Jak przyjemnie jest obudzić się rano, otworzyć okno i SŁYSZEĆ TYLKO CISZĘ I ŚPIEW PTAKÓW! Dziesięć lat szukaliśmy naszego miejsca na ziemi a ono było tak blisko! Mieszkamy już w rodzinnej miejscowości.Jednak żal było opuszczać tamtą miejscowość. Spędziliśmy tam pięć lat. To były nasze najpiękniejsze lata. Tam zmienił się nasz sposób myślenia i styl życia. Zaczęliśmy zdrowo odżywiać się i pokochaliśmy sport. Oboje schudliśmy po 20 kg i wtedy poczuliśmy się jak nowonarodzeni. Nie było dnia bez aktywności fizycznej na świeżym powietrzu a w każdy weekend chodziliśmy na długie spacery z piesiem do lasu. Wtedy odrodziła się miłość między nami. Znów czułam motylki w brzuchu. Tam, po raz pierwszy, doznałam szczęścia, spokoju i poczucia bezpieczeństwa. No i tam, urodziłam kochanego syneczka.
Pakowania było co niemiara. Worków i kartonów mieliśmy aż do sufitu a pośród nich leżał grzecznie Filipek. Biedny, nie wiedział, co się dzieje. A mnie aż w gardle ściskało, bo on tak samiutki sobie leżal a ja zamiast zająć się nim, pakowałam nasze rzeczy. Żal mi było synka dlatego postanowiłam pojechać z nim do rodziców, kilka dni wcześniej. Ze łzami w oczach opuszczałam nasze mieszkanie. Bałam się, jak cholera, całej tej przeprowadzki a najbardziej martwiłam się o Filipka. Zastanawiałam się, jak on zniesie takie zmiany. Bałam się o to, że Filipek będzie tęsknił za swoim niebieskim pokojem, za łóżeczkiem, za naszym mieszkaniem. Obawiałam się, że gdy obudzi się w nocy, będzie płakał, bo nie będzie wiedział, gdzie jest i co się dzieje. Na szczęście, moje lęki okazały się bezpodstawne. Moja mama z tatą przyszykowali dla niego piękny pokoik. Filipek bardzo dobrze w nim się czuł. Szybko u rodziców zaklimatyzował się, choć wcześniej nigdzie nie bywał, bo nie mieliśmy tam nikogo bliskiego.
Moi rodzice zajęli się wszystkim, całym remontem. Wymienili nam okna, drzwi, panele, wc, wynajęli faceta, aby zrobił gładź w mieszkaniu i pomalował ściany. Romek zajął się pakowaniem rzeczy i transportem. Potem, przez ponad dwa tygodnie sprzątaliśmy i rozpakowywaliśmy rzeczy. Siedzieliśmy od rana do nocy i układaliśmy wszystko. A Filipcio leżał z grzechotką w tych brudach, w wózeczku i sam grzecznie się bawił. Musiałam brać go ze sobą, bo przecież, co chwilę, domagał się cyca. Strasznie źle się czułam psychicznie. Byłam rozdrażniona i chciało mi się ryczeć dlatego, że tak mało czasu poświęcałam Filipkowi. Od kilku tygodni, zamiast skupiać się na synku, my zajmowaliśmy się mieszkaniem, sprzedaniem starego, kupnem nowego, pakowaniem, przeprowadzką, rozpakowywaniem, sprzątaniem i jeszcze raz sprzątaniem. Świąt nie mieliśmy. Całe dnie siedzieliśmy u nas z moimi rodzicami i bratem i porządkowaliśmy wszystko. Kiedy Romek poprosił swoich rodziców o pomoc, teściowa przyjechała zła jak osa, że musi pomóc, bo przecież są święta a ona jeszcze nie pogotowała! Trochę pomyła płytki w łazience i nie minęła nawet godzina a ona już pojechała. I tylko w drzwiach, na dowidzenia, powiedziała "wesołych świąt" i wyszła. Ani do mnie ani do Romka nie powiedziała: "synu, to przyjedźcie z Magdą na kawę, czy ciasto"! Nic, zero zainteresowania. Zero pomocy. Ale poradziliśmy sobie bez ich pomocy.Teraz mamy fajnie. Blisko są moi rodzice, więc mamy gdzie spacerować. Filipcio ma babcię i dziadka na co dzień. I w końcu, mamy czas z Filipciem tylko dla siebie :))))) Kocham mojego małego Smerfunia całym sercem. To wszystko robimy dla niego. Chcemy, aby wokół siebie miał ludzi, którzy go kochają.
17.03.13 r.
jak miło to sie czyta Madziu..... życzę wam szczęścia w tym nowym domku....
OdpowiedzUsuńa może wrzucisz jakieś zdjatko ?
No i super :)
OdpowiedzUsuńOby dobrze się Wam tam mieszkało :)
OdpowiedzUsuńOby tam żyło Wam się jeszcze cudowniej i piękniej! :)
OdpowiedzUsuń