Nowy rok przynosi nam wielkie zmiany. Będzie to czas pełen wyzwań, realizacji największych pragnień i nadziei na lepsze jutro. Niestety rodzi zarazem strach i niepewność.
Romek rezygnuje z pracy, po dwudziestu latach służby. Do tej pory było tak, że wcale nie musiałam martwić się o jego pracę, bo znakomicie dawał sobie radę. Miał ciepłą posadkę, za biurkiem. Pensja zawsze na czas. Mieliśmy stabilną sytuację zawodową i materialną.
Na wpływ jego decyzji o odejściu złożyło się kilka czynników. Przede wszystkim dojazd do pracy, który był tragiczny. Romek rozpoczynał pracę o godzinie 7. rano a musiał wstać już o 3. w nocy, żeby zdążyć na czas. Jego droga do pracy wyglądała tak: najpierw jechał pół godziny samochodem do innej wioski. Tam czekał na pociąg przed 5. rano. Potem jechał pociągiem godzinę do miasta a następnie szedł jeszcze na pieszo 5 km. W jedną i drugą stronę. Na nogach był od 3. rano a z powrotem, w domu, był po 18. A gdy miał nocny dyżur, kończył pracę o 9. rano a w domu był dopiero po 14., bo wcześniej nie miał pociągu. Czasami dojazd do pracy zajmował mu pięć godzin w jedną stronę, chociaż to "tylko", a może"aż", sto kilometrów. Wiadomo jak to jest z pociągami - wieczne opóźnienia. Nieraz zdarzyło się, że wieczorem zasiedzieliśmy się do 23. a gdy Romek zerknął na zegarek i zobaczył, że to już ta godzina, był przerażony, bo za trzy godziny musiał wstać do pracy. Jeszcze, żeby zarabiał jakieś większe pieniądze to można by było się przemęczyć a w tej sytuacji... Nam czasami ledwo wystarcza od wypłaty do wypłaty. I Romka nigdy w domu nie było.
W naszej miejscowości jeśli znalazłby pracę to fizyczną i pensję o połowę mniejszą. Więc w zasadzie wyjdzie na to samo, gdyż dojazd do pracy kosztował nas prawie 1000 zł miesięcznie a teraz byłby na miejscu. Wyszedłby o 6. rano do pracy i o 15. byłby w domu. Wtedy mielibyśmy czas na wszystko. I ja skorzystałabym na tym, ponieważ opieka nad synem byłaby podzielona. Obecnie cały czas opiekuję się dzieckiem: spaceruję, gotuję, sprzątam, piorę, bawię się z nim, czytam a wieczorem jestem już zbyt zmęczona, żeby zrobić coś dla siebie. Żadna babcia nie pomoże, nie zajmie się wnukiem nawet przez chwilę. Gdyby pracował na miejscu, miałabym czas dla siebie, na swoje pasje. Mielibyśmy również czas na upiększanie naszej działki, na krótsze lub dłuższe wycieczki po okolicy.
W dalszej przyszłości Romek planuje wyjazd za granicę, gdyż chcemy kupić większe mieszkanie. To też mnie trochę przeraża. Zawsze byliśmy jak papużki nierozłączki. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem, ale teraz jakoś przeżyłabym rozstanie. Jednak najbardziej martwi mnie jego rozłąka z synem. Filipek jest bardzo, ale to bardzo zżyty z ojcem. Romek od pierwszych chwil życia jest bardzo zaangażowanym i troskliwym tatą. Bardzo dużo pomaga mi przy Filipku i stara się spędzać z nim jak najwięcej czasu. Filipek bardzo tęskniłby za nim. Gdy rozmawiamy z tatą przez telefon, jak jest w pracy, Filipek zawsze prosi: "tata przyjedź". Zdarza się, że w ciągu dnia, potrafi rozpłakać się i wołać Romka, żeby już wrócił, bo tak tęskni za nim, mimo że ma go na co dzień. Ale to są plany na dalszą przyszłość, więc na razie nie martwię się tym.
Niestety, są także i pewne minusy jego decyzji. Gdy Romek będzie pracował na miejscu, na pewno często będzie widywał teściów. W sumie są to jego rodzice, więc niech się z nimi spotyka. Nic mi do tego. Tylko, że ja wcale nie mam ochoty spotykać się z nimi a jego częstszy pobyt w domu będzie stwarzał okazje do spotkań. U mnie teściowie są już na straconej pozycji. Nigdy im nie wybaczę tego zimnego, pogardliwego, lekceważącego, bezczelnego stosunku do Filipka. I nie pozwolę robić synowi wody z mózgu. Oj, będzie ciężko.
I na samym końcu, choć najważniejsze marzenie - pragnę urodzić dziecko i to jeszcze w tym roku! O niczym innym nie myślę, nie śnię, jak tylko o tym. Już pół roku staramy się i nic. Dołuję się i zastanawiam, dlaczego tak jest? Z Filipkiem poszło tak łatwo a teraz... Czy coś ze mną jest nie tak?
Na pewno ten rok, będzie dla nas przełomowy i trudny, jednak mam nadzieję, że będzie dla nas dobry i przyniesie pozytywne rozwiązania.
2 lata, 3 miesiące, 3 tygodnie i 6 dni
Powodzenia zatem oby Wasze plany się spełniły!
OdpowiedzUsuńW takim razie życzę powodzenia, w znalezieniu wymarzonej pracy, w powiększeniu rodziny i spełnienia tych mniejszych marzeń :)
OdpowiedzUsuń5 km pieszo-masakra ;/
Na pewno wymarzona praca to nie będzie, ale mam nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży.
UsuńPowodzenia ;)
OdpowiedzUsuńPowodzenia, bym się nie zdecydowała na drugie dziecko wiedząc, że mój mąż rezygnuje z pracy i jeszcze chce wyjechać.. no, ale życzę aby wszystko się wam ułożyło ;*
OdpowiedzUsuńTo nie jest tak, że zostaliśmy na lodzie. Jesteśmy w pewien sposób zabezpieczeni finansowo.
UsuńPamiętasz co dawnooo dawnoo temu napisałam Ci pod postem, na informajcę, że chcesz mieć drugie dziecko? Teraz ciśnie mi się na usta, że może tam na górze wiedzą lepiej... :)
OdpowiedzUsuńMelduję, że wróciłam na bloga! :)
Kasiu a ja poproszę o zaproszenie na Twojego bloga :)
Usuń