Nie chcę Nowego Roku rozpoczynać od smęcenia, marudzenia i smutków, więc jeszcze teraz wyleję swoje żale. Pokrótce.
Chodzi mi o drugich "dziadków" Filipka. Celowo piszę dziadków w cudzysłowie, gdyż w życiu codziennym wcale nimi nie są. Nie interesują się wnukiem, nie troszczą, nie dbają, nie bawią, nie martwią się, czy jest zdrowy, czy chory, czy u nas wszystko w porządku. Nic.
Już minęło 11 miesięcy, od kiedy ostatni raz odwiedzili Filipka. Nawet gdy widzą go na spacerze, spojrzą się tylko na nas i odwrócą głowę w drugą stronę!
Przed świętami, po kilku miesiącach nieodzywania się, teściowa zadzwoniła do Romka, żeby zapytać się co u nas słychać. Romek opowiadał o Filipku, że teraz choruje itd. Wcale nie zapytała się, jak spędzimy święta. Nawet po jakimś czasie nie zadzwoniła spytać się, czy Mały już wyzdrowiał, bo ma to w d... Zresztą kiedyś powiedziała, że dzwoni tak tylko "symbolicznie". Zadzwoni i namiesza Romkowi w głowie.
Nie wiem, co my jej takiego zrobiliśmy, że nas tak bardzo nienawidzi? Zresztą ja ich też nienawidzę. Za ich stosunek do Filipka. Nie wiem, w czym jest gorszy od innych wnuków. Niedawno obchodziliśmy drugie urodziny Filipka - zapomnieli. Teraz był Mikołaj - zapomnieli!? Swoją krótką wizytą, albo małym upominkiem mogliby sprawić tyle radości Filipkowi i Romkowi na pewno też.
Ehhh... nie mogę o tym pisać, bo to tak boli!
2 lata, 2 miesiące, 1 tydzień
O mnie
- Magda
- Trzydzistoparolatka. Żona. Mama dwóch chłopców. Dzięki nim moje życie nabrało barw. Na blogu pragnę uwiecznić naszą (nie)codzienność. Chcesz do mnie napisać? Mój email: madzia435@gmail.com
Obserwatorzy
Online
środa, 31 grudnia 2014
wtorek, 30 grudnia 2014
Filipek choruje
Filipek choruje nam już od miesiąca i wyzdrowieć nie może. Dzisiaj rozpoczęliśmy trzeci antybiotyk! Zawsze można było rozpoznać, kiedy Filipek jest chory, ponieważ zaczynał gorączkować. Tym razem było inaczej. Wcale nie było widać po nim oznak choroby. Jedynie pogorszył mu się apetyt a tak poza tym wszystko było jak zawsze: Filipek cały czas miał mnóstwo energii, biegał po mieszkaniu, bawił się, śmiał się. Może tylko raz czy dwa razy w nocy zakaszlał, ale nawet nie byłam pewna czy to kaszel, czy może zakrztusił się śliną. Jednak zdecydowaliśmy się pojechaliśmy do lekarza, aby upewnić się, czy wszystko jest w porządku. Okazało się, że Filipek jest chory. Miał zapalenie gardła, więc dostał antybiotyk. Potem pojawił się także kaszel i katar. Kiedy po tygodniu pojechaliśmy na kontrolę, Filipek miał jeszcze zaczerwienione gardło, ale pani doktor przepisała tylko witaminy i leki przeciwalergiczne. Po kilku dniach stan zdrowia Filipka znacznie pogorszył się. Filipek wcale nie mógł spać ani w nocy, ani w dzień. Nie mógł normalnie jeść ani bawić się, gdyż miał ogromny katar i zapchany nos. Nie mógł normalnie funkcjonować. Nie mógł swobodnie oddychać. A on biedny, noska nie umie wydmuchać i to wszystko spływało mu do gardła. Bardzo męczył się chłopak. Dostał więc drugi antybiotyk. I wszystko było w miarę dobrze dopóki nie wziął ostatniej dawki leku. Wtedy znów wszystko nawróciło a ponadto pojawił się okropny, uciążliwy kaszel, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie miał. Filipek był wycieńczony. Cały czas sapał i sapał. Na początku Filipek pozwalał mi czyścić nosek gruszką, ale ten katar był w takiej ilości, że nie dałam rady wszystkiego wybrać i potem wkurzał się i już nie pozwalał mi czyścić noska. Cały czas chodziliśmy koło niego z chusteczką w ręku a jego tak bardzo już bolał nosek. Wkrótce pojechaliśmy po raz czwarty do lekarza. Pani doktor chciała już dać zastrzyki, ale nie pozwoliłam. Poprosiłam o jeszcze jedną szansę. Wciąż pamiętam, jak w zeszłym roku, tyle razy kłuli Filipka w szpitalu, tyle się chłopczyk nacierpiał a potem długo nie mógł dojść do siebie. I ja też. Nie zniosłabym jego łez i krzyku: "mama nie!". Dlatego teraz Filipek bierze już trzeci antybiotyk. Musimy też robić inhalacje. I właśnie z tym mamy ogromny kłopot. Od dawna próbowaliśmy robić inhalacje, ale bezskutecznie. Jak Filipek był malutki bał się dźwięku a teraz za nic w świecie nie chciał przyłożyć maski do twarzy. Jednak lekarka powiedziała, że inhalacje to jest 50% sukcesu, więc nie było innej opcji. Musieliśmy użyć trochę siły. Romek przytrzymywał Filipka a ja przyłożyłam mu maskę do twarzy. Strasznie płakał, krzyczał, wyrywał się, ale wiedziałam, że go nic nie boli, że nie dzieje mu się żadna krzywda a to jest ostatnia deska ratunku. Po kilku minutach, zapłakany i wkurzony na nas sam wziął ode mnie z ręki tą maskę, przyłożył ją do ust i wdychał. Za chwilę był już spokojny. W połowie inhalacji taka ogromna flegma wyleciała mu nawet nie wiem, czy z noska czy z gardła, że miał całą brudną bluzkę. Momentalnie udrożnił się Filipkowi nosek. Byłam w szoku, że od trzech tygodni walczymy z katarem, żadne krople do nosa nie pomagały a tu zaledwie jedna inhalacja i zero kataru! Mam nadzieję, że teraz to już mu pomoże. Tym bardziej, że Filipek przekonał się, że inhalacje to nic strasznego i chętnie sam trzyma sobie maskę przy twarzy. Na lekarza w tym miesiącu wydaliśmy 1000 zł tj.: wizyty prywatne, leki, paliwo.
Tak często jeździmy do pani doktor, że nasz synek już się tam rozbrykał. Na początku, gdy tylko podchodziliśmy do mieszkania lekarki, zapierał się nóżkami i mówił: "mama tam nie". A teraz nawet mu się tam podoba, bo zawsze dzieje się coś interesującego: jest dużo dzieci i pani doktor ma dużo fajnych samochodów. Już z korytarza Filipek ciągle zaglądał, przez szybę, do jej gabinetu. Nie mógł doczekać się, kiedy pobawi się czerwonym tirem i traktorkiem z hakiem i przyczepką. Korytarz był pełen ludzi a on czuł się swobodnie. Chodził po korytarzu w tę i z powrotem obserwował, co robią inne dzieci a przy okazji wszystkich rozśmieszał. Kiedy Filipek dojrzał na stole opakowanie chusteczek higienicznych, zapytał mnie się, co to jest. Gdy odpowiedziałam, że chusteczki, on wtedy wziął jedną, wytarł noska i odłożył brudną chusteczkę na miejsce. Gdy zauważył, że jakaś pani patrzy w komórkę mówił: "pani eseesa", tzn. pani pisze smsa. W gabinecie pani doktor odszukał wszystkie swoje ulubione zabawki i ładnie zaparkował je na ławce. Kiedy zbieraliśmy się już do wyjścia, Filipek zaczął sprzątać po sobie. Odłożył wszystkie zabawki na półki i do koszyczka. i jeszcze zdążył nawet pożegnać się z zabawkami. Wołał: "papa auta" a potem spojrzał jeszcze na lekarkę i jej też powiedział: "papa".
Do lekarza pojechaliśmy z dziadkiem. W drodze powrotnej Filipek usnął w samochodzie. Kiedy dojechaliśmy do domu, Romek wziął go śpiącego z samochodu a Filipek przebudził się i jeszcze taki zaspany powiedział: "papa dziadzia". A gdy weszliśmy do domu przywitał się z naszym pieskiem: "cześ Dziódek".
2 lata, 2 miesiące i 6 dni
Tak często jeździmy do pani doktor, że nasz synek już się tam rozbrykał. Na początku, gdy tylko podchodziliśmy do mieszkania lekarki, zapierał się nóżkami i mówił: "mama tam nie". A teraz nawet mu się tam podoba, bo zawsze dzieje się coś interesującego: jest dużo dzieci i pani doktor ma dużo fajnych samochodów. Już z korytarza Filipek ciągle zaglądał, przez szybę, do jej gabinetu. Nie mógł doczekać się, kiedy pobawi się czerwonym tirem i traktorkiem z hakiem i przyczepką. Korytarz był pełen ludzi a on czuł się swobodnie. Chodził po korytarzu w tę i z powrotem obserwował, co robią inne dzieci a przy okazji wszystkich rozśmieszał. Kiedy Filipek dojrzał na stole opakowanie chusteczek higienicznych, zapytał mnie się, co to jest. Gdy odpowiedziałam, że chusteczki, on wtedy wziął jedną, wytarł noska i odłożył brudną chusteczkę na miejsce. Gdy zauważył, że jakaś pani patrzy w komórkę mówił: "pani eseesa", tzn. pani pisze smsa. W gabinecie pani doktor odszukał wszystkie swoje ulubione zabawki i ładnie zaparkował je na ławce. Kiedy zbieraliśmy się już do wyjścia, Filipek zaczął sprzątać po sobie. Odłożył wszystkie zabawki na półki i do koszyczka. i jeszcze zdążył nawet pożegnać się z zabawkami. Wołał: "papa auta" a potem spojrzał jeszcze na lekarkę i jej też powiedział: "papa".
Do lekarza pojechaliśmy z dziadkiem. W drodze powrotnej Filipek usnął w samochodzie. Kiedy dojechaliśmy do domu, Romek wziął go śpiącego z samochodu a Filipek przebudził się i jeszcze taki zaspany powiedział: "papa dziadzia". A gdy weszliśmy do domu przywitał się z naszym pieskiem: "cześ Dziódek".
2 lata, 2 miesiące i 6 dni
sobota, 27 grudnia 2014
Święta 2014
Z roku na rok coraz bardziej oczekujemy świąt, pierwszej gwiazdki, śniegu i świętego Mikołaja. Wszystko bardziej przeżywamy, angażujemy się, a to za sprawą naszego Filipka.
Doceniamy każdą chwilę, że możemy być razem we trójkę, że możemy odpocząć i, że nie musimy nigdzie się śpieszyć. Cieszymy się, że tatuś jest z nami.
Pomimo tego, że Filipek i ja chorowaliśmy święta spędziliśmy bardzo przyjemnie i wesoło.
Kiedy z Filipkiem wypatrywaliśmy Pierwszej Gwiazdki, nieoczekiwanie dostrzegliśmy na niebie, koło kościelnego zegara, sanie świętego Mikołaja ;) Nagle tata zaczął wołać Filipka, że Mikołaj był u niego i zostawił coś pod choinką. Mikołaj dobrze wiedział, co Filipek chce dostać, ponieważ gdy tylko rozmawialiśmy o nim, Filipek mówił: "mama straż". Mikołaj spełnił marzenie Filipka. Synek był bardzo zadowolony. Cały dzień siedział przy straży i wysuwał a potem wsuwał drabinę, włączał sygnały. Pierwszy dzień świąt spędziliśmy u moich rodziców. Tam Mikołaj zostawił dla Filipka samochód terenowy a na drugi dzień świąt zaprosiliśmy do nas prababcię. Filipek dawno nie widział prababci, bo to raz ona choruje a raz Filipek.
Romek wziął tydzień wolnego przed świętami i miło spędzamy czas. Filipek bardzo zżył się z tatusiem, że mama spadła teraz na drugi plan. Codziennie rano, gdy tylko otworzy oczy, biegnie do pokoju taty i wskakuje do jego łóżka. Lubi tak sobie poleżeć z tatusiem.
Potem Romek idzie do sklepu i na spacer z psem a my w tym czasie jemy śniadanko. Kiedy zdąży tylko wejść do domu, Filipek woła do niego: "Tata kupa. Tata nie mama". Chce, aby właśnie on zmienił mu pieluszkę. Filipek bardzo fajnie bawi się z tatą: jeżdżą samochodzikami, budują dom z klocków, czytają. Odkąd Romek jest w domu, ja zaczęłam wychodzić tu i tam. A Filipek, gdy widzi, że wychodzę tylko powie: "papa mama" i nawet za mną nie ogląda się, nie tęskni, bo tak dobrze mu z tatą :)
Filipek nauczył się wołać nas po imieniu. Raz mówi: "tato" a innym razem woła: "Nomek" a na mnie: "Adzia" lub "Mani".
Gdy Filipek zobaczył jak pada śnieg, krzyczał podekscytowany i pukał rączką w szybę. Przeżywał, że teraz auto taty jest białe a nie czerwone.
Chyba powoli zaczyna się już etap pytań: "cio to jeś?"...
2 lata, 2 miesiące i 3 dni
Doceniamy każdą chwilę, że możemy być razem we trójkę, że możemy odpocząć i, że nie musimy nigdzie się śpieszyć. Cieszymy się, że tatuś jest z nami.
Pomimo tego, że Filipek i ja chorowaliśmy święta spędziliśmy bardzo przyjemnie i wesoło.
Kiedy z Filipkiem wypatrywaliśmy Pierwszej Gwiazdki, nieoczekiwanie dostrzegliśmy na niebie, koło kościelnego zegara, sanie świętego Mikołaja ;) Nagle tata zaczął wołać Filipka, że Mikołaj był u niego i zostawił coś pod choinką. Mikołaj dobrze wiedział, co Filipek chce dostać, ponieważ gdy tylko rozmawialiśmy o nim, Filipek mówił: "mama straż". Mikołaj spełnił marzenie Filipka. Synek był bardzo zadowolony. Cały dzień siedział przy straży i wysuwał a potem wsuwał drabinę, włączał sygnały. Pierwszy dzień świąt spędziliśmy u moich rodziców. Tam Mikołaj zostawił dla Filipka samochód terenowy a na drugi dzień świąt zaprosiliśmy do nas prababcię. Filipek dawno nie widział prababci, bo to raz ona choruje a raz Filipek.
Romek wziął tydzień wolnego przed świętami i miło spędzamy czas. Filipek bardzo zżył się z tatusiem, że mama spadła teraz na drugi plan. Codziennie rano, gdy tylko otworzy oczy, biegnie do pokoju taty i wskakuje do jego łóżka. Lubi tak sobie poleżeć z tatusiem.
Potem Romek idzie do sklepu i na spacer z psem a my w tym czasie jemy śniadanko. Kiedy zdąży tylko wejść do domu, Filipek woła do niego: "Tata kupa. Tata nie mama". Chce, aby właśnie on zmienił mu pieluszkę. Filipek bardzo fajnie bawi się z tatą: jeżdżą samochodzikami, budują dom z klocków, czytają. Odkąd Romek jest w domu, ja zaczęłam wychodzić tu i tam. A Filipek, gdy widzi, że wychodzę tylko powie: "papa mama" i nawet za mną nie ogląda się, nie tęskni, bo tak dobrze mu z tatą :)
Filipek nauczył się wołać nas po imieniu. Raz mówi: "tato" a innym razem woła: "Nomek" a na mnie: "Adzia" lub "Mani".
Gdy Filipek zobaczył jak pada śnieg, krzyczał podekscytowany i pukał rączką w szybę. Przeżywał, że teraz auto taty jest białe a nie czerwone.
Chyba powoli zaczyna się już etap pytań: "cio to jeś?"...
2 lata, 2 miesiące i 3 dni
czwartek, 18 grudnia 2014
Poznajemy kolory, liczymy i coraz więcej mówimy
Filipek umie już liczyć do trzech. Liczy schody do mieszkania, liczy kotki, samochody. Gdy przyniósł ze spaceru do domu kamyki, zapytałam się go, ile ma kamyczków a on na to: "jeden, dwa - mamooo dwa".
Synuś zna już podstawowe kolory. Czerwony to jego ulubiony kolor, bo tata ma czerwony samochód. Rozróżnia też: niebieski - taki samochód ma dziadzia, żółty jak księżyc "ksss", biały, fioletowy i zielony.
Filipek wykreśla ze swojego zasobu słownictwa słowa dziecięce i zastępuje je "dorosłymi". Tłumaczy sobie tak: "nie łała - dziadzia", "nie bum - auto", "nie ijo - straż". Choć nadal jeszcze bałwan to dla niego: "gałgan", a hak to: "ak".
Ładnie żegna się z babcią i dziadkiem. Wyraźnie mówi: "cześć baba, cześć dziadzia".
Kiedy babcia chciała powozić go tirem a na dywanie nie było miejsca, bo usiadł tam tata zaczął mówić: "tato odejdź", a gdy tata go zdenerwował krzyknął: "przestań".
Jak zbuduje z klocków dużego tira podekscytowany krzyczy: "tata zobać!", "mamo zobać!".
Filipek bardzo troszczy się o mnie. Kiedy leżałam na łóżku, trzymałam nogi na grzejnikach a on bawił się. Gdy dojrzał, że trzymam nogi na grzejnikach wystraszył się i krzyknął: "mama tu nie - oła!" Podbiegł do mnie i zaraz zwalił mi nogi z grzejników. Bał się, że poparzę się, bo grzejniki mamy takie gorące, że często nie można ich dotknąć. A potem cały czas spoglądał ukradkiem i sprawdzał, czy czasem nie trzymam nóg na grzejniku.
Kiedy Romek pyta się go z kim idzie na spacer, odpowiada: "Mama, nie tata. Tata w domu".
Gdy kładę go do łóżeczka spać, woła do mnie: "papa mamo" .
2 lata, 1 miesiąc, 3 tygodnie i 3 dni
Synuś zna już podstawowe kolory. Czerwony to jego ulubiony kolor, bo tata ma czerwony samochód. Rozróżnia też: niebieski - taki samochód ma dziadzia, żółty jak księżyc "ksss", biały, fioletowy i zielony.
Filipek wykreśla ze swojego zasobu słownictwa słowa dziecięce i zastępuje je "dorosłymi". Tłumaczy sobie tak: "nie łała - dziadzia", "nie bum - auto", "nie ijo - straż". Choć nadal jeszcze bałwan to dla niego: "gałgan", a hak to: "ak".
Ładnie żegna się z babcią i dziadkiem. Wyraźnie mówi: "cześć baba, cześć dziadzia".
Kiedy babcia chciała powozić go tirem a na dywanie nie było miejsca, bo usiadł tam tata zaczął mówić: "tato odejdź", a gdy tata go zdenerwował krzyknął: "przestań".
Jak zbuduje z klocków dużego tira podekscytowany krzyczy: "tata zobać!", "mamo zobać!".
Filipek bardzo troszczy się o mnie. Kiedy leżałam na łóżku, trzymałam nogi na grzejnikach a on bawił się. Gdy dojrzał, że trzymam nogi na grzejnikach wystraszył się i krzyknął: "mama tu nie - oła!" Podbiegł do mnie i zaraz zwalił mi nogi z grzejników. Bał się, że poparzę się, bo grzejniki mamy takie gorące, że często nie można ich dotknąć. A potem cały czas spoglądał ukradkiem i sprawdzał, czy czasem nie trzymam nóg na grzejniku.
Kiedy Romek pyta się go z kim idzie na spacer, odpowiada: "Mama, nie tata. Tata w domu".
Gdy kładę go do łóżeczka spać, woła do mnie: "papa mamo" .
2 lata, 1 miesiąc, 3 tygodnie i 3 dni
wtorek, 9 grudnia 2014
"Mama nie bum"
Już od jakiegoś czasu wprowadzałam Filipka w tematykę świąteczną. Opowiadałam o świętach o tym, że będziemy ubierać choinkę w piękne bombki i o świętym Mikołaju. Tłumaczyłam, że Mikołaj przynosi dla dzieci prezenty, różne zabawki. A na koniec zapytałam się Filipka, choć odpowiedź wydawała mi się oczywista, co chciałby dostać od Mikołaja. Nie myliłam się. Odpowiedział: "bum", czyli samochód.
Wczoraj nadszedł ten długo oczekiwany moment - ubraliśmy choinkę. Niestety, spaliły nam się lampki choinkowe, ale nie mogliśmy odłożyć ubierania choinki, ponieważ Filipek tak długo na to czekał. Przez internet zamówiłam plastikowe bombki. Potem trochę żałowałam, że nie kupiłam dużych, szklanych. Choć i te bombki okazały się całkiem ładne: kolorowe, takie dziecięce: w rękawiczki, mikołaje, domki, małe choineczki i śnieżynki. Gdy Filipek dojrzał bombki z radości rzucił się na nie. Wtedy bardzo ucieszyłam się, że jednak kupiłam plastikowe, bo w innym przypadku, żadnej by już nie było :) Filipek bardzo cieszył się, że ubieramy choinkę. Był zaangażowany, roześmiany i pomocny. Tak szybko podawał mi i Romkowi bombki, że nie nadążaliśmy wieszać. I pokazywał nam, gdzie mamy powiesić: "mama tu", "tata tu". Filipek był cały spocony z tych emocji. A co to dopiero będzie, gdy zobaczy choinkę ozdobioną jeszcze lampkami? Hohoho. Gdy ozdobiliśmy całą choinkę Filipek wziął się za sprzątanie. Po kolei, zbierał wszystkie opakowania i biegał i wyrzucał je do kosza.
Filipek cały czas zbiera pieniądze do swojej skarbonki. Kiedy pytałam się go, na co zbiera pieniądze z wielką radością odpowiadał: "bum" tzn. na samochód. Tłumaczyłam, że jak pojedziemy do miasta to Filipek weźmie ze sobą pieniądze i kupi sobie samochód, taki jaki będzie chciał. Filipek cieszył się niesamowicie. Kiedy w końcu postanowiliśmy pojechać na zakupy, wyciągnęłam ze skarbonki wszystkie pieniądze Filipka. Filipek był zdziwiony, że ma aż tyle pieniędzy i trochę się zasmucił. Popatrzył tak na te pieniądze i powiedział: "mama nie bum". Szkoda mu było wydawać pieniądze. Nie chciał już kupować samochodu. Odłożyliśmy więc pieniądze z powrotem do skarbonki a mama i tata kupili mu piękny wóz policyjny za swoje.
Kiedy rozmawiałam z mamą przez telefon, ona w pewnym momencie powiedziała, że kończymy rozmowę, bo szkoda pieniędzy. Wtedy Filipek szybko zerwał się i podbiegł do swojej skarbonki - kotka i mówił "miau". Pokazał, gdzie trzyma swoje pieniądze.
Filipek wlot wyłapuje słowa. Kiedy stał koło kuchenki powiedziałam do niego: "odejdź, bo tu jest gorące" a on zaczął uśmiechać się do mnie i powtórzył: "odejdź". Gdy byliśmy na spacerze, chciał prowadzić swój wózek. Powiedziałam, że nie wolno, bo Filipek nie umie a on znowu uśmiecha się do mnie i mówi: "umiem, umiem". Filipek woła już babcię po imieniu i prababcię. Na dziadka cały czas wołał "łała", aż niedawno dziadek powiedział: "ja nie jestem łała, ja jestem dziadzia" i za chwilę Filip poprawił się i wołał już "dziadzia" albo "dziadzio". Na następny dzień przyszedł do mnie rano z książką i pokazuje samochód dziadka i mówi: "mama tu bum-bum dziadzia nie łała". Dziadek nauczył też mówić Filipka "cio to jeśt?" i "tak to jeśt".
Codziennie rano, Filipek wskakuje do mnie do łóżka z książką i mówi: "mama cita", tzn. mama czytaj. Zawsze też przychodził do nas nasz pies. Tym razem siedział cicho w swoim legowisku. Filipek pomyślał, że go nie ma, że pojechał do babci, bo babcia czasami bierze go do siebie. Powiedział: "mama nie ma aaa, aaa bum- bum baba". Na psa mówi: "aaa" w ten sposób naśladuje, jak kiedyś pies na niego warczał. Wtedy ja zawołałam psa po imieniu, żeby przyszedł a Filipek przejęty powiedział: "mama nie aaa, ja tu" tzn. mama nie wołaj psa ja tu chcę leżeć, bo często pies wpycha się na miejsce Filipka. Wesoło mamy z naszym Filipciem :)
W zeszłym tygodniu byliśmy na bilansie dwulatka. Wszystko jest ok. Filipek ma 93 cm wzrostu i waży 18 kg.
2 lata, 1 miesiąc, 2 tygodnie i 1 dzień
Wczoraj nadszedł ten długo oczekiwany moment - ubraliśmy choinkę. Niestety, spaliły nam się lampki choinkowe, ale nie mogliśmy odłożyć ubierania choinki, ponieważ Filipek tak długo na to czekał. Przez internet zamówiłam plastikowe bombki. Potem trochę żałowałam, że nie kupiłam dużych, szklanych. Choć i te bombki okazały się całkiem ładne: kolorowe, takie dziecięce: w rękawiczki, mikołaje, domki, małe choineczki i śnieżynki. Gdy Filipek dojrzał bombki z radości rzucił się na nie. Wtedy bardzo ucieszyłam się, że jednak kupiłam plastikowe, bo w innym przypadku, żadnej by już nie było :) Filipek bardzo cieszył się, że ubieramy choinkę. Był zaangażowany, roześmiany i pomocny. Tak szybko podawał mi i Romkowi bombki, że nie nadążaliśmy wieszać. I pokazywał nam, gdzie mamy powiesić: "mama tu", "tata tu". Filipek był cały spocony z tych emocji. A co to dopiero będzie, gdy zobaczy choinkę ozdobioną jeszcze lampkami? Hohoho. Gdy ozdobiliśmy całą choinkę Filipek wziął się za sprzątanie. Po kolei, zbierał wszystkie opakowania i biegał i wyrzucał je do kosza.
Filipek cały czas zbiera pieniądze do swojej skarbonki. Kiedy pytałam się go, na co zbiera pieniądze z wielką radością odpowiadał: "bum" tzn. na samochód. Tłumaczyłam, że jak pojedziemy do miasta to Filipek weźmie ze sobą pieniądze i kupi sobie samochód, taki jaki będzie chciał. Filipek cieszył się niesamowicie. Kiedy w końcu postanowiliśmy pojechać na zakupy, wyciągnęłam ze skarbonki wszystkie pieniądze Filipka. Filipek był zdziwiony, że ma aż tyle pieniędzy i trochę się zasmucił. Popatrzył tak na te pieniądze i powiedział: "mama nie bum". Szkoda mu było wydawać pieniądze. Nie chciał już kupować samochodu. Odłożyliśmy więc pieniądze z powrotem do skarbonki a mama i tata kupili mu piękny wóz policyjny za swoje.
Kiedy rozmawiałam z mamą przez telefon, ona w pewnym momencie powiedziała, że kończymy rozmowę, bo szkoda pieniędzy. Wtedy Filipek szybko zerwał się i podbiegł do swojej skarbonki - kotka i mówił "miau". Pokazał, gdzie trzyma swoje pieniądze.
Filipek wlot wyłapuje słowa. Kiedy stał koło kuchenki powiedziałam do niego: "odejdź, bo tu jest gorące" a on zaczął uśmiechać się do mnie i powtórzył: "odejdź". Gdy byliśmy na spacerze, chciał prowadzić swój wózek. Powiedziałam, że nie wolno, bo Filipek nie umie a on znowu uśmiecha się do mnie i mówi: "umiem, umiem". Filipek woła już babcię po imieniu i prababcię. Na dziadka cały czas wołał "łała", aż niedawno dziadek powiedział: "ja nie jestem łała, ja jestem dziadzia" i za chwilę Filip poprawił się i wołał już "dziadzia" albo "dziadzio". Na następny dzień przyszedł do mnie rano z książką i pokazuje samochód dziadka i mówi: "mama tu bum-bum dziadzia nie łała". Dziadek nauczył też mówić Filipka "cio to jeśt?" i "tak to jeśt".
Codziennie rano, Filipek wskakuje do mnie do łóżka z książką i mówi: "mama cita", tzn. mama czytaj. Zawsze też przychodził do nas nasz pies. Tym razem siedział cicho w swoim legowisku. Filipek pomyślał, że go nie ma, że pojechał do babci, bo babcia czasami bierze go do siebie. Powiedział: "mama nie ma aaa, aaa bum- bum baba". Na psa mówi: "aaa" w ten sposób naśladuje, jak kiedyś pies na niego warczał. Wtedy ja zawołałam psa po imieniu, żeby przyszedł a Filipek przejęty powiedział: "mama nie aaa, ja tu" tzn. mama nie wołaj psa ja tu chcę leżeć, bo często pies wpycha się na miejsce Filipka. Wesoło mamy z naszym Filipciem :)
W zeszłym tygodniu byliśmy na bilansie dwulatka. Wszystko jest ok. Filipek ma 93 cm wzrostu i waży 18 kg.
2 lata, 1 miesiąc, 2 tygodnie i 1 dzień
Subskrybuj:
Posty (Atom)