O mnie

Moje zdjęcie
Trzydzistoparolatka. Żona. Mama dwóch chłopców. Dzięki nim moje życie nabrało barw. Na blogu pragnę uwiecznić naszą (nie)codzienność. Chcesz do mnie napisać? Mój email: madzia435@gmail.com

Obserwatorzy

Online

środa, 25 lipca 2012

:)))

Za tydzień rozpocznę siódmy miesiąc ciąży. Kiedy to zleciało? Wiadomość o ciąży była dla mnie i dla Romka dużym zaskoczeniem, szokiem i niedowierzaniem, pomimo tego, że od kilku miesięcy staraliśmy się o dzidziusia. Trudno nam było uwierzyć, że to w końcu stało się, bo tyle czasu marzyliśmy o dziecku, ale ciągle odkładaliśmy tę decyzję, ze względu na studia, mieszkanie, pracę. Aż w końcu stał się cud :)
Pierwszy trymestr ciąży to było, jak już napisałam wyżej, niedowierzanie. Wiedziałam, że jestem w ciąży, ale nie docierało to do mnie i do Romka. To także nieopisane szczęście, radość, pomieszane z niepewnością i strachem o moje maleństwo. Już od samego początku pojawiły się rozmowy o maleństwie, plany dotyczące naszego życia we troje. Fizyczne objawy ciąży, jakie pojawiły się wtedy, nie były, aż tak uciążliwe: bolące piersi, częste spacery do toalety, mdłości i przeogromne zmęczenie. Najchętniej całą dobę mogłabym przespać. Schudłam wtedy 1,5 kg.
W drugim trymestrze, około 18. tygodnia, zaczęło coraz bardziej docierać do mnie, że będziemy mieli dziecko. Zaczynałam odczuwać brzuszne rewolucje: jakieś wody, płyny, wszystko we mnie pływało, przelewało się.  Czułam  motylki w brzuchu, pękające bąbelki, aż w końcu poczułam ruchy mojego dzieciątka. Niesamowite wrażenie, te figle, kopniaki, przewroty a nóżkami tak zaczął Filipek się rozpychać, że myślałam, że zaraz mi brzuch rozerwie :) Dopiero wtedy poczułam realną obecność mojej Kruszynki, jego bliskość, poczułam ogromną więź z nim. Zaczęłam rozmawiać z brzuszkiem, gładzić brzuch, wyobrażać sobie jak będzie wyglądać po porodzie ( będzie miał czarną czuprynę po mamie i niebieskie oczy taty). Jednak końcówka drugiego trymestru to okres dużej huśtawki nastroju, raz śmiech a raz płacz, przygnębienie i smutek.
Nawet nie wiem, kiedy to minęło, zanim zorientowałam się, że rozpoczęliśmy trzeci trymestr ciąży. Do tej pory przytyłam tylko 3,5 kg, ale brzuszek jest już pokaźny :) Nie tylko czuję intensywne ruchy maleństwa, ale widzę. Razem z moim Skarbem pulsuje, przemieszcza się, przybiera dziwne kształty, mój brzuch. Nawet, gdy siedzę w przychodni, obserwuję, jak mój brzuch faluje z boku na bok, z góry na dół :))) Ręką wyczuwam jego maleńkie ciałko!!!! Nastroje w dalszym ciągu mam zmienne, ale do tych moich humorków dołączyło jeszcze zniecierpliwienie i oczekiwanie. Rozpoczęliśmy już z mężem intensywne zakupy dla maluszka. Mamy już śpioszki, półśpiochy, kaftaniki, body, wózek i łóżeczko. Już nie mogę doczekać się, kiedy będę moje maleństwo trzymała w ramionach, przytulała, całowała. Nie mogę doczekać się, kiedy zobaczę jego pierwszy uśmiech, kiedy pójdziemy na pierwszy spacerek. Wiem, że nasz Filipek jeszcze bardziej umocni mój związek z Romkiem. Do tej pory byliśmy małżonkami, teraz będziemy także rodzicami. Byliśmy wolni jak ptaki, dużo rzeczy planowaliśmy, ale wiele decyzji podejmowaliśmy też spontanicznie. Mogliśmy robić to, co chcemy, wychodzić z domu, gdzie chcemy i kiedy chcemy. Teraz nasze życie zmieni się. Na naszych barkach będzie spoczywała ogromna odpowiedzialność za te maleństwo, ale jestem przekonana, że poradzimy sobie.

"Małe rączki potrafią ulepić kwiatek z plasteliny,
narysują słońce roześmiane,
zbudują domek z klocków.
Małe rączki potrafią napisać: "mama"
i przynoszą mi jabłko czerwone,
ocierają łzy i splatają się tuż nad szyją.
W małych rączkach mieści się cała miłość". 

czwartek, 19 lipca 2012

Witajcie, po długiej, mojej nieobecności :) Już wróciłam :) Byłam u rodziców, ponieważ oni pojechali do pracy za granicę, ja zostałam u nich, żeby zaopiekować się moim młodszym bratem.

W pierwszym tygodniu dłużyło mi się i nudziło niemiłosiernie. Cały czas padał deszcz, więc siedzieliśmy z bratem w domu. Miałam też sporo stresów przez Romka. Miał on egzamin na prawo jazdy i nie mógł sobie poradzić ze stresem i emocjami, więc wszystko odbijało się na mnie. Bardzo, aż za bardzo, zależało mu na tym, aby zdać, bo wiele lat czekał na to. Wcześniej nie mogliśmy sobie na to pozwolić, bo spłacaliśmy kredyt jego brata i każdy grosz się liczył, więc teraz jego nerwy i emocje, oczekiwania i nadzieje sięgnęły zenitu. A ja podejrzewałam go o najgorsze. Cały czas kłóciliśmy się przez telefon. Niestety, nie powiodło mu się na egzaminie. Byłam przekonana, że przez te nasze kłótnie nie przyjedzie do nas w piątek, na weekend, ale miło mnie zaskoczył. Przyjechał.  Tymczasem, przez ten nerwowy tydzień, tyle negatywnych emocji skumulowało się we mnie, że nie byłam dla niego miła. Mało tego, byłam złośliwa, okrutna, wszystkiego czepiałam się, aż się rozchorowałam. Piątek i sobotę spędziłam w łóżku, źle się czułam, wymiotowałam, miałam gorączkę i łamało mnie w kościach. Po dwóch dniach dolegliwości minęły. W niedzielę mąż z bratem wybrali się na przejażdżkę rowerową a ja wzięłam się za sprzątanie domu i za szykowania obiadu. Pod wieczór zrobiliśmy jeszcze grilla a wieczorem poszłam z Romkiem na koncert Eleni. W poniedziałek, wcześnie rano, Romek dał mi po cichu buziaka i pojechał do pracy.

Drugi tydzień minął o wiele szybciej. Pogoda była piękna, słoneczna, więc czas spędzałam na świeżym powietrzu.  Trochę spacerowałam i leniuchowałam w ogrodzie. Nawet, nie wiem kiedy a już był piątek i przyjechał Romek. W sobotę pomógł mi sprzątać mój pokój u rodziców. Ja pakowałam moje notatki ze studiów do kartonów a Romek nosił je na strych. Przeglądałam też moje pamiątki z dawnych lat. Wiecie, że mój Filipek będzie miał zabawkę, którą jego mama bawiła się w dzieciństwie? Kilka pamiątek postanowiłam wziąć do siebie m.in.: książki, bajki z mojego dzieciństwa, które dostałam od dziadka. Ponad dwadzieścia lat mają te książki, na nich się wychowałam a teraz będę czytała je Filipkowi. Na większości z nich widnieje dedykacja: "Dla kochanej wnusi Madzi, dziadek Zdzichu, 1992r.". Dziadka już z nami nie ma, pozostało tylko jego pismo i wspomnienia. Myślę, że to właśnie dziadek zaszczepił we mnie miłość do literatury. Chciałam pokazać te książki babci, ale nie byłam w stanie. Czułam, jak coś ścisnęło mnie w gardle i na samą myśl o dziadku zaraz poryczę się. Dlatego nie pokazałam ich babci. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się jej pokazać. W kolejnym dniu przyjechała do nas siostra ze swoim synkiem.

Trzeci tydzień, z siostrą i siostrzeńcem, to był istny rozgardiasz. Po raz kolejny miałam okazję przekonać się, ile pracy i obowiązku jest przy takim małym dziecku. Michałek ma 10 miesięcy. Jest bardzo żywym i ruchliwym chłopcem. Gdy tylko zaobserwuje, że na coś, lub gdzieś, mu się nie pozwala iść, to on natychmiast pędzi tam na czworakach, np: do prądu elektrycznego, do kabli od komputera. Trzeba było poświęcić mu 100% uwagi. Grzeczny był tylko wtedy, gdy spał. Niestety, nie bardzo mogłam się nim zająć, nie miałam sił z takim dużym brzuchem, biegać za nim. A z siostrą dobrze dogadywałyśmy się. Raz ja a raz ona chodziłyśmy do sklepu po zakupy, na zmianę gotowałyśmy i czas nam nawet szybko mijał. Tylko, że ja tęskniłam już za swoim domem, za Romkiem, za ciszą i spokojem, jaki mamy u siebie, bo tam, po ich przyjeździe, zapanował istny chaos i bałagan. Dlatego, już w piątek, Romek przyjechał po mnie  i razem wróciliśmy do siebie.

Niestety, mam taką dziwną naturę, że gdy jestem u siebie, tęsknię za rodzinnym domem, za ogrodem, za tamtym miasteczkiem, natomiast kiedy pojadę tam, to już po kilku dniach, chciałabym wracać, bo ciągnie mnie do swojego domu. I tak, po przyjeździe tutaj, strasznie tęskniłam za nimi, za bratem, siostrą i siostrzeńcem. Tam było pełno ludzi w okół mnie a tutaj znowu zostałam sama. Romek cały dzień jest w pracy a ja nie potrafię znaleźć sobie miejsca. Jestem smutna, przybita, rozdrażniona.  Wszystko mnie wkurza. Nie wiem, ile jeszcze, Romek będzie w stanie znieść, mojego nastroju.