O mnie

Moje zdjęcie
Trzydzistoparolatka. Żona. Mama dwóch chłopców. Dzięki nim moje życie nabrało barw. Na blogu pragnę uwiecznić naszą (nie)codzienność. Chcesz do mnie napisać? Mój email: madzia435@gmail.com

Obserwatorzy

Online

środa, 11 sierpnia 2010

"Ja pani nie obsłużę"

W czerwcu poszłam z Dzióbkiem do Salonu Pielęgnacji Psów. Tak się złożyło, że po drodze nawiązałam krótką rozmowę z pewnym mężczyzną, ponieważ on spacerował ze swoim Shih Tzu. Powiedziałam jemu, że właśnie z Dzióbkiem idziemy do salonu. On ostrzegł mnie, żebym uważała, bo tamta kobieta przy strzyżeniu usypia psy, że ponoć jeden już nie obudził się… Zawahałam się, czy mam tam pójść, ale w końcu poszłam. Jednak mojego psa nie chciałam zostawić samego. Byłam cały czas przy nim, ponad 3 godziny, chociaż tamta kobieta miała opory, żebym tam była. Kobieta, jak zobaczyła Dzióbka nie mogła wyjść z podziwu, jaki on jest piękny i zadbany. Mówiła, że bardzo rzadko zdarza się, żeby ludzie tak bardzo dbali o psa tak jak ja. A rasa Shih Tzu wymaga naprawdę bardzo dużo pielęgnacji. Psy mają długi włos, codziennie trzeba go rozczesać, myć łapki po każdym spacerze, przemywać oczy, uszy, czesać kiteczki itd. Jest to bardzo pracochłonne, czasochłonne i są spore wydatki na szampony, odżywki, spraye, różne płyny itd. Jednak my z mężem nie oszczędzamy na psa i kobieta - stara handlara, bardzo szybko zorientowała się w czym rzecz. Zaczęła wciskać mi dosłownie wszystko np. karmę Royal Canin, gdzie u niej kilogram kosztował 50 zł. W sklepie tę samą karmę tylko, że 2,5 kg. kupuję za 80 zł. Ona od razu zaczęła usprawiedliwiać się, że u niej jest tak drogo, jednak tylko u niej można kupić „pewny towar”. Bo w innych sklepach nie mają pojęcia co i jak sprzedają, oszukują, bo karmę oryginalną mieszają ze zwykłą a ona część sumy ze sprzedaży przekazuje na dom dziecka, stąd taka u niej cena. Zaczęła zwierzać mi się, obgadywać wszystkich w około, że ludzie są tacy złośliwi, że takie ploty o niej rozprowadzają, że ona rzekomo psy usypia itp. Zaczęła wciskać mi jakieś ubranka dla psa, podczas strzyżenia psa, zaczęła ubierać jemu czapeczki z daszkiem, jakieś kokardki, muszki, kurtki na zimę. Chciała sprzedać mi jakiś węgiel, czy coś, perfumy... itp. Potem założyła psu na szyję skórzaną obrożę a ja po trzech godzinach jej nachalności, w końcu ugięłam się. Dopiero wtedy poinformowała mnie o cenie… 56 zł. Strzyżenie kosztowało 80 zł (tę cenę znałam już wcześniej). Jednak fajnie ostrzygła Dzióbka, więc szybko zapomniałam o tej obroży i w ogóle o niej. Gdy wróciliśmy z Dzióbkiem do domu, po całym mieszkaniu zaczął unosić się zapach psich perfum, którymi przed wyjściem wypsikała Dzióbka. Tak przepięknie Dzióbek pachniał, że z mężem nie mogliśmy odkleić się od psa. Dlatego na drugi dzień poszłam znowu tam, kupić te perfumy. Kobieta zaczęła pokazywać mi różne zapachy i ten najdroższy. Zażartowałam, że powiedziałam mężowi że kupię te tańsze a ona na to, że nie ma żadnego problemu, że… podmienimy ceny. Byłam w szoku. Wybrałam jednak droższy zapach, ponieważ to był ten sam, którym Dzióbek obecnie pachniał. Mała buteleczka kosztowała 60 zł. W sumie zostawiłam u niej ponad 200 zł. Po tygodniu, mieliśmy z Romkiem jechać do naszej rodziny, więc postanowiłam wykąpać Dzióbka i wypsikać nowymi perfumami. Niestety, Dzióbek już tak nie pachniał. Zapach ulotnił się po kilku minutach. Psiknęłam więc sobie na rękę, również po chwili, nie było czuć tego zapachu. Podejrzewam, że baba rozcieńczyła te perfumy, że na pewno sobie część odlała, bo buteleczka nie dość, że była częściowo zużyta, to jeszcze gdy wybrałam tę butelkę, ona poszła z tą buteleczką do drugiego pomieszczenia, coś sprawdzić. Postanowiłam oddać jej te perfumy. Kobieta zdenerwowała się i zaczęła dopytywać się dokładnej daty wizyty. Gdy ją znalazła, nabazgrała sobie coś w zeszycie i oddała mi pieniądze. I tyle. Kilka dni temu postanowiłam znowu ostrzyc Dzióbka, niestety ona jest jedyną fryzjerką w miasteczku, więc musiałam pójść do niej. Do portfela włożyłam tylko 100 zł, żeby ode mnie czasem więcej nie wyciągała. Ale ona, gdy mnie zobaczyła, zapytała się: „Czy to pani z tą perfumką... ? Ja pani nie obsłużę”. Zatkało mnie i wyszłam stamtąd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz