W zeszłym tygodniu mój brat rozpoczął ferie zimowe. Z Romkiem chcieliśmy, żeby przyjechał do nas, chociaż na kilka dni. W domu sporo szykowałam na jego przyjazd. Prałam, sprzątałam, gotowałam, aby potem, jak przyjedzie, spędzić z bratem jak najwięcej czasu. Rodzice przywieźli go do nas w piątek, tuż po lekcjach. Niedawno miał on zapalenie płuc, więc z tego powodu, żeby się oszczędzał, nie przygotowaliśmy mu zbyt wielu atrakcji. Najwięcej czasu spędziliśmy w domu. Ale za to, te kilka dni, były dniami rozpusty... Objadaliśmy się ulubionym ciastem mojego brata, co wieczór jedliśmy chipsy, piliśmy pepsi. Chodziliśmy też do kawiarni na sheika waniliowego i do cukierni, po eklerki z bitą śmietaną. W domu oglądaliśmy telewizję, graliśmy w gry online, ja na jednym laptopie on na drugim, albo wspólnie, łączyliśmy siły, przeciw komuś innemu. Śmialiśmy się przy tym tyle, że aż nas brzuchy bolały. Wieczorem brat przyszedł do naszego pokoju i mówi: "Magda, my tak: hi, hi, hi, cha, cha, cha, że aż zapomniałem wziąć tabletek". A jak było cieplej, spacerowaliśmy z psem po parku.
Brat spędził u nas 5 dni. Przyjechali po niego rodzice z babcią. Dopiero drugi raz była babcia u nas. Przywiozła dla nas poszewki od kołdry i dziadka kijki nordic walking. Bardzo jej się podobało, jak mamy urządzone mieszkanie.
W tym czasie, niecierpliwie oczekiwałam na odpowiedni moment, aby zrobić test ciążowy. Zawsze okres mam regularnie, jak w zegarku, a spóźniał mi się już kilka dni. Niestety, wynik wyszedł negatywny. Bardzo rozczarowałam się. Kurcze, dlaczego zajście w ciążę jest takie trudne? Pierwsze, nieśmiałe starania, poczyniliśmy już w sierpniu, ale wtedy jeszcze, nie przykładaliśmy do tego, tak dużej wagi, nie staraliśmy się, aż tak bardzo. Teraz to się zmienia i czasami martwię się, że może nigdy nam się nie uda. Jestem zła, bo wszyscy w około mają dzieci a niekoniecznie mają warunki do tego, a u nas odwrotnie.
Brat pojechał a my musieliśmy wrócić do równowagi żywieniowej. Chcieliśmy spalić te nasze obżarstwo. Codziennie, chodziliśmy do lasu z kijkami, na 3 godziny. Po takim wysiłku, czuliśmy ogromny głód, ale mimo to, udało nam się wdrożyć w życie, nowy plan żywieniowy. Odnalazłam mój stary dziennik żywieniowy. Byłam w szoku, jak przeczytałam, co ja wtedy jadłam. Oczywiście, zero tłustych rzeczy, zero smażenia. Obiad był gotowany na parze i oprócz tego, jadłam mnóstwo owoców, warzyw i surówek. Aż nie mogłam pojąć, że kiedyś tym się zajadałam i bardzo mi to smakowało. Efekty takiego odżywiania były zniewalające. Schudłam wtedy ponad 20 kg.
W sobotę wzięłam się więc do roboty. Wyrzuciłam z kuchni takie śmieci jak: białe pieczywo, napoje gazowane, słodycze, śmietanę, sery żółte, masło, zwykłą herbatę. Zastąpiłam to ciemnym pieczywem z ziarnami, ogromną ilością pomarańczy, jabłek, bananów, brzoskwiń. Wyciągnęłam też z szafki zakurzony parowar i blender. Zamiast smażyć w oleju będę gotowała na parze. A gdy mam ochotę na coś słodkiego, wrzucam kilka owoców do blendera i po minucie mam pyszny koktajl owocowy. Staram się też pić, zdecydowanie więcej, wody niegazowanej i herbaty z pokrzywy i kopru włoskiego. Warto podkreślić, że to nie jest żadna dieta, bo będę jadła tyle co zawsze, tylko po prostu, zdrowe jedzenie. I nie tyle chodzi mi teraz o schudnięcie, ile o zmianę nawyków żywieniowych, bo to jest podstawa. Kiedy człowiek zacznie się zdrowo odżywiać, ma wtedy więcej energii, siły a co za tym idzie chudnie i czuje się bardziej zdrowszy i szczęśliwy. I oczywiście poza zdrowym odżywianiem równie ważny jest ruch. Więc są i od dawna były, spacery w parku, marsze po lesie. Ostatnio doszedł basen i gdy tylko pogoda się poprawi, chcę nadal kontynuować bieganie na stadionie. Poza tym, dzisiaj planujemy kupić orbiterek do ćwiczeń. Chciałabym pięknie wyglądać do wiosny. Trzymajcie kciuki.
ja tez ostatnio zmienilam nawyki zywieniowe. Poki co trzymam sie dzielnie i czuje sie o wiele lepiej.
OdpowiedzUsuńNie martw sie, dzidzius pojawi sie, gdy stwierdzi, ze to odpowiedni moment :)
Hehe, a więc witaj w klubie :)
UsuńJa po wszystkim co nas spotkało, po również długich czasach oczekiwania na ciążę stwierdziłam, że dziecko do nas przyjdzie, kiedy stwierdzi, że to odpowiedni moment, że jesteśmy na nie naprawdę gotowi... Gdy wbiłam sobie to do głowy, było łatwiej :))
OdpowiedzUsuńTrzymam mocno kciuki :)) Mmm ja to bym teraz kluski na parze zjadła;p (choć takie kluchy to chyba mało ma ze zdrowym jedzeniem?;p)
My od dawna o niczym innym nie marzymy, tylko o dzidzi. I tak długo zwlekaliśmy z tą decyzją, bo studia, mieszkanie, itp. Ale już wszystkie plany zrealizowaliśmy, brakuje nam do szczęścia tylko małej kruszynki…
UsuńWiem doskonale o czym piszesz z tym odzywianiem się :) Zmiana nawyków żywieniowych naprawde potrafi zdziałać cuda! powodzenia więc, trzymam kciuki :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wytrwam w tym postanowieniu. Najtrudniejsze są początki a potem to z górki ;)
UsuńNo to widzę, że brat powinien być zadowolony z tych kilku dni ferii. Co do starania się o malucha. Nic się nie martw. Ja zaczęłam brać folik w lipcu i pani ginekolog powiedziała mi, najlepiej teraz zajść w ciążę po jakiś 3 miesiącach, niech filik (kwas foliowy) się zadomowi. My i tak próbowaliśmy od razu i po 3 miesiącach zaszłam w ciążę. Tak wiec głowa do góry i nic się nie martw. Wiem jednak od koleżanek, że trzeba uważać na dietę, bo jak ją zmieniasz to i twój organizm zaczyna inaczej funkcjonować i może skupić się na zmianach żywieniowych, a nie na zmianach "w macicy". Trzymam kciuki ;-)
OdpowiedzUsuńDieta i poprawa kondycji na pewno wpłynie pozytywnie na zdrowie. Mam nadzieję, że dzięki temu szybko zajdę w ciążę. A kwas foliowy biorę już pół roku. Chciałabym, aby jeszcze w tym roku, udało nam się.
UsuńOch pewnie, że trzymam kciuki! Zwłaszcza, że sama tez się za siebie wzięłam :D
OdpowiedzUsuńWięc i ja za ciebie również trzymam kciuki. Damy radę :)
UsuńPiękne podejście do życia masz/ macie :). Fajnie, że tak zdrowo się odżywacie! :) Myślę, że w takim trybie życie do wiosny, będziesz niezłą laską ;).
OdpowiedzUsuńCo do starania się o dzidziusia, nie martw się i bądźcie dobrej myśli... moja siostra miała problem w zajściu w ciążę po raz trzeci, zamartwiała się i w ogóle... a teraz? Ma śliczną córeczkę (trzecie dziecko z kolei) :), także głowa do góry i na pewno Wam się uda.
Hehehe, mam nadzieję, że tak będzie :) Na razie staram się nie przejmować tym, że nie jestem jeszcze w ciąży, ale gdy w około widzi się tyle dzieci…
UsuńWyjdzie na to, że jestem ta zła... bo wszystkie leją tutaj miodzik na te Twoje starania, ale czy jesteś przekonana, że chcesz tego dziecka? Skończyłaś studia, nie chciałabyś znaleźć pracy, spełniać się zawodowo? Rozumiem, że pewnie Was stać na to, żebyś nie pracowała. Ale patrząc trzeźwym okiem, czasy mamy trudne, ale pewnie zawsze były trudne, więc to nie argument, ale co z Twoją przyszłością? A jak męża zabraknie, jak sama zostaniesz, to skąd weźmiesz środki do życia, bez doświadczenia zawodowego? Nie obraź się, ja po prostu uważam, że kobieta powinna być samowystarczalna na wypadek gdyby.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że ktoś ma odmienne zdanie, wtedy mogę spojrzeć z innego punktu widzenia, na moje życie. Bardzo cenię sobie szczerość. Wiem, co masz na myśli. Jakiś czas temu miałam podobne obawy. Jednak na pracę w moim zawodzie nie mogę liczyć, etatów brakuje a do jakiejkolwiek pracy zawsze zdążę pójść i zdobyć doświadczenie. Teraz boję się, że na bycie mamą może mi tego czasu zabraknąć. Za dwa miesiące skończę 28 lat a chciałabym mieć przynajmniej dwoje dzieci. A przyszłość pod względem finansowym niejako też mam zapewnioną. Skromną, ale jednak.
UsuńRozumiem, każdy z nas ma inny system wartości. Dla Ciebie posiadanie dziecka jest bardzo ważne (tak wnioskuję ;)) ja jestem troszkę młodsza i póki co inne sprawy są dla mnie ważne, nie martwi mnie to że mogłabym nie mieć dzieci, uznałabym, że tak miało być i wtedy adoptowałabym, bo dość jest na świecie dzieci opuszczonych. Poza tym jak to Pająk mówi, mam silne zapędy do takiego "zdrowego" feminizmu. Uważam, że kobieta musi być przygotowana do sytuacji gdyby została sama i musi mieć "swoje życie". Cieszę się, że zrozumiałaś to co miałam na myśli, bo nie pisałam tego w złej wierze, jak to nieraz bywa na blogach.
UsuńO tak, rodzina jest dla mnie bardzo ważna. Chciałabym mieć gromadkę dzieci, ale wiadomo, jak to jest w tych czasach. Podzielam też twoje zdanie na temat tego, że kobieta musi być przygotowana, bo nigdy nie wiadomo, co ją może spotkać, że musi mieć swoje życie. Ale teoria swoje a w praktyce jest o wiele trudniej. Ja jestem uzależniona od męża, ale chciałabym, jak już będziemy mieli dzieci, również się usamodzielnić. Bo już dłużej nie chcę odkładać decyzji o dzieciątku.
UsuńWidzę, że miło i błogo upływają Ci dni. Po stresu związanym z mgr nie ma śladu, fajnie :-).
OdpowiedzUsuńCzasem tak jest, że jak się ludzie starają to długo muszą czekać, a jak się nie starają to od razu siup.. kinder niespodzianka ;-))
Czasami jeszcze śnią mi się koszmary typu, że nie obroniłam się itp.:) A poza tym, śladu po magisterce tutaj nie ma, bo jakoś w znaczący sposób, jak na razie, nie zmieniło to mojego życia. Niestety z pojawieniem się dzieci, często jest na przekór, ale mam nadzieję, że jeszcze w tym roku będziemy mieli kinder niespodziankę:)
UsuńWidzę,że nie tylko ja zmieniam nawyki żywieniowe ;) Mama trochę marudzić,że specjalnie dla mnie musi kupować osobny chleb i gotować osobny obiad ,często na parze. Ale ja się nie poddam,chcę się zdrowo odżywiać.
OdpowiedzUsuńI życzę powodzenia i szczęścia we wszelkich staraniach o pociechę ;) Trzymam kciuki i mam nadzieję,że się Wam uda ;)
Dobrze, że w zmianie nawyków, nie jestem sama, tylko z mężem. Z pewnością jest mi trochę łatwiej niż Tobie. Ale trzeba mieć determinację i motywację, wtedy na pewno się uda.
UsuńMam nadzieję, że niedługo, ogłoszę dobrą nowinę na blogu :)
Widzę, że u Ciebie podobnie jak u mnie, jak ktoś przyjeżdża to wszystko skupia się wokół jedzenia a więc obżarstwo pełną parą =)))
OdpowiedzUsuńKochana, czy na pewno dobrze obliczasz dni płodne (?) Nam udało się za trzecim razem, ale okazało się, że przez dwa pierwsze razy zupełnie źle wyliczyłam dni płodne.
Wiem też, że niekiedy nie warto czekać tylko iść do lekarza, bo np. szwagierka miała problem z hormonami a to trzeba od razu wyregulować.
Trzymam kciuki =*
Raczej dobrze odliczam dni płodne. Wypadają one od 10 do 17 dnia cyklu. Korzystam też z różnych kalendarzyków internetowych dotyczących płodności. Myślę, że poczekam jeszcze z pół roku, wtedy, jak się nie uda, skonsultuję się z lekarzem.
UsuńCieszę się, że nie jestem sama w tym moim "wariactwie" zdrowego żywienia. Ale ktoś kto nie próbował nie wiem, że to nie tylko dla wyglądu ale człowiek się na prawdę fajnie czuje taki nienadmuchany i jakby pusty w środku ;) Prawda?
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o dziecko to nie poddawaj się. Dopiero po roku starań możesz zacząć się obawiać, ale pamiętaj, że zawsze można się udać do specjalisty który wie najlepiej jak nam pomóc. Ja niestety należę do tej grupy, która ma z tym kłopoty i w mojej sytuacji chyba się już poddałam, ale Ty się nie poddawaj.
Prawda, prawda, już od dłuższego czasu czuję taką przyjemną pustkę w środku i jednocześnie lekkość :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o maleństwo, będziemy dalej próbowali. Poczekamy jeszcze pół roku, jak się nie uda, wybierzemy się do lekarza. Ale na szczęście jestem jeszcze młoda, mam jeszcze czas, jakby co, podobnie jak Ty. Wierzę, że niedługo obie ogłosimy na blogu dobrą nowinę :)))