Urodziny spędziłam w rodzinnym gronie. Coś tak miałam przeczucie, żeby upiec ciasto. Po chwilach wahania mąż pojechał w niedzielę na szkolenie, ale jak dowiedział się, że będziemy mieli gości urwał się. A co! Przecież trzeba uhonorować wielowiekową tradycję i zrobić sobie wagary ;) Od taty i brata dostałam śliczne róże, dziadek zadzwonił z pięknym, urodzinowym wierszem :)
Na uczelni nudy, każdy już trochę olewa sobie naukę. Ja ciągle męczę się z pisaniem pracy. Chyba muszę mieć cały czas bata nad sobą, ponieważ jak denerwuję się, że nie zdążę napisać pracy, to pisanie idzie mi błyskawicznie. Natomiast, gdy poczuję trochę luzu to marnotrawię czas i mam ogromne wyrzuty sumienia z tego powodu…
Z mężem nadal biegamy na stadionie. Właśnie trochę pogubiłam się, nie wiem czy to już 3. czy 4. tydzień. Do biegania zmotywowałam się tym bardziej, że w lusterku widać już pierwsze efekty - giną okropne boczki :) Daję już radę przebiec 4 okrążenia stadionu - to prawie 2 km.
A tak poza tym, dużo się dzieje u moich rodziców i mojej siostry, ale niestety jakoś nie chce mi się o tym pisać. W ogóle ostatnio zmuszam się do tego, żeby tutaj napisać parę słów.