mnie nogi bolą.
- A dziesięć to jest dużo?
- Dużo.
- Chciałbym mieć dużo pieniędzy.
- A co byś z nimi zrobił?
- Kupiłbym mamusi pierścioneczki.
- Dobrą mamusia zupkę zrobiła???
- Przepyszną.
"Mamusia ładniutka, kochaniutka".
"Ładną mam mamusię".
"Jesteś przepiękna mama".
- Mamusia, zgadnij kto jest najładniejszy na świecie?
- Mamusia?
- Nie, Franiu.
"Kocham cię dzidziusiu z całego serduszka".
" Nie mogę doczekać się, jak pójdziemy na ogród. Tam wszyscy będziemy się przytulać i to będzie najpiękniejszy dzień w życiu".
"Mamusia jest słoneczkiem, ja gwiazdeczką, Franiu kwiatuszkiem a tatuś księżycem".
" Mamusia jesteś piękna i tatuś jest piękny".
"Tatusiu dzisiaj nic mi nie kupuj tylko przyjedź szybko do domku".
"Kocham wszystkich z całego serduszka".
Filipek ma 4 lata, 3 miesiące
sobota, 4 lutego 2017
Franiuuu ;(
Odkąd Filipek poszedł do przedszkola, trzy miesiące temu, jest nieustannie chory. W piątek wieczorem, 20. stycznia, skończył brać antybiotyk a w poniedziałek 23., poszedł do przedszkola i znów jest chory. Wystarczył jeden dzień. W nocy zaczął męczyć go suchy kaszel. A we wtorek już gorączkował. I znów wizyta prywatna u lekarza.
I jakby tego było mało Franiu zaczął pokaszliwać. Ale nie było to za często więc myślałam, że może zakrztusił się śliną. Potem znów stracił apetyt. Nie chciał jeść, ani pić nawet piersi. Myślałam, że to przez to, że obecnie biorę antybiotyk i dlatego moje mleko mu nie smakuje. Aż nagle, pewnego dnia, dostał takiego okropnego, krtaniowego kaszlu, że mało się nie udusił. I wystąpił stan podgorączkowy. Franiu stracił zainteresowanie tym, co dzieje się w około. Tylko leżał u mnie na rękach lub spał.
Nie było czasu do stracenia i jeszcze w niedzielę postanowiliśmy pojechać do lekarza. Na szczęście nasza pani doktor zawsze znajdzie dla nas czas. Podczas wizyty, Franiu był wycieńczony. Nie chciał nic robić, ani podnosić główki, ani podpierać się na rączkach i bardzo pocił się. Całą główkę miał mokrą. Lekarka zaniepokoiła się, że on mało rusza się, ale my przekonywaliśmy ją, że jest dobrze. Chociaż ziarenko niepokoju lekarka zasiała w mojej duszy. U pani doktor Franiu siedział taki bezsilny, zalany łzami i cały czas trzymał główkę odwróconą w moją stronę i nie spuszczał ze mnie oczu. Franiu skończył siedem miesięcy a po raz pierwszy widzieliśmy jego łzy. Bo to nie chłopczyk to aniołek. W domu on wcale nie płacze. Jedynie trochę po marudzi, gdy jest głodny albo, gdy chce spać. Wystarczy tylko położyć go na brzuszku z kostką edukacyjną a przez długi czas potrafi sam się bawić. Filip natomiast ani przez chwilę nie potrafi pobyć sam. Okazało się, że Franiu ma oskrzela i zapalenie lewego ucha. Do tego wszystkiego dochodzi także ząbkowanie. A więc dodatkowy ból. W środę, równo w 7. miesiącu, pojawił się pierwszy ząbek.
Franek w ciągu miesiąca dostał drugi antybiotyk. Niestety, kiedy podałam mu ten antybiotyk Franiu zaraz zwymiotował. Chyba z pół litra mleka wyleciało z niego. A potem jedna wodnista kupa i druga... Zadzwoniłam do lekarki zapytać się, co się dzieje a ona stwierdziła, że Franek nie toleruje antybiotyku i należałoby podać zastrzyki. Zgodziłabym się na wszystko, żeby tylko przynieść natychmiastową ulgę Franiowi. Tak jak wspominałam, w dzień leżał tylko mi na rękach i przyglądał się mi albo spał. Wcale się nie bawił zabawkami. Stracił zainteresowanie tym, co dzieje się w około. Nawet piersi nie chciał. Bałam się, że odwodni się, że czeka nas szpital. Na szczęście w nocy, przez sen, nadrabiał to, czego nie zjadł w dzień. Budził się co godzinę lub dwie i ssał pierś bardzo długo.
Niestety w naszym miasteczku żadna pielęgniarka nie chciała robić mu zastrzyków, bo niby on za mały. Myślimy, że po prostu bały się. Więc jeździliśmy dwa razy dziennie do miasta specjalnie na zastrzyki, 140 km. Mnóstwo stresu i nerwów zjadłam. Takie malutkie dziecko a już tak musi cierpieć. I już kłuć trzeba. Serce mi pękało. Na szczęście Franiu znosił to dzielnie. Tylko podczas pierwszego zastrzyku płakał a potem tylko w momencie ukłucia i zaraz zapominał o tym, co stało się. Najpierw pani doktor przepisała 8 zastrzyków. Na wizycie kontrolnej dołożyła 4. A po zastrzykach znów będzie brał antybiotyk. W międzyczasie zaliczyliśmy też dwie wizyty u laryngologa w związku z jego uszkiem. I Filipek mój to również dzielny chłopczyk. Wszędzie, po lekarzach, po przychodniach i na zastrzyki jeździ z nami (nie ma kto zająć się nim na parę godzin). I jest przemęczony, niewyspany, bo to trzeba wcześnie wstać a potem późno wracamy. I jest trochę niedożywiony, bo wiadomo, jak to w trasie a mimo to zachowuje się bardzo grzecznie. Wszystkim mówi: "dzień dobry", "dziękuję", "do widzenia", spokojnie czeka na nas sam na poczekalni i dlatego uzbierał mnóstwo naklejek od pielęgniarek. Jestem z niego taka dumna.
Myślałam, że zastrzyki szybko pomogą, ale dopiero po 5. zastrzyku zauważyłam poprawę.
Franiu zaczął "łobuzować". Nagle zaczął radośnie wymachiwać rączkami i nóżkami, przewracać się z pleców na brzuszek, gdy dojrzał Filipka gazetki. To guziczki zaczął wciskać w swojej kostce. A po 8. zastrzyku, 3. lutego, nagle zaczął pokazywać nowe umiejętności: przewracać się z pleców na brzuszek, turlać się, przemieszczać się. Dopiero teraz zrozumiałam o co lekarce chodziło. Myślę, że choroba go złamała, że nie robił takich rzeczy wcześniej. Bo tylko poczuł się lepiej i od razu zaczął fikać.
Postanowiłam, że kończymy przygodę z przedszkolem. Szkoda, bo Filipek bardzo lubił chodzić do przedszkola a z kilkoma chłopcami bardzo się zżył. Ale jeszcze bardziej szkoda mi Frania. Tak bardzo bałam się o niego. Modliłam się, żeby wyzdrowiał. Nie wiem, jak mogłam nic wcześniej nie zauważyć i doprowadzić go aż do takiego stanu?!!!
Franek ma 7 miesięcy, 1 tydzień i 4 dni
Filipek ma 4 lata, 3 miesiące
I jakby tego było mało Franiu zaczął pokaszliwać. Ale nie było to za często więc myślałam, że może zakrztusił się śliną. Potem znów stracił apetyt. Nie chciał jeść, ani pić nawet piersi. Myślałam, że to przez to, że obecnie biorę antybiotyk i dlatego moje mleko mu nie smakuje. Aż nagle, pewnego dnia, dostał takiego okropnego, krtaniowego kaszlu, że mało się nie udusił. I wystąpił stan podgorączkowy. Franiu stracił zainteresowanie tym, co dzieje się w około. Tylko leżał u mnie na rękach lub spał.
Nie było czasu do stracenia i jeszcze w niedzielę postanowiliśmy pojechać do lekarza. Na szczęście nasza pani doktor zawsze znajdzie dla nas czas. Podczas wizyty, Franiu był wycieńczony. Nie chciał nic robić, ani podnosić główki, ani podpierać się na rączkach i bardzo pocił się. Całą główkę miał mokrą. Lekarka zaniepokoiła się, że on mało rusza się, ale my przekonywaliśmy ją, że jest dobrze. Chociaż ziarenko niepokoju lekarka zasiała w mojej duszy. U pani doktor Franiu siedział taki bezsilny, zalany łzami i cały czas trzymał główkę odwróconą w moją stronę i nie spuszczał ze mnie oczu. Franiu skończył siedem miesięcy a po raz pierwszy widzieliśmy jego łzy. Bo to nie chłopczyk to aniołek. W domu on wcale nie płacze. Jedynie trochę po marudzi, gdy jest głodny albo, gdy chce spać. Wystarczy tylko położyć go na brzuszku z kostką edukacyjną a przez długi czas potrafi sam się bawić. Filip natomiast ani przez chwilę nie potrafi pobyć sam. Okazało się, że Franiu ma oskrzela i zapalenie lewego ucha. Do tego wszystkiego dochodzi także ząbkowanie. A więc dodatkowy ból. W środę, równo w 7. miesiącu, pojawił się pierwszy ząbek.
Franek w ciągu miesiąca dostał drugi antybiotyk. Niestety, kiedy podałam mu ten antybiotyk Franiu zaraz zwymiotował. Chyba z pół litra mleka wyleciało z niego. A potem jedna wodnista kupa i druga... Zadzwoniłam do lekarki zapytać się, co się dzieje a ona stwierdziła, że Franek nie toleruje antybiotyku i należałoby podać zastrzyki. Zgodziłabym się na wszystko, żeby tylko przynieść natychmiastową ulgę Franiowi. Tak jak wspominałam, w dzień leżał tylko mi na rękach i przyglądał się mi albo spał. Wcale się nie bawił zabawkami. Stracił zainteresowanie tym, co dzieje się w około. Nawet piersi nie chciał. Bałam się, że odwodni się, że czeka nas szpital. Na szczęście w nocy, przez sen, nadrabiał to, czego nie zjadł w dzień. Budził się co godzinę lub dwie i ssał pierś bardzo długo.
Niestety w naszym miasteczku żadna pielęgniarka nie chciała robić mu zastrzyków, bo niby on za mały. Myślimy, że po prostu bały się. Więc jeździliśmy dwa razy dziennie do miasta specjalnie na zastrzyki, 140 km. Mnóstwo stresu i nerwów zjadłam. Takie malutkie dziecko a już tak musi cierpieć. I już kłuć trzeba. Serce mi pękało. Na szczęście Franiu znosił to dzielnie. Tylko podczas pierwszego zastrzyku płakał a potem tylko w momencie ukłucia i zaraz zapominał o tym, co stało się. Najpierw pani doktor przepisała 8 zastrzyków. Na wizycie kontrolnej dołożyła 4. A po zastrzykach znów będzie brał antybiotyk. W międzyczasie zaliczyliśmy też dwie wizyty u laryngologa w związku z jego uszkiem. I Filipek mój to również dzielny chłopczyk. Wszędzie, po lekarzach, po przychodniach i na zastrzyki jeździ z nami (nie ma kto zająć się nim na parę godzin). I jest przemęczony, niewyspany, bo to trzeba wcześnie wstać a potem późno wracamy. I jest trochę niedożywiony, bo wiadomo, jak to w trasie a mimo to zachowuje się bardzo grzecznie. Wszystkim mówi: "dzień dobry", "dziękuję", "do widzenia", spokojnie czeka na nas sam na poczekalni i dlatego uzbierał mnóstwo naklejek od pielęgniarek. Jestem z niego taka dumna.
Myślałam, że zastrzyki szybko pomogą, ale dopiero po 5. zastrzyku zauważyłam poprawę.
Franiu zaczął "łobuzować". Nagle zaczął radośnie wymachiwać rączkami i nóżkami, przewracać się z pleców na brzuszek, gdy dojrzał Filipka gazetki. To guziczki zaczął wciskać w swojej kostce. A po 8. zastrzyku, 3. lutego, nagle zaczął pokazywać nowe umiejętności: przewracać się z pleców na brzuszek, turlać się, przemieszczać się. Dopiero teraz zrozumiałam o co lekarce chodziło. Myślę, że choroba go złamała, że nie robił takich rzeczy wcześniej. Bo tylko poczuł się lepiej i od razu zaczął fikać.
Postanowiłam, że kończymy przygodę z przedszkolem. Szkoda, bo Filipek bardzo lubił chodzić do przedszkola a z kilkoma chłopcami bardzo się zżył. Ale jeszcze bardziej szkoda mi Frania. Tak bardzo bałam się o niego. Modliłam się, żeby wyzdrowiał. Nie wiem, jak mogłam nic wcześniej nie zauważyć i doprowadzić go aż do takiego stanu?!!!
Franek ma 7 miesięcy, 1 tydzień i 4 dni
Filipek ma 4 lata, 3 miesiące
niedziela, 22 stycznia 2017
Chorowania ciąg dalszy
Filipek do tej pory praktycznie nie chorował. Czasami był trochę przeziębiony, ale antybiotyk brał tylko raz w roku. Odkąd poszedł do przedszkola nieustannie jest chory. Praktycznie cały grudzień był chory. Przez święta jakoś doszedł do siebie a po nowym roku wystarczyły cztery dni w przedszkolu i... znów jest chory. Od 9. stycznia przez tydzień nie chodził do przedszkola. Niestety po tygodniu przyjmowania syropków nie było tak do końca poprawy. A mi tak bardzo zależało, żeby poszedł do przedszkola, ponieważ dzieci przygotowywały niespodzianki z okazji Dnia Babci i Dziadka. Filipek bardzo szybko nauczył się w domu swojej roli i innych piosenek. Nie chciałam, aby ominęła go taka uroczystość. Więc znów skończyło się na antybiotyku. Po raz trzeci w tak krótkim czasie :( I jakby tego było mało pewnego ranka wygłupiał się. Skakał i skakał, i... nie doskoczył. Głową uderzył o krawędź łóżka. W mgnieniu oka na oku wyrosła mu bańka i podeszła krwią. Tak spuchło, że nawet nie mógł mrugać. Filipek mówił, że będzie spał z otwartymi oczami, bo tak bardzo go bolało. Na oku miał wszystkie kolory tęczy. Wyglądał strasznie. Jakby go ktoś uderzył.
Po trzech dniach Franiu dostał ogromnego kataru, aż ledwo oddychał. Nie mógł jeść. Nie mógł spać. Oczka miał czerwone, załzawione. Myślałam, że to tylko zwykły katar, bo już nieraz tak miał i robiłam mu inhalacje z soli fizjologicznej. Dużo pomogło, ale zaczął też pokaszliwać. Nie byłam pewna, co się dzieje. Czy może zakrztusił się śliną, czy jest chory. Niestety taki maluszek nie powie, co mu dolega, czy boli gardełko czy nie. Gdy pozbyliśmy się tego kataru to już nie wyglądał tak źle. Dopiero później zorientowałam się, że apetyt też mu się pogorszył. Już tak ładnie jadł kaszki i obiadki a teraz nie chciał wcale otworzyć buźki. I nawet piersi za bardzo nie chciał. Postanowiliśmy pojechać do lekarza i sprawdzić. Okazało się, że i Franek też ma chore gardełko. Ale co się dziwić od dwóch miesięcy wszyscy ciągle chorujemy więc jak on miał być zdrowy? I tak długo wytrzymał. Nie chorował. I po raz pierwszy w życiu Franiu także brał antybiotyk od 13. stycznia. Dobrze chociaż, że mu smakował. Nie było problemu z podaniem.
20. stycznia w naszym przedszkolu odbył się Dzień Babci i Dziadka. Filipek nie mógł doczekać się tego dnia. Był bardzo szczęśliwy, że dziadkowie przyszli do przedszkola. Oglądałam u mamy w telefonie jego wystąpienie. Pewnym krokiem wyszedł na środek sali i na jednym wydechu powiedział swój wierszyk. Wszyscy z niego uśmieli się i dostał największe brawa. Jestem dumna z mojego syneczka! Taki odważny chłopczyk.
Nie wiem, co robić z tym przedszkolem. Niby jest fajne, Filipek ma dużo kolegów, lubi chodzić, ale te choroby przynoszone z przedszkola nas wykończą.
Filipek ma 4 lata, 2 miesiące, 4 tygodnie i 1 dzień
Franiu ma 6 miesięcy, 4 tygodnie i 1 dzień
Po trzech dniach Franiu dostał ogromnego kataru, aż ledwo oddychał. Nie mógł jeść. Nie mógł spać. Oczka miał czerwone, załzawione. Myślałam, że to tylko zwykły katar, bo już nieraz tak miał i robiłam mu inhalacje z soli fizjologicznej. Dużo pomogło, ale zaczął też pokaszliwać. Nie byłam pewna, co się dzieje. Czy może zakrztusił się śliną, czy jest chory. Niestety taki maluszek nie powie, co mu dolega, czy boli gardełko czy nie. Gdy pozbyliśmy się tego kataru to już nie wyglądał tak źle. Dopiero później zorientowałam się, że apetyt też mu się pogorszył. Już tak ładnie jadł kaszki i obiadki a teraz nie chciał wcale otworzyć buźki. I nawet piersi za bardzo nie chciał. Postanowiliśmy pojechać do lekarza i sprawdzić. Okazało się, że i Franek też ma chore gardełko. Ale co się dziwić od dwóch miesięcy wszyscy ciągle chorujemy więc jak on miał być zdrowy? I tak długo wytrzymał. Nie chorował. I po raz pierwszy w życiu Franiu także brał antybiotyk od 13. stycznia. Dobrze chociaż, że mu smakował. Nie było problemu z podaniem.
20. stycznia w naszym przedszkolu odbył się Dzień Babci i Dziadka. Filipek nie mógł doczekać się tego dnia. Był bardzo szczęśliwy, że dziadkowie przyszli do przedszkola. Oglądałam u mamy w telefonie jego wystąpienie. Pewnym krokiem wyszedł na środek sali i na jednym wydechu powiedział swój wierszyk. Wszyscy z niego uśmieli się i dostał największe brawa. Jestem dumna z mojego syneczka! Taki odważny chłopczyk.
Nie wiem, co robić z tym przedszkolem. Niby jest fajne, Filipek ma dużo kolegów, lubi chodzić, ale te choroby przynoszone z przedszkola nas wykończą.
Filipek ma 4 lata, 2 miesiące, 4 tygodnie i 1 dzień
Franiu ma 6 miesięcy, 4 tygodnie i 1 dzień
niedziela, 15 stycznia 2017
Pierwsze problemy w przedszkolu
Jestem strasznie zdenerwowania. Nie mogę spać a w dzień nie potrafię zająć się niczym konkretnym. Cały czas myślami jestem w przedszkolu, przy moim Filipku. Do tej pory a właściwie do poniedziałku był bardzo szczęśliwy, że chodzi do przedszkola. W ogóle w przedszkolu ma opinię tego chłopca, który nie płacze. Płakał tylko w domu, kiedy wypadał dzień wolny, bo tak bardzo chciał iść do przedszkola. Tęsknił za panią A. i za dziećmi. A w poniedziałek, gdy wrócił z przedszkola nie był już taki zadowolony. Stale opowiadał o jakimś chłopczyku, który źle się zachowuje, że nawet pani mówiła, że: "zachowuje się on jak małpa w cyrku". Wiedziałam, że Filipek na pewno tego nie wymyślił, bo u nas w domu nie używamy takich słów. Jednak byłam przekonana, że Filipek trochę wyolbrzymia sprawę, że przesadza, ale pochłonięta obowiązkami zaraz o tym zapomniałam. Wieczorem Filipek mnie obudził i smutnym głosem mówił, że nie chce iść do przedszkola, bo dzieci go biją, popychają i nie chcą z nim bawić się. A ja znów mu nie uwierzyłam, bo przecież odprowadzałam go do sali i widziałam jak kolega wyglądał za nim a on szczęśliwy pobiegł do niego i razem ładnie bawili się. Jednak Filipek twierdził co innego.
Rano budził się zły, nie chciał ubrać się. Ciuchy, które przygotowałam gniótł i rzucał do szafy. Następnego dnia zauważyłam, że Filipek podszedł do kolegów, usiadł koło nich, ale był smutny. Wtedy porozmawiałam z wychowawczynią o moich wątpliwościach a ona uspakajała mnie, że nie ma żadnego problemu, że wszystko jest w porządku, że wczoraj akurat wszystkie dzieci miały gorszy dzień i to chyba przez pogodę. Trochę zbyła temat. Wyjątkowo wcześniej poszłam odebrać go z przedszkola. Dzieci właśnie kończyły jeść obiad. Filipek niczego nie tknął. Był wyraźnie przygnębiony. Jak nigdy dotąd. W domu cały czas smutny przytulał się do mnie, pytał się, czy go jeszcze kocham! Pół dnia miał kiepski humor. Dopiero po południu poprawił mu się nastrój gdy włączyłam jego ulubioną muzykę.
Rano budził się zły, nie chciał ubrać się. Ciuchy, które przygotowałam gniótł i rzucał do szafy. Następnego dnia zauważyłam, że Filipek podszedł do kolegów, usiadł koło nich, ale był smutny. Wtedy porozmawiałam z wychowawczynią o moich wątpliwościach a ona uspakajała mnie, że nie ma żadnego problemu, że wszystko jest w porządku, że wczoraj akurat wszystkie dzieci miały gorszy dzień i to chyba przez pogodę. Trochę zbyła temat. Wyjątkowo wcześniej poszłam odebrać go z przedszkola. Dzieci właśnie kończyły jeść obiad. Filipek niczego nie tknął. Był wyraźnie przygnębiony. Jak nigdy dotąd. W domu cały czas smutny przytulał się do mnie, pytał się, czy go jeszcze kocham! Pół dnia miał kiepski humor. Dopiero po południu poprawił mu się nastrój gdy włączyłam jego ulubioną muzykę.
Kiedy nie było z nami Frania każdego wieczoru przytulaliśmy się z Filipkiem, opowiadaliśmy sobie jak minął nam dzień. Rozmawialiśmy o wszystkim. Bo za dnia nie było czasu na poważne rozmowy. Byliśmy pochłonięci obowiązkami, albo wspólną zabawą i rozmawialiśmy o pierdołach. Dopiero wieczorami poruszaliśmy ważne, życiowe tematy. Natomiast od kiedy pojawił się Franiu tego czasu na wieczorne rozmowy nam zabrakło. Filipek leży sam i zasypia a ja siedzę obok i trzymam przy piersi Frania a potem go lulam, żeby usnął. I tak zdałam sobie sprawę, że czasami powinnam dać Franka Romkowi, żeby on go uspał a my z Filipkiem, chociaż od czasu do czasu, powinniśmy mieć ten czas wyłącznie dla siebie. I tego wieczoru dałam Frania R. A my z Filipciem przytulaliśmy się jak za dawnych czasów. I znów powrócił temat przedszkola, że on nie chce tam chodzić, że pewien chłopiec go szturcha i bije, że dzieci nie chcą się z nim bawić. Zapewniłam Filipka, że jutro porozmawiam z panią A., że wszystko się ułoży, że będzie dobrze.
I znów rozmawiałam z wychowawczynią. Była ona trochę zdziwiona, bo nie zauważyła żadnego problemu i że Filipek tak dokładnie powtórzył jej słowa na temat tego chłopca. Przyznała, że jest on ruchliwy, niesforny i obiecała, że będzie obserwować. Rozumiem, że dzieci są tylko dziećmi, że jednego dnia ktoś może uderzyć Filipa a drugiego Filip kogoś - tak bywa. Natomiast niepokoi mnie, gdy stale ten sam chłopiec mu dokucza, bije. Gdy ciągle przejawia się to samo imię. Wkurzyłam się że nauczycielka nie mówi mi o takich rzeczach, że nie jest ze mną szczera a winę zrzuca na pogodę. Zamiata wszystko pod dywan a ja muszę wszystkiego dowiadywać się od syna. Uważam, że powinnam wiedzieć o takich sprawach, ponieważ wtedy będę wiedziała o czym i jak mam rozmawiać z Filipkiem i co mam wytłumaczyć.
Kolejną kwestią naszej rozmowy były obiady w przedszkolu. Często z panią A. rozmawiam na ten temat. Pytałam się, czy Filipek je obiady. Wychowawczyni zawsze twierdziła, że nie ma żadnego problemu, że Filipek wszystko zjada, żebym nie martwiła się, bo on na pewno nie będzie głodny. A gdy przyszłam niespodziewanie zobaczyłam, że już sprzątają talerze a Filip niczego nie tknął. Pani nawet na to nie zwróciła uwagi, ale gdy mnie zobaczyła zmieszała się i zaczęła tłumaczyć. Mówiła, że Filipek nie mógł nagadać się z kolegami i dlatego nie zjadł. Kłamała w żywe oczy. Nie widziała, że ja jakiś czas stałam za drzwiami i obserwowałam grupę. Filipek z nikim nie rozmawiał, tylko siedział grzecznie. Był smutny, zamyślony. Nie oczekuję, że nauczycielka będzie go karmiła, ale chociaż raz mogłaby go zachęcić. Przecież nie musi zjeść wszystkiego, ale niech tylko spróbuje. A mi powinna mówić prawdę a nie oczy mi mydlić. Dużo wcześniej zauważyłam, że jest jakiś problem. Dziwne wydawało mi się to, że Filipek wraca z przedszkola i zaraz chce znowu jeść i zjada mój obiad ze smakiem a za chwilę prosi o dokładkę. Sądziłam, że w domu je już trzeci obiad, bo w przedszkolu ma obiad z dwóch dań. Po raz kolejny zaufałam nauczycielce a tu okazuje się, że dziecko pół dnia było głodne. Okazuje się, że nie można wychowawczyni do końca ufać! Muszę bardziej ufać sobie i mojej intuicji a nie liczyć na kogoś, że ktoś dopilnuje.
Filipek ma 4 lata, 2 miesiące, 3 tygodnie
I znów rozmawiałam z wychowawczynią. Była ona trochę zdziwiona, bo nie zauważyła żadnego problemu i że Filipek tak dokładnie powtórzył jej słowa na temat tego chłopca. Przyznała, że jest on ruchliwy, niesforny i obiecała, że będzie obserwować. Rozumiem, że dzieci są tylko dziećmi, że jednego dnia ktoś może uderzyć Filipa a drugiego Filip kogoś - tak bywa. Natomiast niepokoi mnie, gdy stale ten sam chłopiec mu dokucza, bije. Gdy ciągle przejawia się to samo imię. Wkurzyłam się że nauczycielka nie mówi mi o takich rzeczach, że nie jest ze mną szczera a winę zrzuca na pogodę. Zamiata wszystko pod dywan a ja muszę wszystkiego dowiadywać się od syna. Uważam, że powinnam wiedzieć o takich sprawach, ponieważ wtedy będę wiedziała o czym i jak mam rozmawiać z Filipkiem i co mam wytłumaczyć.
Kolejną kwestią naszej rozmowy były obiady w przedszkolu. Często z panią A. rozmawiam na ten temat. Pytałam się, czy Filipek je obiady. Wychowawczyni zawsze twierdziła, że nie ma żadnego problemu, że Filipek wszystko zjada, żebym nie martwiła się, bo on na pewno nie będzie głodny. A gdy przyszłam niespodziewanie zobaczyłam, że już sprzątają talerze a Filip niczego nie tknął. Pani nawet na to nie zwróciła uwagi, ale gdy mnie zobaczyła zmieszała się i zaczęła tłumaczyć. Mówiła, że Filipek nie mógł nagadać się z kolegami i dlatego nie zjadł. Kłamała w żywe oczy. Nie widziała, że ja jakiś czas stałam za drzwiami i obserwowałam grupę. Filipek z nikim nie rozmawiał, tylko siedział grzecznie. Był smutny, zamyślony. Nie oczekuję, że nauczycielka będzie go karmiła, ale chociaż raz mogłaby go zachęcić. Przecież nie musi zjeść wszystkiego, ale niech tylko spróbuje. A mi powinna mówić prawdę a nie oczy mi mydlić. Dużo wcześniej zauważyłam, że jest jakiś problem. Dziwne wydawało mi się to, że Filipek wraca z przedszkola i zaraz chce znowu jeść i zjada mój obiad ze smakiem a za chwilę prosi o dokładkę. Sądziłam, że w domu je już trzeci obiad, bo w przedszkolu ma obiad z dwóch dań. Po raz kolejny zaufałam nauczycielce a tu okazuje się, że dziecko pół dnia było głodne. Okazuje się, że nie można wychowawczyni do końca ufać! Muszę bardziej ufać sobie i mojej intuicji a nie liczyć na kogoś, że ktoś dopilnuje.
Filipek ma 4 lata, 2 miesiące, 3 tygodnie
środa, 4 stycznia 2017
Pół roku
Pół roku minęło jak jeden dzień. Franiu jest dużym, sprytnym i bardzo pogodnym chłopczykiem. Znamy się już się na wylot. Wie doskonale czego chce i umie już to oznajmić. Lubi łobuzować*. Gdy trzymam go na rękach, zaczepia mnie, malutką rączką uderza po twarzy, łapie za nos i ciągnie za włosy. Zdaje mi się, że on już rozumie, że coś przeskrobał, bo mruży wtedy swoje oczęta i śmieje się w głos, i tylko czeka na moją reakcję. Franiu uwielbia, gdy jego rączką głaszczę się po twarzy i mówię: "cacy mamusia, cacy". Uwielbia zabawę w: "a kuku", "idzie rak", "jedzie rowerek na spacerek". Gdy widzi grzechotki, aż trzęsie się z radości na ich widok. Bardzo spodobała mu się kostka edukacyjna, którą dostał od Mikołaja. Najczęściej podczas zabawy kładę go na brzuszku a on wtedy z łatwością wciska wszystkie guziczki. Kostka wydaje różne, ciekawe dźwięki, ma kolorowe światełka a więc przypadła Franiowi do gustu.
Podczas kąpieli to dopiero Franiu szaleje. Do niedawna leżał w wanience tylko na pleckach a od kiedy zaczął stabilnie trzymać główkę to odwracam go również na brzuszek, żeby sobie popływał. I tak Franiu wypatrzył na samej górze wanienki, z tyłu za pleckami, małą łódkę. Wtedy tak mocno złapał wanienkę z boku, że jego rączki nie można było odczepić. A wanienka omal nie spadła nam ze stolika, bo Franio chciał się kąpać na brzuchu, ponieważ próbował dosięgnąć tej łódki. Od tamtej pory on chce się kąpać wyłącznie na brzuszku. Teraz specjalnie kładę go na plecki a on sam przekręca się na brzuszek. Zabawnie to wygląda. A chlapie tak, że pół podłogi jest mokrej. Filipek wtedy bardzo się cieszy, że Franuś też już rozrabia.
Filipek bardzo chętnie pożycza Franiowi swoje zabawki. Jednak swojego telefonu komórkowego pilnuje, żeby czasem nie dać Frankowi. Gdy proszę go, żeby dał telefon on pyta się mnie wtedy: "Mamusia, a czy ty dajesz Franiowi swój prawdziwy telefon?" Filipek bardzo kocha swojego brata, ciągle go tylko przytula, rozmawia z nim, podaje zabawki. Nieustanie powtarza, że: "ładniusi jest dzidziuś, kochaniusi". Franiu też uwielbia Filipka. Cały czas obserwuje brata i uśmiecha się do niego. Kiedy patrzy na Filipka, jak buduje coś klockami a Filipek nagle odwróci się do niego i pyta się: "co się tak patrzysz?" wtedy ten śmieje się tak głośno, że aż się trzęsie.
* ulubione słowo Filipka, jak opowiada o bracie
Franek ma 6 miesięcy, 1 tydzień i 4 dni
Filipek ma 4 lata, 2 miesiące
Podczas kąpieli to dopiero Franiu szaleje. Do niedawna leżał w wanience tylko na pleckach a od kiedy zaczął stabilnie trzymać główkę to odwracam go również na brzuszek, żeby sobie popływał. I tak Franiu wypatrzył na samej górze wanienki, z tyłu za pleckami, małą łódkę. Wtedy tak mocno złapał wanienkę z boku, że jego rączki nie można było odczepić. A wanienka omal nie spadła nam ze stolika, bo Franio chciał się kąpać na brzuchu, ponieważ próbował dosięgnąć tej łódki. Od tamtej pory on chce się kąpać wyłącznie na brzuszku. Teraz specjalnie kładę go na plecki a on sam przekręca się na brzuszek. Zabawnie to wygląda. A chlapie tak, że pół podłogi jest mokrej. Filipek wtedy bardzo się cieszy, że Franuś też już rozrabia.
Filipek bardzo chętnie pożycza Franiowi swoje zabawki. Jednak swojego telefonu komórkowego pilnuje, żeby czasem nie dać Frankowi. Gdy proszę go, żeby dał telefon on pyta się mnie wtedy: "Mamusia, a czy ty dajesz Franiowi swój prawdziwy telefon?" Filipek bardzo kocha swojego brata, ciągle go tylko przytula, rozmawia z nim, podaje zabawki. Nieustanie powtarza, że: "ładniusi jest dzidziuś, kochaniusi". Franiu też uwielbia Filipka. Cały czas obserwuje brata i uśmiecha się do niego. Kiedy patrzy na Filipka, jak buduje coś klockami a Filipek nagle odwróci się do niego i pyta się: "co się tak patrzysz?" wtedy ten śmieje się tak głośno, że aż się trzęsie.
* ulubione słowo Filipka, jak opowiada o bracie
Franek ma 6 miesięcy, 1 tydzień i 4 dni
Filipek ma 4 lata, 2 miesiące
niedziela, 1 stycznia 2017
DOM
Zaczęło się przypadkiem. Tak naprawdę zawsze o tym marzyliśmy, ale od dawna byliśmy pochłonięci obowiązkami, że nawet nie mieliśmy czasu na przemyślenia, na refleksje.
W zeszłym roku, mniej więcej jak byłam w połowie ciąży, mojego R. zaczepił sąsiad. Zapytał się, czy nie chcemy kupić jego mieszkania. Sąsiad wie, że mamy małe mieszkanie, zaledwie 50 metrów, że zaraz urodzi nam się dziecko i dlatego przydałoby się nam większe. Jednak R. odpowiedział, że nie chcemy kupić, że mu w głębi serca marzy się mały domek. Za jakiś czas sąsiad znów zaczepił R. i jeszcze raz zapytał się o to samo. Niespodziewanie zaciągnął R. do siebie i oprowadził po całym mieszkaniu. R. wrócił oczarowany. Mówił, że tamto mieszkanie jest piękne i takie duże, że zupełnie nie ma się wrażenia, że to jest blok. Kilka tygodni później sąsiedzi zaprosili również mnie, żebym obejrzała mieszkanie. Byłam zachwycona. Sąsiadów mieszkanie jest 80-metrowe, czyste, piękne, luksusowe, urządzone w naszym stylu i dlatego, co najważniejsze, moglibyśmy w nim od razu zamieszkać. Żaden remont nie jest konieczny, bo przy dzieciach remontować to byłoby bardzo trudne. Nie miałam żadnych wątpliwości, że chcę tu zamieszkać.
W naszym mieszkaniu jak mieszkaliśmy we trójkę nie było aż tak źle. Ale kiedy zaczęliśmy szykować kącik dla Frania to zaczęła się masakra. Zupełnie nie mamy miejsca na ubrania ani nie mamy gdzie trzymać innych rzeczy. Całe mieszkanie opanowały dzieci i ich rzeczy są wszędzie a my z R. nie mamy żadnej przestrzeni dla siebie, swojego kącika. Dosłownie, dusimy się tutaj.
Z sąsiadami dogadaliśmy się tak, że wszystko robimy na spokojnie. Dajemy im dwa lata na przeprowadzkę i w międzyczasie płacimy połowę kwoty, żeby mogli dokończyć swój nowy dom. Tymczasem, od tamtej pory minął rok a oni nie podejmują tematu. Zapadła cisza. My byliśmy napaleni, ale przez ten rok emocje opadły i zaczęliśmy trzeźwo myśleć. Mieszkanie piękne, ale blok to blok, wokół sąsiedzi a my chcielibyśmy gdzieś z daleka od ludzi. Chcielibyśmy mieć ciszę i spokój. Chcielibyśmy ogródek koło domu. Marzyliśmy, aby dzieciom urządzić tam plac zabaw. Poza tym czynsz nas odstraszył -800 zł miesięcznie i tak naprawdę mieszkanie nigdy nie byłoby do końca nasze, bo ciągle trzeba płacić taki wysoki czynsz i nie wiadomo za co. Dodać do tego nasze wydatki to miesięcznie płacilibyśmy 2,5 tysiące złotych na same rachunki. I cena którą zażyczyli sobie sąsiedzi może nie duża, ale tak naprawdę niewiele brakuje, żebyśmy wybudowali się.
Dlatego zdecydowaliśmy się, że jednak będziemy budować się. Mały, prosty domek. Mamy już wstępny projekt: kuchnia połączona z jadalnią i z salonem. Z salonu mamy wyjście na taras. Do tego trzy pokoje i łazienka. Prawie 100 m2. Mamy na oku dużą działkę w przepięknej okolicy. Działka ma 3000 m2, więc będziemy mieli mnóstwo przestrzeni. Z dala od ludzi, zabudowań. Po lewej stronie jest park i płynie sobie mały strumyk a z tarasu będziemy mieli widok na las i będziemy mogli podziwiać zachód
słońca. Mieszkamy w małej miejscowości więc jednocześnie do sklepu czy szkoły nie będzie daleko, ok.200m. Zobaczymy, co to będzie. Mam nadzieję, że powoli uda nam się zrealizować nasze największe marzenia i że w 2018 roku już tam zamieszkamy.
W zeszłym roku, mniej więcej jak byłam w połowie ciąży, mojego R. zaczepił sąsiad. Zapytał się, czy nie chcemy kupić jego mieszkania. Sąsiad wie, że mamy małe mieszkanie, zaledwie 50 metrów, że zaraz urodzi nam się dziecko i dlatego przydałoby się nam większe. Jednak R. odpowiedział, że nie chcemy kupić, że mu w głębi serca marzy się mały domek. Za jakiś czas sąsiad znów zaczepił R. i jeszcze raz zapytał się o to samo. Niespodziewanie zaciągnął R. do siebie i oprowadził po całym mieszkaniu. R. wrócił oczarowany. Mówił, że tamto mieszkanie jest piękne i takie duże, że zupełnie nie ma się wrażenia, że to jest blok. Kilka tygodni później sąsiedzi zaprosili również mnie, żebym obejrzała mieszkanie. Byłam zachwycona. Sąsiadów mieszkanie jest 80-metrowe, czyste, piękne, luksusowe, urządzone w naszym stylu i dlatego, co najważniejsze, moglibyśmy w nim od razu zamieszkać. Żaden remont nie jest konieczny, bo przy dzieciach remontować to byłoby bardzo trudne. Nie miałam żadnych wątpliwości, że chcę tu zamieszkać.
W naszym mieszkaniu jak mieszkaliśmy we trójkę nie było aż tak źle. Ale kiedy zaczęliśmy szykować kącik dla Frania to zaczęła się masakra. Zupełnie nie mamy miejsca na ubrania ani nie mamy gdzie trzymać innych rzeczy. Całe mieszkanie opanowały dzieci i ich rzeczy są wszędzie a my z R. nie mamy żadnej przestrzeni dla siebie, swojego kącika. Dosłownie, dusimy się tutaj.
Z sąsiadami dogadaliśmy się tak, że wszystko robimy na spokojnie. Dajemy im dwa lata na przeprowadzkę i w międzyczasie płacimy połowę kwoty, żeby mogli dokończyć swój nowy dom. Tymczasem, od tamtej pory minął rok a oni nie podejmują tematu. Zapadła cisza. My byliśmy napaleni, ale przez ten rok emocje opadły i zaczęliśmy trzeźwo myśleć. Mieszkanie piękne, ale blok to blok, wokół sąsiedzi a my chcielibyśmy gdzieś z daleka od ludzi. Chcielibyśmy mieć ciszę i spokój. Chcielibyśmy ogródek koło domu. Marzyliśmy, aby dzieciom urządzić tam plac zabaw. Poza tym czynsz nas odstraszył -800 zł miesięcznie i tak naprawdę mieszkanie nigdy nie byłoby do końca nasze, bo ciągle trzeba płacić taki wysoki czynsz i nie wiadomo za co. Dodać do tego nasze wydatki to miesięcznie płacilibyśmy 2,5 tysiące złotych na same rachunki. I cena którą zażyczyli sobie sąsiedzi może nie duża, ale tak naprawdę niewiele brakuje, żebyśmy wybudowali się.
Dlatego zdecydowaliśmy się, że jednak będziemy budować się. Mały, prosty domek. Mamy już wstępny projekt: kuchnia połączona z jadalnią i z salonem. Z salonu mamy wyjście na taras. Do tego trzy pokoje i łazienka. Prawie 100 m2. Mamy na oku dużą działkę w przepięknej okolicy. Działka ma 3000 m2, więc będziemy mieli mnóstwo przestrzeni. Z dala od ludzi, zabudowań. Po lewej stronie jest park i płynie sobie mały strumyk a z tarasu będziemy mieli widok na las i będziemy mogli podziwiać zachód
słońca. Mieszkamy w małej miejscowości więc jednocześnie do sklepu czy szkoły nie będzie daleko, ok.200m. Zobaczymy, co to będzie. Mam nadzieję, że powoli uda nam się zrealizować nasze największe marzenia i że w 2018 roku już tam zamieszkamy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)