W tym tygodniu przeżywałam kryzys ozdrowieńczy. Przez kilka dni, czułam się niedobrze. Byłam przygnębiona, brakowało mi siły, energii a nawet chęci do życia. Byłam zmęczona i ospała. Czytałam, że jest to efekt bardzo skutecznej lub gwałtownej eliminacji szkodliwych substancji z organizmu. Przez lata odżywiałam się tak, jak się odżywiałam, czyli beznadziejnie, a tu nagle mojemu organizmowi urządziłam taką rewolucję!
W poniedziałek mąż miał służbę 24-godzinną. Miałam świadomość, że nie wróci do domu. Z tego powodu byłam przybita, zrezygnowana, nic mi się nie chciało. Siedziałam w salonie a wszędzie była wszechobecna cisza. Lubię ciszę, ale ta, aż w uszach piszczała. Czułam taką pustkę. I pomyślałam sobie, że co z tego, że mamy mieszkanie, że jest fajnie umeblowane, bo jak go nie ma, to wszystko, to są tylko śmieci. Nie mają żadnego znaczenia. Wszystko na co pracowaliśmy, bez niego, traci sens. Nastrój poprawił mi się dopiero po spacerze z Dzióbkiem. Gdy przyszłam, wskoczyłam na orbiterek i zasuwałam na nim 40 min. Przez ten czas pokonałam dystans 5 km i spaliłam 375 kalorii. Pod wieczór zrobiłam na orbiterku kolejne 5 km.
We wtorek, Romek był już ze mną. Tak się za nim stęskniłam, jakbyśmy nie widzieli się kupę czasu :) Zjedliśmy na obiad pieczone kartofle i sałatę. Potem on zdrzemnął się a później poszliśmy na stadion pobiegać. Tradycyjnie, przebiegłam 5 okrążeń.
W środę Romek miał wrócić później, gdyż w środy chodzi na kurs prawa jazdy. Więc też od rana byłam nie do życia. Nie miałam na nic siły. Ugotowałam tylko zupę ogórkową. Tuż przed jego powrotem zmusiłam się, aby zrobić 5 km na orbiterku.
W czwartek odzyskałam siły. Rano miałam wizytę u dentysty. Jak zwykle, było bardzo przyjemnie :) Pani doktor powiedziała, że mam już wszystkie zęby zdrowe. Jednak, za tydzień, w poniedziałek, czeka mnie najgorsze. Będę miała chirurgiczne usuwanie ósemki... Brr... Prosto od dentysty poszłam po zakupy. Potem zrobiłam pranie, sprzątałam w domu i jeszcze zrobiłam 10 km na orbiterku.
W piątek znowu dopadł mnie gorszy nastrój. Nie miałam siły, żeby ćwiczyć. Dopiero, pod wieczór, wiosenne kanapki z sałatą, pomidorem, ogórkiem, jajkiem i cebulą poprawiły mi samopoczucie.
W sobotę, po śniadaniu, poszliśmy z Romkiem na spacer po mieście. Gdy przyszliśmy zjedliśmy obiad. Zrobiłam schabowego z czerwoną kapustą i kartoflami. Potem Romek czytał książkę a ja urzędowałam przed telewizorem. Po 20. byliśmy już w łóżku.
A w niedzielę rano poszliśmy na basen. Tradycyjnie, w niedzielę, pewnie przez ten basen, przeżywałam kryzys. Miałam ogromną chęć, żeby zjeść coś niezdrowego, tłustego. Tydzień temu marzyłam o frytkach, dzisiaj o chipsach z zieloną cebulką. Na szczęście mąż trzymał mnie w ryzach i nie uległ moim namowom. Przecież tyle wysiłku, mojej ciężkiej pracy, poszłoby na marne... Żeby zapomnieć o chipsach, poszliśmy na spacer po mieście i zamiast chipsów kupiliśmy... jogurty z papają :)
A tak poza tymi "niedzielnymi", "po basenowymi", napadami głodu zauważyłam, że już przyzwyczaiłam się jeść zdecydowanie mniej. Na początku, nie mogłam zaspokoić głodu samymi owocami, ani warzywami. Teraz jest inaczej. Nie czuję już głodu. Dziennie jem, mniej więcej, 1000 kalorii a spalam nawet 750 kalorii.
Z obserwacji mojego ciała, widzę, że w tali robi się zdecydowania większe wcięcie :) Poza tym, w kurtce poczułam spory luz. Gdy wyszłam na dwór, pierwsza myśl, która nasunęła mi się, to to, że chyba zapomniałam ubrać swetra. Patrzę, a jednak nie. Mam gruby sweter a kurtka rzeczywiście jest taka luźna. Wisi na mnie, jak na wieszaku. Fajne uczucie zaskoczenia :)
Po dwóch tygodniach ważę 2 kg mniej :)
No ta tyz mam takie fajne uczucie jak zgubilam 7 kilo od razu widac :D
OdpowiedzUsuńMoim celem jest schudnięcie właśnie 7 kg. A więc przede mną jeszcze sporo pracy :)
UsuńJa sie nie wazylam od ubieglego tyg, ale tez czuje, ze jest lepiej :) Poczatkowo po samych owocach, warzywach, grillowanej rybce lub polowce piersi z kurczaka chodzilam glodna jak wilk, ale zoladek juz mi sie chyba skurczyl i jest dobrze :) Ale tez chodza za mna takie rzeczy jak frytki, chipsy i o zgrozo pizza :)
OdpowiedzUsuńOoo, ja też na początku byłam bardzo, bardzo głodna, szczególnie po dużym wysiłku. Teraz również mam takie uczucie, że jakby żołądek mi się skurczył i nie jestem już głodna :)
UsuńSuper :) bardzo fajnie, że masz tyle aktywności i tak dbasz o zdrowie :) tylko z tym basenem to nie wiem czy tak dobrze. Niby basen świetna sprawa, ale jak starasz się o dziecko to może zapytaj lekarza. Moja znajoma ostatnio złapała jakieś paskudztwo na basenie w miejscach intymnych (w sumie nie powiedziane że na pewno od basenu, ale tak jej lekarz zasugerował, że to częste). A ja rok temu złapałam coś, bo nie wiem co to było, lekarze też nie wiedzieli, a konsultowałam sie z 3 (2 dermatologów i 1 ogolny)... w sumie to potem chyba samo przeszło, bo raczej przepisane leki nie działały. Miałam na tułowiu i na rękach takie plamki, dobrze że było zimno bo mogłam chodzić w golfach. I od tego czasu na basenie nie byłam, zraziłam sie i nie chce ryzykowac. Lepiej dmuchać na zimne. A w Twojej sytuacji to wiesz...
OdpowiedzUsuńZdaję sobie sprawę, że basen jest skupiskiem wielu ludzi, że bakterie, ale chyba jestem odporna na takie sprawy. Dbam też bardzo o higienę. Po basenie zawsze biorę prysznic, stosuję różne kremy itp. Basen to jest dla mnie prawdziwy relaks i przyjemność.
UsuńJa chciałabym poczyć taki zaskakujący luz pod kurtką... Ech... może kiedyś :)) Pozdrawiam serdecznie i zadomawiam się tu na stałe jeśłi można :))
OdpowiedzUsuńNiestety, niczego nie można osiągnąć bez wyrzeczeń i ciężkiej pracy :) Serdecznie zapraszam :)
UsuńNo to wiesz, że z tą ósemką życzę Ci powodzenia. Nie sugeruj się moimi relacjami, bo jak ze wszystkim bywa, jest to sprawą indywidualną. Poza tym jeśli nie będzie problemów z ułożeniem zęba to raz, dwa i będzie po wszystkim :) No tylko wiadomo, że pierwszego dnia najbardziej przydałaby się ta ogórkowa w domu (byle nie gorąca):)
OdpowiedzUsuńDo tej pory, bardzo chwalę sobie, moją dentystkę. Z tego, co mówiła pani doktor, problemu z usunięciem nie będzie. Ale i tak jestem panikarą. Dobrze, że wizytę będę miała po południu, to i tak już nic nie będę jadła :)))
UsuńGratuluje wytrwałości i trzymam kciuki, żeby było już tylko łatwiej utrzymać taki tryb życia :)
OdpowiedzUsuńDzięki Aniu. Kciuki zawsze się przydadzą :)
UsuńOby waga się utrzymała! :) Cholera, zazdroszczę Ci tej determinacji! Naprawdę chciałabym zacząć ćwiczyć,ale to takie ciężkie jest, przynajmniej to zdobycie się na tę chęć... Jestem miłośniczką biegania, a do wiosny tak daleko, ze muszę zdobyć w sobie siłę i zabrać się za ćwiczenia.
OdpowiedzUsuńNajlepiej jest znaleźć sobie partnera do ćwiczeń. We dwoje zawsze raźniej:) Jak jednej osobie nie chce się ćwiczyć, to druga pomoże zmotywować się. Poza tym, kup sobie fajny strój sportowy, to też motywuje, bo szkoda, aby taki strój leżał w szafie. Musisz też wyznaczyć sobie odpowiedni czas do ćwiczeń i tego się trzymać. Aaaa, i zapewnij sobie także jakąś rozrywkę, żeby nie było zbyt monotonnie, np: muzykę w słuchawkach. Do wiosny jeszcze jest sporo czasu, ale jakiś plan można powoli układać:)
UsuńO, jak by mi się przydał Twój zapał do zrzucenia kilku kilogramów na wiosnę! Gdyby doba miała 48 godzin...
OdpowiedzUsuńTubycie
Musisz wszystko sobie zaplanować i poukładać. Wcześniej tylko siedziałam w domu i paradoksalnie nie miałam na nic czasu. Teraz mam plan, więcej zajęć i obowiązków, a czasu starcza mi na wszystko :)
UsuńWiesz, ja mam taką ogólną wiedzę i pojęcie, jak powinno się ruszać, co jeść. Można więc powiedzieć, że mam też ogólny plan ;) Ale zaplanowanie posiłków wymaga regularnych podróży do sklepów - niekoniecznie tych najbliższych. Właśnie w jedzeniu zazwyczaj wybieram najszybsze, najprostsze rozwiązania. Często jem na mieście, a tam trudno o szczegółową selekcję. Lubię sport, staram się poruszać codziennie... ale po powrocie w joggingu apetyt mam kosmiczny i późnym wieczorem wcinam tosty z potrójnym serem. Ech, sama wiesz ;) Brak mi motywacji, celu. Po co chudnąć, jeśli wystarczy gorset, dobra kiecka i efekt jest taki sam ;))
UsuńNiestety, żeby być piękną, trzeba troszkę pocierpieć :) Tak to jest, że po wysiłku fizycznym, zjadłoby się nawet konia z kopytami:) Dlatego ja zawsze mam w domu owoce. Wrzucam je do blendera z maślanką i piję. Taki koktajl jest naprawdę bardzo sycący. Myślę, że fajna kiecka to trochę mało, bo kobiecie szczupłej, we wszystkim jest ładnie :)
UsuńGratuluję i życzę kolejnych dni wytrwałości :) Trzymam kciuki! :*
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Im dłużej to trwa, a jest to już końcówka trzeciego tygodnia, tym jest łatwiej. Teraz szkoda byłoby mi zaprzepaścić tyle pracy włożonej w ćwiczenia :)))
UsuńPoczątkowo ta notka wydawała się niezbyt optymistyczne, ale czytając ją, ku dołowi stawała się radośniejsza ;), gratuluję! :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Jestem bardzo zadowolona z siebie, tym bardziej, że zmiany w wyglądzie i samopoczuciu, dostrzegam niemalże z dnia na dzień :)
UsuńTeż lubisz wiosenne kanapki? :) Myślałam, że tylko ja je tak nazywam i faszeruje się piętrowymi smakołykami, a tu proszę! Masz niesamowitą siłę i determinację. Gratuluję. Dzielna z Ciebie kobietka. Tak się katować dnia każdego. Trzeba mieć niemałą motywację :) Co do pustki w domu; nie traktuj wszystkich rzeczy, jak śmieci. To, że męża w nim nie ma, nie znaczy, że nie ma tam jego serca. Zapamiętaj, bo to ładne: "Gdzie dom Twój, tam miłość Twoja" :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO, uwielbiam wiosenne kanapki! Można je jeść codziennie, o każdej porze dnia, i nigdy się nie znudzą :)Razem z mężem staramy się trochę schudnąć, dlatego jest mi łatwiej. Gdy on przedzwoni do mnie z pracy, pochwalić się, że właśnie był na bieżni i przebiegł 7 km to ja nie chcę być gorsza i od razu wskakuję na orbiterek. Poza tym, większe wcięcie w talii, jest również bardzo motywujące:)
UsuńPiękny cytat. Dziękuję:)