Ciąg dalszy poprzedniego postu...
Zanim zaczęliśmy spłacać kredyt, brata mojego męża, przyjechał on do nas na nasz ślub ze swoją warszawską rodzinką. Wszyscy oni, przybyli z pustymi rękoma… Jedyne co usłyszeliśmy od szwagra, to to, że najlepszym prezentem dla nas będzie to , jak on spłaci ten kredyt. Innymi słowy, mamy być wdzięczni za to, że on spłaci SWÓJ dług!!! Chory psychicznie człowiek. Kilka dni po ślubie, prosił o pieniądze dla całej rodziny, na bilet powrotny… Pół roku po ślubie, ukradł obrączkę swojemu bratu.
Potem nie raz próbował skłócić mnie z mężem. Były kłamstwa, wyzwiska pod naszym adresem, szantaże typu: „jak jeszcze raz do mnie zadzwonisz, to nie zapłacę ani złotówki…”. I nie zapłacił. Wszystko to trwało 4 lub 5 lat. Między mną a mężem też było bardzo źle. Nie da opisać się ile to nas kosztowało stresu, nerwów, płaczu, zdrowia psychicznego. Walka z tym była bez sensu, nic nie mogliśmy zrobić, bo tę umowę mąż podpisywał. Od rodziny wsparcia też nie otrzymaliśmy, traktowali go tak jakby nic się nie stało. Nie mogliśmy nic zrobić. Byliśmy bezsilni.
Nie pozostało nam nic innego, jak pogodzenie się z tym, zaakceptowaniem tego. Tak jak wskazuje motto mojego bloga, musisz przyjąć swoje demony (i innych także ), bo walcząc z nimi dajesz im siłę. Kiedy coś zwalczasz, wiążesz się z tym na zawsze. Tak długo jak z tym walczysz, dajesz temu moc, dokładnie taką samą, jaką wkładasz w tą walkę. Jedynym sposobem, aby się z tego wyzwolić, było poddanie się temu. I wtedy wszystko po prostu odpadło od nas. Kto doświadczył czegoś podobnego, wie o czym piszę. Na pewno nie raz jeszcze przyjdą chwile zwątpienia, nie raz będę płakała i niedowierzała temu co teraz napisałam, ale taka jest prawda. Nie ukrywam jest nam ciężko, część pieniędzy idzie na spłatę tego kredytu, druga część na mieszkanie a na życie ledwo nam wystarcza. Marzymy o dziecku, ale gdyby teraz pojawiło się, nie dalibyśmy rady wiązać koniec z końcem. Jednak, ta walka zniszczyła by nasz związek, nas samych. A tak za kilka lat spłacimy to i nadal będziemy, kochającym się, szczęśliwym małżeństwem. A sprawiedliwość prędzej, czy później dosięgnie każdego. Już dosięga.
Spytacie więc, a co słychać teraz u szwagra? A no w raz z tąpnięciem pieniędzy skończyło się jego małżeństwo. Zakończył także swoją warszawską „karierę”. Po 10 latach wrócił na wieś, na garnuszek do rodziców. Tak jak pojechał do Warszawy z jedną walizeczką, tak i z jedną wrócił. Nie ma nic. Nie pracuje już od bardzo dawna. Utrzymują go teściowie ze swojej skromnej renty i wszystko wskazuje na to, że jest mu tak dobrze. Nie kwapi się do żadnej pracy. A żeby było jeszcze tragiczniej napiszę, że jak jego rodzice i rodzeństwo przyjeżdżali do niego, włączał taśmy z nagraniami pielgrzymek naszego papieża. Adoptował dziecko, którym wcale nie zajmuje się…