Franiu jest prawdziwym Aniołkiem. Jest bardzo grzeczny, pogodny i zawsze uśmiechnięty. Wystarczy tylko, że dojrzy mnie albo Filipka a on już się cieszy. Popiskuje z tej radości, wzdycha sobie. Kocham ten szczerbaty uśmiech.
Franiu uwielbia przyglądać się twarzom i dotykać je. Lubi gdy chwycę jego rączkę i dotykam tą rączką moją twarz. Oczka ma takie bystre i rączki zwinne.
Uwielbia swoją karuzele w misie. Czasami uda mu się złapać misia a wtedy tak mocno go ciągnie, że mało karuzeli nie połamie. A na widok grzechotek czy zabawek, aż się trzęsie z radości.
Franiu jest spokojnym chłopcem. Nie trzeba nosić go na rękach, ani poświęcać mu całej uwagi. Potrafi sam poleżeć grzecznie jakiś czas w swoim łóżeczku a ja spokojnie mogę przygotować obiad. Płacze tylko wtedy, gdy chce jeść albo spać. Takich dzieci jak Franiu mogłabym mieć pięcioro :)
Franuś kocha Filipa całym serduszkiem a Filipek go. Maluszek ciągle obserwuje starszego brata i zaczepia go. Gdy Filipek przychodzi z przedszkola, zawsze najpierw wita się z bratem. Mówi do niego czule, pieszczotliwie i przytula się do niego bardzo mocno, aż nie można go od niego odkleić. A Franiu odwzajemnia te uczucia uśmiechem i popiskiwaniem. Mam ważenie, że bardzo stęsknił się za nim, gdy on był w przedszkolu.
Filipek dba o brata, pilnuje, aby mu nic nie stało się. Gdy Franiu dziwnie ułoży się w łóżeczku zaraz mi o tym mówi albo kiedy słyszy, że Franiu zrobił kupę. Gdy płacze woła mnie, żebym przyszła do Frania. Pilnuje, aby Maluszek nie brał rączek do buźki. Pododaje mu grzechotki. Ale nam razem jest wesoło. Jak miło obserwować braterską miłość. Tę więź, która się tworzy między nimi.
Niestety, w nocy Franiu budzi mnie, co dwie godziny. I podobnie jak kiedyś Filip, nauczył się pić mleko tylko z lewej piersi. Właśnie częściej podawałam mu tę pierś, bo po prawej zaraz był głodny i tak już zostało.
Filipek ma 4 lata, 4 miesiące i 3 tygodnie
Franek ma 4 miesiące, 3 tygodnie
O mnie
- Magda
- Trzydzistoparolatka. Żona. Mama dwóch chłopców. Dzięki nim moje życie nabrało barw. Na blogu pragnę uwiecznić naszą (nie)codzienność. Chcesz do mnie napisać? Mój email: madzia435@gmail.com
Obserwatorzy
Online
sobota, 19 listopada 2016
czwartek, 10 listopada 2016
Przedszkolak!
Mój kochany Filipek od wtorku 8. listopada jest przedszkolakiem! To nie była moja decyzja tylko jego. Ja i mąż chcieliśmy, żeby był w domu, ze mną. Jednak on miał inne zdanie na ten temat. Mówił, że chce chodzić do przedszkola, że chce mieć kolegów. A my zrobimy wszystko, żeby był szczęśliwy. I stało się...
Pewnego wieczoru, gdy zasypialiśmy, Filipek miał dziwną, ponurą minę. Nagle zaczął pytać się mnie: "Mamusia, dlaczego ja nie mam żadnego kolegi? Nie mam, z kim się bawić". Gdy to mówił był bardzo smutny i rozżalony. Nie spodziewałam się takich pytań. Myślałam, że on dalej jest na etapie "mamusia". Zaczęłam tłumaczyć, że przecież ma kolegów, ale teraz nie spotykamy się z dziećmi, ponieważ dzieci chodzą do przedszkola a my mamy Frania. Myślałam, że on ma po prostu gorszy dzień, że zaraz mu przejdzie. Jednak Filipek drążył temat. Kolejnego wieczoru było to samo i następnego też. Widać, że bardzo to przeżywał.
Postanowiłam natychmiast działać. Nie chciałam czekać do następnego roku szkolnego, postanowiłam teraz go zapisać. A żeby zwiększyć jego szanse na przyjęcie wysłałam męża na rozmowę do dyrektora. Nie minęły dwa tygodnie a tu zadzwoniła pani wicedyrektor, że Filipek już jutro może przyjść do przedszkola. Byłam w szoku. Nie sądziłam, że sprawy tak szybko się potoczą. Gdy powiedziałam Filipkowi, że jutro pójdzie do przedszkola mina mu zrzedła. Wystraszył się, że to już koniec jego marudzenia, że w końcu przedszkole stanie się faktem. Zaczęłam opowiadać Filipkowi, jak fajnie jest w przedszkolu, że teraz będzie miał dużo kolegów, że będzie bawił się z nimi, śpiewał, malował, tańczył, że po prostu będzie wesoło. I gdy Filipek to wszystko usłyszał, chciał już teraz iść do przedszkola. Zaraz poszliśmy kupić wyprawkę. Wieczorem spakowaliśmy się.
Budzik zadzwonił o 6.30. Na dworze było jeszcze ciemno. Zaczęłam budzić Filipka. Myślałam, że zaraz zacznie się płacz i lament, że obudzi Frania, ale on bez problemu wstał i szedł do kuchni. Był jeszcze tak zaspany, że wpadł na ścianę. I jeszcze patrzył w te okno jak na dworze jest ciemno. Gdy jadł śniadanie mówił: "Mama zmęczony jestem". Jednak wszystko przebiegało bardzo spokojnie. Dopiero, gdy zaczęliśmy szykować się do wyjścia, zaczął wypytywać się, czy zostanę z nim. Mówiłam, że tak. Do przedszkola mamy blisko - po drugiej stronie ulicy. W przedszkolu najpierw pokazałam mu toaletę a potem weszliśmy do klasy. Filipek trzymał się mnie kurczowo. Zapoznaliśmy się z panią wychowawczynią a potem poszliśmy do dzieci bawić się. Stopniowo wychodziłam z sali i spacerowałam po korytarzu a Filipek był pochłonięty zabawą. Nie oglądał się za mną. Potem podeszłam do niego i powiedziałam, że już muszę iść nakarmić Frania a on powiedział: "dobrze". Dałam mu całusa i szybko wyszłam, żeby czasem nie zmienił zdania. W pierwszym dniu postanowiłam odebrać go wcześniej. Gdy go dojrzałam minę miał niewyraźną. Jednak pani zapewniała mnie, że wszystko było dobrze, że Filipek wcale za mną nie płakał. Synuś nie chciał za bardzo opowiadać, co działo się w przedszkolu. Był trochę oszołomiony, bo w domu jest on sam, jest cicho i spokój a tam mnóstwo dzieci i bardzo głośno. Ale gdy spytałam, czy jutro pójdzie do przedszkola odpowiedział, że pójdzie. Później rozkręcił się. Opowiadał, jak minął mu dzień. Mówił, że w przedszkolu jest fajnie, że malowali farbkami, że poszedł sam zrobić siku, że przyszedł pan dyrektor i ołówkiem dotykał każdego dziecka po ramieniu i mówił, że od dzisiaj jest przedszkolakiem. Na szczęście Filipka dużo imprez i zabaw nie ominęło. Przed nami pasowanie na przedszkolaka, zdjęcia, kolorowe dni, dzień pluszowego misia, święto przedszkolaka, mikołajki, bal karnawałowy itd., itd.
Na drugi dzień Filipek obudził się już przed budzikiem. Również chętnie wstał, zjadł śniadanie i poszliśmy. Jednak w przedszkolu cały czas mnie pilnował. Nie pozwalał odejść mi nawet na krok. Czas rozstania przedłużaliśmy i przedłużaliśmy a ja już nie mogłam dłużej zwlekać, bo Franiu czekał na mnie w domu głodny. Potem dzieci poszły myć ręce. On chciał ze mną umyć a kiedy dzieci szły na śniadanie, nie miałam innego wyjścia, uciekłam. Kątem oka dojrzałam, że on idzie za mną, ale wychowawczyni go zawróciła. Gdy przyszłam pani opowiadała, że Filipek nie płacze, że jest grzeczny, wykonuje polecenia, ładnie bawi się z dziećmi. Prosiła, żebym jeszcze nie pokazywała mu się, bo właśnie kończy jeść obiad. Zupkę trochę pochlipał a kopytka wszystkie zjadł. Potem Filipek opowiadał, że obiad był smaczny. Natomiast na śniadanie był chleb z paprykarzem a on nigdy tego nie jadł, wiec poszedł zapytać się pani, czy jest ser biały.
Trzeciego dnia, po drodze do przedszkola, powiedział mi, że jutro będzie płakał. Zapytałam dlaczego a on odpowiedział, bo jutro nie idzie się do przedszkola :) W przedszkolu znów trzymał się mnie kurczowo, ale powiedziałam, że pójdę tylko do sekretariatu, zapłacić wszystkie składki i, że zaraz wrócę, wiec został. Kiedy przyszłam, zobaczyłam, że ładnie bawił się z kolegami. Postanowiłam nie przeszkadzać i wyjść po cichu. Jednak kolega krzyknął do Filipka, że tam jestem i Filip przyszedł do mnie. Zapytał się tylko gdzie idę. Okłamałam, że babcia dzwoniła, bo Franiu płacze i muszę już iść. Dałam mu buziaka a on szybko pobiegł do kolegów. Schowałam się trochę za słupkiem i obserwowałam, jak się bawi. A w domu ni stąd, ni zowąd Filipek mówi dużo słówek po angielsku, nuci piosenki.
Cieszę się, że wszystko tak dobrze mu idzie, że tak szybko odnalazł się w nowej sytuacji. Jest taki odważny. Łatwo nawiązuje kontakt z innymi dziećmi. Jestem dumna i szczęśliwa. Nie spodziewałam się po nim, że tak szybko będzie chciał "wyfrunąć" z gniazda, ponieważ 24 godziny na dobę spędzał ze mną. Myślałam, że to będzie maminsynek a tu proszę... :)
Filipek ma 4 lata, 2 tygodnie i 3 dni
Pewnego wieczoru, gdy zasypialiśmy, Filipek miał dziwną, ponurą minę. Nagle zaczął pytać się mnie: "Mamusia, dlaczego ja nie mam żadnego kolegi? Nie mam, z kim się bawić". Gdy to mówił był bardzo smutny i rozżalony. Nie spodziewałam się takich pytań. Myślałam, że on dalej jest na etapie "mamusia". Zaczęłam tłumaczyć, że przecież ma kolegów, ale teraz nie spotykamy się z dziećmi, ponieważ dzieci chodzą do przedszkola a my mamy Frania. Myślałam, że on ma po prostu gorszy dzień, że zaraz mu przejdzie. Jednak Filipek drążył temat. Kolejnego wieczoru było to samo i następnego też. Widać, że bardzo to przeżywał.
Postanowiłam natychmiast działać. Nie chciałam czekać do następnego roku szkolnego, postanowiłam teraz go zapisać. A żeby zwiększyć jego szanse na przyjęcie wysłałam męża na rozmowę do dyrektora. Nie minęły dwa tygodnie a tu zadzwoniła pani wicedyrektor, że Filipek już jutro może przyjść do przedszkola. Byłam w szoku. Nie sądziłam, że sprawy tak szybko się potoczą. Gdy powiedziałam Filipkowi, że jutro pójdzie do przedszkola mina mu zrzedła. Wystraszył się, że to już koniec jego marudzenia, że w końcu przedszkole stanie się faktem. Zaczęłam opowiadać Filipkowi, jak fajnie jest w przedszkolu, że teraz będzie miał dużo kolegów, że będzie bawił się z nimi, śpiewał, malował, tańczył, że po prostu będzie wesoło. I gdy Filipek to wszystko usłyszał, chciał już teraz iść do przedszkola. Zaraz poszliśmy kupić wyprawkę. Wieczorem spakowaliśmy się.
Budzik zadzwonił o 6.30. Na dworze było jeszcze ciemno. Zaczęłam budzić Filipka. Myślałam, że zaraz zacznie się płacz i lament, że obudzi Frania, ale on bez problemu wstał i szedł do kuchni. Był jeszcze tak zaspany, że wpadł na ścianę. I jeszcze patrzył w te okno jak na dworze jest ciemno. Gdy jadł śniadanie mówił: "Mama zmęczony jestem". Jednak wszystko przebiegało bardzo spokojnie. Dopiero, gdy zaczęliśmy szykować się do wyjścia, zaczął wypytywać się, czy zostanę z nim. Mówiłam, że tak. Do przedszkola mamy blisko - po drugiej stronie ulicy. W przedszkolu najpierw pokazałam mu toaletę a potem weszliśmy do klasy. Filipek trzymał się mnie kurczowo. Zapoznaliśmy się z panią wychowawczynią a potem poszliśmy do dzieci bawić się. Stopniowo wychodziłam z sali i spacerowałam po korytarzu a Filipek był pochłonięty zabawą. Nie oglądał się za mną. Potem podeszłam do niego i powiedziałam, że już muszę iść nakarmić Frania a on powiedział: "dobrze". Dałam mu całusa i szybko wyszłam, żeby czasem nie zmienił zdania. W pierwszym dniu postanowiłam odebrać go wcześniej. Gdy go dojrzałam minę miał niewyraźną. Jednak pani zapewniała mnie, że wszystko było dobrze, że Filipek wcale za mną nie płakał. Synuś nie chciał za bardzo opowiadać, co działo się w przedszkolu. Był trochę oszołomiony, bo w domu jest on sam, jest cicho i spokój a tam mnóstwo dzieci i bardzo głośno. Ale gdy spytałam, czy jutro pójdzie do przedszkola odpowiedział, że pójdzie. Później rozkręcił się. Opowiadał, jak minął mu dzień. Mówił, że w przedszkolu jest fajnie, że malowali farbkami, że poszedł sam zrobić siku, że przyszedł pan dyrektor i ołówkiem dotykał każdego dziecka po ramieniu i mówił, że od dzisiaj jest przedszkolakiem. Na szczęście Filipka dużo imprez i zabaw nie ominęło. Przed nami pasowanie na przedszkolaka, zdjęcia, kolorowe dni, dzień pluszowego misia, święto przedszkolaka, mikołajki, bal karnawałowy itd., itd.
Na drugi dzień Filipek obudził się już przed budzikiem. Również chętnie wstał, zjadł śniadanie i poszliśmy. Jednak w przedszkolu cały czas mnie pilnował. Nie pozwalał odejść mi nawet na krok. Czas rozstania przedłużaliśmy i przedłużaliśmy a ja już nie mogłam dłużej zwlekać, bo Franiu czekał na mnie w domu głodny. Potem dzieci poszły myć ręce. On chciał ze mną umyć a kiedy dzieci szły na śniadanie, nie miałam innego wyjścia, uciekłam. Kątem oka dojrzałam, że on idzie za mną, ale wychowawczyni go zawróciła. Gdy przyszłam pani opowiadała, że Filipek nie płacze, że jest grzeczny, wykonuje polecenia, ładnie bawi się z dziećmi. Prosiła, żebym jeszcze nie pokazywała mu się, bo właśnie kończy jeść obiad. Zupkę trochę pochlipał a kopytka wszystkie zjadł. Potem Filipek opowiadał, że obiad był smaczny. Natomiast na śniadanie był chleb z paprykarzem a on nigdy tego nie jadł, wiec poszedł zapytać się pani, czy jest ser biały.
Trzeciego dnia, po drodze do przedszkola, powiedział mi, że jutro będzie płakał. Zapytałam dlaczego a on odpowiedział, bo jutro nie idzie się do przedszkola :) W przedszkolu znów trzymał się mnie kurczowo, ale powiedziałam, że pójdę tylko do sekretariatu, zapłacić wszystkie składki i, że zaraz wrócę, wiec został. Kiedy przyszłam, zobaczyłam, że ładnie bawił się z kolegami. Postanowiłam nie przeszkadzać i wyjść po cichu. Jednak kolega krzyknął do Filipka, że tam jestem i Filip przyszedł do mnie. Zapytał się tylko gdzie idę. Okłamałam, że babcia dzwoniła, bo Franiu płacze i muszę już iść. Dałam mu buziaka a on szybko pobiegł do kolegów. Schowałam się trochę za słupkiem i obserwowałam, jak się bawi. A w domu ni stąd, ni zowąd Filipek mówi dużo słówek po angielsku, nuci piosenki.
Cieszę się, że wszystko tak dobrze mu idzie, że tak szybko odnalazł się w nowej sytuacji. Jest taki odważny. Łatwo nawiązuje kontakt z innymi dziećmi. Jestem dumna i szczęśliwa. Nie spodziewałam się po nim, że tak szybko będzie chciał "wyfrunąć" z gniazda, ponieważ 24 godziny na dobę spędzał ze mną. Myślałam, że to będzie maminsynek a tu proszę... :)
Filipek ma 4 lata, 2 tygodnie i 3 dni
Subskrybuj:
Posty (Atom)