O mnie

Moje zdjęcie
Trzydzistoparolatka. Żona. Mama dwóch chłopców. Dzięki nim moje życie nabrało barw. Na blogu pragnę uwiecznić naszą (nie)codzienność. Chcesz do mnie napisać? Mój email: madzia435@gmail.com

Obserwatorzy

Online

poniedziałek, 23 listopada 2009

Po wypadku

Jeszcze bolą nas nogi, ale już funkcjonujemy. Pojawiły się nowe lęki: strach przed wyjściem z domu, przed samochodami, przed piskiem opon, strach przed przejściem na drugą stronę ulicy. Mieszkam w dużym miasteczku, bardzo tłocznym, niestety nie ma świateł. Chociaż kierowcy wykazują kulturę jazdy, zawsze zatrzymują się przed pasami, ustępują pieszym, ale jak doświadczyłam, nie wszyscy. Ten, który nas potrącił nie chciał udzielić pomocy. Nie chciał zadzwonić po pogotowie, bo jak krzyczał ma prawo jazdy dopiero od 1,5 roku! Telefon trzymał w ręku, nie zadzwonił. Gdyby to było gdzieś na uboczu, pewnie uciekłby i nas tak zostawił. Dostał 6 punktów karnych i 500 zł mandatu. A my staramy się wrócić " do normalności", ale jest to trudne…

wtorek, 17 listopada 2009

Wypadek


13.11.2009. W piątak, wracaliśmy z mężem do domu, z wieczornego biegania. Byliśmy już na środku pasów… Z zza zakrętu, szybko wyjechał samochód. Zobaczyłam tylko jego światła, jechał prosto na nas. Dalej wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie.
Nie wiedziałam gdzie znajduję się. Zastanawiałam się co się dzieje i czy to dzieje się naprawdę ? Czy może oglądam jakiś film, czy to dzieje się na filmie??? Nagle, uświadomiłam sobie: „ Boże to dzieje się naprawdę, on w nas wjedzie! ” Trwało to ułamki sekund, nie zdążyłam w żaden sposób zareagować, nic zrobić .
Zobaczyłam męża turlającego się po masce samochodu, za moment ja poczułam uderzenie, ból, upadek.
Na szczęście skończyło się to tylko potłuczeniem lewego uda, bólem nóg, zawrotami głowy, bólem szyi, brzucha oraz ogólnym bólem wnętrzności, ale powoli wracamy do zdrowia.
„Człowiek żyje dopóki nie umrze”. Życie jest takie kruche, szliśmy , mieliśmy tysiące planów, marzeń, rozmawialiśmy właśnie o tym , a tu nagle mogłoby nas nie być. Gdyby jechał trochę szybciej bylibyśmy tylko liczbami, statystykami.
Przeżyj ten dzień tak,
jak gdyby miał być ostatnim
w Twoim życiu.

czwartek, 12 listopada 2009

Moje uzależnienie

Książki, których naczytałam się o zdrowym odżywianiu i zasady których przestrzegałam, to wszystko, czego nauczyłam się poszło w las. Teoria sobie i praktyka sobie. Zaczęło się chyba od mojej sesji egzaminacyjnej, nie mogłam poradzić sobie ze stresem. Na pocieszenie zaczęłam kupować sobie ptasie mleczko, deserki, słodycze no i moje ukochane frytki. Nie wiem, kiedy to wszystko wymknęło się spod kontroli. Nie mogę się powstrzymać, żeby nie zjeść przepysznych frytek z sosem czosnkowym Winiary , z cebulką lub jakąś surówką. Objadam się tym prawie codziennie i nie mogę przestać. A kiedy zjem je już, mam ogromny dół psychiczny i ogromne wyrzuty sumienia. Mężowi przysięgam, że już więcej nie kupię a po kryjomu robię to. Chociaż wybieram mniejsze zło, bo nie smażę ich w głębokim oleju, tylko w mikrofalówce, ale i tak zdążyłam przytyć 3 kg (?), widać że moje niektóre spodnie zrobiły się przyciasne. Poza tym od lata bardzo ciężko jest zmobilizować mi się do biegania, nawet na wieczorny marsz mąż musi nieźle natrudzić się, żebym poszła z nim. Mam gorszy nastrój, stałam się bardziej nerwowa i ostatnio cierpię na bezsenność. Nie chce ruszyć mi się tyłka, wychodzę tylko na spacer z psem. Wolę siedzieć w domu i czytać książki. Na pewno stąd biorą się częstsze kłótnie, kłócimy się czasami nawet bez żadnego powodu. To moja wina.

niedziela, 1 listopada 2009

Zdołowana

Dół psychiczny trwa… Kłócimy się ciągle. Miał pięć dni wolnego i zamiast cieszyć się tym, że możemy pobyć razem, kłóciliśmy się . Wrócił temat moich teściów i tak się zaczęło. On nagle wybuchał, bo na ich temat nie wolno mi nic złego powiedzieć i w odwecie mieszał z błotem mnie i moją rodzinę. Dziecinada! Wie co mnie najbardziej boli, zna moje czułe punkty, nie pominął więc niczego. Potem godziliśmy się po to, żeby po chwili znowu się pokłócić. I tak w kółko. A teraz jest, chyba pierwsza tak poważna, cisza…