Wczasy bardzo nam się udały. Oderwaliśmy się od codzienności, od problemów.
Odpoczęliśmy. Przeżyliśmy wiele radosnych chwil. Uwielbiam jeździć na wakacje z moim kochanym synkiem. Z nim to wszystko tak głębiej się przeżywa. Jakby pierwszy raz coś się widziało, słyszało. Mamy wiele cudownych wspomnień.
Pogodę mieliśmy udaną. Nie było gorąco, ale też nie było zimno. W prognozie pogody zapowiadali, że cały tydzień będzie deszczowy, ale na szczęście tylko w nocy padało a więc w dzień mogliśmy spędzać czas na świeżym powietrzu. A ostatnie dwa dni były bardzo upalne i to w zupełności wystarczyło nam, żeby nacieszyć się leniuchowaniem na plaży.
Filipek bardzo nie mógł doczekać się podróży pociągiem. Zastanawiał się, czy będziemy jechali żółtym pociągiem, czy czerwonym. Kiedy staliśmy na stacji, przejechał koło nas, bardzo szybko, pociąg pośpieszny. Zrobił mnóstwo hałasu. Filipek przestraszył się. Zmartwiłam się, że będzie bał się jechać pociągiem, że rozpłacze się. Wkrótce nadjechał nasz pociąg. Weszłam z Filipkiem i posadziłam go na swoich kolanach, gdyż nie było miejsca. Filipek siedział spokojnie, ani drgnął. Tylko oczami kręcił w jedną i drugą stronę. Rozglądał się. Kiedy zapytałam się, czy podoba mu się w pociągu cichutko szepnął: "nio". Za kilkanaście minut mieliśmy przesiadkę. W drugim pociągu Filipek rozkręcił się. Siedział przy oknie i zachwycał się widokami. Zadawał mnóstwo pytań. Przez całą drogę nie przestawał mówić. Filipek doskonale wiedział, jakie rzeki mijamy. A kiedy przejeżdżaliśmy przez miejscowość G. powiedział, że tu się urodził. To była pierwsza w życiu podróż Filipka pociągiem.
W hotelu wspominałam, jak wyglądały nasze pierwsze wczasy z Filipkiem i doszłam do wniosku, że były bardzo stresujące. Największym zmartwieniem było to, że posiłki w hotelu podawane były w godzinach, w których Filipek ucina sobie drzemkę. A więc trzeba było dużo wcześniej wracać do hotelu, wcześniej kłaść go spać a potem budzić do posiłku. A obudzone dziecko to złe dziecko. Poza tym hałasy. Filipek spał bardzo czujnie. Często było tak, że byle co, zaraz go budziło. A teraz wszystko było tak zupełnie na luz. Filipek jest już teraz taki duży. Wszystko zrozumie.
Śmieszne było to, że w zeszłym roku, Filipek nie zbliżał się do morza bliżej niż pięć metrów. Z daleka podawał tacie wiaderko, żeby nalał mu wody a potem szybko uciekał od morza.
Teraz było zupełnie inaczej. Filipek nie bał się morza. Wchodził do morza, moczył nóżki, uciekał, gdy zbliżała się fala. Było przy tym mnóstwo emocji, pisku, radości i śmiechu. A nawet sporego zaskoczenia, kiedy znienacka, zmoczyła nas duża fala. Czasami Filipek czuł się nawet zbyt pewnie i wbiegał do morza nie trzymając mnie za rękę. Ale na to mu nie pozwalałam. Kiedy Romek napełnił mu wiaderko wodą, siedział grzecznie z tym wiaderkiem przez godzinę i mył swoją koparkę. Jakby dziecka nie było. Na plaży z tatą budował tunel z piasku a ze mną zbierał kamyki i muszelki na pamiątkę. Dużo spacerowaliśmy po miasteczku. Chodziliśmy do różnych kafejek na gofry i gorącą czekoladę a także byliśmy na wystawie prac malarskich w domu kultury. Kupiliśmy Filipkowi: klapki na lato, kilka
książek, kolorowanki, naklejki, jednego tira z lawetą drugiego z przyczepą, pistolet z bańkami i wiaderko z łopatką, szpadelkiem, foremkami i konewką.
Posiłki jedliśmy w naszym hotelu. Śniadania mieliśmy o godzinie 9.15 a obiady o 14.15. Filipek uwielbiał chodzić na posiłki, ponieważ jeździliśmy na stołówkę windą. Biegał więc do windy i naciskał przyciski. Wiedział, który przycisk nacisnąć, żeby zjechać na parter a który, żeby dotrzeć na nasze piętro. Gdy już wychodziliśmy nie oszczędzał pozostałych przycisków.
Z posiłkami nie było żadnego problemu. Filipuś jadł wszystko, co mu podałam. A wiele potraw jadł po raz pierwszy. Śniadanie było w formie bufetu. Można było częstować się tym, na co ma się ochotę. A na stole było dosłownie wszystko: surówki warzywne, jajka, sery i pomidorki, ogórki, papryczki a także wędliny, kiełbaski, szyneczki. Obiad składał się z dwóch dań. Na pierwsze zawsze była podawana zupa a na drugie codziennie coś innego. Filipek spróbował wiele nowych potraw i tak bardzo mu posmakowały, że jadł i jadł, aż bałam się, że pęknie. I teraz nie mam innego wyjścia - muszę nauczyć się gotować niektóre potrawy w domu.
Nie ukrywam, że martwiłam się, co teraz będzie z Filipka siusianiem, bo to nowe miejsce, nowe wrażenia, mógł zapominać zawołać a poza tym toaleta nie zawsze była blisko. Miałam obawy, że gdy windą zjedziemy na parter do stołówki a on zachce siku to nie zdążymy dojechać na nasze piętro i pójść do pokoju, aby on zrobił siku, ponieważ to za duża odległość. Jednak zawsze było tak, że zrobił siku tuż przed wyjściem do jadalni. Namawiałam go, żeby zrobił teraz siku, ponieważ tam nie będzie nocniczka i słuchał mnie. Usiadł i zawsze zrobił siku przed wyjściem. Potem, na spacerze, w mieście czy na plaży, zawsze wołał, kiedy chciał siku. Ani razu nie zapomniał się. Jedynie do pociągu założyłam mu pieluszkę, bo przecież nie pójdę z nim do toalety w pociągu. I nawet w pociągu, gdy chciał siku wołał. Tłumaczyłam, żeby zrobił w pieluszkę, ale i tak bardzo źle się z tym czuł. Gdy tylko dojechaliśmy na miejsce zdjęłam mu pieluszkę.
Byliśmy także na placu zabaw. Filipek zaczął biegać po nim jak szalony. Takiego dużego placu zabaw to jeszcze nie widział. Biegał z jednego końca placu na drugi. Wszystko musiał wypróbować, obejrzeć. Wszędzie musiał wdrapać się, pobujać czy zjechać. Poznał także tira na którym jeździł w zeszłym roku i tym razem nie mógł przejść koło niego obojętnie. Wrzucał dwa złote do środka i jeździł nim.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do Filipcia babcia. Filipek szczegółowo zdawał jej relacje z naszego pobytu. Opowiadał, że kupił sobie "tirusia" czarnego, że w morzu są boje: żółte i czerwone, że płynął statek i chyba paliwo skończyło się, bo zatrzymał się na morzu i stał, że widział dużą karuzelę, ale on bał się bujać. Pytał się też babci, co robi Dzióbek (nasz piesek) i prosił, żeby babcia opiekowała się nim.
Po pierwszej nocy w hotelu, kiedy Filipek obudził się, chciał iść na nasz ogródek. Zapomniał, gdzie jesteśmy. Coś mu się pomyliło albo tęsknił. Jednak potem, Filipuś wcale nie chciał wracać do domu. Mówił: "Nie do domu! Dom be! Nad morze!". I gdy zasypiał pytał się jeszcze, czy jutro idziemy nad morze. Niestety, kąpiel w morzu skończyła się chorobą. Filipek strasznie kaszle, jest osłabiony, często budzi się w nocy i płacze. Bierze antybiotyk.
2 lata, 8 miesięcy i 6 dni
O mnie
- Magda
- Trzydzistoparolatka. Żona. Mama dwóch chłopców. Dzięki nim moje życie nabrało barw. Na blogu pragnę uwiecznić naszą (nie)codzienność. Chcesz do mnie napisać? Mój email: madzia435@gmail.com
Obserwatorzy
Online
wtorek, 30 czerwca 2015
piątek, 19 czerwca 2015
O jajkach i o tatusiu
Moja mama kupiła Filipkowi nakładkę na toaletę. Filipek bardzo ją polubił. Zawsze to coś nowego. Wcale nie bał się usiąść tak wysoko na toaletę, choć miał przez nią małe zmartwienie. Gdy siedział na toalecie, trzymał rączką swoje jajka. Zapytałam się, dlaczego tak trzyma się za jajka a on odpowiedział, że boi się, że wpadną do toalety :)
Kiedy gotowałam obiad, Filipek przybiegnął do mnie do kuchni i zapytał się mnie: "Mama kupisz mi dźwig?" Odpowiedziałam: "Wszystko ci kupię". A on na to: "Nie wszystko! Tylko dźwig!".
Na placu zabaw, gdy Filipek wspina się po linkach na zjeżdżalnie, zawsze zdąży uprzedzić moje słowa i mówi: "Mamusia, uważam na siebie".
Kiedy Romek przyszedł z pracy miał już obiad podany na stole. A Filipek zaczął go wołać: "Tatuś, chodź masz obiad na stole! Chodź szybko, bo wystygnie!". I zachęcał go, żeby jadł: "Co tam tatuś masz smacznego?". Podczas posiłku Filipek zdawał tacie relacje z całego dnia. Opowiadał, że był z mamusią w parku, że dzieci nie było, że później poszliśmy na ryneczek a on zbierał kamyki. A potem zrobiło się zimno i przyszliśmy do domu. Wszystko już synek opowie.
Wieczorem, wołał Romka: "Tatusiu, chodź mnie przykryć". Kiedy Romek przyszedł do niego, synuś powiedział: "Tatusiu jutro jedziemy do St. kupić tirusia".
Kiedy rozmawialiśmy, że niedługo kupimy nowy samochód, bo nasz jest już stary i psuje się, Filipek podpowiedział nam: "A może dać do mechanika?"
Gdy byliśmy w mieście, Filipek chciał zejść po schodach. Jednak schody były zdemolowane i Romek powiedział mu, że tędy nie pójdą, ponieważ schody są "zepsute". A Filipek odpowiedział: "Wszystko jest zepsute: schody są zepsute, tatusia auto zepsute".
Filipek mówi, że: "Pana siwe auto jest brzydkie. Tatusia auto jest ładne". Choć nasz samochód to już totalny złom. Dlatego śmiejemy się z tego.
Jutro jedziemy na długo oczekiwany urlop nad morze. Filipek odliczał dni już od trzech tygodni. Nie może doczekać się wyjazdu tym bardziej, że będziemy jechali pociągiem. Zastanawia się, czy będziemy jechali niebieskim czy żółtym pociągiem. Pogoda chyba nam nie dopisze. Ma być pochmurno, ale przynajmniej, żeby nie padało. Wtedy ciepło ubierzemy się i będziemy spacerowali po plaży.
2 lata, 7 miesięcy, 3 tygodnie i 5 dni
Kiedy gotowałam obiad, Filipek przybiegnął do mnie do kuchni i zapytał się mnie: "Mama kupisz mi dźwig?" Odpowiedziałam: "Wszystko ci kupię". A on na to: "Nie wszystko! Tylko dźwig!".
Na placu zabaw, gdy Filipek wspina się po linkach na zjeżdżalnie, zawsze zdąży uprzedzić moje słowa i mówi: "Mamusia, uważam na siebie".
Kiedy Romek przyszedł z pracy miał już obiad podany na stole. A Filipek zaczął go wołać: "Tatuś, chodź masz obiad na stole! Chodź szybko, bo wystygnie!". I zachęcał go, żeby jadł: "Co tam tatuś masz smacznego?". Podczas posiłku Filipek zdawał tacie relacje z całego dnia. Opowiadał, że był z mamusią w parku, że dzieci nie było, że później poszliśmy na ryneczek a on zbierał kamyki. A potem zrobiło się zimno i przyszliśmy do domu. Wszystko już synek opowie.
Wieczorem, wołał Romka: "Tatusiu, chodź mnie przykryć". Kiedy Romek przyszedł do niego, synuś powiedział: "Tatusiu jutro jedziemy do St. kupić tirusia".
Kiedy rozmawialiśmy, że niedługo kupimy nowy samochód, bo nasz jest już stary i psuje się, Filipek podpowiedział nam: "A może dać do mechanika?"
Gdy byliśmy w mieście, Filipek chciał zejść po schodach. Jednak schody były zdemolowane i Romek powiedział mu, że tędy nie pójdą, ponieważ schody są "zepsute". A Filipek odpowiedział: "Wszystko jest zepsute: schody są zepsute, tatusia auto zepsute".
Filipek mówi, że: "Pana siwe auto jest brzydkie. Tatusia auto jest ładne". Choć nasz samochód to już totalny złom. Dlatego śmiejemy się z tego.
Jutro jedziemy na długo oczekiwany urlop nad morze. Filipek odliczał dni już od trzech tygodni. Nie może doczekać się wyjazdu tym bardziej, że będziemy jechali pociągiem. Zastanawia się, czy będziemy jechali niebieskim czy żółtym pociągiem. Pogoda chyba nam nie dopisze. Ma być pochmurno, ale przynajmniej, żeby nie padało. Wtedy ciepło ubierzemy się i będziemy spacerowali po plaży.
2 lata, 7 miesięcy, 3 tygodnie i 5 dni
wtorek, 9 czerwca 2015
Mały Romuś
Pewnego dnia Filipek zjadł zupę a nawet poprosił o dokładkę a potem poszedł bawić się do swojego pokoju. Po chwili przyszedł do kuchni i powiedział: "Mama jestem głodny". Byłam w szoku, bo dopiero co zjadł zupę a poza tym nigdy z jego ust nie padły słowa, że jest głodny. Jednak za chwilę dodał: "Daj ciasto". A na jego twarzy dostrzegłam skrywany uśmiech i dołeczki na policzkach. I wszystko stało się jasne.
Niedawno upiekliśmy z Filipkiem pyszne ciasto z rabarbarem. Filipek wrzucał margarynę do miski, sypał mąkę i cukier, układał rabarbar. Był zachwycony. Uwielbia pomagać mi w kuchni. Jednak w sprzątaniu swojego pokoju to sobie odpuścił. Kiedyś wszystko odkładał na miejsce, sprzątał klocki, równiutko układał samochody na półce a ostatnio wcale nie chce mu się sprzątać. Denerwuje się, jak odkładam jakąś rzecz na miejsce. Chociaż teraz i tak za bardzo to nie bałagani, ponieważ dużo czasu spędzamy na dworze. Dużym plusem jest to, że sam ładnie bawi się a ja mogę spokojnie przygotować obiad, czy posprzątać mieszkanie. Nie przeszkadza mi, gdy chcę pozamiatać czy posprzątać w salonie.
Za to Filipuś dużo pomaga mi na działce. Siał ze mną warzywa i trawę, sadził drzewko. Codziennie nosi wodę w konewce z rzeczki i podlewa moje kwiatki. Uwielbia nasz ogródek. Grzecznie bawi się w piaskownicy, jakby go nie było. Robi wszystkim kawę z piasku, piecze ciasto, bawi się w sklep. Kiedy chcę iść z nim do parku, do dzieci, woła: "be park", ponieważ chce iść na ogród.
Niedawno, pierwszy raz w życiu, umył tacie samochód. Od taty dostał wiadro z wodą i pianą, dużą gąbkę i mył samochód. Umył nawet koła ;)
Każdy dzień rozpoczynamy leniwie. Gdy obudzimy się, jeszcze przez godzinę leżymy w łóżku. Kiedy tak leżałam a Filipek jeździł po łóżku tirami i miał mało miejsca na swoje pojazdy powiedział: "Mama idź gotuj obiad".
Filipek ostatnio nauczył się, we wszystkim, zrzucać winę na tatę. Na przykład, kiedy myje ręce w łazience i rękoma brudzi zlew mówi, że tata tak robi. Gdy obudził się rano i nie miał jednej skarpetki na nóżce powiedział, że tata wyrzucił. Kiedy wrzucił śrubokręt do swojej betoniarki i nie mógł go wyciągnąć powiedział, że: "tata Romek tam wrzucił". I dokładnie pokazywał, jak rzekomo tata to zrobił. Często powtarza: "Tata źle mówi. Mama dobrze". Jednak Filipuś mówi tak przekornie, w żartach, ale tak naprawdę to jest bardzo za tatą. Codziennie pyta się, gdzie jest tata, co robi i czeka, aż przyjedzie z pracy. Na ogródku: "Filipuś robi kawę dla tatusia. Jak przyjedzie z pracy"[to wypije], czy na spacerze zbiera kwiatki i mówi: "To dla tatusia". Jest zapatrzony w niego. Gdy Romek dzwoni do nas z pracy, Filipek pyta się go: "Tatuś spawasz? Ja też będę spawaczem". Wszystko co robi, robi "jak tatuś". Nawet o sobie mówi: "Be Filipuś! Jestem mały Romuś".
2 lata, 7 miesięcy, 2 tygodnie i 2 dni
Niedawno upiekliśmy z Filipkiem pyszne ciasto z rabarbarem. Filipek wrzucał margarynę do miski, sypał mąkę i cukier, układał rabarbar. Był zachwycony. Uwielbia pomagać mi w kuchni. Jednak w sprzątaniu swojego pokoju to sobie odpuścił. Kiedyś wszystko odkładał na miejsce, sprzątał klocki, równiutko układał samochody na półce a ostatnio wcale nie chce mu się sprzątać. Denerwuje się, jak odkładam jakąś rzecz na miejsce. Chociaż teraz i tak za bardzo to nie bałagani, ponieważ dużo czasu spędzamy na dworze. Dużym plusem jest to, że sam ładnie bawi się a ja mogę spokojnie przygotować obiad, czy posprzątać mieszkanie. Nie przeszkadza mi, gdy chcę pozamiatać czy posprzątać w salonie.
Za to Filipuś dużo pomaga mi na działce. Siał ze mną warzywa i trawę, sadził drzewko. Codziennie nosi wodę w konewce z rzeczki i podlewa moje kwiatki. Uwielbia nasz ogródek. Grzecznie bawi się w piaskownicy, jakby go nie było. Robi wszystkim kawę z piasku, piecze ciasto, bawi się w sklep. Kiedy chcę iść z nim do parku, do dzieci, woła: "be park", ponieważ chce iść na ogród.
Niedawno, pierwszy raz w życiu, umył tacie samochód. Od taty dostał wiadro z wodą i pianą, dużą gąbkę i mył samochód. Umył nawet koła ;)
Każdy dzień rozpoczynamy leniwie. Gdy obudzimy się, jeszcze przez godzinę leżymy w łóżku. Kiedy tak leżałam a Filipek jeździł po łóżku tirami i miał mało miejsca na swoje pojazdy powiedział: "Mama idź gotuj obiad".
Filipek ostatnio nauczył się, we wszystkim, zrzucać winę na tatę. Na przykład, kiedy myje ręce w łazience i rękoma brudzi zlew mówi, że tata tak robi. Gdy obudził się rano i nie miał jednej skarpetki na nóżce powiedział, że tata wyrzucił. Kiedy wrzucił śrubokręt do swojej betoniarki i nie mógł go wyciągnąć powiedział, że: "tata Romek tam wrzucił". I dokładnie pokazywał, jak rzekomo tata to zrobił. Często powtarza: "Tata źle mówi. Mama dobrze". Jednak Filipuś mówi tak przekornie, w żartach, ale tak naprawdę to jest bardzo za tatą. Codziennie pyta się, gdzie jest tata, co robi i czeka, aż przyjedzie z pracy. Na ogródku: "Filipuś robi kawę dla tatusia. Jak przyjedzie z pracy"[to wypije], czy na spacerze zbiera kwiatki i mówi: "To dla tatusia". Jest zapatrzony w niego. Gdy Romek dzwoni do nas z pracy, Filipek pyta się go: "Tatuś spawasz? Ja też będę spawaczem". Wszystko co robi, robi "jak tatuś". Nawet o sobie mówi: "Be Filipuś! Jestem mały Romuś".
2 lata, 7 miesięcy, 2 tygodnie i 2 dni
sobota, 6 czerwca 2015
Babcia
Moja kochana babcia jest w szpitalu. Miała operację. W ostatniej chwili ją uratowano. Każdego dnia i nocy boję się o jej życie. Płaczę.
Pomimo tego, że widujemy się na co dzień, gdy pojechałam odwiedzić ją do szpitala, zupełnie jej nie poznałam. Tak bardzo zmieniła się. Choroba ją wycieńczyła. Postarzała się. Zrobiła się taka szczupła i malutka. Stałam nad jej łóżkiem i zastanawiałam się czy to ona. Oczy miała zamknięte. Kiedy je otworzyła rozpoznała mnie. Powiedziała: "Magdzia?" Wtedy dopiero miałam pewność, że to ona!
Babcia jest bez sił. Nie może wstać, chodzić, ani w łóżku przekręcić się na bok. Nie ma nawet siły utrzymać butelki, żeby napić się wody. Jest taka bezradna i... samotna.
Babcia bardzo mocno mnie kochała, wspierała, dbała o mnie, dawała mnóstwo prezentów, rozpieszczała. Zawsze miałyśmy bardzo dobry kontakt. Z nią mogłam szczerze porozmawiać o wszystkim.
Niespełna cztery lata temu, kiedy umarł dziadek, babcia załamała się. Już nic jej nie cieszyło. Wiele razy powtarzała, że nie ma po co żyć, że jej życie nie ma już sensu...
Kiedy przeprowadziłam się do rodzinnej miejscowości, babcia cały czas wypatrywała mnie i Filipka w oknie. Otwierała okno albo wychodziła na balkon, żeby zapytać się, co u nas i jak Filipek. Codziennie rano, czekała na nas na rynku. Spędzałyśmy razem bardzo dużo czasu. W zeszłym roku, całe lato siedziała z nami w parku, na placu zabaw, a w tym roku siedziałyśmy ciągle na ogródku.
I z Filipkiem babcia jest bardzo zżyta, choć to jego prababcia. Tak jak mnie kiedyś, tak teraz rozpieszczała Filipka. Stale kupowała mu zabawki albo dawała pieniądze. Często mówiła, że jak jeden czy dwa dni go nie widzi, to tak bardzo tęskni.
Ostatnio denerwowałam się na nią, bo powoli już nie miałam swojego życia. Gdzie się nie ruszyłam, zawsze była ona. Chodziła za mną. Nawet nie miałam jak pogadać z Romkiem, bo cały czas z nami siedziała. Ale teraz, gdy jej nie ma, czuję taką pustkę, żal i smutek. I Filipek stale pyta się o nią, czy przyjdzie na ogródek. My tu, u niej na ogródku a ona sama w szpitalu!
Nie wiem, czy babcia z tego wyjdzie. Jest taka słaba. A nawet jeśli wyjdzie, nie będzie już tak, jak dawniej. Nie będzie samodzielna. Będzie potrzebowała całodobowej opieki. Jaka starość jest okropna!!!!
Wszyscy, którzy mnie bardzo kochali i byli całe życie za mną tak szybko, niespodziewanie odchodzą. Najpierw prababcia (2009), następnie dziadek! (2011), potem wujek (2013) a teraz nie wiadomo, co będzie z babcią. Poza babcią i rodzicami nie mam już nikogo!!!!
2 lata, 7 miesięcy
Pomimo tego, że widujemy się na co dzień, gdy pojechałam odwiedzić ją do szpitala, zupełnie jej nie poznałam. Tak bardzo zmieniła się. Choroba ją wycieńczyła. Postarzała się. Zrobiła się taka szczupła i malutka. Stałam nad jej łóżkiem i zastanawiałam się czy to ona. Oczy miała zamknięte. Kiedy je otworzyła rozpoznała mnie. Powiedziała: "Magdzia?" Wtedy dopiero miałam pewność, że to ona!
Babcia jest bez sił. Nie może wstać, chodzić, ani w łóżku przekręcić się na bok. Nie ma nawet siły utrzymać butelki, żeby napić się wody. Jest taka bezradna i... samotna.
Babcia bardzo mocno mnie kochała, wspierała, dbała o mnie, dawała mnóstwo prezentów, rozpieszczała. Zawsze miałyśmy bardzo dobry kontakt. Z nią mogłam szczerze porozmawiać o wszystkim.
Niespełna cztery lata temu, kiedy umarł dziadek, babcia załamała się. Już nic jej nie cieszyło. Wiele razy powtarzała, że nie ma po co żyć, że jej życie nie ma już sensu...
Kiedy przeprowadziłam się do rodzinnej miejscowości, babcia cały czas wypatrywała mnie i Filipka w oknie. Otwierała okno albo wychodziła na balkon, żeby zapytać się, co u nas i jak Filipek. Codziennie rano, czekała na nas na rynku. Spędzałyśmy razem bardzo dużo czasu. W zeszłym roku, całe lato siedziała z nami w parku, na placu zabaw, a w tym roku siedziałyśmy ciągle na ogródku.
I z Filipkiem babcia jest bardzo zżyta, choć to jego prababcia. Tak jak mnie kiedyś, tak teraz rozpieszczała Filipka. Stale kupowała mu zabawki albo dawała pieniądze. Często mówiła, że jak jeden czy dwa dni go nie widzi, to tak bardzo tęskni.
Ostatnio denerwowałam się na nią, bo powoli już nie miałam swojego życia. Gdzie się nie ruszyłam, zawsze była ona. Chodziła za mną. Nawet nie miałam jak pogadać z Romkiem, bo cały czas z nami siedziała. Ale teraz, gdy jej nie ma, czuję taką pustkę, żal i smutek. I Filipek stale pyta się o nią, czy przyjdzie na ogródek. My tu, u niej na ogródku a ona sama w szpitalu!
Nie wiem, czy babcia z tego wyjdzie. Jest taka słaba. A nawet jeśli wyjdzie, nie będzie już tak, jak dawniej. Nie będzie samodzielna. Będzie potrzebowała całodobowej opieki. Jaka starość jest okropna!!!!
Wszyscy, którzy mnie bardzo kochali i byli całe życie za mną tak szybko, niespodziewanie odchodzą. Najpierw prababcia (2009), następnie dziadek! (2011), potem wujek (2013) a teraz nie wiadomo, co będzie z babcią. Poza babcią i rodzicami nie mam już nikogo!!!!
2 lata, 7 miesięcy
Subskrybuj:
Posty (Atom)