W dalszym ciągu oczekujemy na narodziny Filipka, ale jemu, najwyraźniej, wcale nie śpieszy się na świat. Brzuszek rośnie w zastraszającym tempie. Każdego dnia wydaje się coraz większy. Od kilku tygodni, skóra na brzuchu strasznie mnie swędzi a nawet piecze i pęka, pojawiają się duże rozstępy, pomimo tego, że od samego początku ciąży, używałam specjalnych kosmetyków.
Strasznie boję się porodu. Czasami, mam takie silne skurcze, że wydaje mi się, że zaraz będę rodziła, ale za chwilę to mija i następuje, przez dłuższy czas, cisza i spokój. I tak się zastanawiam, jak ja sobie dam radę? Bo już teraz, jak złapią mnie takie silne skurcze, ledwo wytrzymuję ból, chociaż trwają one kilkanaście sekund, to co to dopiero będzie w szpitalu, jak będę musiała leżeć w tych bólach 10, czy 12 godzin? Jak ja to przeżyję?! Dużo się naczytałam o porodzie i im więcej wiem, tym strach jest większy, mam większe obawy.
Ale cieszę się, że mąż jest ze mną. Od zeszłego tygodnia, wziął wolne w pracy i opiekuje się żonką i piesiem. Codziennie rano wychodzi z pieskiem na spacer, potem idzie do sklepu po świeże bułeczki i robi przepyszne śniadanko. Następnie, siedzimy w dużym pokoju, gadamy a ja powoli przygotowuję obiad. W południe wychodzimy na spacer do parku. Porobiliśmy sobie fajne zdjęcia, wśród kolorowych liści. Gdy przychodzimy, jemy obiadek i leniuchujemy do wieczora w domu, tzn. ja leniuchuję a on robi jeszcze jakieś porządki w domu a potem wychodzi pobiegać. Na kolację, objadamy się jabłkami, opijamy herbatkami z sokiem malinowym. Śpimy osobno, bo ja już nie miałam nawet szansy, przekręcić się na drugi bok a teraz każde z nas ma całe łóżko dla siebie. I tak czas nam mija.
Tak jak pisałam wyżej, boję się bardzo porodu, ale też chciałabym mieć to już za sobą.