I zleciał nam miesiąc. Z dwojgiem dzieci wcale nie jest tak ciężko, jak słyszałam. Może tylko na początku, zanim ustali się nowy porządek dnia.
Pierwszy miesiąc z Franiem wcale nie był taki trudny i stresujący, jak to było z Filipkiem. Przeciwnie, jest mi teraz dużo łatwiej. Pamiętam, jak urodził się Filipek, wszystkiego bałam się, ponieważ nie miałam żadnego doświadczenia. Nie wiedziałam, co mnie czeka. Bałam się wziąć go na ręce, gdyż był taki drobniutki i delikatny. Zupełnie nie wiedziałam, jak przykładać go do piersi, żeby go nakarmić. Bałam się go wykąpać, żeby mu krzywdy nie zrobić. W ogóle bałam się przebywać z nim sama, gdyż byłam przekonana, że nie będę wiedziała, co zrobić, jak będzie płakał. I wstawanie w nocy... Byłam tak bardzo zmęczona, że jak wróciłam z toalety, nie pamiętałam, czy go już nakarmiłam, czy dopiero mam to zrobić. Byłam zestresowana i trochę sfrustrowana. Poza tym miałam jakieś swoje przyzwyczajenia. Trudno było zrezygnować ze swoich pasji. Nie mogłam z tym pogodzić się.
Teraz jest zupełnie inaczej. Wiem, że najważniejsze jest dziecko i jego potrzeby. Jeśli ono będzie szczęśliwe ja też będę szczęśliwa i będę czuła się spełniona. Gdy urodził się Franiu, nie czułam lęku, żeby zajmować się nim. Choć, gdy zdjęłam mu pieluszkę zdziwiłam się, że jest on taki malutki i delikatny. W rożku nie było widać drobniutkiego ciałka. Od samego początku, zupełnie sama, zajmowałam się Franiem.
Franiu rośnie jak na drożdżach. Gdy urodził się ważył 3500 kg. Masa ciała w dniu wyjścia ze szpitala, dnia 27.06.2016, wynosiła 3.410 kg. Podczas drugiej wizyty położnej 4.07.2016 ważył 3605 a po czterech dniach, 8.07., ważył aż 3875 kg. Przez pięć czy sześć dni karmiłam go mlekiem modyfikowanym, ponieważ nie miałam pokarmu. Ssał i ssał moją pierś, ale i tak wydawało mi się, że jest głodny. Jednak po sztucznym karmieniu bardzo dużo ulewało mu się. Ile zjadł, tyle ulało mu się. Na szczęście, dostałam pokarm. Dużo pokarmu. Piersi mam takie ciężkie i twarde, że aż mnie bolą, ale jak ma nie być dużo pokarmu, jak Franiu je z jednego i drugiego cyca. Filipka karmiłam rok i miesiąc tylko jedną piersią. Drugiej wcale nie chciał.
Przez pierwsze dni Franek tylko jadł i spał... przy mojej piersi. Byłam strasznie uwiązana. Franiu nie potrafił usnąć bez piersi. W dzień i w nocy ciągle był przy cycu. Ssał pierś nawet trzy godziny. A ja nie mogłam nic w domu zrobić. Nawet nie miałam jak przygotować posiłku dla Filipka, bo cały czas trzymałam Frania. Potem starałam się podmieniać pierś na smoczek, ale ten cwaniaczek od razu wiedział, że coś jest nie tak i budził się. Nawet nie potrafił trzymać smoczka w buzi. Ciągle mu wypadał. Jednak musiałam być konsekwentna. Kiedy pojadł podawałam mu smoczka non stop. Minęła wtedy dobra godzina zanim usnął.
W trzecim tygodniu życia zaczęły się kolki. Franiu robił się czerwony na buźce, głośno płakał i nerwowo kurczył nóżki. Gdy ból minął od razu spał wyczerpany, gdy ból wrócił znów trzeba było go nosić i tulić. Potem kupiliśmy w aptece zioła na kolkę i trochę mu pomogło. Nadal Frania boli brzuszek, ale już nie tak często. Jednak mam wrażenie, że przez to noszenie i tulenie Franiu nie potrafi zasnąć sam w łóżeczku. Gdy jest sam zaraz zaczyna płakać. Wystarczy, że zobaczy, że już ktoś jest przy jego łóżeczku uspakaja się. A potem tylko czeka, aż weźmie się go na ręce. Na rękach od razu wycisza się. Leży i obserwuje. W nocy nie jest tak źle. Czasami Franiu budzi się co dwie godziny a czasami co cztery. Miej więcej w nocy budzi się już o stałych porach: o 22. potem o 2. w nocy i o 6. rano. Jestem zadowolona, gdyż do Filipka wstawałam co dwie godziny i tak przez rok. Franiu przez większą część dnia wciąż tylko je i śpi, ale teraz coraz częściej lubi trochę poleżeć i porozglądać się. Coraz bardziej tymi ciemnoniebieskimi przygląda mi się, marszczy brwi, jakby był trochę zdziwiony. Czasami już na mój głos, albo Filipka, delikatnie uśmiecha się. I to w zasadzie tyle.
Natomiast dla Filipka ten miesiąc był bardzo trudny. Do tej pory był naszym oczkiem w głowie a teraz ktoś zajął jego miejsce. Nie miałam dla niego czasu, bo cały czas siedziałam z Frankiem przy piersi. Filipek czuł się zaniedbany i odrzucony i niestety faktycznie tak było. Przez to zachowywał się okropnie. Nie można było z nim wytrzymać. Wcale nie słuchał się nas. Celowo wszystko robił nam na przekór. W stosunku do Franka był bardzo nieostrożny. Krzyczał, wrzeszczał, szalał po mieszkaniu, wygłupiał się, biegał, skakał po łóżku, gdy Franiu na nim leżał, podstawiał mi nogi, gdy szłam trzymając Franka na rękach, wszystko negował. Gdy zwracałam mu uwagę na złe zachowanie, śmiał się ze mnie i jeszcze gorzej zachowywał się. Zrobił się zły i nerwowy. Robił to, co chce. Nie mogliśmy nad nim zapanować. Zupełnie nie poznawałam mojego syna. Do tej pory ZAWSZE był grzeczny, spokojny, pogodny. Przez jego zachowanie złościłam się na niego. Myślałam, że nerwowo nie wytrzymam. Filipek czuł się odrzucony. Z załzawionymi oczami zasypiał sam a mi serce pękało. Tak mi go szkoda było. Do tej pory robiłam wszystko z Filipkiem. Bawiłam się z nim, karmiłam, kąpałam, wieczorami czytaliśmy książki i przytulaliśmy się a gdy zasypiał trzymałam go za rączkę. Teraz trzymałam Franka. W domu panował totalny chaos. Filipek niby wiele razy mówił, że kocha Frania, ale przez miesiąc nie mógł pogodzić się z nową sytuacją.
Filipek ma 3 lata, 9 miesięcy i 6 dni
Franiu ma 1 miesiąc i 6 dni
O mnie
- Magda
- Trzydzistoparolatka. Żona. Mama dwóch chłopców. Dzięki nim moje życie nabrało barw. Na blogu pragnę uwiecznić naszą (nie)codzienność. Chcesz do mnie napisać? Mój email: madzia435@gmail.com
Obserwatorzy
Online
sobota, 30 lipca 2016
wtorek, 5 lipca 2016
Narodziny Franka
Z samego rana, 24. czerwca, pojechaliśmy z Romkiem do szpitala. Filipek spał jeszcze a więc nie było bolesnego pożegnania. Nie stresowałam się. Przeciwnie, cieszyłam się, że moje dolegliwości ciążowe skończą się i, że w końcu będę miała Frania w ramionach. Tak długo czekałam na ten moment.
Zestresowałam się dopiero tuż przed cesarskim cięciem, kiedy szykowano mnie do zabiegu. Źle się czułam. Było mi słabo i duszno. Na dworze było 35 stopni a ja byłam przez dobę bez picia. Myślałam, że umrę tam, zanim wykonają mi cesarkę. Najpierw położne przeprowadziły wywiad zdrowotny. Potem podłączyły mnie do kroplówek. Czułam straszny dyskomfort w związku z moim pęcherzem. Co chwilę mogłabym chodzić do toalety. Nareszcie zjawił się anestezjolog i zaprowadzono mnie na salę operacyjną...
Strasznie dziwne uczucie - iść pod nóż. Czułam się nieswojo. Bałam się, czy wszystko będzie w porządku. Czy nic mi się nie stanie. Dostałam zastrzyk w kręgosłup. Poczekaliśmy parę minut i zaczęło się... Bólu żadnego nie czułam, tylko takie dziwne falowanie. Na sali była cudowna położna. Dzięki niej wiedziałam, co się dzieje. Widziała, jak to wszystko przeżywam i dodawała mi otuchy, wsparcia. Mówiła, że ona już widzi dzieciątko, ale jest jeszcze ono w brzuszku. A ja byłam jakaś oszołomiona. Nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje, że zaraz będzie Franiu. W końcu usłyszałam cichy płacz mojego dziecka!!! I ja popłakałam się, jak go usłyszałam. Ze szczęścia. Pokazali mi Frania tylko przez chwilę. Kiedy przytulili go do mojego policzka, natychmiast przestał płakać. A potem zszywali mnie i zszywali. Zdawało mi się, że trwa to wieki. Kiedy zawieźli mnie już na salę pooperacyjną czekał już tam na mnie Romek z Franiem na rękach. Śliczny, mały chłopczyk. Zaskoczona byłam, że jest taki malutki. Te rączki, paluszki, główka...
Po cesarskim cięciu czułam się całkiem nieźle, dopóki ból nie zaczął nasilać się. Wtedy dostawałam dużą dawkę znieczulenia. Frania zostawiono na sali przy mnie. Gdy płakał nie mogłam wstać do niego. Przychodziły położne i go karmiły, ponieważ pokarmu też nie miałam. Wieczorem położne kazały mi wstać z łóżka. Ledwo to zrobiłam, ale taki ogromny ból poczułam, że znów dali mi środki znieczulające. Na sali leżałam z przemiłą dziewczyną. Kiedy tylko Franiu zająknął, ona non stop, całą noc, wstawała i mi go podawała do łóżka. A ja w ogóle jeszcze nie mogłam poruszać się. Rana strasznie mnie bolała. Nie mogłam wstać z łóżka do Małego, podsunąć się wyżej albo niżej, czy zmienić pozycję. Było mi bardzo ciężko.
A na drugi dzień załapałam ogromnego doła. Po cichu ryczałam za moim Filipkiem. Tak bardzo mi go brakowało. Nie mogłam oglądać jego zdjęć ani filmów w telefonie, bo tęsknota była nie do zniesienia. Dobrze, że został z moją mamą. Wiedziałam, że jest w dobrych rękach. Jednak, gdy słyszałam, jak krzyczy i płacze przez telefon: "Chcę do mamusi! Do mamusi!" myślałam, że serce mi pęknie.
Kolejnego dnia, kiedy trzymałam małego Frania na rękach, tyłem do siebie, zauważyłam, że nagle ręce tak dziwnie wyprostował. Zrobiły mu się one takie sztywne. Odwróciłam go do siebie, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku a on był już cały siny!!! I z sekundy na sekundę robił się coraz bardziej fioletowy. Spanikowana, wzięłam go do pozycji pionowej, ale to nic nie pomagało. Włączyłam alarm. Wołałam o pomoc, ale nikt nie przychodził!!! W końcu pobiegłam z nim do położnych. Na szczęście były tam u siebie, bo by było po nim. Po moim synku!!! Ja nie umiałabym mu pomóc!!! Chociaż tyle naczytałam się o pierwszej pomocy, ale w panice nie wiedziałam, co robić. Okazało się, że Franiowi źle odbiło się. Zamiast ustami, odbiło mu się przez nosek i całą wydzielinę miał w nosie a noworodki tylko przez nos oddychają. Położne położyły go na brzuch i oklepywały mu plecy. Potem udrożniły mu nos i gardło. Dwie chusteczki żółtej wydzieliny wyjęły mu z nosa i mnóstwo śliny z buzi. Powoli Franuś zaczął nabierać kolorów. Ale i tak byłam przerażona. Potem, bałam się z nim zostać sama. Bałam się go na chwilę spuścić z oczu ani tym bardziej w nocy nie usnęłam tylko czuwałam. A on jeszcze długo po tym charczał i charczał. Nie mógł swobodnie oddychać. Męczył się.
Na następny dzień, w dniu wyjścia, zauważyłam, że mnóstwo szwy wyszło mi z brzucha. Bałam się, że będą musieli jeszcze raz mnie zszywać i mój pobyt w szpitalu przedłuży się, albo po prostu rozpadnę się. Szew powinnam mieć przez tydzień a mi już po trzech dniach zaczął wychodzić. I lekarka jeszcze miała do mnie pretensje z tego powodu. Na szczęście, mogłam wyjść, tylko muszę uważać na siebie. Nie mogę nic dźwigać.
W poniedziałek, 27. czerwca, mogliśmy z Franiem opuścić szpital. Przyjechał po nas Romek z Filipkiem. Filipek dojrzał mnie, kiedy stałam w oknie a on był jeszcze na zewnątrz. Machał mi rączką i nie mógł wzroku ode mnie oderwać. Kiedy przez te trzy dni napatrzyłam się na Frania, Filipek teraz wydał mi się już taki duży i te jego rączki też takie duże. Bardzo się za mną stęsknił, ale na powitanie ledwo mnie przytulił. Zaraz zaczął pytać się o dzidziusia. Przyglądał mu się. Zdziwiony był, że Franiu jest taki malutki, że ma takie malutkie rączki. Podniósł koc do góry i go odkrył, bo chciał zobaczyć, czy nóżki też są malutkie. Od razu zapytał się, czy może pogłaskać dzidziusia. Widać było w jego oczach ogromną radość. Mówił, że jeszcze nie widział takiego dzidziusia, że dzidziuś jest fajny.
Niestety po przyjeździe do domu nie mogłam poznać Filipka. Zaledwie trzy dni mnie nie było a on tak się zmienił. Do tej pory był grzeczny, spokojny, zawsze się słuchał a teraz piszczał i krzyczał bez powodu. Stał się nerwowy, wszystko negował, nic mu się nie podobało. To, co lubił jeść, nagle przestało mu smakować a ja.... Niestety, nie mogłam poświęcić mu czasu. Brzuch mnie strasznie bolał po cesarce. Nie mogłam za wiele koło niego zrobić a poza tym Franiu ciągle wisiał przy cycu. Zakłócił cały nasz rytm dnia, obowiązki. Zawsze mama karmiła Filipka, myła, przed spaniem mama czytała książeczki i przytulała a teraz tylko Frania trzymałam na ręku, przy cycu. Żal mi strasznie było Filipka. Czuł się odrzucony. Wieczorem leżał i czekał nawet 40 minut, aż odłożę Franka, żeby mnie tylko przytulić.
Na szczęście powoli wszystko wraca do normy. Filipek rozumie, że mama kocha bardzo mocno go i Frania, ale dzidziuś jest jeszcze malutki. I cierpliwie czeka, aż skończę zajmować się Frankiem i wpada w moje objęcia. Poza tym pomaga mi przy Franku. Podaje pieluszki, krem, chusteczki, wyrzuca brudną pieluchę do kosza, pomaga przy kąpieli. Myje Franiowi stópki. Kiedy jestem w łazience a Franiu zaczyna płakać woła mnie do niego.
Mam jeszcze do pomocy Romka. Trochę boję się, co to będzie od poniedziałku, kiedy będzie on w pracy.
Franiu ma 1 tydzień i 4 dni
Filipek ma 3 lata, 8 miesięcy, 1 tydzień i 4 dni
Zestresowałam się dopiero tuż przed cesarskim cięciem, kiedy szykowano mnie do zabiegu. Źle się czułam. Było mi słabo i duszno. Na dworze było 35 stopni a ja byłam przez dobę bez picia. Myślałam, że umrę tam, zanim wykonają mi cesarkę. Najpierw położne przeprowadziły wywiad zdrowotny. Potem podłączyły mnie do kroplówek. Czułam straszny dyskomfort w związku z moim pęcherzem. Co chwilę mogłabym chodzić do toalety. Nareszcie zjawił się anestezjolog i zaprowadzono mnie na salę operacyjną...
Strasznie dziwne uczucie - iść pod nóż. Czułam się nieswojo. Bałam się, czy wszystko będzie w porządku. Czy nic mi się nie stanie. Dostałam zastrzyk w kręgosłup. Poczekaliśmy parę minut i zaczęło się... Bólu żadnego nie czułam, tylko takie dziwne falowanie. Na sali była cudowna położna. Dzięki niej wiedziałam, co się dzieje. Widziała, jak to wszystko przeżywam i dodawała mi otuchy, wsparcia. Mówiła, że ona już widzi dzieciątko, ale jest jeszcze ono w brzuszku. A ja byłam jakaś oszołomiona. Nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje, że zaraz będzie Franiu. W końcu usłyszałam cichy płacz mojego dziecka!!! I ja popłakałam się, jak go usłyszałam. Ze szczęścia. Pokazali mi Frania tylko przez chwilę. Kiedy przytulili go do mojego policzka, natychmiast przestał płakać. A potem zszywali mnie i zszywali. Zdawało mi się, że trwa to wieki. Kiedy zawieźli mnie już na salę pooperacyjną czekał już tam na mnie Romek z Franiem na rękach. Śliczny, mały chłopczyk. Zaskoczona byłam, że jest taki malutki. Te rączki, paluszki, główka...
Po cesarskim cięciu czułam się całkiem nieźle, dopóki ból nie zaczął nasilać się. Wtedy dostawałam dużą dawkę znieczulenia. Frania zostawiono na sali przy mnie. Gdy płakał nie mogłam wstać do niego. Przychodziły położne i go karmiły, ponieważ pokarmu też nie miałam. Wieczorem położne kazały mi wstać z łóżka. Ledwo to zrobiłam, ale taki ogromny ból poczułam, że znów dali mi środki znieczulające. Na sali leżałam z przemiłą dziewczyną. Kiedy tylko Franiu zająknął, ona non stop, całą noc, wstawała i mi go podawała do łóżka. A ja w ogóle jeszcze nie mogłam poruszać się. Rana strasznie mnie bolała. Nie mogłam wstać z łóżka do Małego, podsunąć się wyżej albo niżej, czy zmienić pozycję. Było mi bardzo ciężko.
A na drugi dzień załapałam ogromnego doła. Po cichu ryczałam za moim Filipkiem. Tak bardzo mi go brakowało. Nie mogłam oglądać jego zdjęć ani filmów w telefonie, bo tęsknota była nie do zniesienia. Dobrze, że został z moją mamą. Wiedziałam, że jest w dobrych rękach. Jednak, gdy słyszałam, jak krzyczy i płacze przez telefon: "Chcę do mamusi! Do mamusi!" myślałam, że serce mi pęknie.
Kolejnego dnia, kiedy trzymałam małego Frania na rękach, tyłem do siebie, zauważyłam, że nagle ręce tak dziwnie wyprostował. Zrobiły mu się one takie sztywne. Odwróciłam go do siebie, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku a on był już cały siny!!! I z sekundy na sekundę robił się coraz bardziej fioletowy. Spanikowana, wzięłam go do pozycji pionowej, ale to nic nie pomagało. Włączyłam alarm. Wołałam o pomoc, ale nikt nie przychodził!!! W końcu pobiegłam z nim do położnych. Na szczęście były tam u siebie, bo by było po nim. Po moim synku!!! Ja nie umiałabym mu pomóc!!! Chociaż tyle naczytałam się o pierwszej pomocy, ale w panice nie wiedziałam, co robić. Okazało się, że Franiowi źle odbiło się. Zamiast ustami, odbiło mu się przez nosek i całą wydzielinę miał w nosie a noworodki tylko przez nos oddychają. Położne położyły go na brzuch i oklepywały mu plecy. Potem udrożniły mu nos i gardło. Dwie chusteczki żółtej wydzieliny wyjęły mu z nosa i mnóstwo śliny z buzi. Powoli Franuś zaczął nabierać kolorów. Ale i tak byłam przerażona. Potem, bałam się z nim zostać sama. Bałam się go na chwilę spuścić z oczu ani tym bardziej w nocy nie usnęłam tylko czuwałam. A on jeszcze długo po tym charczał i charczał. Nie mógł swobodnie oddychać. Męczył się.
Na następny dzień, w dniu wyjścia, zauważyłam, że mnóstwo szwy wyszło mi z brzucha. Bałam się, że będą musieli jeszcze raz mnie zszywać i mój pobyt w szpitalu przedłuży się, albo po prostu rozpadnę się. Szew powinnam mieć przez tydzień a mi już po trzech dniach zaczął wychodzić. I lekarka jeszcze miała do mnie pretensje z tego powodu. Na szczęście, mogłam wyjść, tylko muszę uważać na siebie. Nie mogę nic dźwigać.
W poniedziałek, 27. czerwca, mogliśmy z Franiem opuścić szpital. Przyjechał po nas Romek z Filipkiem. Filipek dojrzał mnie, kiedy stałam w oknie a on był jeszcze na zewnątrz. Machał mi rączką i nie mógł wzroku ode mnie oderwać. Kiedy przez te trzy dni napatrzyłam się na Frania, Filipek teraz wydał mi się już taki duży i te jego rączki też takie duże. Bardzo się za mną stęsknił, ale na powitanie ledwo mnie przytulił. Zaraz zaczął pytać się o dzidziusia. Przyglądał mu się. Zdziwiony był, że Franiu jest taki malutki, że ma takie malutkie rączki. Podniósł koc do góry i go odkrył, bo chciał zobaczyć, czy nóżki też są malutkie. Od razu zapytał się, czy może pogłaskać dzidziusia. Widać było w jego oczach ogromną radość. Mówił, że jeszcze nie widział takiego dzidziusia, że dzidziuś jest fajny.
Niestety po przyjeździe do domu nie mogłam poznać Filipka. Zaledwie trzy dni mnie nie było a on tak się zmienił. Do tej pory był grzeczny, spokojny, zawsze się słuchał a teraz piszczał i krzyczał bez powodu. Stał się nerwowy, wszystko negował, nic mu się nie podobało. To, co lubił jeść, nagle przestało mu smakować a ja.... Niestety, nie mogłam poświęcić mu czasu. Brzuch mnie strasznie bolał po cesarce. Nie mogłam za wiele koło niego zrobić a poza tym Franiu ciągle wisiał przy cycu. Zakłócił cały nasz rytm dnia, obowiązki. Zawsze mama karmiła Filipka, myła, przed spaniem mama czytała książeczki i przytulała a teraz tylko Frania trzymałam na ręku, przy cycu. Żal mi strasznie było Filipka. Czuł się odrzucony. Wieczorem leżał i czekał nawet 40 minut, aż odłożę Franka, żeby mnie tylko przytulić.
Na szczęście powoli wszystko wraca do normy. Filipek rozumie, że mama kocha bardzo mocno go i Frania, ale dzidziuś jest jeszcze malutki. I cierpliwie czeka, aż skończę zajmować się Frankiem i wpada w moje objęcia. Poza tym pomaga mi przy Franku. Podaje pieluszki, krem, chusteczki, wyrzuca brudną pieluchę do kosza, pomaga przy kąpieli. Myje Franiowi stópki. Kiedy jestem w łazience a Franiu zaczyna płakać woła mnie do niego.
Mam jeszcze do pomocy Romka. Trochę boję się, co to będzie od poniedziałku, kiedy będzie on w pracy.
Franiu ma 1 tydzień i 4 dni
Filipek ma 3 lata, 8 miesięcy, 1 tydzień i 4 dni
sobota, 2 lipca 2016
Cud!
Po raz drugi w moim życiu doświadczyłam Cudu!!! Mój maleńki synek - Franiu nim jest. Franek przyszedł na świat 24. czerwca o 12.23. Ważył 3,550 a mierzył 52 cm. Dostał 10 punktów w skali Apgar. Jest piękny, cudowny, kochany. Nie mogę uwierzyć, że ten Skarb przez dziewięć miesięcy nosiłam pod sercem! Ta jego maleńka główka, ten jego cudowny zapach noworodka, maleńkie paluszki i stópki, ciemnoniebieskie oczy, uszy malutkie jak muszelki - jestem zakochana!!!! Jestem bardzo szczęśliwa!
Franiu 1 tydzień, 1 dzień
Franiu 1 tydzień, 1 dzień
Subskrybuj:
Posty (Atom)