O mnie

Moje zdjęcie
Trzydzistoparolatka. Żona. Mama dwóch chłopców. Dzięki nim moje życie nabrało barw. Na blogu pragnę uwiecznić naszą (nie)codzienność. Chcesz do mnie napisać? Mój email: madzia435@gmail.com

Obserwatorzy

Online

środa, 13 marca 2013

Chrzciny Filipka

Czekaliśmy do wiosny, aby ochrzcić synka, ponieważ chcieliśmy, aby było już ciepełko. Chcieliśmy z rodziną, spokojnie przespacerować się do Kościoła a potem do restauracji na obiad. Dłużej nie mogliśmy czekać, bo w kwietniu mój tata wyjeżdża za granicę.
Rano, 10. marca, budzimy się a tu całe miasteczko zasypane. Padał śnieg, wiał silny wiatr i był mróz. Zaczęliśmy bać się, czy rodzina dojedzie, bo drogi takie pozaśnieżane.

Na uroczystość zaprosiliśmy tylko najbliższą rodzinę: naszych rodziców - dziadków Filipka, chrzestnych oraz ich dzieci, moją babcię i brata. Rodzinka zaczęła zjeżdżać się po 9. Kiedy weszli do domku ja akurat karmiłam Filipka. Wszyscy czekali na naszego Maluszka w dużym pokoju. Po karmieniu, tatuś przyszedł po synka i wziął go do dużego pokoju. Bałam się, że jak Filipek zobaczy tłum ludzi, zacznie płakać, bo nikogo poza moją mamą nie zna a poza tym tyle ludzi na raz jeszcze nie widział. Romek dumny, że ma takiego synka, trzymał go na rękach a on się tylko rozglądał i śmiał się, aż dołeczki miał w policzkach. Moja siostra pierwszy raz widziała Filipka. Mówiła, że on taki malutki, przyzwyczajona do swojego, rocznego łobuziaka. My tak wszyscy gadu-gadu a tu nagle trzeba było zbierać się do Kościoła. Msza miała rozpocząć się o 10.30. Na ulicy były zaspy, śnieg ciągle sypał, było mroźno, więc pędziliśmy szybko do Kościoła, bo Filipek dopiero co po chorobie.
W Kościele były nuuuudy. Nie mogłam doczekać się TEGO momentu. Filipek przez pierwsze pół godziny spał a potem obudził się i leżał sobie spokojnie. Wreszcie nadszedł moment chrztu. Tatuś wziął syneczka na ręce, wszyscy odmówiliśmy modlitwę, uczyniliśmy znak krzyża na czółku Filipka a ksiądz polał wodą święconą jego główkę. Filipek nic nie płakał. Obserwował tylko. Pod koniec mszy był trochę marudny, ale i tak wytrzymał dzielnie. Po mszy nadal na dworze była zamieć śnieżna więc szybko poszliśmy na obiad do restauracji. Od razu poszłam nakarmić synka. Kiedy wróciliśmy, goście siedzieli już przy stole. Teściowie jak gdyby nic, zajęli miejsce po środku stołu, miejsce honorowe a my musieliśmy usiąść z boku, na samym końcu stołu. Atmosfera panowała bardzo przyjemna i wesoła. Restauracja była piękna, bardzo ekskluzywna. Jedzenie bardzo smaczne, takie domowe. Filipek był noszony z rąk do rąk, nikogo się nie bał. Był radosny i zaciekawiony pomimo tego, że od 6. rano wcale nie spał.
Tylko jedni goście wcale na niego uwagi nie zwracali. Tak jakby zapomnieli z jakiej okazji tutaj są. Jakby zapomnieli, że jest tutaj jeszcze z nami Filipek... Mowa tu o moich teściach. W ogóle ani razu nie wstali od stołu, żeby spojrzeć na Filipka, żeby pogłaskać go po główce, czy pocałować w rączkę. Do zdjęć, owszem, wstawali, chętnie pozowali a do wnuka ani razu nie podeszli. W końcu moja mama wzięła Filipka na ręce i podeszła z nim do stołu, między moich teściów, ale teść odwrócił głowę w drugą stronę a teściowa w ogóle zajęła się czym innym. Tak mnie serce bolało. To synek brata mojego męża, chłopiec 4- letni, cały czas podchodził do wózka i głaskał Filipka po główce, podobnie jak moja babcia- Filipka prababcia a teściowie NIC, ZERO zainteresowania wnukiem. Za to zainteresowali się naszym nowym mieszkaniem. Zdążyliśmy im tylko powiedzieć o naszych planach, że wracamy w rodzinne strony, że kupiliśmy tam mieszkanie a oni od razu, na drugi dzień, pojechali oglądać mi kąty!!!! To ja jeszcze tego mieszkania nie widziałam a oni już wiedzą jak będę mieszkała!!!!
Wieczorem, gdy patrzałam się na Filipka było mi tak przykro i szkoda mi było Filipka.  Nieraz z Romkiem rozmawialiśmy, że chcemy aby zarówno jedni jak i drudzy dziadkowie, brali udział w życiu dziecka, właśnie dlatego przeprowadzamy się a tu widać, że same nasze chęci nie wystarczą. Bo tego muszą chcieć dwie strony. Ja miałam kochających dziadków dlatego wiem, jak ważni są w życiu dziecka. A oni interesują się, ale czymś zupełnie innym. Zepsuli mi pierwszą w życiu uroczystość mojego synka i dwa następne dni. 

Po chrzcinach, mama została u nas na kilka dni, żeby pobyć trochę z wnusiem. Gotowała nam pyszne obiadki, bawiła się z Filipkiem. Kupiła mu wielkiego balona z Myszką Miki a Filipek nie mógł oczu od niego oderwać. I tylko zerkał na mnie i na balonik. Patrzył, czy ja go obserwuję. Na drugi dzień poszłyśmy z mamą na szczepienie Filipka. Już wszystkie podstawowe szczepienia ma za sobą. Już więcej nie będą go kłuć aż trzy razy. Filipcio płakał, na szczęście, nie tak bardzo jak ostatnio. No i dziś mama pojechała, bo po remoncie, chce nam wysprzątać całe mieszkanie, żebyśmy mieli już czysto, jak się wprowadzimy. W tym tygodniu czeka nas wielkie pakowanie a za tydzień przeprowadzka. 



wtorek, 5 marca 2013

Decyzja zapadła. Kupujemy mieszkanie w rodzinnej miejscowości. Mieszkanie, może do końca nie jest takie o jakim marzyliśmy - ma tylko dwa pokoje, ale i tak jest o 11 m2 większe od naszego obecnego. Jest na pierwszym piętrze, więc nie będzie problemu z dźwiganiem Filipka. Klatka schodowa jest ogromna, zatem wózek będę mogła zostawiać na dole. I ma ogromny balkon. Za blokiem znajduje się plac zabaw dla dzieci, będę więc mogła z domu obserwować, jak bawi się Filipek. A po drugiej stronie ulicy jest przedszkole, szkoła podstawowa i gimnazjum. Filipek będzie miał blisko do szkoły i może, za jakiś czas, będę tam pracowała. Okolica jest spokojna, nie będzie tego hałasu za oknem, co tutaj. A co najważniejsze, rodzina będzie pod ręką. Będą codzienne odwiedziny babć i dziadków. Filipek w końcu nie będzie sam. Tutaj nawet na chwilę nie mam z kim zostawić synka. A planujemy jeszcze jedno dziecko. Nie wiem, jak wychodziłabym na spacer,  z dwojgiem małych dzieci i z psem, z czwartego piętra.  
Właściciel mieszkania stwierdził, że na pieniądze poczeka nawet pół roku, dopóki nie sprzedamy swojego. Moim rodzicom wręczył klucze i oni już od pierwszego dnia działają. Remontują nam mieszkanie, tak że przyjedziemy już na gotowe.
Nawet nie wiem, ile nocy nie spałam, zastanawiając się, czy dobrze robimy. Wracać z miasta na wieś? Ale tak czy inaczej, tam jest nasze serce. Tam się wychowaliśmy.
Denerwuję się, że zamiast spokojnie cieszyć się macierzyństwem, skupiam się na mieszkaniu.  

A w niedzielę odbędą się chrzciny Filipka.  

piątek, 1 marca 2013

Filipek jest bardzo pogodnym dzieckiem. Wystarczy tylko stanąć koło łóżeczka a na jego twarzy natychmiast pojawia się uśmiech. Śmieje się o każdej porze dnia i niestety także nocy. Kiedy ten słodki, szczerbaty uśmiech, pojawia się w nocy to zły znak. Oznacza bowiem, że Filipek jest już zrelaksowany i wypoczęty i nie ma ochoty już dłużej spać. Tak jak dzisiaj. Dzień rozpoczęliśmy o 4. nad ranem. Filipek obudził się na karmienie i już nie spał aż do 9. rano. W tym czasie, leżał  grzecznie w swoim łóżeczku a ja zamiast spać, czekałam aż on uśnie i się nie doczekałam. Dzisiaj więc znowu będzie długi dzień...
Filipek jest bardzo ciekawy świata. Jak każde dziecko, uwielbia być noszonym po mieszkaniu, kiedy to pokazuję mu różne przedmioty. Gdy karmię go piersią, wszystko jest w stanie oderwać go od jedzenia: głos taty, jakiś szelest albo tak po prostu, chce sobie na coś popatrzeć przez chwilę.
Filipek l
ubi jak się do niego mówi. Jest wtedy taki wpatrzony w twarz, zasłuchany, radośnie wymachuje łapkami i na buźce pojawiają się dołeczki. Kiedy wyciągam do niego dłonie on je chwyta tak, jakby chciał, żebym wzięła go na ręce. Mocno trzyma moją dłoń, ogląda ją dokładnie. Każdy palec musi dokładnie zbadać. 
Lubi też bawić się i smakować swoje grzechotki. Pięknie wyciąga po nie rączki.
Śmieje się podczas zabawy "Jedzie rowerek na spacerek" kiedy to, na przemian, delikatnie zginam nóżki synka, udając jazdę na rowerku. 

Lubi kiedy wydaję z siebie różne, gardłowe dźwięki, kiedy dotykam jego noska i mówię: "pip".
Podobają mu się wyliczanki: "Idzie kominiarz po drabinie" i "Idzie rak".
Filipek uwielbia także słuchać kołysanek a najbardziej "Z popielnika na Wojtusia". Przy tej kołysance, przeróżnie intonuję teks, dzięki czemu, Filipek jest wpatrzony we mnie jak w obrazek. Ta piosenka jest lekarstwem na wszystko. Czasami, gdy jest zapłakany a usłyszy tylko pierwszy wers tej kołysanki od razu przestaje płakać a na jego policzkach pojawiają się dołeczki.
Z nocnym zasypianiem mamy mały kłopot. Kiedyś wystarczyło, że tylko usiadłam z nim w bujanym fotelu i on od razu odpływał a teraz nie. On chce, aby bujać go na rękach, koniecznie na stojąco i prosto pod kloszem z kolorowymi diamencikami. Jeśli zrobi się tylko krok dalej, czy w bok, Filipek od razu protestuje. Biedne były moje plecy. Teraz staram się, uczyć go zasypiać w łóżeczku a nie na rękach. Po kąpieli karmię go i Filipek często zasypia przy piersi a jak nie to kładę go do łóżeczka. Jeśli grzecznie leży to nie przeszkadzam mu a jak zamarudzi lub zacznie mnie wołać to przychodzę, głaszczę go po czółku. Jeśli i to nie pomaga wtedy tata wkracza do akcji i buja go nad ulubionym żyrandolem :))