Przez dwa trymestry miałam okropne mdłości, spałam przez dwie lub cztery godziny na dobę. Byłam przewlekle zmęczona, rozdrażniona a poza tym żyłam w ciągłym strachu i niepewności. Wyniki nie były zbyt ciekawe: niedoczynność tarczycy, mięśniaki macicy, drożdżaki, zagrożenie cukrzycą ciążową i bóle macicy. Bałam się, że nie dotrwam do 30. tygodnia. Każdego dnia drżałam o życie Maluszka a także o swoje. Myślałam, że nie dam rady, że wykończę się.
I tak strasznie żal mi było Filipka, że mamusia nie poświęca mu tyle czasu i uwagi co zawsze, że nie mam tyle siły, żeby z nim pobawić się i w ogóle na co dzień brakowało mi cierpliwości:(
Dopiero ostatni trymestr mija mi całkiem spokojnie. Pomimo tego, że mam ogromny brzuszek i ledwo poruszam się, mam dużo siły i energii.
Zdecydowałam się na poród przez cesarskie cięcie. Lubię, gdy wszystko jest zaplanowane i zorganizowane. A tak sen spędzało mi z powiek to, że poród może zacząć się w każdej chwili, w najmniej spodziewanym momencie. Bałam się, że będę sama, że nie będę miała z kim zostawić Filipka. A potem szybko trzeba będzie pędzić 35 km do szpitala a ja już teraz nie mogę jeździć samochodem, bo czuję wtedy straszny ból brzucha. Poza tym, ja do rodzenia nie nadaję się. Boję się bólu i nie wiem, czy starczyło by mi sił, żeby urodzić naturalnie. A może męczyłabym się przez wiele godzin a i tak poród znów zakończyłoby się cesarką? Do szpitala mam zgłosić się w 39. tygodniu ciąży. Cieszę się. I bardzo, ale to bardzo nie mogę doczekać się Frania. I reakcji Filipka na małego braciszka. Filipek też oczekuje braciszka i także nie może go się doczekać. Stale rozmyśla o braciszku. Pyta się, co robi Franuś, czy lubi to czy to, czy czegoś boi się. Planuje, że jak urodzi się to będzie z nim "łobuzował", że na spacerze pokaże mu to i tamto. Mówi o nim: "nasz Franio".
35 tydzień ciąży i 1 dzień
Nasz Franio