W tym roku dwa razy byłam narażona na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub nawet życia. Pierwszy raz, kiedy lekarz przepisał tabletki po których utrciłam czucie w nogach, potem w nocy dusiłam się własnym językim... Bałam się śmierci. Kilka miesięcy bolały mnie nogi, "wykręcało" ręce. Drugi raz drżałam o swoje życie, gdy zaraziłam się koronawirusem Covid-19. Na początku nie wierzyłam, że to prawda, bo wszelkich zasad sanitarnych przestrzegałam. W dniu, w którym otrzymałam pozytywny wynik, już z trudem łapałam oddech. Bałam się o swoje życie. Nie miałam siły rozmawiać. Przez długi czas coś dusiło mnie w klatce piersiowej, plecy bolały tak jakby przejechał po mnie czołg i straciłam smak. Potem zaraził się mąż, a dzieci miały przez miesiąc kwarantannę i nie chodziły do szkoły.
Z pozytywnych rzeczy:
- Zdałam egzamin na prawo jazdy.
- Kupiliśmy nowy, wymarzony samochód.
- Pojechaliśmy z dziećmi na wczasy.
- R. wrócił z zagranicy na stałe.
- Znalazł dobrą pracę w naszej miejscowości.
- Ukończyłam studia podyplomowe z wynikiem bardzo dobrym.
- Uwielbiam moją pracę i czuję się spełniona.
- Mam wspaniałych i mądrych synów, którzy sprawiają, że codziennie uśmiecham się. Oboje zapatrzeni w mamę. Filipek ma wysokie wyniki w nauce, a Franio pierwszy rok chodzi do przedszkola. Ani jedenej łezki nie uronił. Zawsze uśmiechnięty. Żartowniś i gaduła.
Filipek 9 lat
Franek 5 lat